„Żona goniła mnie do przedświątecznych porządków, a ja chciałem pić piwko na kanapie. Za 600 zł kupiłem sobie święty spokój”

Sprytny mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Moja szanowna małżonka, w przeciwieństwie do mnie, powtarzała, że na Boże Narodzenie mieszkanie musi być wypucowane na błysk. I przystępowała do działania. Wywalała wszystko z szafek, odsuwała meble, trzepała, myła, pucowała, polerowała. I co najgorsze, non stop narzekała”.
/ 15.12.2022 07:15
Sprytny mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Zawsze byliśmy z Moniką zgodnym małżeństwem. Właściwie się nie kłóciliśmy. Jak nam coś leżało na wątrobie, to spokojnie rozmawialiśmy i rozwiązywaliśmy problem. Tylko w jednej sprawie nie mogliśmy dojść do porozumienia: przedświątecznych porządków.

Moja szanowna małżonka, w przeciwieństwie do mnie, powtarzała, że na Boże Narodzenie mieszkanie musi być wypucowane na błysk. I przystępowała do działania. Wywalała wszystko z szafek, odsuwała meble, trzepała, myła, pucowała, polerowała. I co najgorsze, non stop narzekała. Że wszystko musi robić sama, że jej nie pomagam, że jak tak dalej pójdzie, to nie doczeka świąt, bo padnie ze zmęczenia.

Pół biedy, gdyby to trwało dwa, góra trzy dni. Jakoś bym to wytrzymał. Ale ona łapała za ścierkę i zaczynała gderać w pierwszych dniach grudnia, a kończyła tuż przed Wigilią! W ostatnich dniach nerwy miałem już tak zszargane, że specjalnie wychodziłem na spacer lub zostawałem dłużej w pracy, żeby nie wybuchnąć. A gdy nadchodziły święta, to siedziałem jak struty, bo nie potrafiłem się nimi cieszyć. No bo jak, po takich przeżyciach!

Pani Grażynka wydawała mi się lekiem na całe zło

To kumpel podsunął mi rok temu genialne, jak mi się wydawało, rozwiązanie tej męczącej dla mnie sytuacji. Wybraliśmy się na piwo i zaczęliśmy gadać. W pewnym momencie Marcin wspomniał coś o świętach.

– Błagam cię, zmień temat, bo mi się niedobrze robi! – burknąłem.

– Nie lubisz świąt?

– Nienawidzę!

– Pewnie przez te rodzinne spotkania. Rozumiem cię. Ja też się wkurzam, że zamiast leżeć i odpoczywać, muszę biegać przez trzy dni po mieście i odwiedzać ciotki i wujków.

– To nie o to chodzi.

– Nie? To o co?

– O przedświąteczne porządki.

– Co, Monika goni cię do roboty? – w jego oczach dostrzegłem współczucie.

– W zasadzie nie. Kiedyś próbowała, ale gdy kilka razy zrobiłem coś nie tak, jak chciała, to dała sobie spokój.

– To już zupełnie nie rozumiem.

– Nie? To posłuchaj… – nachyliłem się bliżej. 

Przez następny kwadrans opowiadałem mu, jaki to horror przeżywam przez trzy przedświąteczne tygodnie. Jak to żona przestawia mnie z kąta w kąt, żebym nie przeszkadzał, jak to miejsca sobie nie mogę znaleźć, bo wszędzie stoją powyciągane z szafek rzeczy, jak to głodny chodzę, bo ona na gotowanie nie ma czasu, jak to nie potrafię niczego znaleźć… No i oczywiście, jak od rana do nocy muszę znosić jej narzekania i pretensje.

Powiedz mi, po cholerę ona tak haruje? Przecież nic by się nie stało, gdyby zrobiła jedną czwartą tej całej roboty. Ale nie… Musi zrobić wszystko! Po co? – spojrzałem na kumpla z nadzieją, że mnie oświeci.

Ten jednak tylko bezradnie wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia. Po prostu niektóre baby już tak mają i kropka.

– I nic nie można zrobić? Boję się, że nie przeżyję kolejnego wielkiego sprzątania – jęknąłem.

– Jest jeden sposób…

– Mów natychmiast!

– Zatrudnij sprzątaczkę. Ogarnie chatę w ciągu kilku dni, kiedy wy będziecie w pracy i po kłopocie.

– A ile taka sprzątaczka bierze?

– Nie wiem. Ale myślę, że parę stówek będziesz musiał wyłożyć.

– Poważnie? – skrzywiłem się.

– Tanio faktycznie nie jest, ale ciszy i spokoju przed świętami nie da się przeliczyć na pieniądze. Pomyśl, wracasz do domu i oglądasz mecz, a uśmiechnięta żona gotuje ci obiad…

Piękna perspektywa, prawda?

– Oj, piękna, piękna – westchnąłem –  Tylko skąd wezmę sprzątaczkę? Nie chcę wpuszczać do domu obcej, niesprawdzonej osoby. Może ty znasz kogoś rozsądnego?

– Nie, ale popytam wśród znajomych. I kogoś ci załatwię – przyrzekł.

Kumpel dotrzymał słowa. Dwa dni później dostałem od niego numer telefonu do pani Grażynki. Kobieta od lat sprzątała u jego szefa i świetnie się ponoć sprawowała. Zadzwoniłem i umówiłem się na spotkanie. Przyjechała pod nieobecność Moniki.

Nie chciałem o niczym mówić żonie, dopóki nie dogadam szczegółów. Z uwagą obejrzała wszystkie pomieszczenia. Stwierdziła, że mieszkanie jest zadbane, ale roboty i tak jest w bród. Nawet zaczęła wyliczać, co trzeba zrobić, ale ją powstrzymałem. Nie miałem najmniejszej ochoty słuchać o zakurzonych żyrandolach, brudnych listwach przypodłogowych, zapaćkanych kontaktach i innych tego typu drobiazgach.

– Zdaję się na pani profesjonalizm – uciąłem.

Uśmiechnęła się pod nosem.

– W porządku. W takim razie, co chce pan wiedzieć?

– Szczerze? Ile pani zajmie ogarnięcie tego naszego gniazdka.

– W szafkach też sprzątamy?

– Oczywiście, żona zawsze wszystko wywalała…

– W takim razie cztery dni.

– Aż tyle?

– A ma być zrobione porządnie?

– Tak. Żona nie lubi fuszerki.

– A więc szybciej się nie da.

– Ok. A ile to będzie kosztować?

– Cztery dni po sto pięćdziesiąt złotych, czyli razem sześćset – wypaliła.

Zmroziła mnie ta cena, ale jak sobie pomyślałem o tej ciszy i spokoju, nawet nie próbowałem się targować.

– Zgadzam się. Jeszcze dziś porozmawiam z żoną i dam znać, kiedy może pani zacząć – odparłem.

Byłem z siebie bardzo zadowolony

Pomyślałem, że nie dość, że po raz pierwszy od lat ominie mnie przedświąteczna krzątanina, to jeszcze złapię plusy u żony. Nie zamierzałem oczywiście podawać jej prawdziwego powodu zatrudnienia sprzątaczki. Miała myśleć, że zrobiłem to specjalnie dla niej. Byłem pewien, że z wdzięczności rzuci mi się na szyję. Tego dnia Monika wróciła z pracy później niż zwykle. Zła jak osa.

– Co się stało, kochanie? – zapytałem z troską w głosie.

– Pokłóciłam się z kierowniczką. Nie dość, że kazała mi zostać dzisiaj po godzinach, to jeszcze oświadczyła, że tak będzie przez następne dwa tygodnie. Bo jedna z dziewczyn zachorowała, a jest mnóstwo roboty. Mowy nie ma! A kiedy ja posprzątam? – zaczęła narzekać.

– O to nie musisz się już martwić – przerwałem jej.

– A co, zamierzasz mnie zastąpić?

– Ja? Nie. Przecież wiesz, że nie radzę sobie ze sprzątaniem.

– To kto?

– Pani Grażynka. Zobaczysz, wypucuje mieszkanie na błysk.

– Zatrudniłeś sprzątaczkę? Skąd to ci w ogóle przyszło do głowy?

– Przypomniało mi się, jak co roku harujesz przed świętami, a potem padasz ze zmęczenia. No to pomyślałem, że ulżę ci w cierpieniu. Wstyd mi tylko, że dopiero teraz na to wpadłem – odparłem.

Wbrew moim przewidywaniom żona początkowo wcale nie była aż tak bardzo szczęśliwa i wdzięczna. Co prawda podziękowała za troskę, ale zaraz zaczęła szukać dziury w całym. Że sprzątaczka pewnie wszystko poprzestawia i potem ona nic nie będzie mogła znaleźć, że nie chce, by obca osoba grzebała w jej rzeczach, że ona lepiej wszystko poukłada i umyje, że szkoda płacić za coś, co można zrobić samemu, a w ogóle to nie wiadomo, czy ta kobieta nas nie okradnie. Przez godzinę zapewniłem, że to prawdziwa profesjonalistka, zaufana i sprawdzona.

– No dobrze, niech przyjdzie – uległa w końcu Monika. – Jak znam życie i tak będę musiała po niej poprawiać, ale zawsze to jakaś pomoc.

Odetchnąłem z ulgą

Miałem tylko nadzieję, że pani Grażynka rzeczywiście jest taka dobra, jak opowiadał Marcin i żona nie będzie miała powodów do narzekania i gderania. Sprzątaczka przyszła kilka dni później. Spisała się na medal. Po czterech dniach nasze mieszkanie lśniło czystością. Monika aż piała z zachwytu.

– Dzięki, kochanie, to był naprawdę świetny pomysł. Pani Grażynka jest genialna. Sama bym lepiej nie posprzątała. Wiesz, że ona nawet fugi między kafelkami wyszorowała? – opowiadała z zachwytem.

– Widzisz, a mówiłaś, że to bez sensu, że nas okradnie, źle posprząta – przypomniałem.

– Wszystko to wycofuję!

– Czyli jesteś zadowolona?

– Oczywiście. I to tak bardzo, że postanowiłam zatrudnić panią Grażynkę na stałe. Będzie do nas przychodzić raz w tygodniu i dokładnie sprzątać mieszkanie. Już nawet z nią rozmawiałam. Zgodziła się.

– Ale jak to? – wybałuszyłem oczy.

– Sam powiedziałeś, że chcesz mi ulżyć w cierpieniu. A ja przecież haruję w domu przez cały rok nie tylko przed świętami – odparła.

Monika postawiła na swoim. Od tamtych świąt pani Grażynka przychodzi do nas raz na tydzień. Uśmiecham się, udaję, że wszystko jest w porządku, zachwycam się, że w domu jest czysto, a w duszy płakać mi się chce. Przecież kosztuje mnie to sześćset złotych miesięcznie. Gdybym odłożył te pieniądze na koncie, to mógłbym najbliższe święta spędzić w ciepłych krajach… Szlag by trafił Marcina i jego pomysł. Trzeba było wtedy wziąć nadgodziny.

Czytaj także:
„W Wigilię pogodziłam się z siostrą. Nie odzywałyśmy się, bo zarzuciła mi pazerność przy podziale spadku po mamie”
„W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić święta ze mną. Wyłączył telefon i napisał, że nie dał rady”
„Syn wyrzucił mnie z domu w Wigilię. Stary i chory ojciec rujnował mu świąteczny obrazek, więc oddał mnie do szpitala”

Redakcja poleca

REKLAMA