„Znamy się 40 lat, a Kazia obrabia mi tyłek. Od lat nie tykam alkoholu, a ona rozpowiada, że jestem pijaczką”

kobieta, która pokłóciła się z przyjaciółką fot. Adobe Stock, itsmejust
„Był straszny upał. Ledwo do mieszkania przyjaciółki doczłapałam, wspięłam się po schodach i to był koniec. Musiałam się położyć, bo myślałam, że mi serce wyskoczy z piersi. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam. Obudziło mnie brutalne szturchnięcie w ramię”
/ 03.05.2022 07:00
kobieta, która pokłóciła się z przyjaciółką fot. Adobe Stock, itsmejust

Nadeszła jesień i to niekoniecznie złota… Tamtego dnia od rana padało.

– Ha! Idealna pogoda na szczupaka – cieszył się Stanisław, pakując swój sprzęt wędkarski. – A ty, Grażynka, jakie masz plany?

– Jeszcze nie wiem – burknęłam rozeźlona. – Może się powieszę?

Bo naprawdę, głupie pytanie! Co niby mam robić? Pewnie się skończy na leżeniu pod kocem z kryminałem albo – to już byłaby kompletna porażka – znów umyję okna…

Stałam potem za firanką i patrzyłam, jak mąż wsiadał do auta kolegi. Dlaczego facetom łatwiej przychodzą przyjaźnie niż kobietom? Co sobie mają powiedzieć, to powiedzą, żaden drugiemu tyłka za plecami nie obrabia, a jakby co, to potem i tak pogodzą się przy piwku. Może Staś ma rację i powinnam jednak wyjść do ludzi, zamiast ciągle rozpamiętywać tę historię z Kazią? Ale czy potrafię jeszcze komuś zaufać?

Natknęłam się na jej synową

Z Kazią znamy się prawie od zawsze, to znaczy ze czterdzieści lat. Razem zaczęłyśmy pracę, razem awansowałyśmy, a potem niemal w tym samym czasie przeszłyśmy na emeryturę. Najbardziej zbliżyłyśmy się po śmierci jej męża kilka lat temu – była wtedy taka samotna! Stanisław nawet żartował, czy nie powinien dla niej odnowić pokoju po Maćku, skoro i tak cały czas u nas przesiaduje.

To niezupełnie była prawda, bo chodziłyśmy też razem na gimnastykę rehabilitacyjną a nawet czasem do kina. Potem jednak do miasteczka wrócił syn Kazi z rodziną, postanowili się tu wybudować i koleżanka wpadała rzadziej. W końcu miała się o kogo troszczyć, zamiast zbierać plotki.

Latem przyszła z nowiną: wyjeżdża do sanatorium. Do Lądka!

– I w związku z tym mam prośbę: czy mogłabyś podczas mojej nieobecności zająć się kwiatkami? Zapowiadają straszne upały, wszystko mi wyschnie na wiór!

– Ej, Kazia, a dlaczego ty rodziny nie poprosisz o pomoc? – zapytałam, bo rzeczywiście to było dziwne. – Blisko mają i zawsze to lepszy swój niż obcy.

– Ty nie jesteś obca! – oburzyła się. – Poza tym młodzi mają urwanie głowy z budową! Dla nich też dorobiłam klucze, ale sama wiesz… Zjawią się dwa razy i storczyki szlag trafi, nie mówiąc o pelargoniach na balkonie.

Zgodziłam się, bo jak odmówić, przecież to przyjaciółka!

Upały faktycznie były straszliwe, ale skoro dałam słowo, to musiałam dotrzymać. Chodziłam codziennie raniutko do Kazi, podlewałam, raz nawet musiałam oprysk zrobić, bo się przędziorek wdał. Miałam wrażenie, że i rodzina Kazi tam zagląda, raz ktoś zostawił pety w popielniczce na stole, raz brudną szklankę w zlewozmywaku. Ale na nikogo się nie natknęłam. Aż do tamtego dnia…

Upał już od świtu był wyjątkowy. Ledwo się do Kazi doczłapałam, wspięłam się po schodach i to był koniec. Musiałam się położyć, bo myślałam, że mi serce wyskoczy z piersi. Zdążyłam tylko pomyśleć, że byłoby zabawnie, gdybym wyzionęła ducha na tej samej kanapie co Kazi mąż, a potem zasnęłam.

– Nareszcie przyłapałam intruza na gorącym uczynku! – usłyszałam podniesiony damski głos i w chwilę później poczułam szarpnięcie za ramię. – Kim pani jest?

– A pani? – zapytałam wystraszona postawną blondynę.

– Ja?! To już naprawdę bezczelność… Przyłazi do obcego mieszkania się wyspać i jeszcze zamierza mnie legitymować! Co za chamka!

Przytomniałam z każdą chwilą i dotarło do mnie, że to pewnie synowa Kazi. Przecież też miała dostać klucze do mieszkania. Czy to możliwe, żeby koleżanka nie uprzedziła jej, że możemy się tu spotkać? Próbowałam wyjaśnić całą sprawę, ale kobieta nakręcała się coraz bardziej. To ona tu dba o rośliny, ona tu wszystko robi!

Szczebiotała jak gdyby nigdy nic

– Setny raz powtarzam – tłumaczyłam. – Kazia zostawiła mi klucze.

– Jasne, żeby pani miała gdzie trzeźwieć! Proszę mi je natychmiast oddać, bo wezwę policję!

Ja trzeźwieć? Przecież ja od lat nie tykam alkoholu! Co za prostaczka bez grama wyobraźni… Rzuciłam klucze na stół i wyszłam. Myślałam, że nigdy nie dojdę do domu, zadzwoniłam w końcu do Staszka i odebrał mnie samochodem spod poczty. Całą drogę płakałam z upokorzenia. To taką zapłatę dostałam za swoje trudy?

Czułam się bardzo zraniona i jedyne, co jakoś mnie trzymało w pionie, to myśl, że Kazia po powrocie z sanatorium wyprostuje wszystko – ochrzani tę swoją koszmarną synową, a do mnie przyjdzie z przeprosinami. Nic takiego się jednak nie stało. Koleżanka nie tylko się nie pokazała, ale raz nawet miałam wrażenie, że na mój widok schowała się do klatki w obcym bloku. A potem jedna z dawnych współpracownic zapytała mnie, od kiedy mam problem z piciem! Bo coś jej się obiło o uszy, a jej syn pracuje w przychodni uzależnień, mógłby pomóc… Taki wstyd!

Wiem, że to nie świadczy o mnie dobrze, ale poczułam mściwą satysfakcję, gdy usłyszałam, że syn Kazi zarzucił budowę i wrócił za granicę. Mam nadzieję, że teraz siedzi sama, tak samo jak ja. A nawet gorzej, bo ja mam chociaż Stasia.

Rozmyślałam o tym, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zajrzałam przez wizjer. Kazia?! Poczułam jednocześnie złość i tęsknotę. Może lepiej nie otwierać? Weszła cała rozszczebiotana: tyle czasu się nie widziałyśmy! I dalejże opowiadać, co u niej słychać, że w listopadzie leci do dzieci pod Londyn, taka przygoda!

– I co, pewnie kwiatki ci trzeba będzie podlewać, co? – domyśliłam się.

Spojrzała skonsternowana.

– Oj, chyba mnie nie zostawisz w potrzebie? Tyle lat się znamy…

– O wiele za długo – powiedziałam i poczułam się, jakby ciężki kamień spadł mi z piersi. – Na mnie nie licz.

Małoduszne to, wiem, lecz jej mina była warta wszystkiego.

– Ale, Grażynko, kochana – próbowała coś jeszcze powiedzieć, lecz pokazałam jej drzwi.

Stanisław nie mógł uwierzyć, gdy mu opowiedziałam całe zajście. A co, mam sobie wiecznie dawać pluć w twarz i cieszyć się, że deszcz pada?

Czytaj także:
„Mój chrześniak ma zaraz komunię. Żeby dać mu 200 zł, muszę je odjąć od ust własnemu dziecku, a to i tak mało”
„Stary przyjaciel jest sędzią i udzielał mi rozwodu. Wtedy zrozumiałam, że on jest tym jedynym i kocham go od dziecka”
„Diana wygląda jak milion dolarów i wozi się autem droższym niż mieszkanie mojej matki. Pokochałem dziewczynę gangstera”

Redakcja poleca

REKLAMA