Trudno było określić, jaki rodzaj stosunków łączył mnie z Agnieszką. Najprościej można by powiedzieć, że chodzi o stosunki seksualne, ale to nie oddawało całej złożoności naszej znajomości. Zaryzykuję więc stwierdzenie, że to, co mnie z nią łączyło, było… dość skomplikowane.
Zaczynaliśmy od tego, że byliśmy parą znajomych. Na jednej z imprez wypiliśmy o kieliszek za dużo i wylądowaliśmy w łóżku. Rano było nam wobec siebie nawzajem głupio i sam nie wiem, dlaczego uznaliśmy, że ta jednorazowa przygoda jest wstępem do czegoś więcej. Zaczęliśmy się spotykać.
Nasze randki nie były zbyt urozmaicone. Żadne z nas nie miało ochoty na ten związek i rozmowę. Cały czas dążyliśmy do tego, żeby jak najszybciej pójść ze sobą do łóżka. Bo tu, i tylko tu, było nam razem świetnie.
Rozstaliśmy się po miesiącu. Ale nie potrafiliśmy wytrzymać bez seksu ze sobą. I to bez znaczenia, czy byliśmy akurat „stanu wolnego” czy też trwaliśmy w innym związku. Po prostu, zawsze nam rozum odejmowało na widok tej drugiej strony. Jakaś magiczna chemia, której, czego nawet żałuję, nie towarzyszyło żadne uczucie.
W życiu układało nam się różnie
Ja dwa razy byłem zaręczony, ale nie ożeniłem się. Z kolei Agnieszka wyszła za mąż, ale po trzech latach się rozwiodła. Te poważne zobowiązania nie przeszkadzały nam w regularnym spotykaniu się i uprawianiu seksu. Miałem wrażenie, że oboje nie widzimy w tym kompletnie nic złego. Tak jakbyśmy nawzajem składali jedynie na swoich policzkach braterski i siostrzany pocałunek, do którego mamy niezbywalne prawo.
Kiedy zbliżały się moje trzydzieste urodziny, miałem chwilowego „doła” związanego z tą okrągłą rocznicą. Zadzwoniłem do Agnieszki i zapytałem, czy nie ma planów na najbliższy wieczór, bo może wyskoczylibyśmy do kina albo na kolację…
– Maciek, przepraszam, ale nie da rady.
– Rozumiem. Pewnie, dużo pracy.
– Nie. Po prostu jestem z kimś…
– Zazdrośnik? – uśmiechnąłem się.
– Okej, poczekam chwilę. Chociaż nie ukrywam, że bardzo się stęskniłem.
– Maciek, to już nie wchodzi w grę.
– Słucham?!
– Nasz seks już nie wchodzi w grę. Andrzej… to po prostu niesamowity facet. Nie mogę mu tego robić.
– Aha… No trudno, na razie.
– Ale nie gniewasz się?
– Nie no, co ty. Przecież nasz związek był zawsze bez zobowiązań. Żadne z nas nie może od drugiej strony nic wymagać.
Mówiłem szczerze. Inna sprawa, że absolutnie nie wierzyłem w jej nagły przypływ wierności. Byłem przekonany, że to tylko kaprys. Może ten Andrzej jest rzeczywiście fantastyczny w łóżku i dlatego chwilowo postanowiła mu przyznać wyłączność? No bo przecież niby dlaczego teraz nagle miała się zrobić taka porządnicka, skoro wcześniej nie była?
Wziąłem ją na przetrzymanie i zadzwoniłem po miesiącu. Ponownie chciałem wyciągnąć do kina. Zgodziła się tylko na kolację na mieście. Wtedy zrozumiałem, że jej opór może trochę trwać i zaczęło mnie bawić jego przełamywanie. Lecz nawet w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że może mi się to nie udać.
Postanowiłem powoli kruszyć jej opór, niby nic nieznaczącymi spotkaniami, które miały jej pokazać, że wcale nie zależy mi na seksie. Byłem pewien, że z czasem wzbudzi to w niej złość. Wiedziałem, że ma pewną obsesję na punkcie własnej atrakcyjności i lubi czuć się pożądaną.
Gdy zobaczy, że nie dążę do zbliżenia, na pewno poczuje się urażona. Aż w końcu spróbuje sprawdzić, czy wciąż jest atrakcyjna…
Jednak minęło pół roku, a Agnieszka wciąż była zapatrzona w Andrzeja i zaczęła nawet myśleć o ślubie z nim. Ponieważ jej pierwsze małżeństwo było zawarte w urzędzie, teraz marzył jej się ślub kościelny. Zwłaszcza że Andrzej był osobą wierzącą i nie wyobrażał sobie innej możliwości. Co gorsza, Agnieszka również zaczęła chodzić do kościoła i podkreślała, jakie to dla niej ważne.
Irytowała mnie ta jej neoficka gorliwość
Postanowiłem nie czekać dłużej na sukces, ale go przyspieszyć. Trochę „przypadkiem” wpadliśmy do mojego mieszkania, a potem mieliśmy pójść na spotkanie z grupą wspólnych znajomych.
Zaproponowałem toast winem, niby za jej życiowe plany. Zgodziła się. Tak ją zagadałem, że sama nie zauważyła, kiedy wypiła trzy kieliszki. Wyraźnie się rozluźniła... Spróbowałem ją pocałować. Nie broniła się. Ale kiedy moja ręka zaczęła się wsuwać w jej dekolt, chwyciła ją i odsunęła się ode mnie.
– Nie, Maciek, ja nie mogę – wydyszała z trudem. Czułem, że jest niesamowicie podniecona, dlatego zamiast odpowiedzi, próbowałem ją ponownie pocałować. Zakryła moje usta ręką.
– Maciek, ja naprawdę nie mogę.
– Ale co, nie chcesz?
– Chcę. Ale nie mogę.
– Daj spokój z tą wiernością. Dobrze wiesz, że jest przereklamowana. Tyle lat radziliśmy sobie bez niej i było nam dobrze. A teraz? Nie psuj tego, co jest między nami – próbowałem ją przyciągnąć do siebie, ale odepchnęła mnie.
– Maciek, między nami nic nie ma. To znaczy… wydawało mi się, że jest przyjaźń, a seks to tak przy okazji, ale widzę, że tobie chodzi tylko o jedno…
– Przestań mi wstawiać te umoralniające gadki! – wstałem zdenerwowany. – Taka się nagle zrobiłaś święta, chociaż przedtem sama inicjowałaś nasze spotkania. I to nawet jak byłaś mężatką!
– To prawda, że zdradzałam facetów, z którymi byłam. Ale ja ich zwyczajnie nie kochałam. Nawet mojego męża, tak naprawdę, tylko bardzo lubiłam. Wyszłam za niego, bo myślałam, że mnie nie stać na nic więcej, że nie potrafię naprawdę pokochać. Jednak dopiero przy Andrzeju zrozumiałam, co to jest prawdziwa miłość. Wtedy warto być wiernym.
– Pierdy smerdy! – warknąłem. – Zobaczysz, przejdzie ci zaraz po ślubie.
– Nie przejdzie. To znaczy, może kiedyś przejdzie, za parędziesiąt lat. Ale na pewno nie wcześniej. Także nie masz co się łudzić, że jeszcze kiedyś pójdę z tobą do łóżka. Wiem, wciąż na to liczyłeś. A ja trochę nawet żałowałam, że już nigdy nie będziemy się kochać, bo seks z tobą to wspaniała rzecz. Ale mam coś jeszcze wspanialszego i nie chcę ryzykować utraty tego dla chwilowej przyjemności – podniosła się do wyjścia. – I życzę ci, żebyś ty też spotkał tę właściwą osobę, dzięki której poczujesz, że chcesz być wierny.
– Dziękuję, nie potrzebuję!
– Każdy potrzebuje. Tylko nie każdy o tym już wie.
Przestaliśmy się ze sobą kontaktować
Przysłała mi zaproszenie na swój ślub, ale nie skorzystałem. Byłem na nią zły. Nie dlatego, że nie poszła ze mną do łóżka (jeszcze tego samego dnia znalazłem się tam z inną koleżanką, notabene mężatką). Ale po tym, co powiedziała mi Agnieszka, zacząłem się gorzej czuć sam ze sobą. Dawniej używałem życia i nie myślałem, że przez to coś tracę. Wprost przeciwnie, wydawało mi się, że mnóstwo zyskuję, czerpiąc pełnymi garściami z tego, co przyniósł mi los.
A od tamtej chwili zaczęło mi czegoś w życiu brakować. I wciąż tego czegoś szukam. Czy mi się uda znaleźć? Nie wiem. Może już jest za późno? Może ja nie potrafię się naprawdę w kimś zakochać i stać mnie tylko na luźne związki? Nie wiem. Za to chyba wiem, jak taki stan prawdziwego zakochania rozpoznać.
Dawniej myślałem, że to będzie jak na komediach romantycznych, kiedy nagle poczuję, że nie jestem w stanie egzystować bez drugiej osoby, że myślę o niej w dzień i w nocy. Ale tak już parę razy miałem. I potem mi przechodziło. Za to nigdy nie pomyślałem, że to jest ktoś, komu chciałbym być wierny. Takiego kogoś jeszcze nie spotkałem. Ale gdy spotkam, będę wiedział, że to prawdziwa miłość.
Czytaj także:
„Teściowa sfałszowała badania DNA, by rozbić nasze małżeństwo. Wszystko przez to, że ona sama była samotną matką”
„Mój 18-letni syn zakochał się w pannie z dzieckiem. Zaszła w ciążę w liceum, nie wie nawet z kim”
„Byłem zazdrosny o córkę, a jej chłopaka traktowałem jak konkurencję. Chciałem się go pozbyć i prawie straciłem Martynkę"