„Zdradzałem żonę. Kochanki były odskocznią od nudnego małżeństwa. Nie sądziłem tylko, że eks nie da mi o tym zapomnieć”

mężczyzna zdradza zonę fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Małgorzatę poznałem na portalu randkowym. Tak – szukałem wtedy romansu, bo nie byłem szczęśliwy w małżeństwie. A przynajmniej w ten sposób to widziałem i tak sobie to przedstawiałem. Ale gdybym miał pozostać w zgodzie z samym sobą, musiałbym przyznać, że szukałem przygody i odskoczni”.
/ 29.03.2023 16:30
mężczyzna zdradza zonę fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Zupełnie nie wiedziałem, o co jej chodzi. Kiedy żegnaliśmy się rano, wszystko było w najlepszym porządku. Tego dnia pracowałem dłużej, jak zwykle zresztą w środy, a gdy wróciłem do domu, dosłownie w drzwiach uderzyła we mnie fala atmosfery godnej rodzinnego grobowca. Żaneta akurat była w przedpokoju, rzuciła mi ciężkie spojrzenie, a potem bez słowa poszła w głąb mieszkania.

Niech to! Co się mogło stać? Zadałem żonie to pytanie zaraz po kolacji. Żaneta krzątała się po kuchni. Wymieniliśmy kilka zdawkowych uwag, myślałem nawet, że się rozkrochmali, ale nic z tego.

– Powiesz, o co chodzi? – spytałem.

– O nic nie chodzi – burknęła, tak jak przewidywałem.

– Przecież widzę – upierałem się.

Nie pierwszy raz prowadziliśmy tę grę. Ja wiedziałem, że o coś jest zła, a ona zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później trzeba będzie to wyjaśnić. Ale czasem takie utarczki trwały dość długo, nieraz traciłem nawet cierpliwość i wychodziłem. Dzisiaj miałem sumienie czyste jak niemowlę, więc tym bardziej mnie to drażniło.

– Źle widzisz – znów burknęła. – Wiesz, że najbardziej nie lubię kłamstwa, prawda?

Wiedziałem. Ale o co mogło jej chodzić? Zrobiłem w myślach szybki obrachunek złych uczynków. Nic nie znalazłem. Nie skłamałem od tak dawna, że nie mogłem sobie nawet przypomnieć ostatniego razu. Przy niej nie musiałem kombinować i bardzo to ceniłem.

– Dobrze, kochanie – odparłem. – Brzydzisz się kłamstwem, to mamy ustalone.

– Brzydzę się – potwierdziła. – Bo nic tak nie niszczy zaufania do drugiego człowieka jak ono. A ty mnie okłamałeś! I to wielokrotnie!

– Posłuchaj – powiedziałem, starając się zachować spokój. – Jesteśmy dwa lata po ślubie i zapewniam cię, że cię w tym czasie nie okłamywałem.

– Okłamywałeś! – prawie to wykrzyczała. – A na pewno wiem o jednej sprawie. Za to bardzo ważnej. Wiesz, z kim dzisiaj rozmawiałam?

Wzruszyłem ramionami. Z kimkolwiek by rozmawiała, co mogła mi zarzucić?

– Pojęcia nie mam, ale może mnie oświecisz? – zacząłem się irytować.

– Z twoją byłą żoną! – syknęła. – Opowiedziała mi parę ciekawych rzeczy.

Zagryzłem mimowolnie wargi. No tak… Ale jak? Dlaczego? Minęło kilkadziesiąt sekund, zanim zdołałem wydobyć głos.

– Rozmawiałaś z nią? – spytałem bez sensu. – Zapewniała, że nie będzie mi szkodzić. Co ci nakłamała?

Po co szukała Martyny?!

Spojrzała na mnie jak na obrzydliwego płaza i zrobiło mi się dziwnie. Nigdy dotąd nie widziałem u niej takiego wzroku.

– Nakłamała? Coś mi się wydaje, że niekoniecznie. Powiedz, dlaczego dzieci odwróciły się od ciebie zupełnie? Syn niedługo po rozwodzie, a córka, kiedy tylko trochę podrosła?

– Bo je do mnie źle nastawiała.

– Przestań! Po tym, co usłyszałam, wszystko zaczęło do siebie pasować.

Przełknąłem ślinę. Żaneta kilka razy dała mi do zrozumienia, że ma wątpliwości co do mojej wersji rozpadu małżeństwa, ale umiałem ją przekonać, że to ja byłem tak naprawdę pokrzywdzoną stroną.

– Wierzyłam ci, bo chciałam wierzyć. Zakochałam się, a wtedy człowiek nie myśli racjonalnie. Ale teraz już chyba wiem, jak było. Dlaczego mi nakłamałeś?

Znów zamilkłem. Cóż, powinienem chyba odpowiedzieć zupełnie szczerze.

– Bałem się, że nie zechcesz ze mną być, jeśli się dowiesz, że zdradziłem żonę. Że porzuciłem ją dla innej. Obawiałem się, że mi nie zaufasz.

– Głupi jesteś! Wolę najgorszą prawdę od najpiękniejszych kłamstw! Ile razy ci mówiłam, że na kłamstwie nie można nic trwałego zbudować? Ja mówiłam ci szczerą prawdę o moim zmarłym mężu. Nie kochałam go, a wzięłam ślub, bo miałam chwilę słabości i zaszłam w ciążę. Też się bałam, że mnie odrzucisz po takiej wiadomości. A jednak tego nie ukryłam!

Wiedziałem, że ma rację, ale nie chciałem jeszcze tego przyznać.

– To na pewno nie było zupełnie tak, jak ci powiedziała – próbowałem się ratować. – Skoro cię znalazła, żeby na mnie naszczekać, to…

– Ja ją znalazłam – przerwała mi Żaneta, a mnie zatkało po raz kolejny. – Ja z nią chciałam porozmawiać. Przekonać się, czy powiedziałeś prawdę. Mówiłeś, że zgodziłeś się na orzeczenie twojej winy, żeby mieć już święty spokój. Ale podobno wyglądało to nieco inaczej. Opowiedziała mi, jak to było. Chcesz posłuchać?

Nie chciałem, ale musiałem…

Rozwodziłem się może nie z wielkim hukiem, ale przyjemne to na pewno nie było. Martyna miała do mnie wielkie pretensje, uparła się, żeby przeprowadzić rozwód z orzekaniem o winie. Oczywiście mojej. Nawet się niespecjalnie broniłem. Chciałem to mieć z głowy i ułożyć sobie życie z Małgorzatą, z którą się wówczas już mocno związałem. Nie miałem zamiaru ratować małżeństwa. Podczas jednej z naszych ostatnich rozmów Martyna powiedziała:

– Zobaczysz, jeszcze kiedyś będziesz tego żałował.

– Grozisz mi? – prychnąłem.

– Nie grożę. Ja nie zrobię nic, żeby ci zaszkodzić. Ale jeśli się komuś robi krzywdę, to wraca.

Machnąłem tylko ręką. Takie tam gadanie. Co ma wracać? Rozwiedziemy się i już. Będę płacił alimenty i widywał się z dziećmi. Są gorsze nieszczęścia niż rozstanie.
Małgorzatę poznałem na portalu randkowym. Tak – szukałem wtedy romansu, bo nie byłem szczęśliwy w małżeństwie. W każdym razie w ten sposób to widziałem i tak sobie to przedstawiałem. Ale gdybym miał pozostać w zgodzie z samym sobą, musiałbym przyznać, że w istocie rzeczy szukałem po prostu przygody, odskoczni.

Oboje z Małgosią oczekiwaliśmy zresztą tego samego – oderwania się od małżeńskiej rutyny, niezobowiązujących spotkań co jakiś czas. Ale się w sobie zakochaliśmy. Miałem już czterdziestkę na karku, a zadurzyłem się jak szczeniak. Postanowiłem spędzić resztę życia u boku kobiety poznanej niedawno, i to w raczej mało ekskluzywnym miejscu.

Było nam cudownie, nigdy przedtem nie czułem czegoś takiego jak z nią. Ekscytacja, wspaniałe chwile intymności. Wydawało mi się, że to jest właśnie to. Tyle tylko że po jakimś czasie zaczęły się problemy. To jednak prawda, że trudno coś trwałego zbudować na zdradzie. A przecież oboje zdradzaliśmy małżonków.

I trudno budować na kłamstwie – wszak oboje oszukiwaliśmy tych, którym przysięgaliśmy wierność. Po jakimś czasie więzy się rozluźniły, a ja zacząłem dostrzegać, że moja wybranka wcale nie jest tak niesamowita, jak mi się zdawało. Przetrwaliśmy niecałe dwa lata, zanim postanowiliśmy się rozejść.

Z Żanetą zetknął mnie przypadek. Wpadliśmy na siebie podczas szkolenia. Siedzieliśmy obok siebie podczas prelekcji, wymienialiśmy uwagi, bo nudno było niesamowicie, a potem jakoś tak zupełnie naturalnie razem poszliśmy na obiad.

Od samego początku wiedziałem, że poznałem właśnie kobietę, z którą chciałbym być. Czy wynikało to z braku bliskiej osoby? Częściowo może tak, ale przede wszystkim była w moim typie zarówno jeśli chodzi o urodę, jak i wspólne zainteresowania, szczególnie muzyczne. To była znakomita płaszczyzna porozumienia.

Zaczęliśmy się spotykać, a potem już poszło. Było zupełnie inaczej niż z Małgorzatą, zapewne także dlatego, że nikogo nie zdradzałem i nie oszukiwałem, formalnie byłem wolnym człowiekiem.

Kiedy Żaneta pierwszy raz zapytała mnie o byłe małżeństwo, nie zaskoczyła mnie. Nie zamierzałem mówić całej prawdy, bo ta była dla mnie dość miażdżąca. Opowiedziałem więc o tym, jak źle mi było z Martyną, jak od lat myślałem o tym, żeby się rozwieść. Przedstawiłem ją jako osobę nie do końca zrównoważoną, opowiadałem, jak próbowała mnie pobić.

Syn miał do mnie wielki żal

To ostatnie było prawdą, ale nie zrobiła tego zupełnie bez powodu. Sprowokowałem ją. Prawdą było też, że nie zaznałem zbyt wiele szczęścia w małżeństwie. Jednak to właśnie ja je rozbiłem i odszedłem wówczas do innej kobiety. Postarałem się ukryć przed drugą żoną moje mało chwalebne postępki. Uznałem, że te informacje nie są jej do niczego potrzebne. Nie chciałem stracić takiej kobiety. Czułem przecież, że to właśnie ta jedyna. I wiedziałem, że już nigdy nie będę szukał przygód. I jak dotąd rzeczywiście nie szukałem.

 A dzieci? Syn miał do mnie wielki żal. Tym większy, że na początku konfliktu stanął po mojej stronie. Widział, że nie dogadujemy się z Martyną, przeżywamy kryzys. A ja nim manipulowałem. Może wówczas nie do końca świadomie, lecz z perspektywy czasu widzę, że tak było. Ostatecznie zerwał ze mną kontakty, kiedy przeprowadziłem się do Żanety na drugi koniec Polski. Ale już wcześniej dawał sygnały, że nasz układ się psuje.

Córka natomiast, kiedy podrosła, doszła do wniosku, że nie chce się już ze mną spotykać. I tutaj rzeczywiście podejrzewałem wpływ byłej żony. Tylko czy powinienem mieć do niej wielkie pretensje? Kiedy Żaneta skończyła mówić, uniosłem do ust kubek z herbatą. Ręka lekko mi się trzęsła, ale już opanowałem rozdrażnienie. Co miałem na swoją obronę?

– Nie wszystko, co powiedziałem, było kłamstwem – oświadczyłem, patrząc żonie prosto w oczy. – Naprawdę męczyłem się w małżeństwie. Jeszcze zanim poznałem tę drugą…

Zamilkłem, bo na ustach Żanety pojawił się kpiący uśmieszek.

– A mnie się zdaje, że poszukałeś sobie przygody i ta przygoda cię wciągnęła – powiedziała. – Mylę się?

– Owszem, szukałem – przyznałem to wreszcie uczciwie i głośno – ale przecież nie bez powodu. Gdyby mi było dobrze, nie myślałbym o zmianach. Nawet gdybym sobie znalazł kochankę.

Pokiwała głową.

– W to mogę uwierzyć. Tylko co z nami? Jak ci się znudzę albo będziemy przeżywać trudniejsze chwile, też znajdziesz sobie następną?

Wydawałem jej się ideałem

Zabolało mnie, ale musiałem uznać, że zasłużyłem. Płaciłem właśnie za kłamstwo.

– Nigdy! – zapewniłem żarliwie. – Jesteś kobietą mojego życia. Musisz mi wierzyć.

Żaneta nie spuszczała ze mnie oka, śledziła wszelkie moje reakcje. Czułem się jak krewetka wrzucona na patelnię. Albo może raczej jak powoli gotowany rak.

– Kobietą twojego życia… – powtórzyła. – Byłoby mi łatwiej uwierzyć, gdybyś powiedział prawdę, kiedy cię zapytałam. Nie mówię nawet, że całą, ale żeby chociaż była zbliżona do tego, co się działo.

– A czy wtedy chciałabyś ze mną być? – spytałem.

Zastanawiała się przez chwilę i widziałem, że naprawdę o tym myśli, a nie tylko robi pauzę, żeby mi bardziej dopiec.

– Nie wiem – odpowiedziała wreszcie. – Teraz sama już nie wiem. Ale w tej chwili patrzę na ciebie przez pryzmat tego kłamstwa, rozumiesz? Gdybyś mi wyznał wszystko albo chociaż prawie wszystko, jak już powiedziałam… Pewnie bym się z tym pogodziła, a nawet podziwiała cię za to, że umiesz być całkowicie szczery. Byłam w tobie wtedy szaleńczo wręcz zakochana. Wydawałeś mi się ideałem.

– Wydawałem, ale przestałem – powiedziałem z goryczą.

– Przepraszam cię, ale trochę tak jest. Jeszcze wczoraj widziałam w tobie kogoś innego niż dzisiaj. Tak właśnie działa kłamstwo. Zniekształca rzeczywistość.

– Ale poza tym nigdy cię nie okłamałem! – powiedziałem z rozpaczą. – Tylko w tym jednym… Musisz mi wierzyć!

Zaśmiała się, ale zupełnie bez wesołości. Żadnemu z nas nie było do śmiechu.

– Wybacz, lecz skoro skłamałeś w tak ważnej rzeczy, już zawsze będę się zastanawiać, czy mówisz prawdę. Szczególnie jeśli chodzi właśnie o ważne rzeczy. Zrozum, myślałam, że budujemy małżeństwo na solidnym fundamencie. Że mamy do siebie zaufanie, potrafimy zdobyć się na szczerość. Ale okłamałeś mnie i mam nieodparte wrażenie, że postawiliśmy budowlę na piasku. W dodatku bardzo luźnym piasku…

– To nieprawda! – zaprzeczyłem żarliwie. – Kocham cię i nigdy więcej…

To nie będzie łatwe

– Ja też cię kocham – przerwała mi Żaneta. – Inaczej bym z tobą nie rozmawiała. Tylko że to dla mnie bardzo trudne. Zawiodłeś mnie w bardzo ważnej sprawie, rozumiesz to?

Poczułem prawie, jak tracę grunt pod nogami. Zupełnie jakby ten dom na piasku właśnie zaczynał się walić.

– Mam się wyprowadzić? – zapytałem.

W sercu czułem niesamowitą rozpacz. Rozpacz i żal. Żal do siebie, że nie miałem dość odwagi…

– Nie musisz – odpowiedziała. – Po prostu nie okłamuj mnie więcej. Nigdy. Ale powinieneś się pogodzić z tym, że nic już nie będzie takie samo jak przedtem. Kłamstwo zbyt wiele zmieniło między nami. Muszę przywyknąć do twojego nowego wizerunku.

Nie odpowiedziałem, pokiwałem jedynie głową. Nagle zwykły banał „prawda nas wyzwoli” nabrał dla mnie sensu. Przecież gdybym wyznał tę prawdę, nie musiałbym się teraz wstydzić i zastanawiać, jak będzie wyglądać przyszłość. Ale mogę teraz tylko tego żałować i liczyć na to, że odzyskam zaufanie żony. To nie będzie łatwe.

Czytaj także:
„Naprawdę nie chciałem zdradzić żony. Iwona perfidnie mnie uwiodła. Boję się, że teraz zacznie mnie szantażować”
„Żona zarabia 3 razy więcej niż ja. Czuję się jak nieudacznik i jestem pewien, że zaraz wymieni mnie na lepszy model"
„Kolega ożenił się tylko dla kasy. Do dziś musi się zmuszać do sypiania z żoną. Wyobraża sobie wtedy swoją byłą”

Redakcja poleca

REKLAMA