„Moja córka potrzebowała przeszczepu szpiku. Wtedy wyszło na jaw, że nie jestem jej... ojcem”

Dziecko chore na białaczkę fot. Adobe Stock
Zawsze chciałem mieć dzieci. Kiedy urodziła się Agatka oszalałem na jej punkcie. Ona była najważniejsza.
/ 05.10.2020 15:31
Dziecko chore na białaczkę fot. Adobe Stock

Dziś są dziesiąte urodziny Agatki. To nasza pierwsza od dłuższego czasu radosna rodzinna uroczystość. Jutro wszyscy jedziemy na wakacje. Moja córka śpi spokojnie i mam nadzieję, że tak będzie już zawsze, że wyrzuci z pamięci wspomnienie czasu, gdy choroba poddała ją najtrudniejszej w życiu próbie. Wierzę też, że nigdy się nie dowie o burzy, która przeszła obok niej w chwili, gdy była bezbronna i na szpitalnej sali walczyła o życie...

Anię poznałem u mojego przyjaciela Andrzeja. Wpadała czasem, by poplotkować z jego mamą. Mówiła do niej „ciociu”, a do Andrzeja „braciszku”, choć ich pokrewieństwo nie było aż tak bliskie. Spodobała mi się od pierwszego spotkania.
– Odpuść sobie, to niedojrzała dzierlatka – radził mi Andrzej, widząc, jak na nią patrzę. – I ma chłopaka. Taki osiedlowa łajza. Ma na imię Robert. Ciągle go widzę, jak przesiaduje z kumplami na ławce. Mam nadzieję, że to tylko przelotny kaprys małolaty, bo jeśli jest inaczej, to się może źle skończyć...

Nie brałem do głowy tego gadania, bo urokowi Ani trudno było się oprzeć. Ona chyba też mnie lubiła, bo ożywiała się wyraźnie, zawsze gdy przychodziłem. Długo, bardzo długo, była jednak tylko moją dobrą znajomą. Aż do tego dnia, gdy dostrzegłem ją na przystanku przy mojej ulicy. Siedziała tam mimo deszczu i przenikliwego zimna. Podszedłem i zobaczyłem, że płacze.
– Aniu, co się stało – zagadnąłem.
Popatrzyła na mnie i spuściła wzrok.
– Robert ze mną zerwał, bo... – urwała nagle i ukryła twarz w dłoniach.
– To jeszcze nie powód żeby siedzieć na deszczu i płakać – powiedziałem stanowczo. – Musisz się wysuszyć i napić gorącej herbaty. Zapraszam do siebie – rzuciłem obejmując ją delikatnie ramieniem. Nie protestowała. Była w niej jakaś dziwna rezygnacja.

Przyszła do mnie i już została – najpierw na jedną noc, a później na stałe. Tuż przed gwiazdką dowiedziałem się, że jest w ciąży. W styczniu wzięliśmy ślub. Agatka urodziła się w końcu lipca. Była śliczna. Oszalałem na jej punkcie. Wstawałem w nocy, prałem pieluszki, chodziłem na spacery. Nie mogłem się doczekać, kiedy zacznie gaworzyć i stawiać pierwsze kroki. Potem odbierałem z przedszkola, uczyłem jeździć na rowerze, zabierałem do kina, czytałem bajki albo siedziałem godzinami na placu zabaw, patrząc jak szaleje na huśtawce. Dzięki niej moje życie nabrało sensu.
– Rozpieszczasz ją – strofowała mnie Ania. Ale czułem jej akceptację.

Byliśmy szczęśliwą rodziną przez ponad 8 lat. Aż do dnia, gdy po raz pierwszy zauważyłem ciemnoczerwone wybroczyny na skórze Agatki. Zaniepokoiło mnie to, ale jeszcze nie na tyle, by wszczynać alarm. Dopiero gdy zaczęły się regularne krwawienia z nosa i dziąseł podczas porannego mycia zębów, poszliśmy do lekarza. A ten skierował nas na badania hematologiczne. Diagnoza brzmiała jak wyrok: ostra białaczka szpikowa. Ania była załamana.
– Spokojnie, z tego się wychodzi, to można wyleczyć – uspokajałem ją. – Zawsze przecież można zrobić przeszczep szpiku... choćby mojego.

Niestety czarny scenariusz sprawdził się i po dwóch chemiach nie było poprawy. Nidy nie zapomnę tamtego jesiennego wieczoru w Klinice Hematologii. Skromny lekarski pokój i medyk w drucianych okularach, siedzący nad wynikami moich badań.
– Niestety nie może pan być dawcą szpiku dla Agatki. Badanie pańskiego DNA wykazało, że ma pan niezgodne z nią antygeny zgodności tkankowej...
– Nie rozumiem – przerwałem. – Co to znaczy?
– Że nie jest pan jej biologicznym ojcem i pański szpik jest nieodpowiedni do przeszczepu – wypalił bez ogródek.

Pociemniało mi w oczach. Poczułem się jak bokser, trafiony prawym sierpowym. Pamięć odtworzyła film z przeszłości. Zapłakaną i wystraszoną twarz Ani na autobusowym przystanku, słowa Andrzeja i uwagi ciotek: skąd u dziecka te jasne włosy w naszej rodzinie wszyscy mają ciemne.
– Czy to pewne? – wymamrotałem.
– Absolutnie – odparł, podając mi karteczkę z wynikiem.

Ania siedziała na korytarzu, gdy wyszedłem z gabinetu. Chyba coś wyczuła widząc wyraz mojej twarzy, bo w jej oczach zobaczyłem lęk.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś – spytałem matowym głosem.
Wiedziała o czym mówię. Zaczęła gwałtownie szlochać.
– Bałam się. Strasznie się bałam, że odejdziesz, gdy się dowiesz, że Agatka jest Roberta. Myślałam, że wszystko się ułoży, że pokochasz nas obie. Uwierz mi – zawahała się przez chwilę – naprawdę chciałam żebyś był ze mną... i wcale nie ze względu na Agatkę.
Wrobiłaś mnie w dziecko! – wycedziłem.
– Wiem, że możesz czuć się oszukany, masz prawo – powiedziała ocierając łzy. Jej twarz przybrała nagle wyraz niezwykłej stanowczości. – Jeśli nie możesz zaakceptować prawdy, możesz odejść. Proszę cię tylko o jedno – nie teraz... Nie w tej chwili.

Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem szybko w jesienny mrok. W głowie miałem gonitwę myśli, a w sercu żal i poczucie krzywdy. Nie wiem jak i kiedy trafiłem na przystanek przed domem. Ten sam, na którym siedziała kiedyś Ania. Nie pamiętam jak długo tam byłem. Przyjeżdżały kolejne autobusy, których nie dostrzegałem, przechodzili ludzie, których nie widziałem.
– Krzysztof, co tu robisz o tej porze? – do rzeczywistości przywrócił mnie znajomy głos. Przede mną stał Andrzej.
– Napiłbym się piwa – powiedziałem.
– Wiem gdzie jest pub czynny do 3.00, zdążymy, chodź – rzucił kładąc mi rękę na ramieniu.
Ostrzegałem cię kiedyś, że Ania jest niedojrzała i żebyś dał sobie spokój, ale mnie nie posłuchałeś – powiedział, stawiając na stoliku kufel z piwem. – Ale coś ci powiem i może tym razem zechcesz mnie posłuchać. Dzisiaj jest już zupełnie inaczej. Oboje dorośliście. I ty ją kochasz. Agatkę też. To widać gołym okiem. A ojcem jesteś bez względu na geny, bo zapamiętaj: nie ten jest ojcem, kto spłodził, ale ten kto wychował. Biologicznym może być każdy, nawet menel, który nie zdaje sobie sprawy ze swego ojcostwa, a gdy sobie zda ucieka. W czym będziesz od niego lepszy jeśli teraz odejdziesz? Skrzywdzisz tylko troje ludzi.Najbardziej Agatkę, która cię potrzebuje teraz najbardziej. Bycie ojcem to odpowiedzialność. Zastanów się stary: czy liczy się dla ciebie ona, czy jej geny.

Miał rację. Agatka nigdy by nie zrozumiała dlaczego ją zostawiłem w takim momencie. Poczułaby się zdradzona bardziej niż ja tamtego pamiętnego dnia w lekarskim gabinecie.
– Dzięki Andrzej – powiedziałem dopijając piwo. – Jesteś prawdziwym przyjacielem. Późno już, muszę wracać do domu. Rano muszę być w szpitalu...

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”

Redakcja poleca

REKLAMA