Czasem mam wrażenie, że życie lubi z nas drwić, tak jakby śledziło każdy nasz ruch i celowo podkładało nam kłody pod nogi. Piętnaście lat małżeństwa – wzloty i upadki, kompromisy, które przypominały bardziej kapitulację niż porozumienie. Ale z Tomaszem nigdy nie brakowało mi stabilności. Był jak fundament domu, który przetrwa burzę, choć od lat ten dom nie dawał mi ciepła. Myślałam, że rozwód to tylko formalność, że nasza historia się skończyła.
Tymczasem, kiedy stałam w kuchni z tym przeklętym testem ciążowym, poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Ironiczne, prawda? Dziecko w chwili, gdy nasze życie miało się rozdzielić na zawsze. Przez kilka dni żyłam w stanie zawieszenia, zastanawiając się, czy to nie jest przypadkiem ostatnia szansa, którą daje mi los. A może jedynie kolejna próba, którą muszę przetrwać?
Na początku byłam przerażona
Zaczęło się od zwykłego zmęczenia, które początkowo zrzuciłam na stres związany z rozwodem. Przecież kto by nie czuł się wyczerpany po kilkunastu latach małżeństwa, które powoli nas wyniszczało? Gdy jednak pewnego ranka zapach świeżo zaparzonej kawy przyprawił mnie o mdłości, coś zaczęło niepokojąco kiełkować w mojej głowie. Nie, to niemożliwe. Nie teraz. Nie z Tomaszem.
Z drżeniem rąk sięgnęłam po test ciążowy w aptece. Czułam się jak nastolatka, która boi się, że rodzice odkryją jej „grzechy”. W domu zamknęłam się w łazience i wpatrywałam się w białą pałeczkę, na której powoli zaczęły wykwitać dwa różowe paski. Moje serce waliło jak oszalałe.
– Nie wierzę... – szepnęłam do siebie, jakby to coś miało zmienić. Ale wynik nie zamierzał ustąpić.
Przez godzinę siedziałam na zimnej podłodze, wpatrując się w ten wyrok. Miałam prawie 40 lat, rozwód w toku, i perspektywę samotnego macierzyństwa. A jednak gdzieś głęboko tliła się iskra nadziei. Dziecko. Nowe życie. Coś, co mogłoby nas naprawić.
Tego samego wieczoru zadzwoniłam do Ewy, mojej najlepszej przyjaciółki.
– Sylwia, brzmisz jakoś dziwnie. Co się stało? – zapytała zaniepokojona, gdy tylko odebrała telefon.
– Ewa... – zaczęłam, ale głos mi się załamał. Wzięłam głęboki oddech. – Jestem w ciąży.
Zapadła chwila ciszy, w której zdawałam się słyszeć wirujące myśli mojej przyjaciółki.
– O Boże, Sylwia... – powiedziała w końcu. – To... to wspaniała wiadomość?
– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Chcę wierzyć, że tak. Może to znak, że powinniśmy z Tomkiem spróbować jeszcze raz?
Przyjaciółka milczała przez chwilę.
– Sylwia, kocham cię jak siostrę, ale dziecko nie załatwi wszystkich waszych problemów. Nie chcę, żebyś pokładała w tym całą nadzieję...
– Ale jeśli tego nie spróbuję, zawsze będę się zastanawiać, co by było...
Ewa westchnęła ciężko.
– Zrobisz, co uważasz za słuszne, ale obiecaj mi jedno. Nie mów mu od razu. Zastanów się. Naprawdę to przemyśl.
Obiecałam jej to. Ale w głębi serca wiedziałam, że nie wytrzymam długo z tą tajemnicą.
Nie na taką reakcję liczyłam
Czekałam kilka dni, zanim zebrałam się na odwagę, by porozmawiać z mężem. Miałam świadomość, że to może zmienić wszystko – ale nie wiedziałam, w którą stronę. Stojąc w kuchni z kubkiem herbaty, wyobrażałam sobie naszą rozmowę setki razy. Może ucieszy się i uzna, że to szansa? A może wzruszy ramionami, jakby to była jeszcze jedna rzecz, którą trzeba rozwiązać, zanim znikniemy sobie z życia?
Wieczorem zadzwoniłam do niego.
– Możemy się spotkać i porozmawiać? To ważne.
– Sylwia, rozmawiamy teraz tylko przez prawników – odparł chłodno.
– Nie, Tomku, musimy pogadać twarzą w twarz. To sprawa, której nie mogę powiedzieć komuś obcemu – naciskałam.
Zgodził się niechętnie, a ja poczułam, jak skurcz stresu chwyta mnie za żołądek. Spotkaliśmy się następnego dnia w jego nowym mieszkaniu. W środku panował porządek tak idealny, że wydawał się aż nieludzki.
– Czego chcesz, Sylwia? – zapytał beznamiętnie, stawiając przede mną szklankę wody.
– Jestem w ciąży – wypaliłam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Tomasz zamarł. Było to pierwsze uczucie, jakie zobaczyłam na jego twarzy od miesięcy. Zaskoczenie.
– Co? – zapytał, jakby nie dosłyszał.
– Usłyszałeś. Jestem w ciąży. I to twoje dziecko – dodałam, próbując brzmieć pewnie, choć w środku rozgrywała się burza.
Wpatrywał się we mnie długo, tak długo, że zaczęłam się wiercić na krześle.
– Sylwia... nie wiem, co powiedzieć – zaczął powoli, jakby ważył każde słowo. – Ale to niczego nie zmienia.
– Jak to niczego nie zmienia?! – wybuchnęłam. – Tomasz, to twoje dziecko! To szansa, żebyśmy spróbowali jeszcze raz!
– Nie mogę – powiedział, a jego głos stał się nagle lodowaty. – Nie chcę udawać, że to wszystko jest w porządku. Nie wrócę do ciebie.
– Dlaczego? – zapytałam drżącym głosem. – Po prostu powiedz mi, dlaczego.
– Bo jestem już z kimś innym – powiedział cicho, a jego słowa zawisły w powietrzu jak wyrok.
Poczułam, jakby ktoś podciął mi nogi. Wstałam gwałtownie, szklanka wody przewróciła się na stół, rozlewając się na jakieś dokumenty.
– Co ty mówisz?! – wykrztusiłam.
– Ma na imię Agnieszka – odpowiedział, jakby to imię miało wyjaśnić wszystko. – Od jakiegoś czasu jesteśmy razem. I... ona też jest w ciąży.
Te słowa uderzyły mnie jak cios w brzuch. Chciałam krzyczeć, wybuchnąć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Po prostu odwróciłam się i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Nie spałam całą noc
Przebiegały mi przez głowę setki myśli, ale żadna nie przynosiła ukojenia. W końcu wstałam z łóżka, odgrzebałam telefon i zaczęłam przeszukiwać media społecznościowe. Agnieszka. Znalazłam ją szybko – jej profil pełen był zdjęć, na których z uśmiechem pozowała w różnorodnych miejscach. Wśród nich pojawiło się jedno z Tomaszem. Stali blisko siebie, na tle jakiegoś jeziora, trzymając się za ręce. Podpis brzmiał: „Nieoczekiwane szczęście”. Coś we mnie pękło.
Tego samego dnia znalazłam sposób, by się z nią skontaktować. Wiedziałam, że to nierozsądne, że powinnam trzymać się z dala, ale złość i ból były silniejsze niż rozsądek. Zgodziła się na spotkanie w kawiarni.
Siedziała przy stoliku w rogu, nerwowo bawiąc się serwetką. Miała jasne włosy i delikatne rysy twarzy – wyglądała jak ktoś, kto nie wie, na co się pisze. Kiedy mnie zobaczyła, zbladła.
– Agnieszka? – zapytałam sucho.
– Sylwia... – odpowiedziała z napięciem.
Usiadłam naprzeciw niej i wbiłam w nią wzrok.
– Wiesz, kim jestem? – zapytałam.
– Tak. Tomasz mi o tobie mówił – odparła niepewnie.
– Naprawdę? – prychnęłam. – Co ci powiedział? Że jesteśmy w trakcie rozwodu? Że byłam jego żoną przez piętnaście lat?
Agnieszka spuściła wzrok.
– Powiedział mi... że wasze małżeństwo to już przeszłość – zaczęła nieśmiało.
– Przeszłość? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – To zabawne, bo jeszcze wczoraj mówiłam mu, że jestem z nim w ciąży.
Agnieszka podniosła głowę z szeroko otwartymi oczami.
– Nie wiedziałam... – wykrztusiła.
– I co teraz? – przerwałam jej lodowatym tonem. – Myślisz, że on wybierze ciebie? Że zostawi swoje dziecko?
Agnieszka próbowała coś powiedzieć, ale z trudem składała słowa.
– Posłuchaj mnie – przerwałam jej ostro. – Spędziłam z nim piętnaście lat. Były kłótnie, były chwile, kiedy chciałam odejść, ale też były momenty, w których wierzyłam, że jesteśmy nie do pokonania. A teraz ty wkraczasz w nasze życie i myślisz, że wystarczy ładny uśmiech i twoje dziecko, żeby to wszystko przekreślić?
Jej twarz poczerwieniała.
– Myślisz, że to dla mnie łatwe? – wyrzuciła w końcu z siebie. – Tomasz nie jest twoją własnością. Był nieszczęśliwy i szukał... czegoś więcej. Nie chciałam, żeby tak się stało, ale to się po prostu wydarzyło!
– A teraz? Co masz zamiar zrobić? – spytałam, wpatrując się w nią jak w przeciwnika na ringu.
– Nie wiem – szepnęła. – Ale nie zamierzam się szarpać. Jeśli Tomasz zdecyduje, że chce być z tobą, to nie będę go zatrzymywać.
To mnie zaskoczyło. Spodziewałam się kłótni, łez, może nawet ataku, ale nie kapitulacji. Spojrzałam na nią i po raz pierwszy zobaczyłam kogoś, kto był równie zagubiony jak ja.
– W takim razie czekajmy na jego decyzję – powiedziałam w końcu, wstając.
Zostawiłam ją tam, w tej kawiarni, z głową spuszczoną nad filiżanką kawy, czując, że mimo wszystko nie wygrałam.
Zostawił mnie na lodzie
Tomasz zadzwonił dwa dni później. W jego głosie słyszałam napięcie, którego nigdy wcześniej nie zauważyłam. Zawsze wydawał się taki opanowany, jakby nic nie mogło wytrącić go z równowagi.
– Sylwia, musimy porozmawiać. Spotkajmy się wszyscy – powiedział sucho.
Wiedziałam, co ma na myśli. „Wszyscy” oznaczało mnie i Agnieszkę. Bez słowa zgodziłam się, czując narastający ciężar w żołądku.
Spotkaliśmy się w jego mieszkaniu. Agnieszka była już na miejscu, siedziała na kanapie, wyglądając, jakby chciała się zapaść pod ziemię. Tomasz stał przy oknie z rękami w kieszeniach. Na jego twarzy malowało się zmęczenie, jakby te dni były dla niego równie trudne, co dla nas.
– Możesz od razu przejść do rzeczy – rzuciłam chłodno, siadając na jednym z foteli.
Tomasz spojrzał na mnie, potem na Agnieszkę.
– Nie chcę tego przedłużać. Wiem, że każda z was zasługuje na jasność, dlatego powiem wprost: chcę być z Agnieszką.
Moje serce zamarło, a potem eksplodowało. Miałam ochotę rzucić się na niego z krzykiem, ale opanowałam się.
– Oczywiście – zaczęłam z gorzkim uśmiechem. – A ja? Nasze dziecko?
– Sylwia, to nie znaczy, że cię zostawiam samą – odparł z naciskiem. – Chcę być obecny w życiu naszego dziecka. Zrobię wszystko, żebyście mieli wsparcie, ale...
– Ale nie będziesz częścią naszej rodziny – przerwałam mu z ironią. – Tylko twojej nowej, z nią.
Agnieszka podniosła wzrok.
– Nie, nie mów nic. Wygrałaś. On należy do ciebie. Ale nie myśl, że wszystko się skończyło – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.
Odwróciłam się do Tomasza.
– Dobrze. Chcesz mieć dwie rodziny, tak? Żonę, kochankę, dzieci z obu związków? Świetnie. Zobaczymy, jak długo uda ci się balansować na tej linie.
Tomasz zbladł, ale nic nie odpowiedział. Zamiast tego spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, który równie dobrze mógł być żalem, jak i ulgą.
– Chcę, żeby to wszystko przebiegło spokojnie – powiedział.
– Spokojnie?! – wybuchłam. – Myślisz, że to da się załatwić spokojnie? Ty zniszczyłeś wszystko. Wszystko! – popatrzyłam na nich oboje. – Chcę, żebyście oboje pamiętali, że nie da się zbudować szczęścia na cudzym cierpieniu.
Wstałam, wzięłam torbę i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Na korytarzu w końcu pozwoliłam łzom płynąć.
Obie jednak przegrałyśmy
Minęły dwa miesiące. Czasami myślałam, że te dni zlewały się w jedno długie, bolesne pasmo. Mimo to udało mi się przetrwać – nie dzięki Tomaszowi, który ograniczył kontakty do niezbędnego minimum, ale dzięki własnej determinacji i wsparciu ludzi, na których mogłam liczyć.
Dziecko rosło we mnie, a każdy kolejny tydzień ciąży przypominał mi, że nie mogę się poddać. Mąż zaoferował finansową pomoc, ale nigdy jej nie przyjęłam. Za każdym razem, gdy proponował, słyszał ode mnie to samo:
– To nie są pieniądze, które naprawią to, co zniszczyłeś.
Nie chciałam zależeć od niego w niczym, a już na pewno nie finansowo. Znalazłam dodatkowe zlecenia w pracy i zaczęłam uczęszczać na zajęcia jogi dla kobiet w ciąży – nie dlatego, że to mnie interesowało, ale dlatego, że chciałam być wśród ludzi.
Pewnego dnia, gdy byłam na zakupach, natknęłam się na Agnieszkę. Wyglądała na równie zaskoczoną jak ja, a jej widok przyprawił mnie o ukłucie w sercu. Była blada, a jej oczy podkrążone – jakby wcale nie była szczęśliwa.
– Sylwia... – zaczęła, ale ja przerwałam jej, unosząc rękę.
– Nie musimy rozmawiać. Twoje życie to teraz jego problem, nie mój – rzuciłam, sięgając po koszyk z zakupami.
– Nie jesteśmy już razem – powiedziała cicho.
Zatrzymałam się w pół kroku.
– Co?
– On... Nie jest tym, kim myślałam, że jest. Nie radzi sobie. Wymyka się na długie godziny, zostawia mnie samą. Wiesz, czasami myślę, że... może on nigdy nie chciał być z nikim. Może to dziecko i ja po prostu byliśmy pretekstem, żeby odejść od ciebie – mówiła, a jej głos drżał.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po prostu spojrzałam na nią, czując coś, co przypominało litość.
– Mam nadzieję, że znajdziesz swój spokój. Ale ja nie będę częścią tego chaosu – powiedziałam stanowczo, po czym odeszłam.
Wróciłam do domu z dziwnym poczuciem ulgi. Być może po raz pierwszy od długiego czasu poczułam, że wychodzę na prostą. Może nie byłam szczęśliwa, ale byłam spokojna.
Sylwia, 40 lat
Czytaj także:
„Dowiedziałam się o ciąży mając 44 lata i od 3 miesięcy będąc wdową. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać”
„Na obiedzie u teściowej musiałam przełknąć gorzką prawdę o wierności męża. Na deser to ja zaserwowałam zimną zemstę”
„Żyłam jak w bajce, aż przeczytałam jedną wiadomość w telefonie męża. Nie mogę mu wybaczyć tego, jak mnie upokorzył”