Od kilku tygodni nie ma mowy o szybkich lodach po szkole czy wieczornym wypadzie na basen albo plac zabaw. Przez ostatni rok widywałem synów dużo częściej, niż wynikało to z umowy z ich matką. Teraz mieszkają czterysta kilometrów ode mnie! Daleko. Wracam z Gdańska do domu. Ruchu prawie nie ma, pięknie świeci księżyc. Z zamyślenia wyrywa mnie komórka. Numer Janka, najstarszego.
– Co tam, młody?
– Tatuś, to nie Jaś, to ja – w słuchawce słyszę piskliwy głosik Maksia, pięciolatka. – Opowiesz mi bajkę? Nie mogę zasnąć.
Nie pytam, czemu mama albo wujek (nowy narzeczony Alicji) nie mogą. Bo bardzo chcę mu tę bajkę opowiedzieć.
– Włącz głośnik, może i Maciek posłucha.
Maciek ma już dziesięć lat i oficjalnie jest na bajki za duży. Ale wiem, że będzie słuchał. Takich bajek jak moje – o kowbojach i kosmitach – nie opowiada nikt. Zaczynam. Ale w końcu słyszę…
– Tata, możesz skończyć. Obaj już śpią – to Janek. – Trzymaj się, fajnie było w weekend. Ciekawe, co wymyślisz następnym razem. Strzała! Kochamy cię.
Bąkam coś na pożegnanie. Nie chcę, żeby syn usłyszał, że głos mi się łamie. Przede mną jeszcze trzy godziny drogi.
Mam czas na wspominki…
– Adam, to chyba już – Alicja obudziła mnie o trzeciej nad ranem. Zerwałem się z łóżka i zacząłem ubierać.
Nie poszło mi najlepiej. Mojego pierworodnego przywitałem w dwóch różnych butach i koszulce założonej na lewą stronę. Ale to nie miało znaczenia. Trzy godziny później, trzymając na rękach tego malutkiego, krzyczącego człowieka, czułem, że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.
Mieszkaliśmy wtedy w kawalerce na ostatnim piętrze poniemieckiej kamienicy. Mieliśmy piękny kaflowy piec, ale na tym zalety tego miejsca się kończyły. Łóżeczko, kojec, przewijak – odkąd byliśmy w trójkę zrobiło się naprawdę ciasno. I te wąskie schody… Kiedy Alicja wróciła do pracy zdecydowaliśmy, że musimy poszukać większego mieszkania.
Trochę nam to zajęło, ale zdążyliśmy się przeprowadzić, zanim pojawił się Maciek. Byliśmy naprawdę zgraną paczką. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy we czworo. I w ogóle nam się to nie nudziło. Rowery, kajaki, narty, wędrówki. Wspólne czytanie, gotowanie, oglądanie filmów. Janek był świetnym starszym bratem. Bardzo rzadko się na Maćka denerwował. A mały był w niego wpatrzony jak w obraz. Uważaliśmy, że nasza rodzina jest kompletna. Czworokąt, idealna figura – żartowaliśmy. Maksia kocham bardzo, jest słodkim dzieciakiem, najsłodszym z moich synów. I nie winię go za rozpad naszej rodziny. Ale jego niespodziewane pojawienie się na świecie zaburzyło jej dynamikę.
– Adam, sama nie wiem, jak to się stało. Ale wszystko wskazuje na to, że znowu jestem w ciąży – Alicja przekazała mi tę rewelację w moje urodziny. Miała łzy w oczach.
Wiedziałem, dlaczego. Sam nie za bardzo ucieszyłem się z tego prezentu. Właśnie skończyłem czterdzieści pięć lat. Nie czułem się na siłach przechodzić tego wszystkiego od nowa! Noszenie, karmienie, nieprzespane noce… Ale wiedziałem, że nie mogę tego powiedzieć głośno. Alicja na pewno czuła to samo. Po co miałem jej jeszcze dokładać?
– Hej, no nie płacz – przytuliłem ją. – Będzie fajnie, damy radę. Kto, jak nie my? Zobaczysz, chłopcy się ucieszą.
Kiedy minął pierwszy szok, Ala zaczęła szykować się do ponownego zostania mamą.
– Jestem pewna, że to będzie dziewczynka. W tym naszym męskim domu przyda mi się kobiece wsparcie – powtarzała.
Ja po cichu liczyłem na kolejnego chłopaka. Dlaczego? Bo to już miałem przetrenowane. A dziewczynka? Nie miałem pojęcia, jak wychowywać córkę! Okazało się, że na moje wyszło. Ale nie pokazałem, że się cieszę. Bo Ala przez chwilę była bardzo rozczarowana. Szybko jej przeszło.
– Adam, zobacz, co znalazłam. Myślałam, że rozdaliśmy już wszystkie ubranka po chłopcach. Zapomniałam, że odłożyłam je na pamiątkę – Alicja wpadła do sypialni, machając miniaturowymi dżinsowymi ogrodniczkami, które każdy z naszych synów miał pewnie na sobie ze dwa razy. Ale rzeczywiście były urocze.
Pierwszy rok po urodzeniu Maksa był ciężki
Ala zajmowała się maluchem, ja ogarniałem starszych. Kiedy w weekend zabierałem ich na wycieczkę, Ala zostawała w domu. Potrzebowała odpoczynku. I chwili dla siebie. Rozumiałem to. I szanowałem. Inaczej niż przy Janku i Maćku, Ala nie wróciła do pracy po roku.
Postanowiła skorzystać z urlopu wychowawczego. Wiedziałem, że finansowo będzie ciężko, ale nie zamierzałem żony przekonywać, skoro nie czuła się na siłach. Nie oczekiwałem, że Ala nie będzie wydawać pieniędzy na siebie, ale jednak miałem nadzieję, że wie o potrzebie zaciskania pasa. Dlatego trochę się zdenerwowałem, kiedy powiedziała mi o jodze.
– Kochanie, chciałabym wrócić do jogi. Ale nie dam rady chodzić na zajęcia, nie chcę zostawiać Maksia z niańką. Dlatego instruktor będzie przychodził do mnie, dwa razy w tygodniu. Zaczynam jutro – oznajmiła mi któregoś wieczora.
To nie było pytanie, propozycja – tylko oświadczenie. To mnie zirytowało jeszcze bardziej. Powiedziałem o kilka słów za dużo. Coś o tym, że to ja zarabiam, a ona tylko wydaje… Wiedziałem, że się zagalopowałem. I już pięć minut później zacząłem za to przepraszać.
– Poniosło mnie, wiesz, że tak nie myślę. Przepraszam. Po prostu martwię się pieniędzmi. Janek wierci mi w brzuchu dziurę o kurs wspinaczkowy. A ja się nie mogę w pracy doprosić o podwyżkę. Ale nie martw się, coś wymyślę. Na twojego jogina też starczy – zapewniłem żonę.
Ala mi wybaczyła. Ale myślę, że tamten wieczór to był początek końca naszego małżeństwa. A już na pewno dzień następny, kiedy w życiu Alicji pojawił się Filip. Przystojny, umięśniony, siedem lat młodszy od niej instruktor jogi.
Może jestem po prostu idiotą. A może to świadczy, że nie byłem jednak wystarczająco zaangażowany w nasz związek (jak w czasie rozwodu utrzymywała Alicja). A może jednak naprawdę nasza rodzina funkcjonowała bez zarzutu. Bo prawda jest taka, że gdyby tego samego dnia, w którym wieczorem Alicja oznajmiła mi, że chce rozwodu, ktoś rano mnie zapytał, jak moje małżeństwo – odpowiedziałbym, że świetnie. Wszystko funkcjonowało po staremu, nikt się z nikim nie kłócił. A ja nawet raz nie pomyślałem, że Alicja może mieć romans.
Wiem, że można stracić dla kogoś głowę
Jestem w stanie to zrozumieć. Ale nigdy nie wybaczę Alicji, że na sali sądowej kłamała. „Nasze małżeństwo od dawna było fikcją”, „Od lat oprócz dzieci i obowiązków domowych nie łączyło nas już nic”, „Adam tylko pracował i pracował, na mnie nie zwracał uwagi”. Moja adwokatka musiała mnie trzymać siłą, bo chciałem się zrywać z miejsca i krzyczeć.
Raz zapytałem ją na sądowym korytarzu:
– Alicja, jak możesz tak kłamać? Dlaczego mi to robisz? Za co?! – krzyknąłem. Chciała coś odpowiedzieć, ale jej adwokat złapał ją za ramię i odciągnął.
Z zadumy wyrywa mnie błysk pioruna. I zaraz kolejny. Po chwili już leje. I to tak, że muszę bardzo zwolnić, bo nic nie widzę. Burza. Tamtej soboty burza rozpętała się, jak tylko wróciliśmy do domu. Zanim skończyłem przypinać rowery, już byłem cały mokry.
Alicja i chłopcy pałaszowali coś w kuchni, więc zawołałem:
– Pierwszy pod prysznic!
Kiedy po kwadransie wszedłem do kuchni, Maksio już spał na krześle. Zaniosłem go do łóżeczka, rozebrałem i położyłem spać. Maćka udało się zaraz zapędzić pod prysznic. Janek jeszcze coś oglądał z mamą w telewizji, ale też ziewał i w końcu się poddał. Zostaliśmy z Alicją sami.
– Zasłużyliśmy na wineczko – oświadczyłem i zabrałem się do otwierania butelki. Alicja nic nie odpowiedziała, ale wiedziałem, że na pewno chętnie się napije.
– To co oglądamy? – zapytałem, opadając na kanapę. Podałem Alicji kieliszek i chciałem ją objąć, ale się odsunęła.
– Co jest? Kąpałem się – zażartowałem.
– Adam, muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego. Zakochałam się w Filipie, tym od jogi. To coś poważnego. Chcemy być razem. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Przecież sam wiesz, że nam się już od dawna nie układa. Chciałabym, żebyś się wyprowadził. Tak będzie najlepiej.
Te wszystkie zdania Alicja wypowiedziała na jednym oddechu. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem, co żona mi komunikuje.
– Ala? Ty mówisz serio? Czy żartujesz? A może zwariowałaś?
Alicja tylko kręciła przecząco głową.
– Naprawdę zwariowałaś. W pięć minut chcesz przekreślić nasze małżeństwo, zniszczyć naszą rodzinę? Ot tak? Zakochałam się? Czy ty sama siebie słyszysz? – kiedy do mnie dotarło, że Alicja naprawdę chciała powiedzieć to, co usłyszałem, zacząłem krzyczeć.
Trzęsły mi się ręce.
– Nam się nie układa? Co nam się nie układa? Powiedz mi, bo nie wiem. Haruję jak wół, żeby wam niczego nie brakowało. Ale przecież codziennie jestem w domu. Czytam chłopcom bajki, kładę ich spać. Między nami się nie układa? Sorry, trzy dni temu miałaś w nocy dwa orgazmy. Chyba że udawałaś. Nie wątpię, że ten Filip jest lepszy w te klocki, taki elastyczny, ale czy on zna twoje ciało tak jak ja?
– Ciszej, pobudzisz chłopców – Alicja próbowała mnie uspokoić.
– Ciszej?! Kobieto, zastanów się, co ty robisz. Mam być cicho, kiedy niszczysz mi życie? I jeszcze to ja mam się wyprowadzić? Zostawić dzieci z tobą? Rozum ci odebrało?! Wolisz jogina od rodziny, okej. Proszę bardzo, droga wolna. Możesz się wyprowadzić choćby dziś… Proszę! – wybiegłem do przedpokoju i wyciągnąłem z szafy walizkę. Rzuciłem ją Alicji pod nogi. – No już, pakuj się i wynocha!
– Tatuś, co się dzieje? Mamusia wyjeżdża? – w progu stanął Maksio, przecierając zaspane oczy.
Nie wiem, jak skończyłby się ten wieczór, gdyby nie on. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do łóżka. Skuliłem się koło niego i zostałem do rana. Wtulony w synka przepłakałem pół nocy. Na chwilę zasnąłem. Po obudzeniu byłem pewien, że to był koszmarny sen. Zanim do mnie dotarło, że nie.
Alicja wyprowadziła się do Filipa jeszcze tego samego dnia. Przy obiedzie powiedziała o tym chłopcom. „Mamusia przez jakiś czas będzie mieszkać gdzie indziej. Zostajecie z tatą. Nic się nie martwcie, wszystko się ułoży. Kocham was najbardziej na świecie”.
Nie pamiętam, czy dokładnie tak brzmiała jej przemowa. W ogóle niewiele pamiętam z tych pierwszych tygodni.
Znalazłem adwokatkę. Obiecała, że wywalczymy opiekę nad dziećmi, że sąd weźmie pod uwagę, że rozpad naszej rodziny nastąpił z winy Alicji.
– Nie będzie łatwo, panie Adamie. Musi się pan przygotować na wojnę. Będzie pranie brudów, będą ciosy poniżej pasa. Ale innej drogi nie ma.
Zrozumiałem, że nie dam rady
Byłem nastawiony bojowo aż do pierwszej rozprawy. Już po kwadransie zacząłem mieć wątpliwości, czy dam radę. To wtedy usłyszałem, jak Alicja wygłasza te wszystkie kłamstwa o naszym małżeństwie. Na drugiej rozprawie sędzia oznajmiła, że w celu ustalenia opieki nad małoletnimi Janem, Maciejem i Maksymilianem zostanie powołany biegły i będzie rozmawiał z moimi synami. Wtedy zrozumiałem, że nie dam rady. Że nie chcę im tego robić. Że muszę się dogadać z Alicją. Dla ich dobra.
Sami ustaliliśmy zasady opieki. Chłopcy mieli zostać w naszym mieszkaniu, z Alicją. W co drugi czwartek wieczorem ona będzie się wyprowadzać, a chłopcami do poniedziałku rano będę zajmować się ja. Alicja obiecała mi, że przynajmniej przez rok Filip nie zamieszka z nią i chłopcami. W dokumentach rozwodowych znalazł się tylko zapis, że mam prawo do spotkań z chłopcami w co drugi weekend i zabierania ich na połowę wakacji letnich.
Adwokatka uprzedzała mnie, że to ryzykowne, ale nie słuchałem. Znalazłem mieszkanie dwa bloki dalej. Jakoś dawałem radę. Alicja zgadzała się, żebym odbierał w tygodniu Maksa z przedszkola, a Maćka i Janka ze szkoły. Szliśmy potem na lody, do parku. Czasem sama dzwoniła i pytała, czy mogę się nimi zająć.
Wobec siebie zachowywaliśmy się uprzejmie. Kiedy chłopcy pytali, dlaczego już nie mieszkamy razem, zawsze odpowiadałem, że ciągle jesteśmy ich rodzicami i zawsze będziemy rodziną, ale po prostu mama i tata już nie mogą razem mieszkać. Wiedziałem, że poznali Filipa. I go polubili. Z jednej strony – zabolało. Z drugiej – wiedziałem, że to dobrze, że się dogadują z chłopakiem matki. A kiedy już zacząłem jakoś się w tej rzeczywistości odnajdywać – wybuchła bomba.
– Tata, mama mówi, że po wakacjach przeprowadzamy się do Gdańska. Wszyscy. Super, wspaniale będzie mieszkać nad morzem – Janek uśmiechał się i wcinał naleśnika, a mi zawirował przed oczami świat.
– Co robicie?
– Nie robicie, a robimy! Bo chyba ty też się przeprowadzasz… Nie? Tato, jak to nie? Mama powiedziała, że cała rodzina się przeprowadza. Będzie ekstra!
Walnąłem pięścią w stół. Złapałem za komórkę i wybiegłem na balkon.
– Oszalałaś?! Co ty wyrabiasz?! Jaki Gdańsk? Chcesz mi zabrać synów na drugi koniec Polski? I jeszcze bezczelnie kłamiesz? I dlaczego ja się dowiaduję od nich? Po moim trupie, rozumiesz? Po moi trupie! Spotkamy się w sądzie!
– Panie Adamie, trochę jest pan sam sobie winien. Mówiłam, że trzeba walczyć. Ale nie poddajemy się. Zaraz złożę wniosek w sądzie rodzinnym – powiedziała prawniczka.
Obiecywałem sobie, że nie odpuszczę
Że tym razem nic mnie nie powstrzyma. Gdańsk? Pięćset kilometrów od Wrocławia? Mam spędzać dziesięć godzin w aucie, żeby przez dwa dni być ojcem? I co, będę ich tam zabierać do hotelu? Niedoczekanie.
– Tato, przepraszam, że się tak cieszyłem na ten Gdańsk. Wcale nie chcę tam mieszkać. Znaczy nie chcę bez ciebie. Mogę to powiedzieć w sądzie. Sprawdzałem w necie, mam już czternaście lat, sąd powinien mnie spytać o zdanie – dopiero, kiedy Janek przyszedł do mnie o tym porozmawiać, zauważyłem, jak bardzo dojrzałego mam już syna. – Jak chcesz, to ja zostanę z tobą. Chociaż będę tęsknić za maluchami… Bo mama mówi, że nie odpuści. Że ma prawo mieszkać, gdzie chce.
Byłem wściekły na Alicję. Co jej się porobiło w głowie, że chce unieszczęśliwiać dzieci? I ciągle bardzo bojowo nastawiony. Przeszło mi trzy tygodnie później. Po burzliwym dniu w sądzie, awanturze na korytarzu i potem jeszcze przez telefon, w mojej wynajętej kawalerce wypiłem pół butelki wina. Powoli zacząłem się uspokajać. Zadzwoniła komórka. Numer Janka, ale w słuchawce usłyszałem Maćka.
– Tatuś, ty naprawdę idziesz z mamą na wojnę? Bo ona tak mówi. – Będziecie walczyć na miecze? Czy strzelać? – to był Maksio, trochę przestraszony, trochę podekscytowany. – Ale tylko tak na niby? Nie zrobicie sobie krzywdy?
Poddałem się. Alicja wiedziała, jak to rozegrać. Znała mnie bardzo dobrze. Wiedziała, że tak bardzo kocham synów, że zgodzę się na wszystko. Byle oni byli szczęśliwi. Ciągle jestem wściekły na nią i na siebie, że dałem się jej tak podejść. Ale gnam co dwa tygodnie do tego Gdańska, wynajmuję hotel albo domek nad morzem. I z każdego weekendu staram się wycisnąć jak najwięcej…
Uff, dojechałem. Pięć godzin na sen i do roboty. Będę zasypiał za biurkiem, ale trudno. Muszę wytrzymać jeszcze trochę. Może do stycznia. Bo już się zdecydowałem. Przeprowadzam się do Gdańska. Na razie nic nie mówiłem chłopcom. Ale za dwa tygodnie mam rozmowę kwalifikacyjną w dużej firmie. A jak się nie uda – trudno. Zostanę gońcem albo kasjerem w supermarkecie. Byle być blisko synów.
Czytaj także:
‚Podejrzewał narzeczoną o zdradę, a sam miał wiele za uszami! Zamiast pogrążyć dziewczynę, detektyw znalazł brudy na niego”
„Rzuciłem ciężarną narzeczoną kilka dni przed ślubem. To był początek nieszczęść, których nigdy sobie nie wybaczę”
„Własny syn odbił mi narzeczoną. Chciał się zemścić za to, że kiedyś zostawiłem jego matkę dla innej”