„Zamiast przyciąć tuje w ogródku, mąż siedzi w piwnicy i coś tam dłubie. Taki nudziarz, a jednak piszą o nim w gazetach”

kobieta, która przycina tuje fot. Adobe Stock, photosvideos
„Specjalnie przetrzymałam ich na progu dłużej, żeby wszyscy sąsiedzi widzieli, że do nas prawdziwa ekipa dziennikarska wchodzi. Nie byli jednak zainteresowani moim pięknie wysprzątanym salonem, tylko od razu powiedzieli, że chcą porobić zdjęcia w pracowni Wacka”.
/ 08.05.2022 04:31
kobieta, która przycina tuje fot. Adobe Stock, photosvideos

Kiedy czasami spotykam się w przychodni z moimi koleżankami z dawnej klasy, to wszystkie chwalą się, jakie ich mężowie mają na koncie sukcesy. A ja co mam powiedzieć? Wacek pracuje w tej samej firmie od 20 lat, i chociaż on jest zadowolony, to ja bym wolała, żeby poszukał czegoś bardziej ambitnego, czegoś, żebym mogła się pochwalić. Ja sama wylądowałam na kasie w supermarkecie, więc chciałabym choć męża mieć na wyższym stanowisku. A tak muszę tylko ze smutkiem przyznawać, że nie dość, że mi się mąż nie udał, to jeszcze i mnie unieszczęśliwił.

– Przychodzi z pracy, obiad je, a potem nos w gazetę wsadza – żalę się. – Ani się do mnie i dzieci nie odezwie, a przecież w mieście pracuje, niejedno mógłby opowiedzieć!

Jak już przeczyta tę swoją gazetę od deski do deski, to schodzi do piwnicy, bo tam ma warsztat urządzony, i siedzi całymi godzinami nad jakimiś durnymi modelami statków, samolotów czy innych nikomu niepotrzebnych bzdur. I mogę go sobie prosić, żeby zrobił coś pożytecznego, choćby zaostrzył noże, bo już chleba nie mogę ukroić, albo chociaż poszedł i obciął tuje w ogródku… Pomruczy, pomruczy i dalej robi swoje.

A mieszkamy w takiej eleganckiej okolicy! Dawniej były tu zwyczajna wieś i pola, ale odkąd zrobiły się przedmieścia, to ludzie z naprawdę wypchanymi portfelami zaczęli kupować działki i budować domy, no, i nagle zrobiła się modna okolica! Ale Wacek tego nie rozumie. Dla niego najlepiej byłoby, żeby zostało tak samo jak dwadzieścia lat temu. On wolał te kury biegające po podwórku… Nie rozumie, że teraz wszystko musi być elegancko, z przystrzyżonym trawnikiem, z drewnianą huśtawką, murowanym grillem i najlepiej jeszcze minibasenem.

– A na co ci, kobieto, basen w naszym klimacie – zapytał, kiedy dowiedział się o moich planach. – Jeszcze się Mruczek utopi i kłopot będzie!

On twierdzi, że sąsiedzi to snoby

Nasz kot to moje kolejne źdźbło w oku. Wacek znalazł go w tekturowym pudełku, jak raz wyszedł na spacer z dzieciakami. Nie mówię, dobrze zrobił, że kota od śmieci uratował, ale koniecznie musiał go od razu przygarniać? I jeszcze Mruczkiem go nazwał, kiedy sąsiad z jednej strony ma persa Horacego, a sąsiadka z drugiej strony teriera medalistę.

No i co mogę sama poradzić przeciwko całej rodzinie? Bo moje dzieci to całkiem w ojca się wdały i im jest dobrze tak, jak jest. Więc sama się męczę i odkładam jak mogę, a to gipsowego krasnala kupię, a to najmodniejsze odmiany roślin, a to drogą jak nieszczęście firankę, żeby to wszystko tylko jakoś wyglądało. Mam nadzieję, że sąsiedzi to docenią i kiedyś na jakiegoś grilla w towarzystwie doktorów albo sędziów zaproszą.

Dlatego Wacka zawsze gonię, żeby po domu jak jakiś dziad w dresie i pobrudzonych portkach nie chodził, bo wpadnie do nas sąsiad, właściciel komisu samochodowego, i wstyd będzie! Ale Wacek mówi mi, żebym żadnych odwiedzin się nie spodziewała, bo wszyscy ci sąsiedzi to snoby nie z tej ziemi.

– Pamiętasz, jak się budowali? – wypominał mi nieraz. – Pozwoliliśmy im korzystać z prądu kilka dni, to potem jakie fanaberie były z zapłatą! Bo oni myśleli, że na wsi prąd jest tańszy! Jakby drzewa go produkowały!

– Oj tam! – wzdychałam. – Ale z bombonierką potem przyszli, nie?

– Przeterminowaną o pół roku – kontrował mnie Wacek i schodził spokojnie do piwnicy, żeby zająć się klejeniem następnych kurzołapów.

Oj, ciężkie miałam z nim życie!

Jednego dnia jak siedziałam na kasie, to cały czas wzdychałam, bo Wacek zapowiedział, że na urlop możemy jechać jak co roku, w Bieszczady.

– Nie będę brał pożyczek na twoje fanaberie – zapowiedział mi.

Ja chciałam, żebyśmy pojechali do Egiptu albo do Hiszpanii… Miałabym potem o czym rozmawiać z sąsiadkami, a nie wiecznie te połoniny i łażenie po górach. Nudy!

– A co ty tak, Grażka, wzdychasz? – zapytała moja znajoma, Elka, bo właśnie ją obsługiwałam. – Tak zawsze na Wacka narzekałaś, to chyba teraz musisz być dumna, nie?

– A niby z czego miałabym być dumna? – nie zrozumiałam.

– To nie czytałaś? – zdziwiła się z kolei Helka i rozłożyła na taśmie gazetę, którą właśnie jej skasowałam.

Natychmiast zabrałam się za porządki

Dobrze, że akurat nie było w sklepie ludzi. Na pierwszej stronie gazety było zdjęcia Wacka – mojego Wacka! – z jakimś modelem statku i wielkim napisem, że niby wygrał jakiś ogólnopolski konkurs. Ale nie to przykuło moją uwagę, tylko czarny druk na dole strony. „W następnym numerze relacja z domu pana Wacława”.

– O Boże, gazeta do mnie przyjedzie! – wrzasnęłam i od razu zadzwoniłam do Wacka z pretensjami, że mnie o niczym nie poinformował.

– Wiedziałem, że od razu zaczniesz sprzątać, a oni i tak przyjdą tylko do piwnicy – mówił, ale go nie słuchałam, bo już biegłam do kierowniczki, kłamiąc, że strasznie boli mnie brzuch i muszę wcześniej wyjść.

Co ten człowiek sobie myślał?! Jak ja miałam teraz ze wszystkim zdążyć? Bo na pewno nie miałam zamiaru pozwolić, żeby dziennikarze chodzili po naszej brudnej piwnicy. Zdecydowałam, że przyjmiemy ich w salonie, najwyżej przyniesie się trochę modeli, no i dzięki temu będę miała mniej sprzątania. Po południu ledwo żyłam, ale zdążyłam nawet umyć okna i powiesić nowe firanki.

Zrobiłam trochę miejsca na półkach i przyniosłam kilka modeli z piwnicy. Kilka z nich było dziwnie kruchych i tylko wzięłam je do ręki, a tu od razu coś się złamało, uznałam jednak, że Wacek jakoś to sobie poprawi. Nie zdążyłam tylko upiec ciasta, ale jak tylko córka wróciła ze szkoły, wysłałam ją do pobliskiej cukierni.

Wacek strasznie się zdenerwował, jak zobaczył te ryski na modelach.

– Wiesz, ile czasu mi zajęło, żeby je posklejać? – krzyczał.

Na szczęście akurat do drzwi zadzwonili dziennikarze, inaczej chłop chyba po raz pierwszy w życiu zrobiłby mi awanturę… Specjalnie przetrzymałam ich na progu dłużej, żeby wszyscy sąsiedzi widzieli, że do nas prawdziwa ekipa dziennikarska wchodzi! Nie byli jednak zainteresowani moim pięknie wysprzątanym salonem, tylko od razu powiedzieli, że chcą porobić zdjęcia w pracowni laureata. Nie wiedziałam, gdzie ze wstydu oczy podziać, kiedy tam weszli, był taki nieporządek!

Oni jednak wydawali się zachwyceni „naturalnym klimatem” i „niepowtarzalną atmosferą.” Cóż, może się nie znam. Najgorsze, że z tego wszystkiego nie zdążyłam się przebrać i na wszystkich zdjęciach, na które zdołałam się wepchnąć, byłam w brudnej podomce! Ale w sumie to i tak nie miało żadnego znaczenia. Bo w gazecie wydrukowali zdjęcia tylko Wacława z modelami…

Nie ma jednak tego złego, coby na dobre nie wyszło. Mało na zawał nie zeszłam, kiedy następnego dnia zobaczyłam na naszym progu samego doktora z małżonką!

– Słyszeliśmy, że mamy słynnego sąsiada – zaczął pan Majewski. – Ja też trochę się tym interesuję, jestem skromnym amatorem, i myślałem, że może mógłbym obejrzeć…

– Ależ oczywiście – powiedziałam z zapałem i od razu zawołałam Wacka, żeby oprowadził pana doktora.

Sama za to zaprosiłam panią doktorową do salonu, bo gdzie kobieta z klasą będzie chodziła po piwnicach… Ona zaprosiła mnie w rewanżu do siebie i prędzej trupem padnę, niż odpuszczę sobie taką okazję! I kto by pomyślał, że to mój Wacek załatwi mi przyjaźń z sąsiadami…

Czytaj także:
„Wpadłam w alkoholizm przez ambicję rodziców. Piłam bez przerwy, nawet kiedy zaszłam w ciążę”
„Dla kobiet byłem niewidzialny, a jednak zdobyłem serce egzotycznej piękności. Moja rodzina uznała ją za naciągaczkę”
„Babcia zwabiła dziadka na pęto kiełbasy i skończyli przed ołtarzem. To napawa mnie nadzieją, że na mnie też czeka miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA