„Żałuję, że kariera była dla mnie ważniejsza niż narzeczony. Awans i pieniądze nie ogrzeją mnie wieczorem”

smutna dziewczyna fot. Adobe Stock, zigres
„Miałam przed sobą obietnicę kariery i sukcesu. A Marcin miał swoje marzenia i aspiracje, których nie chciał i nie mógł porzucić. Po jakimś czasie zrozumiałam, że idziemy zupełnie od odmiennymi ścieżkami. I nie patrzymy na życie w tym samym kierunku. Po wielu rozmowach i nieprzespanych nocach podjęliśmy trudną decyzję – zerwaliśmy zaręczyny”.
/ 26.05.2023 09:15
smutna dziewczyna fot. Adobe Stock, zigres

Byliśmy z Marcinem jedną z tych par, które wyglądają jak z obrazka. Wszyscy znajomi i rodzina mówili o nas, że jesteśmy sobie jakby przeznaczeni, a miłość, która nas łączyła, miała być istnym darem od losu. I rzeczywiście tak było. Niestety, dorosłe życie okazało się dla nas ogromnym wyzwaniem. Nasza historia pokazuje, że nieraz kariera i ambicje mogą stanąć na przeszkodzie do szczęścia dwojga ludzi. Niech będzie to przestrogą dla innych par.

Wiedziałam, że nasza miłość jest prawdziwa

Stałam przed nim, patrząc głęboko w jego oczy, które iskrzyły się miłością. To był moment, na który czekałam przez wiele lat - Marcin właśnie mi się oświadczał. Serce biło mi jak szalone, a moje oczy zalane były łzami radości. Bez wahania przyjęłam jego propozycję. Wiedziałam, że nasza miłość jest prawdziwa i że chcę spędzić resztę życia u boku tego wyjątkowego mężczyzny. To była dla nas obydwojga niezwykle ważna chwila, pełna nadziei i radości. Anna i Marcin. Dwoje młodych ludzi, patrzących z optymizmem w przyszłość.

Planowaliśmy wspólnie spędzić resztę życia, zbudować rodzinę i spełniać marzenia. Nie posiadałam się ze szczęścia. Zresztą, tak samo pozytywnie na tę fantastyczną nowinę zareagowali także nasi bliscy i przyjaciele. Ludzie, którzy od zawsze nam kibicowaliśmy, bo przecież byliśmy dla siebie idealni i nikt nie pomyślałby, że akurat nam mógłby przytrafić się jakikolwiek kryzys. A jednak los bywa przewrotny. Jednak życie rzuciło nam wyzwanie, które wydało się nie do pokonania. Nasze kariery zawodowe, jak dwa oddzielne tory, zaczęły nas prowadzić w różne miejsca. Doskonale pamiętam tę rozmowę. Byliśmy wtedy na romantycznym weekendzie tylko we dwoje i siedzieliśmy na tarasie wynajmowanego domku.

– Marcin, musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie – Dostałam niesamowitą ofertę pracy w Warszawie. Szanse rozwoju i w ogóle...

– Och... Naprawdę? – wyglądał na zaskoczonego i uśmiechał się niepewnie, ale widać było, że tłumi rzeczywiste odczucia, bo nie chciał mnie urazić – To świetne, kochanie! Jestem taki dumny z ciebie. Ale co to oznacza dla nas?

– To oznacza, że będziemy musieli być ze sobą na odległość - powiedziałam smutnym tonem. - Rozumiem, to dla ciebie ważna szansa. Ale... Ja też już od jakiegoś czasu miałem Ci coś powiedzieć. Dostałem od kuzyna możliwość rozpoczęcia własnego biznesu tutaj, w moim rodzinnym mieście. To był zawsze mój sen. Pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym.

Rzeczywiście, kiedyś Marcin wspominał mi o swoich planach związanych z założeniem własnego warsztatu samochodowego na miejscu. Jego bliski kuzyn z sukcesem prowadził podobną działalność i zarabiał duże pieniądze. Ale ja naprawdę chciałam wyjechać. Decyzja była jasna.

Nasze drogi na jakiś czas musiały się rozejść

Po powrocie z urlopu rozpoczęliśmy przygotowania do naszych kolejnych kroków. Każdy osobno. Potem ja wyjechałam do stolicy, a Marcin został na miejscu. W moim sercu tęsknota za Marcinem rosła, ale miałam przed sobą obietnicę kariery i sukcesu. A Marcin miał swoje marzenia i aspiracje, których nie chciał i nie mógł porzucić. Po jakimś czasie zrozumiałam, że idziemy zupełnie odmiennymi ścieżkami. I nie patrzymy na życie w tym samym kierunku.

Po wielu rozmowach i nieprzespanych nocach podjęliśmy trudną decyzję – zerwaliśmy zaręczyny. Było to jak rozerwanie naszych serc na pół. Wiedziałam, że to słuszna decyzja, ale ból był nie do zniesienia. Patrząc w jego smutne oczy, wiedziałam, że rozdzielamy się z nadzieją, że może kiedyś wrócimy do siebie. Ale czy byłam do tego przekonana? Niekoniecznie...

To była jedna wielka niewiadoma. Minęły lata. Nasze drogi rozdzieliły się zupełnie. Marcin i ja odnieśliśmy sukcesy w swoich dziedzinach, ale czegoś jednak zawsze brakowało. Przypadkiem spotkaliśmy się na jednym z kongresów zawodowych. Ja byłam przedstawicielką w branży produktów technologicznych. Marcin pojechał jako reprezentant dziedziny motoryzacyjnej, bo interesował się nowinkami inżynierskimi i wprowadzał do swoich warsztatów mnóstwo nowości. Od zawsze był ambitny. Pośród tłumu ludzi, nasze oczy natychmiast się spotkały. Czułam, że czas się zatrzymał.

– Ania? Co ty tu robisz? – spytał zaskoczony Marcin.

– Mogę zapytać o to samo. Jak to możliwe?

Mój były narzeczony uśmiechnął się zmieszany.

– To chyba losowy zbieg okoliczności. Cieszę się, że cię widzę. Długo się nie widzieliśmy.

– Tak, to prawda. Minęło wiele lat od naszego rozstania. Jak się masz? Co u ciebie słychać?

– Trochę się zmieniło. Muszę przyznać, że idzie mi całkiem nieźle. Jestem dumny z tego, co osiągnąłem.

Cieszyłam się z sukcesu Marcina. Mimo całej tej sytuacji, wciąż czułam do niego szacunek i przywiązanie.

– Zawsze wiedziałam, że masz w sobie ogromny potencjał. Gratuluję sukcesów. A ja? Zostałam przedstawicielem w branży technologicznej. Zabrzmię jak typowe korpo, ale pomagam firmom wprowadzać innowacyjne rozwiązania do ich produktów. I właśnie dlatego tu mnie spotykasz.

Przez chwilę milczał.

– Cieszę się, że znalazłaś swoje powołanie.

Potem wymieniliśmy się jeszcze uprzejmościami i pożegnaliśmy się. Po tygodniu od tego spotkania przyszła do mnie wiadomość na komunikatorze. Marcin. Treść wiadomości brzmiała tak: „Przez wiele lat czułem się pogrążony w pracy i realizowaniu swoich marzeń. Ale zawsze czegoś brakowało. Teraz, po spotkaniu z tobą, uświadomiłem sobie, że to był właśnie ten brak: Ty. Ty byłaś tym, czego mi brakowało”. O matulu.

Byłam w szoku

Cóż za romantyk! Cały Marcin. Ale co ja mam mu odpisać?! „Marcin... To trochę dziwne, co piszesz. Przecież się rozstaliśmy. Zerwaliśmy zaręczyny”. „Tak, wiem o tym. Przez lata próbowałem zapełnić tę pustkę, ale nigdy nie znalazłem niczego, co byłoby takie prawdziwe i głębokie jak nasze uczucie. I nawet ukochany warsztat tego nie zmieni”.

W głębi serca ucieszyłam się na takie wyzwanie. W gruncie rzeczy, ja też za nim tęskniłam. Owszem, może mieliśmy inne spojrzenie na naszą przyszłość zawodową. Ale przecież to nie miało znaczenia. Liczyło się tu i teraz. Liczyła się nasza miłość. Tylko to i aż to. Dlatego zaproponowałam mu spotkanie u mnie w wynajmowanym warszawskim mieszkanku. Gdy się zobaczyliśmy, czuliśmy się trochę niezręcznie i obydwoje byliśmy skrępowani. Ale po kilkudziesięciu minutach wreszcie wydobyłam z siebie to, co leżało mi na wątrobie. Byłam z nim szczera.

– Marcin, ja... ja też czułam to samo. Nasze rozstanie było bolesne, ale nigdy nie zapomniałam o tobie. Wiedziałam, że coś mi brakuje, ale nie potrafiłam tego zdefiniować. Teraz wiem, że to była miłość. Nasza miłość.

Nasze oczy znów się spotkały, pełne wzruszenia i głębokiego zrozumienia. Wiedzieliśmy, że los ponownie połączył nasze ścieżki po to, byśmy dali sobie nawzajem drugą szansę. Byliśmy gotowi na nowy rozdział w naszym jednym wspólnym życiu. Nowe otwarcie. Tego samego wieczora namiętnie się kochaliśmy i przypomnieliśmy sobie jeszcze bardziej o tym, jak nam siebie brakowało. Zrozumieliśmy, że miłość, która nas łączyła, nadal płonie.

Wróciliśmy do siebie

Nie było wątpliwości. Byliśmy gotowi na to, by nasze drogi się przecięły. Przez lata zdobyliśmy dojrzałość i doświadczenie, które tylko umocniły naszą więź. Ale chcemy, by nasza historia była przestrogą dla tych, którzy ze względu na karierę i ambicje przekreślają prawdziwą miłość.

Nie warto tego robić. A z każdej sytuacji da się znaleźć jakieś rozwiązanie, pod warunkiem że jest się skłonnym iść na kompromis. Postanowiliśmy, że przeniosę się do miejscowości rodzinnej Marcina i wspólnie będziemy budować nasz mały świat. Znalazłam świetną pracę zdalną i od czasu do czasu wyjeżdżałam na delegacje. A mój mężczyzna spełniał się jako właściciel dobrze prosperującego biznesu. Co przyniesie przyszłość? Tego nie wie nikt. Być może ponowne oświadczyny? Ale teraz już z nastawieniem, że to na zawsze.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA