„Zakochałem się w nowej sąsiadce, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Poderwałem ją na... złamaną nogę"

szczęśliwa para na śniegu fot. Adobe Stock, gpointstudio
„Zagadywałem ją na różne sposoby, a ona nic. Wreszcie wpadłem na genialny pomysł. Poprzedniego dnia wieczorem padał deszcz ze śniegiem, a w nocy chwycił mróz. Ślisko niemiłosiernie! Ludzie z trudem utrzymywali równowagę. To była moja szansa”.
/ 28.11.2022 07:17
szczęśliwa para na śniegu fot. Adobe Stock, gpointstudio

Rety, mówię wam, jak ta kobieta od początku mi się spodobała! Julia, sąsiadka z parteru. Jak tylko sprowadziła się do naszego bloku, wiedziałem, że musi być moja. Co to znaczy, że musi być moja? Wtedy nawet się nad tym nie zastanawiałem. Chyba raczej nie chodziło mi o małżeństwo, dzieci i wspólny kredyt hipoteczny, po czym poznaje się dziś poważny związek. Po prostu miałem ochotę się z nią spotykać w celu, że tak powiem – nieobyczajnym.

Julka to taka śliczna, malutka kobietka

Mniej więcej 155 cm wzrostu, co samo w sobie wydawało mi się szalenie rozczulające. Przytulna przy tym, bo leciutko przy kości, a nie tak jak te wszystkie patyczaki na wybiegach. Julia miała tak miłe krągłości, że od samego patrzenia robiło się ciepło, a jak wkładała mini, to nawet gorąco.

Gapa nie jestem, więc zaraz do niej wystartowałem. Już drugiego dnia, ledwie skończyła ustawiać meble, zapukałem do drzwi mieszkania numer 6.

– Dzień dobry, jestem sąsiadem spod dziesiątki. Chciałbym się przedstawić. Na imię mam Paweł.

– Dzień dobry – odpowiedziała grzecznie. – Ja mam na imię Julia.

Po czym uśmiechnęła się i zamknęła drzwi. Aż mnie zatkało. Chociaż na kawę mogłaby zaprosić!

Nazajutrz zaczepiłem ja na schodach. Schodziła na dół w rozpiętym kożuszku. Bez czapki i szalika.

– Pani Julio, radziłbym jednak wziąć ze sobą czapkę oraz szalik. Zimno!

Spojrzała na mnie jak na idiotę. Ciekawe dlaczego

– Ależ ja tylko do piwnicy schodzę! Pan zawsze idzie do piwnicy w czapce i szaliku?

No tak, wyszedłem jednak na idiotę. Przynajmniej na troskliwego idiotę.

Cały wieczór zastanawiałem się, jak do niej wystartować, żeby tym razem obyło się bez falstartu. Mimowolnie spojrzałem na kalendarz… Ale jazda! Jutro 11 grudnia, imieniny Julii! Nic lepszego nie mogło mi się trafić. 

Tego dnia, wracając z pracy, kupiłem kwiaty. Wieczorem ubrałem się jak należy, białą koszulę włożyłem w dżinsy, wziąłem kwiaty i zbiegłem piętro niżej. Zadzwoniłem do drzwi.

– Wszystkiego najlepszego, pani Julio! – powiedziałem, wręczając róże.

– A z jakiej to okazji? – spytała ona.

– Pani imienin przecież!

– Ale ja obchodzę 16 kwietnia, imieniny Julii są sześć razy w roku.

Tak mnie zatkało, że nie wiedziałem, co powiedzieć

Czy mnie chociaż zaprosi do środka na herbatę? Julia szybko rozwiała moją nadzieję:

– Zaprosiłabym pana na herbatę, ale niestety, zaraz muszę wyjść…

Co za pech! Co za trudna kobieta! W życiu takiej nie spotkałem.

Przez następne dwa tygodnie zagadywałem na różne sposoby, a ona nic. Odpowie zdaniem, uśmiechnie się miło i znika. Żadnych szans, żebym się wykazał. W końcu wpadł mi do głowy pewien plan. Może i głupi, ale wszystkie mądre pomysły już mi się wyczerpały. Nazajutrz wyszedłem z domu tuż przed Julią. Czekałem, aż pojawi się na klatce schodowej.

Gdy usłyszałem, że zamyka za sobą drzwi, ruszyłem w kierunku przystanku. Ślisko było niemiłosiernie. Poprzedniego dnia wieczorem padał deszcz ze śniegiem, a w nocy chwycił mróz. Ludzie z trudem utrzymywali równowagę. Tym lepiej dla mnie. Kilka razy omal się nie wywróciłem. W końcu – bach! Wywaliłem się. Julia od razu do mnie podbiegła.

– Nic panu nie jest?

– Skręciłem nogę – skłamałem.

– Pomogę panu.

Wzięła mnie pod pachę, jakoś się podniosłem

Zaproponowała, że odprowadzi mnie do domu. Wsparty na ramieniu Julii, jęcząc, wdrapałem się na parter.

– Dalej nie dam rady – wydyszałem. – Muszę usiąść i odpocząć.

Schody były całe zabłocone. Julia otworzyła drzwi do swojego mieszkania. Zaprosiła do środka. Rozejrzałem się z ciekawością. Skromnie, ale gustownie. Proste meble, dużo półek, trochę książek.

– Czytała pani coś tego noblisty? Mo Yan się nazywa – nie wiem dlaczego akurat on przyszedł mi do głowy, chyba dlatego, że chciałem jej zaimponować, a innego noblisty nie znałem.

– Nie, jakoś nie było czasu. Nawet nie wiem, co napisał.

„Mam ją!” – pomyślałem.

– Taką powieść „Przezroczysta marchewka” napisał.

– Żartuje pan?

– I jeszcze „Krainę wódki”.

– Nabija się pan ze mnie!

– Ależ skąd! Napisał też „Obfite piersi, pełne biodra”.

Nie uwierzyła

Powiedziała, że zmyślam, żeby się popisać. Odrzekłem, że możemy się założyć. Zgodziła się. Zakład stanął. Stawką był obiad, który naturalnie wygrałem.

– Jak noblista może dawać tak absurdalne tytuły swoim książkom? – nie mogła się nadziwić.

Rozmawialiśmy trochę o literaturze, a potem już wszystko potoczyło się z górki. W niedzielę zjedliśmy wspólny obiad, ja kuśtykałem, a Julia troskliwie dopytywała, czy bardzo mnie boli. Przytakiwałem, mówiąc, że noga w okolicy kostki została złamana. Widziałem w jej oczach współczucie. Po trzech tygodniach przestałem kuśtykać. Julia się ucieszyła, że noga tak szybko się zrosła.

Musiałem wyznać prawdę

Minął miesiąc od mojego upadku, a między nami wiele się zmieniło. Najpierw chodziliśmy razem na spacery i do kina, potem zaczęliśmy gotować obiady i robić wspólne zakupy. Żeby nie było wątpliwości – całowaliśmy się już i na pocałunkach wcale się nie skończyło. Julia polubiła mnie, chyba nawet bardziej niż polubiła. Natomiast ja zakochałem się po uszy!

Jakiś czas temu postanowiliśmy pojechać na narty do Zieleńca. Spadł świeży śnieg, po którym rano przejechały ratraki. Było bezwietrznie, świeciło słońce. Bardzo dobre warunki do zjeżdżania. Zjechaliśmy chyba ze trzy razy, gdy nagle zachciało mi się ścigać.

– Goń mnie! – rzuciłem w kierunku Julii i ruszyłem w dół stoku.

Zdecydowanie za szybko. Na trzecim zakręcie wpadłem na muldę, zachwiało mną. Gwałtownie ugiąłem kolana i spróbowałem mocniej docisnąć krawędzie nart, ale przy tej prędkości byłem bez szans. Narta mi się wypięła, a ja koziołkowałem w dół stoku, rozpaczliwie próbując wytracić prędkość rękami. Kiedy się w końcu zatrzymałem, poczułem potworny ból w kostce.

Nie mogłem wstać. Nadjechała zaniepokojona Julia

Po paru minutach wiadomo było, że o własnych siłach nie zjadę. Ktoś zawiadomił GOPR. Półtorej godziny później byliśmy w szpitalu, już po prześwietleniu rentgenowskim. Lekarz spojrzał na kliszę i orzekł, że to skręcenie stawu skokowego. Julia westchnęła, mówiąc, że w zeszłym miesiącu miałem złamanie w tym samym miejscu.

Facet przyjrzał się jeszcze raz kliszy i orzekł, że to niemożliwe, bo śladów po niedawnej kontuzji nie widzi. Czułem, że się czerwienię. Co miałem zrobić? Przyznałem się. Powiedziałem, że nie miałem już lepszego pomysłu na to, jak ją poznać.

– Przez trzy tygodnie na niby nosiłeś szynę? – spytała Julia zdumiona.

– Wkładałem sobie deseczki, które obwiązywałem bandażem…

– Boże, ale musiało ci na mnie zależeć! – klasnęła w dłonie. – Ty wariacie! Uwielbiam cię za to!

Była radosna, a w jej oczach widziałem czułość i zachwyt. Wziąłem ją za dłoń i zapytałem:

– Julio, czy weźmiesz ze mną kredyt hipoteczny?

Lekarz spojrzał na mnie zdumionym wzrokiem. Widać nikt z jego pacjentów o kredyt jeszcze nie pytał.

Czytaj także:
„Pobiłem kolegę, bo rozpuścił plotkę, że sypia z moją matką. Niedługo później odkryłem, że jest w tym ziarno prawdy”
„Sprzedał gospodarkę, by wnuczka miała pieniądze na małe mieszkanie. W podzięce otrzymał jedynie pogardę”
„Brak akceptacji rodziców powoli mnie wykańczał. Wolałam spać po piwnicach, niż słyszeć, że jestem niewystarczająca”

Redakcja poleca

REKLAMA