„Zakochałem się w kobiecie, która zrobiła mi krzywdę. Powinienem ją pozwać, ale nie mogłem. Straciłem dla niej głowę”

Randkowałam po śmierci męża fot. Adobe Stock, luciano
„Słuchałem, jak mówi i słyszałem, co mówi, jednak moje myśli krążyły gdzieś indziej. Ona była zachwycająca. Taki mój prywatny ideał… Z żalem myślałem o tym, że umówiła się ze mną pewnie tylko po to, by mi wynagrodzić swoje winy i żebym jej nie narobił kłopotów. Potem przyjdzie się rozstać i…”.
/ 28.07.2023 16:30
Randkowałam po śmierci męża fot. Adobe Stock, luciano

„Mkną po szynach niebieskie tramwaje przez wrocławskich ulic sto…” – tak śpiewała pani Maria Koterbska. Tylko że tramwaj, do którego wsiadłem, nie mknął. Najpierw przyjechał spóźniony prawie piętnaście minut, a potem wlókł się niemiłosiernie. Nie tylko ja byłem poirytowany, stłoczeni ludzie wyrzekali na uroki komunikacji.

Toż to jakiś przedwojenny zabytek! – mówił jegomość w pilśniowym kapeluszu. – Skąd go wydobyli?

Przepchnąłem się w kierunku przedniej platformy, gdzie zobaczyłem uchyloną szybę. W tej chwili wytoczyliśmy się na Świerczewskiego. Motorniczy, jakby chcąc udowodnić pasażerom, że jego wóz nie jest taki z ostatnich, zaczął przyspieszać. Mógł się rozpędzić, bo przystanek przy Dworcu Głównym był w remoncie i zatrzymywał się dopiero przy Komandorskiej. Wystawiłem twarz na nieco mocniejszy podmuch powietrza, przymknąłem oczy i wtedy nagle poczułem szarpnięcie.

Poleciałem do przodu

Tak się złożyło, że właśnie przede mną nieco się rozluźniło. W pędzie zdołałem tylko odwrócić się całkowicie przodem, zanim uderzyłem rękami o poręcz z przodu, po czym upadłem na bok i przekręciłem się na plecy. Obok siebie, a właściwie nad sobą, tylko nieco z boku zobaczyłem skamieniałą sylwetkę motorniczego.

– Uważaj pan! – rozległy się krzyki. – Kartofle wieziesz?

Też miałem ochotę zrugać niefortunnego tramwajarza, ale spod służbowej czapki spojrzała na mnie para chabrowych, wypełnionych łzami oczu.

– Do rozbiórki wagonów, nie na tory! – złościli się ludzie.

– Nic się panu nie stało? – spytał motorniczy… To znaczy spytała. Bo dopiero po chwili pojąłem, że to kobieta.

– Prawie go pani zabiła! – zawołała jakaś kobiecina. – Jak tak można jeździć?

– Ale nic mi nie jest – powiedziałem. – Trochę się tylko potłukłem.

– Niech pan się poskarży w wydziale komunikacji! – poradził mi inny pasażer. – Należy się tej pani!

Tramwajarka była przerażona

Patrzyła na mnie tymi chabrowymi oczami, jakbym miał ją zaraz zjeść.

– Nigdzie nie będę chodził – burknąłem. – Chyba po to, żeby złożyć skargę na MZK za wypuszczanie na tory takiego złomu! Niech się pani tak nie martwi – powiedziałem do kobiety. – Nic się nie stało.

Przełknęła ślinę, odetchnęła z wyraźną ulgą, a potem spytała:

 – Mogę to panu jakoś wynagrodzić?

W pierwszej chwili chciałem machnąć tylko ręką, uśmiechnąć się i zaprzeczyć, ale spojrzałem znów w te oczy, prześliznąłem się wzrokiem po sylwetce. Siedziała, lecz widać było, że jest bardzo zgrabna. I wtedy coś przyszło mi do głowy. „Hortex” późnym popołudniem był oczywiście pełny. Na szczęście miałem tutaj swoje chody, więc kelner wyszukał dla mnie mały stolik przy wielkim oknie. Zastanawiałem się tylko, czy piękna pani motorniczy przyjdzie. Przyszła! Gdy tylko pojawiła się w drzwiach, wstałem i wyszedłem jej naprzeciw. Na stoliku czekały już dwie oranżady i ciastka.

– Mogę zamówić jakąś melbę, jeśli pani lubi. Robią tu pyszne.

– Może za chwilę – powiedziała. – Chętnie wypiłabym kawę.

Nie musiała dwa razy tego powtarzać. Po chwili stanęła przed nią parująca filiżanka.

– Co za błyskawiczna obsługa! – zdziwiła się. – Ja tu muszę zazwyczaj czekać po piętnaście, dwadzieścia minut, zanim ktoś w ogóle podejdzie!

Mam tu pewne kontakty – uśmiechnąłem się. – Jestem inspektorem pracy, więc…

Popatrzyła na mnie szerokimi oczami.

– No to mi się trafiło – powiedziała. – Spowodowałam potłuczenia u inspektora pracy! Gdybym się z panem nie umówiła, miałabym kłopoty? – przekrzywiła przekornie głowę.

– Jeśli chodzi o to, czy bym jednak złożył na panią skargę, to nie – zaśmiałem się. – Ale cały czas mnie korci, żeby zapytać któregoś kierownika w MZK, dlaczego po ulicach jeżdżą takie zabytki.

Ona nie była zwyczajnie ładna, była piękna…

– Odpowiedzą, że mamy przejściowe trudności w bazie pojazdów.– Potrząsnęła głową. – Codziennie niektórzy z nas muszą obsługiwać takie przedpotopowe potwory. W tym moim najpierw się zacięła korba, i zaczął zbytnio przyspieszać, a potem hamulce też się zacięły i myślałam, że będę musiała składać pantograf, żebyśmy w ogóle się zatrzymali…

Słuchałem, jak mówi i słyszałem, co mówi, jednak moje myśli krążyły gdzieś indziej. Ona była zachwycająca. Taki mój prywatny ideał… Z żalem myślałem o tym, że umówiła się ze mną pewnie tylko po to, by mi wynagrodzić bolesny upadek i żebym jej nie narobił kłopotów. Potem przyjdzie się rozstać i…

– Pan mnie nie słucha! – powiedziała nagle. – Patrzy pan na mnie, ale nie słucha.

– Ależ słucham – zaprotestowałem. – Powiedziała pani, że musiałaby złożyć pantograf.

Miała rację, ta cała głupia sprawa z tramwajem wcale mnie już nie obchodziła.

Proszę się nie gniewać. Pani usta tak pięknie się układają, kiedy pani wymawia słowa…

Nagle dotarło do mnie, co właściwie gadam i zamilkłem. A po chwili powiedziałem tylko:

– Przepraszam…

Dotknąłem jej dłoni, nie cofnęła ręki

– Wcale się nie gniewam – roześmiała się, a ja poczułem ulgę, że nie poczuła się urażona. – Wolałabym jednak, żeby pan mnie naprawdę słuchał.

Obiecuję, że się poprawię – uniosłem dwa palce.

W tej chwili do sali weszła wycieczka. Zapanował gwar, więc intymną atmosferę naszego kącika diabli wzięli.

– Może się przejdziemy? – spytałem.

– Chętnie, ścisku i harmidru mam dość w pracy – odrzekła.

Staliśmy nad fosą przy Podwalu

Kamienice wciąż jeszcze nosiły ślady ostrzału powyżej pierwszego piętra. Dwadzieścia lat po wojnie Wrocław wciąż przypominał o tragedii tego miasta. Ale my patrzyliśmy teraz w wodę i zieleń. Staliśmy przy nadłamanej barierce, a za nami toczyło się uliczne życie.

– Właściwie to zamiast ze skargą, powinienem iść do pani zakładu pracy z podziękowaniem. Gdyby nie wypuszczali na trasy takich ruin, przecież bym pani nie spotkał.

Aż tak się pan cieszy, że się poznaliśmy? – spytała, zerkając na mnie. – Mimo okoliczności?

– Aż tak się cieszę – potwierdziłem. – Mimo okoliczności. Co prawda kości mnie trochę bolą, ale było warto, żeby spędzić z panią choć trochę czasu.

– Komplemenciarz – roześmiała się.

Właśnie wtedy po raz pierwszy dotknąłem jej dłoni. Położyła ją na częściowo złamanej poręczy, wyszło to jakoś tak naturalnie. Nie cofnęła ręki. Przysunęła się nawet odrobinę w moją stronę.

– Wie pani – powiedziałem odkrywczo. – Przecież nie znamy nawet swoich imion!

– Jakoś nie było okazji się przedstawić, to prawda. Ale dopiero teraz mi pan to uświadomił. Edyta.

– Marian, bardzo mi miło.

Ująłem jej dłoń i uniosłem do ust

A potem staliśmy przez chwilę, trzymając się za ręce. Nie śpieszyło mi się, żeby ją puszczać, a ona też jakoś nie próbowała się uwolnić.

– Czy spotka się pani ze mną jeszcze kiedyś? – spytałem z bijącym mocno sercem.

– A czy ma pan ochotę na takie spotkanie? – odpowiedziała pytaniem, znów przekrzywiając głowę w tym uroczym przekornym geście.

Oczywiście! – wykrzyknąłem, a ona roześmiała się perliście.

Nie, nie przypieczętowaliśmy tego wieczoru pierwszym pocałunkiem. To były inne czasy. Ale dość powiedzieć, że za rok obchodzimy złotą rocznicę ślubu. I dzisiaj, kiedy patrzę na pięknie odrestaurowane miasto, na zadbany park przy Podwalu, przypominam sobie tamtą złamaną poręcz i nasze złączone dłonie. I jestem szczęśliwy tak, jak wtedy. 

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA