„Zakochałam się w facecie z aplikacji randkowej. Po dwóch miesiącach zostałam bez kasy, godności i pracy”

oszukana kobieta fot. Adobe Stock, Bojanikus
„Zdziwiona wróciłam na zaplecze, ale Łukasza nie było. Zobaczyłam otwarty sejf, a w środku brakowało utargu z 3 dni. Zrobiło mi się gorąco. Popędziłam do ochrony i okazało się, że Łukasz w pośpiechu opuścił sklep wyjściem, przy którym odbieraliśmy dostawy”.
/ 17.01.2024 13:15
oszukana kobieta fot. Adobe Stock, Bojanikus

Nigdy nie uważałam się za piękność, raczej za przeciętną. Jestem niewysoką brunetką o piwnych oczach, która nosi okulary korekcyjne. Mam średnie wykształcenie i nie pochodzę z bogatej rodziny. Pracowałam jako kierownik jednego ze sklepów odzieżowych w galerii handlowej. Nie byłam więc też dobrą partię. I być może dlatego wciąż nie znalazłam mężczyzny swojego życia. Wszystko zmieniło się, gdy dałam się namówić przyjaciółce na założenie konta na Tinderze.

– Weź, przestań – powiedziała Kasia, gdy któregoś dnia wpadła do mnie na kawę, a ja jakoś nie czułam się przekonana do konta na aplikacji randkowej. – Nie masz się czego wstydzić, a może uda ci się wyjść parę razy na jakąś kawę czy do kina.

Po paru takich rozmowach dałam się w końcu namówić, ale szybko stwierdziłam, że to jednak był głupi pomysł. Mężczyźni, na których trafiałam, interesowali się w zasadzie tylko jednym i nie było to wyjście na kawę. A wszystkie rozmowy były nie tylko płytkie, ale nawet żenujące.

Był inny niż reszta facetów

Byłam już absolutnie zniechęcona dalszym korzystaniem z tej aplikacji, a nawet o krok od usunięcia swojego konta, gdy nagle odezwał się do mnie Łukasz. Rozmowa z nim przebiegała zdecydowanie odmiennie niż z pozostałymi. Zaczął od normalnego przywitania się, od pytań dotyczących tego, gdzie pracuję, czym się interesuję, ale nie od tego, czy mogę mu wysłać swoje nagie zdjęcia. Był dowcipny, elokwentny, a rozmowy z nim interesujące.

Po tygodniu, kiedy nawet jeszcze nie wymieniliśmy się fotkami, zapytał, czy miałabym ochotę się spotkać na kawę. Poczułam dreszczyk emocji. Postanowiłam się zgodzić. Umówiliśmy się w kawiarni, która była w tej samej galerii, w której pracowałam. Podekscytowana zadzwoniłam do Kasi.

– Nie uwierzysz – mówiłam i czułam się przy tym jak nastolatka. – Jutro spotykam się z Łukaszem, którego poznałam na Tinderze. To jakieś wariactwo!

– Super – powiedziała moja przyjaciółka. – Zasłużyłaś na jakiś miły wieczór. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. Daj znać po spotkaniu.

Poszłam na randkę

Następnego dnia nie mogłam się doczekać końca mojej zmiany, by iść na randkę. W łazience w pracy poprawiałam włosy trzy razy. „To tylko spotkanie, a ty się zachowujesz jak licealistka” – stopowałam sama siebie. Nic jednak nie mogłam poradzić na to, że czułam się podekscytowana. Nie spotykałam się z żadnym mężczyzną od paru lat. Być może dlatego właśnie miałam w sobie tyle emocji.

Gdy wybiła magiczna godzina, która oznaczała koniec mojej zmiany, jak na skrzydłach pobiegłam do kawiarni. Do spotkania było jeszcze 10 minut, ale i tak chciałam być na miejscu pierwsza. Umówiliśmy się, że znakiem rozpoznawczym będzie czerwony parasol, który miałam w ręce, choć pogoda nie zapowiadała deszczu. Gdy tylko przekroczyłam próg kawiarni, z drugiego końca podniósł się jakiś mężczyzna – wysoki, z kilkudniowym zarostem, z którym było mu bardzo do twarzy. Był bardzo przystojny. Dotarło do mnie, że to Łukasz, dopiero gdy podszedł się przywitać. Też był wcześniej.

– Witaj, miło cię poznać – powiedział i wyciągnął rękę na przywitanie, a zza pleców bukiet herbacianych róż. „Pamiętał, jakie kwiaty lubię” – pomyślałam, a moje serce zabiło szybciej.

Usiedliśmy i zamówiliśmy kawę i ciastko. Czas uciekał bardzo szybko, a gdy nadszedł moment rozstania, nie miałam ochoty iść do domu i miałam wrażenie, że on również czuje to samo. Umówiliśmy się następnego dnia.

Gdy tylko wróciłam do domu, opowiedziałam Kasi, jak przebiegło spotkanie.

– Jutro też się widzimy i idziemy na późny obiad – obwieściłam zachwycona.

– Super, cieszę się, że tak fajnie się dogadujecie.

Chciałam być szczęśliwa

Po kolejnym spotkaniu byłam jeszcze bardziej zachwycona. Łukasz był szarmancki i taktowny. Nie próbował przekraczać żadnych granic. Dobrze się z nim rozmawiało. Nie mogłam uwierzyć, że można było poznać przez internet takiego fantastycznego człowieka.

I tak upłynęły nam pierwsze 2 tygodnie znajomości. Widywaliśmy się prawie codziennie i zawsze w miejscach publicznych. Któregoś dnia Łukasz zapytał:

– Słuchaj, a może skoczymy do Zakopanego w następny weekend? Pochodzimy po górach, pospacerujemy po deptaku albo… znajdziemy sobie inne zajęcie – powiedział i mrugnął do mnie. Ja oblałam się rumieńcem, bo wiedziałam, co mu chodzi po głowie.

– Bardzo fajny pomysł – usłyszałam swój głos, bo z emocji nie wiedziałam, czy jestem w stanie odpowiedzieć. Jak się okazało – byłam.

Przyjaciółka studziła mój zapał

Po powrocie do domu zadzwoniłam do Kasi i pochwaliłam się, co nowego dzieje się u mnie i Łukasza. Jednak reakcja mojej przyjaciółki całkowicie mnie zdziwiła.

– Julka, czy to nie za wcześnie? Znacie się raptem ponad dwa tygodnie, a ty chcesz jechać z nim na weekend?

– Daj spokój! Sama mnie namawiałaś!

– Tak, na spotkania, a nie na wyjazdy w nieznane!

– W jakie nieznane – do Zakopanego! Poza tym nie jest obcy, widuję się z nim ostatnio częściej niż z niejednym znajomym – powiedziałam.

Kasia już nic nie powiedziała.

No i stało się – wyjechaliśmy. Byłam zachwycona weekendem w górach. Łukasz do niczego na siłę nie dążył – mieliśmy nawet osobne pokoje, które zarezerwował w pensjonacie. Kiedy więc nadarzyła się chwila namiętności, nie czułam się wykorzystana czy oszukana. Wydawało mi się, że wszystko toczy się bardzo naturalnie i swobodnie.

Zamieszkaliśmy razem

Po powrocie z wyjazdu nasza znajomość trwała. Widywaliśmy się tak samo często, ale teraz już nie tylko na mieście. Po kinie, spacerze czy obiedzie na mieście wpadaliśmy do mnie, by nacieszyć się wzajemną bliskością i czułością. Byłam zachwycona jego delikatnością i taktem. Po mniej więcej kolejnym tygodniu, na jedno ze spotkań Łukasz przyszedł w bardzo kiepskim nastroju. Widać było, że coś go gryzie, więc zapytałam, co się dzieje.

– Człowiek, od którego wynajmuję mieszkanie, wypowiedział mi umowę najmu i to w trybie natychmiastowym. Za dwa dni ma przyjechać ktoś z jego rodziny, a ja mam się wynieść.

– Ale przecież nie może tak zrobić! Musisz mieć czas na znalezienie nowego mieszkania! – byłam oburzona.

– No niby nie może, ale powiedział, że jak się dobrowolnie nie wyniosę, to wystawi moje rzeczy za drzwi.

– No to pójdziesz do sądu! – krzyknęłam pełna buntu i gotowa wspierać go w walce z wynajmującym.

– No i co mi z tego przyjdzie? Zanim sprawa się skończy, ja muszę gdzieś mieszkać – westchnął.– Muszę przenieść się do jakiegoś hostelu, zanim znajdę nowe mieszkanie.

– Nie wygłupiaj się – wypaliłam bez chwili namysłu. – Wprowadź się do mnie.

Nie widziałam w tym nic złego

Łukasz niby lekko się przeciwstawiał, ale ostatecznie przyjął moją propozycję. Wieczorem zadzwoniłam do Kasi pochwalić się, jak rozwija się nasz związek.

– Przesadziłaś – stwierdziła. – To jest obcy człowiek. Co ty o nim wiesz? Gdzie on pracuje?

Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że rzeczywiście niewiele o sobie mówił, ale uciszyłam te wątpliwości i powiedziałam:

– Może i mało o sobie mówi, ale jest dla mnie tu i teraz i dba o mnie.

Oczywiście, poczułam się urażona, ale nie chciałam się na tym koncentrować. Było cudownie, a nasza miłość kwitła. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa.

Łukasz zaczął też wpadać do mnie do pracy i przynosić mi obiady. Wszyscy w sklepie go poznali i polubili. Dziewczyny zazdrościły mi mężczyzny, który tak o mnie dba. Aż pewnego dnia stało się coś, co było jak grom z jasnego nieba i zniszczyło mi życie.

Oszukał mnie i okradł

Łukasz wpadł wtedy do mnie do pracy jak zwykle. Gdy tylko przekroczył próg mojego maleńkiego biura, powiedział:

– Ewa cię woła, bo jakiś klient mocno się awanturuje.

– Ech… zaczekasz? Za chwilę będę.

Skinął głową i się uśmiechnął. Popędziłam na sklep, ale okazało się, że nic się nie stało. Zdziwiona wróciłam na zaplecze, ale Łukasza nie było. Zobaczyłam otwarty sejf, a w środku brakowało utargu z 3 dni. Zrobiło mi się gorąco. Popędziłam do ochrony i okazało się, że Łukasz w pośpiechu opuścił sklep wyjściem, przy którym odbieraliśmy dostawy. Wzięłam wolne do końca dnia i pełna złych przeczuć, pojechałam do domu.

Okazało się, że tam zniknęły wszystkie wartościowe sprzęty, jak np. telewizor czy komputer oraz moja biżuteria. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Pojechałam na policję, a po drodze zadzwoniłam do Kasi. Przyjechała mnie wspierać i jak dobra przyjaciółka, nie powiedziała „a nie mówiłam”, choć mogła.

Mój świat runął. Straciłam pracę. Zostałam zwolniona dyscyplinarnie. Obawiam się, że już nigdy nie zaufam mężczyźnie. Chciałam tylko miłości, wsparcia, partnera na całe życie, a zostałam totalnie z niczym. Pomijam wszystkie straty materialne, ale emocjonalnie jestem wrakiem człowieka.

Czytaj także: „Noc z przypadkową panną w hotelu dużo mnie kosztowała. Zniknęła z moim portfelem, telefonem i godnością” „Teściowa ubóstwiała sprytnego szwagra, ja byłem życiową niedojdą. Czar prysł, gdy cwaniak zrobił ją na kasę”
„Ojciec wyrzucił mnie i mamę z domu, gdy miałem 6 lat. Zostawił nas na pastwę losu, a teraz chce być moim kumplem”

 
 

Redakcja poleca

REKLAMA