„Zaakceptowałam orientację seksualną syna, ale cierpię. Marzyłam o synowej, która urodzi mi wnuki…”

Akceptuję orientację syna, ale cierpię fot. Adobe Stock, motortion
Szczerze opowiedział mi o latach cierpień. O swoich wahaniach i samotności. Strachu przed odrzuceniem. Nie wyrzeknę się go z powodu jego orientacji. Ale teraz ja będę cierpieć.
/ 27.09.2021 07:03
Akceptuję orientację syna, ale cierpię fot. Adobe Stock, motortion

To jest mój syn! I ten fakt się nigdy nie zmieni. Bez względu na to, co Robert zrobi ze swoim życiem, ja nigdy się go nie wyrzeknę i choć może być mi trudno, zaakceptuję i uszanuję jego wybory. Taka jest, moim zdaniem, rola matki.

Ciężko żyć ze świadomością, że nigdy nie poczytam bajek swoim wnukom. Nie pójdę z nimi na spacer, nie zrobię im ciasta z truskawkami, które w dzieciństwie tak lubił Robert.

Nie przeżyję tego wszystkiego, bo mój syn jest gejem

Wczoraj mi oznajmił, że nigdy się nie ożeni, bo kocha mężczyznę. Ten mężczyzna to niski blondynek o niebieskich oczach. Trochę przypomina mi cherubinka z obrazu, który dostałam od ciotki Stefy na rocznicę ślubu.

Gdyby żył Edward! Nie jestem pewna, co by zrobił na wieść o homoseksualnej orientacji swojego syna. Mogę tylko przypuszczać, że porywczość i ultraprawicowe poglądy musiałby powściągnąć kamiennym milczeniem. Edward wykląłby Roberta jak nic! Już kiedyś, w dzieciństwie, gdy raz przyłapaliśmy Roberta na mierzeniu mojej sukienki i malowaniu się szminką, Edward wpadł w szał.

Co ty wyprawiasz, gnojku? – wrzeszczał na Roberta jak opętany. – Ciotę z siebie robisz?

Robert płakał, ja się zdenerwowałam. To było tuż przed balem przebierańców.

– Edward, daj spokój – próbowałam łagodzić. – Czy ty nie widzisz, że chłopak próbuje się umalować, żeby zobaczyć, jak będzie wyglądał w stroju klauna?

Bo Robert rzeczywiście miał być klaunem na balu. Do głowy mi nie przyszło, że już wtedy ciągnęło mojego syna do damskich ciuchów i gadżetów.

Tato, sukienkę mierzyłem dla żartu – tłumaczył się przez łzy mój syn.– Mój kumpel Maciek przebiera się za panią od fizyki. Byłem ciekaw, jak to jest chodzić w czymś takim.

Edward, choć podejrzliwy, uwierzył. Jednak po tamtym zdarzeniu Robert stał się jakiś smutny. Kilka razy pytałam go o to, czy coś się stało, czy ktoś mu nie dokucza, czy ma jakieś kłopoty. Zaprzeczał. Dziś wiem, że właśnie wtedy zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że różni się od większości swoich kolegów.

Gdy był w szóstej klasie, Edward zmarł na zawał

Zostaliśmy sami, tylko we dwoje. Robert bardzo przeżył śmierć ojca, długo nie mógł się pozbierać. Cały rok, w każdą niedzielę jeździliśmy na cmentarz. Kiedyś, gdy wracaliśmy z niego tramwajem, przyłapałam Roberta na tym, że wpatrywał się w wysokiego chłopaka w skórzanej kurtce.

Zdawało mi się, że zauważyłam w jego spojrzeniu coś dziwnego. Rozmarzenie? Maślany wzrok?

– To twój kolega ze szkoły? – zagadnęłam Roberta.

Zmieszał się wtedy bardzo.

– Nie... eeee – dukał. – Ze szkoły nie. Wydaje mi się, że byliśmy razem na obozie w Karbinowie – tłumaczył z rumieńcem na twarzy. – Ale nie jestem pewien.

– To podejdź do niego i się mu przypomnij – podsunęłam życzliwie.

– Nie – odwrócił głowę. – Nie będę się narzucał.

To było dziwne, ale wtedy tego jakoś specjalnie nie analizowałam. Dwa przystanki później chłopak wysiadł i więcej go nie widziałam. W drugiej gimnazjum Robert przyprowadził do domu pierwszą dziewczynę, Kasię. Była niezbyt ładna, miała jednak w sobie coś ujmującego. Piegowata, okrągła twarz aż świeciła życzliwością.

Często się razem uczyli, chodzili do kina. Była dobra z matematyki, więc Robert się przy niej podciągnął.

Sądziłam, że są parą

Aż pewnego razu Kasia zniknęła.

– Co się stało? Dlaczego Kasia już nie przychodzi? – pytałam.

Wzruszał ramionami.

– Pokłóciliśmy się.

– To coś poważnego?

– Nie – był wyraźnie zły. – Ale nie chcę o tym mówić.

Nie nagabywałam go więcej. O Kasi słuch zaginął. Za to zaczął pojawiać się Marek, nowy kolega. Niesamowicie wysoki, niemal gigantyczny. Koszykarz. Grał w trzeciej lidze, i zdaje się, jakiś lepszy klub już chciał go do siebie ściągnąć.

– Czy ten twój kumpel mieści się u ciebie w pokoju? – zażartowałam kiedyś.

– Mieści, a co? – odburknął.

– Nic, tak tylko pytam – zaśmiałam się.

Kiedyś weszłam niespodziewanie do pokoju, bo sądziłam, że nikogo nie ma. Było ciemno, nie słychać było żadnych głosów. Obydwaj siedzieli przytuleni na kanapie, objęci ramionami.

W szoku wycofałam się rakiem

O nic wtedy go nie spytałam. To on sam do mnie przyszedł.

– Mamo, przepraszam – powiedział, gdy siedziałam na kanapie i udawałam, że oglądam telewizję.

Nie mogłam się jednak na niczym skupić, bo cały czas miałam przed oczami ramię wielkiego Marka, które oplatało szyję mojego syna.

– Chciałem chwilę pogadać, możesz?

– Jasne – przełknęłam nerwowo ślinę. – Ten film i tak nie jest ciekawy.

– Mamo – zaczął nadzwyczaj spokojnie, jak na tę niezręczną sytuację – to nie jest tak, jak myślisz.

– To znaczy jak?

– No, wiesz... chodzi o Marka.

– A jak jest?

– Ma kłopoty ze swoją dziewczyną – powiedział Robert. – Zwierzał mi się. Siedzieliśmy na kanapie, chciałem mu dodać otuchy. A potem zasnęliśmy. Ostatnio jestem wykończony, Marek też, bo od szóstej rano ma treningi.

Połknęłam haczyk, choć tłumaczenie było mocno naciągane

Ale zawsze wierzymy w to, w co chcemy wierzyć. Z trudem dopuszczamy prawdę. Choć już wtedy czułam, że mój syn nie jest heteroseksualny, że bardziej interesują go mężczyźni. Jednak sama sobie tłumaczyłam, że w tym wieku młodzież często eksperymentuje, że to nic poważnego, że przecież był związany z Kasią i wydawał się być wtedy szczęśliwy.

Jednak lata mijały, a po Kasi w życiu Roberta wciąż nie było żadnej dziewczyny. Żadnej nie przyprowadził do domu, chociaż twierdził, że ma dużo koleżanek i umawiają się „na mieście.” Po jakimś czasie zniknął Marek, a zaczął pojawiać się Grzesiek. Potem Marcin. Wszyscy oni, według Roberta, byli tylko kolegami.

Mój syn jeździł konno, więc byli to przeważnie „chłopcy ze stadniny.” Gdy zaczął trenować kitesurfing, i wyjeżdżać na wakacje na Półwysep Helski, żeby łapać wiatr, w domu pojawili się „kitesurfingowcy”. Martwiłam się trochę, że mój już bez mała dziewiętnastoletni syn nie umawia się z żadną dziewczyną na poważnie.

Studiował prawo, uczył się dobrze, nie sprawiał mi żadnych kłopotów

Ale myślenie o tym, jak ułoży się jego życie osobiste, spędzało mi sen z powiek. Aż do wczoraj. robert zapytał mnie, czy możemy poważnie porozmawiać. Czułam przez skórę, że chodzi właśnie o to. Usiedliśmy w pokoju.

– Mamo, jestem gejem – oznajmił bez ogródek. – Muszę ci to powiedzieć, bo już nie mam siły się z tym kryć. To jest miłość mojego życia – pokazał mi zdjęcie delikatnego blondyna o kobiecej urodzie.

Wyglądał jak efeb.

Kocham go, a on mnie. To trwa już dwa lata. On jest prawnikiem, ma dobrze prosperującą kancelarię. Przeprowadzam się do niego. I chcę, żebyś wiedziała, że nigdy się nie ożenię. Kobiety mnie nie interesują. Nigdy nie interesowały.

Szczerze opowiedział mi o latach cierpień. O swoich wahaniach i samotności. Strachu przed odrzuceniem. Wyrzucał z siebie wszystko, jakby siedział na kanapie u terapeuty. A ja słuchałam. Potem, gdy umilkł, przytuliłam go bez słowa. Nie wyrzeknę się go z powodu jego orientacji. Ale teraz ja będę cierpieć. I zazdrościć kobietom, które mają dla kogo piec ciasto z truskawkami. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA