Mój ojciec był fantastycznym człowiekiem, skromnym, lubianym i tak jak ja… niskim. I choć czasem zdarzało się, że ktoś, kto chciał mu dopiec, robił przytyk do jego wzrostu, on się nie denerwował. Odpowiadał tylko z uśmiechem: „tak, tak, to za wysokie progi na moje nogi”. Po tym rozbrajającym wyznaniu nawet największym złośliwcom robiło się głupio.
Tę postawę życiową ojciec próbował wpoić mnie. Ale ja nie potrafiłem być taki jak on, kłaść uszu po sobie. Na każdą zaczepkę dotyczącą mojego wzrostu reagowałem gwałtownie. A ponieważ ćwiczyłem boks, to argumenty w rozmowie miałem „mocne”. Nic dziwnego, że parę razy trafiłem przez to na komisariat i stałem się powodem zmartwienia rodziców.
Z czasem nauczyłem się, że rozmawianie za pomocą pięści nie ma sensu. Jeśli jednak chcę zdobyć szacunek ludzi, muszę pracować ciężej niż inni, wyżsi. Sport dał mi nie tylko siłę mięśni, ale nauczył organizacji pracy i przysporzył znajomych.
Postanowiłem założyć własny interes
Startowałem od małego sklepu, by po dziesięciu latach mieć sieć kilkunastu średniej wielkości supermarketów. Ale praca przestała mi sprawiać przyjemność. Dobiegałem czterdziestki i wciąż byłem samotny.
Dlatego postanowiłem sprzedać firmę, zwłaszcza że akurat zaczęła się silna konkurencja ze strony zachodnich sieci. W innej chwili mojego życia by mnie to tylko ucieszyło i zmobilizowało do działania. Ale teraz nie miałem na to ochoty, bo czułem, że nie mam dla kogo walczyć.
Nie, nie narzekałem na brak powodzenia u kobiet. Tyle że zawsze, gdzieś z tyłu głowy, czaiła się myśl, że w gruncie rzeczy im się nie podobam, a mówiąc wprost, że jestem dla nich kurduplem z kasą. To prowadziło do tego, że moje związki z kobietami szybko się rozpadały. Bardzo nerwowo bowiem reagowałem, gdy zdawało mi się, że partnerka chce ode mnie wyciągnąć forsę.
Zaraz po sprzedaży firmy postanowiłem sobie zrobić kilkumiesięczne wakacje, których tak naprawdę nie miałem od dziesięciu lat, bo cały czas pochłaniała mnie praca. W pierwszej chwili myślałem nawet, żeby wyjechać gdzieś na drugi koniec świata, w miejsca, których nigdy nie widziałem. Ale w końcu uznałem, że właściwie nie znam nawet własnego kraju i tu też jeszcze mogę wiele zobaczyć. Kupiłem sobie więc tylko dobry rower z małą przyczepką i ruszyłem w Polskę.
Po kilku tygodniach podróży dotarłem na Suwalszczyznę i zatrzymałem się na kilka dni nad jeziorem Hańcza. Kiedy zwiedziłem już okolicę, postanowiłem ruszyć dalej. Nie wiedziałem jednak za bardzo, gdzie ma być to „dalej”. Zatrzymałem się więc w pierwszej z brzegu knajpce i kupiłem mapę i przewodnik. Usiadłem przy stoliku i zacząłem je studiować.
– Przepraszam pana bardzo... – Podniosłem głowę. Przede mną stała śliczna, drobna blondynka o absolutnie ujmującym, zmysłowym uśmiechu. – Szukamy z koleżanką cerkiewki starowierców. Może pan wie… Bo zanim się koleżanka dopcha.
Pokazała w kierunku lady, gdzie akurat kłębił się tłum wygłodniałych i spragnionych turystów, a na jej końcu stała koleżanka mojej rozmówczyni. Ale spojrzałem w tamtą stronę tylko przelotnie, bo w gruncie rzeczy nie potrafiłem oderwać wzroku od tej drobnej blondynki.
– Ja… ja… – sam nie rozumiałem dlaczego, ale zaschło mi w gardle.
– Nie wie pan? Szkoda – zmartwiła się.
– Wiem – wypaliłem błyskawicznie, przestraszony, że może odejść. – Chętnie tam panie poprowadzę.
– Nie chcę robić kłopotu.
– Ale to żaden kłopot. To piękne miejsce, sam tam chętnie pojadę jeszcze raz. Poza tym trasa jest skomplikowana, łatwo się zgubić…
Łgałem jak najęty. Od knajpki, gdzie siedzieliśmy, do cerkiewki prowadziła prosta droga. Zaś sama cerkiewka była mała i mocno rozczarowująca, na dodatek zwykle zamknięta. Ale dziewczyna zrobiła na mnie takie wrażenie, że byłem gotowy zanieść ją tam na rękach.
Wyszliśmy w trójkę przed knajpę. Dowiedziałem się, że blondynka ma na imię Ania, zaś jej koleżanka, Basia. Wsiadłem na rower i ruszyliśmy. Panie jechały za mną samochodem, ale nawierzchnia była tak nierówna, że i tak nie mogły jechać za szybko. Żeby nie wypaść na skończonego kłamcę, trochę nadłożyłem trasy, klucząc bocznymi drogami.
Kiedy dotarliśmy pod cerkiewkę, Basia była zawiedziona jej wyglądem i faktem, że jest zamknięta. Za to Ania od razu zaczęła wypytywać mieszkańców, jak można obejrzeć jej wnętrze. Myślałem, że jej się nie uda, bo sam chciałem ją wcześniej obejrzeć, ale nie mogłem się niczego dowiedzieć. A Ania, może dzięki swoim błękitnym oczom, w kwadrans sprowadziła kogoś z kluczem. Dzięki temu mogliśmy cieszyć wzrok uroczym ikonostasem.
Dopiero po wyjściu z cerkwi uświadomiłem sobie, że za chwilę mogę się pożegnać z Anią i więcej jej nie zobaczyć. Dlatego zacząłem je przekonywać, że świetnie znam okolicę i mogę im służyć za przewodnika. Basia patrzyła na mnie z nieufnością, ale Ania przyjęła moją propozycję. Sama chciała wypożyczyć jakiś rower i objechać urocze wzgórza.
Spędziliśmy we trójkę tydzień
Chociaż bardziej we dwójkę, bo Basia rzadko dotrzymywała nam towarzystwa. Brakowało jej kondycji, żeby wszędzie jeździć rowerem i dojeżdżała samochodem. Za to Ania miała niespożytą energię. A ja z każdym dniem zakochiwałem się w niej bardziej. Sam nie wiem, na co liczyłem. Była ode mnie wyższa o ponad dziesięć centymetrów i dziesięć lat młodsza. Czyli – „za wysokie progi jak na moje nogi”.
Oczywiście, gdyby się dowiedziała, że jestem zamożny… Ale przecież nie o to chodziło. Chciałem znaleźć partnerkę, dla której będę ważny ja, a nie moje pieniądze. Dlatego starałem się nie szaleć z kasą w trakcie naszych wypraw. Zwłaszcza, że ona także liczyła się z każdym groszem i chyba jej się specjalnie nie przelewało.
Dzień przed terminem, w którym obie miały wrócić z wakacji, postanowiłem zaryzykować i sprawdzić, czy mogę liczyć na wzajemność ze strony Ani. Powiedziałem jej o moich uczuciach i czekałem na jej reakcję, jak na wyrok.
– Wiedziałam od początku – uśmiechnęła się. – Byłam tylko ciekawa, czy odważysz się to powiedzieć. To jednak byłoby trochę głupio, gdybym to ja ci się oświadczała – zmierzwiła moją czuprynę.
– Więc ty… też?
– A myślisz, że inaczej zgodziłabym się zasuwać na rowerze z nieznajomym facetem? Zresztą pewnie nawet bym do ciebie nie podeszła w tamtej knajpie…
– I nie przeszkadza ci, że jestem… no, powiedzmy niewysoki.
– Dla mnie ważne jest, jaki jesteś w środku. I czuję, że na tobie bym się nigdy nie zawiodła. Nie pytaj mnie, dlaczego tak czuję. Po prostu tak jest.
– To… to cudowne! Boże… Nie masz pojęcia, jaki jestem szczęśliwy – uniosłem ręce w geście zwycięstwa.
– Ja też, tylko… tylko jest mały problem. Nie chciałam ci tego wcześniej mówić…
– Masz kogoś?! – przeraziłem się.
– Nie. Chodzi o moich rodziców. Trudno im zaakceptować kogokolwiek, kogo przyprowadzę…
– A jakie trzeba spełnić wymagania?
– Widzisz... Oni... są bardzo bogaci i uważają, że każdy mój facet czyha na ich pieniądze. Ja wiem, że ty taki nie jesteś, bo nawet tego nie wiedziałeś… Ale oni… Przepraszam, że ci tego wcześniej nie powiedziałam, ale chciałam mieć pewność, że podobam ci się ja.
– Bo tak jest. Poza tym bądź spokojna – pocałowałem ją. – Jestem dziwnie spokojny, że spodobam się twoim rodzicom.
Więcej listów do redakcji:
„2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”
„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”
„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”