„Od lat ukrywam przed mężem, że byłam prostytutką. Boję się, że jeśli pozna prawdę, nie będzie chciał mnie znać”

Wyznania prostytutki fot. Adobe Stock
„Zdarzało się też, że panowie mieli ochotę pogadać, żalili się, że nikt ich nie docenia, że muszą bardzo ciężko pracować... Udawałam, że im współczuję, głaskałam po głowie, całowałam w łysinę”.
/ 29.01.2021 10:26
Wyznania prostytutki fot. Adobe Stock

Nie mam zamiaru tłumaczyć się z tego, co robiłam. Moje życie – moja sprawa! Widocznie miałam swoje powody, by uprawiać najstarszy zawód świata i nikomu nic do tego!

Nigdy nie byłam aniołkiem. To fakt. Ale nie wychowywałam się przecież w niebie... Rodzice nie przejmowali się specjalnie czwórką dzieci, które spłodzili. Mój ojciec pił. Od czasu do czasu miewał jakieś zajęcie, ale co rusz go wyrzucali z pracy za picie. Mama była salową w szpitalu i dorabiała sprzątaniem po domach. Nie była może najlepszą matką, ale przynajmniej miała poczucie obowiązku wobec rodziny. Dużo pracowała i rzadko znajdowała czas, by dopilnować gromadki dzieci. Pieniędzy brakowało niemal na wszystko. W domu często wybuchały awantury.

W szkole nie byłam orłem i często chodziłam na wagary. Nie mam głowy do nauki. Dość szybko w życiu poznałam smak seksu. Miałam 15 lat, gdy po raz pierwszy spałam z chłopakiem. To był starszy o dwa lata kolega ze szkoły. Spodobało mi się to... Zaliczyłam potem jeszcze kilku innych kolegów ze szkoły. Rodziców nigdy nie interesowało to, co robię, gdzie chodzę, jak spędzam czas...

Miałam wtedy koleżankę Małgosię. Chodziła do równoległej klasy, ale była przerośnięta, to znaczy starsza ode mnie o trzy lata. Dziwiłam się, że Małgosia, choć też pochodziła z biednej rodziny (mieszkała z dziadkami, którzy byli na emeryturze), miała modne ciuchy, super buty i kosmetyki. Kiedyś zapytałam ją, skąd na to bierze kasę. Małgosia spojrzała na mnie tak, jakby wahała się, czy wyjawić mi swoją tajemnicę.
– Wiesz co? Ty też możesz mieć więcej kasy, jeśli zechcesz... – powiedziała po krótkim namyśle.
– Jasne. Nawet bardzo bym chciała, tylko powiedz mi, jak miałabym to zrobić... Mam napaść na bank?! – zażartowałam.

Małgosia zaprowadziła mnie do agencji towarzyskiej

 Odtąd to, co robiłam z chłopakami za darmo, miałam robić za gotówkę. I szczerze mówiąc, nie widziałam w tym nic złego. Wręcz przeciwnie, perspektywa zarabiania wreszcie własnych pieniędzy była dla mnie niesłychanie pociągająca. Spodobałam się w tej agencji. Właścicielka – elegancka kobieta około pięćdziesiątki – uznała, że się nadaję do pracy.

Przeprowadzając ze mną „rozmowę kwalifikacyjną” nie ukrywała, na czym będzie polegała ta praca i ostrzegała, że klienci mogą mieć bardzo różne wymagania. Przed rozpoczęciem pracy szefowa poszła ze mną na zakupy i wybrała mi kilka seksownych ciuszków – czerwony komplet bielizny, mocno wydekoltowaną i bardzo obcisłą sukienkę, szpilki na bardzo wysokich obcasach.

Wbrew ostrzeżeniom szefowej, panowie z którymi miałam wtedy do czynienia, byli na ogół kulturalni, pachnący, wymyci. Czasem byli to mocno starsi panowie, ale mnie to nie przeszkadzało. Nie zawsze też chodziło o seks, czasami tylko o poprzytulanie się. Zdarzało się też, że panowie mieli ochotę pogadać, żalili się, że nikt ich nie docenia, że muszą bardzo ciężko pracować... Udawałam, że im współczuję, głaskałam po głowie, całowałam w łysinę. Za każde spotkanie dostawałam początkowo 150 złotych, potem nawet więcej. Byłam bardzo zadowolona!

Nie wiem, czym jeszcze zajmowało się szefostwo naszej agencji i szczerze mówiąc, nic a nic mnie to nie obchodziło. W każdym razie pewnego dnia dowiedziałam się, że firma przestała istnieć. Szefowa podobno wyjechała za granicę, kilka osób zatrzymała policja, lokal zamknięto na cztery spusty, a ja zostałam bez grosza przy duszy dosłownie z dnia na dzień.

Było to dla mnie tym bardziej przykre, że już przyzwyczaiłam się do „dobrobytu”. Miałam pieniądze na nowe ubrania, buty, torebki, perfumy, lubiłam też chodzić po restauracjach i kawiarniach. I nagle miałoby to wszystko się skończyć jak nożem uciął...? Nie chciałam do tego dopuścić.

Doszłam do wniosku, że powinnam sobie w takim razie radzić sama.

 Jednego wieczoru ubrałam się w miniówkę, kozaczki za kolano i kurteczkę ze skóry, pomalowałam usta czerwoną szminką i zaczęłam spacerować po ulicy w pobliżu jednego z hoteli w centrum miasta. Zdesperowana chodziłam tak w tę i z powrotem chyba z godzinę.

Kiedy przechodził obok mnie jakiś samotny mężczyzna, uśmiechałam się do niego zalotnie. Po jakimś czasie obok mnie zatrzymało się granatowe BMW. Kierowca otworzył szybę i skinął na mnie. Wsiadłam do środka. W samochodzie na tylnym siedzeniu siedziało jeszcze dwóch ogolonych na łyso facetów. Gdy się zorientowałam, że coś tu nie gra, samochód odjechał z piskiem opon spod hotelu. Po drodze chciałam uciec, kiedy stanęliśmy na światłach. Szarpałam klamkę, ale drzwi auta były zablokowane.

Zatrzymali samochód na wąskiej dróżce za miastem, w polu, z dala od domów. Najpierw wytłumaczyli mi, że teren dzielnicy należy do nich i, że nie wolno mi tam „pracować”, a potem spuścili mi tęgie lanie, żebym to zapamiętała. Na koniec wszyscy trzej zgwałcili mnie w samochodzie.
– Wiesz mała, niezła jesteś! – powiedział do mnie kierowca BMW, kiedy grzebałam w torebce szukając chusteczki do nosa, by wytrzeć rozmazany makijaż. – Mogłabyś dla nas pracować, jeślibyś chciała...
– Niezła, niezła! – zawtórowali mu, rechocząc obrzydliwie dwaj łysole o tłustych karkach.
Nie miałam wyjścia. Musiałam przystać na tę propozycję. Inaczej przecież nie mogłabym pracować tak, jak dotychczas i zarabiać pieniędzy. A nie wyobrażałam sobie wtedy innego życia...

Trafiłam na gangsterów

 Bardzo źle traktowali dziewczyny. Zajmowali się ściąganiem do pracy na ulicy młodych Ukrainek. Za tak zwaną ochronę zabierali mi trzy czwarte wynagrodzenia. Sami rezerwowali sobie prawo do usług gratis, co zdarzało się dość często. Jeden z nich był wyjątkowym brutalem! Po roku takiej pracy miałam tego wszystkiego dość. Czułam się potwornie zmęczona i udręczona. Dziś wspominam ten czas z obrzydzeniem i najchętniej wymazałabym go z pamięci.

To właśnie wtedy zaczęłam myśleć, że może powinnam spróbować żyć inaczej. Nakłamałam moim „opiekunom”, że muszę na trochę wyjechać, by odwiedzić starą ciotkę w innym mieście, bo szykuje się dla mnie spadek. Spakowałam swoje manatki i wyjechałam, ale nie do ciotki, którą – rzecz jasna – wymyśliłam, lecz na drugi koniec Polski.

Udało mi się wynająć pokój w domu u samotnej starszej pani, częściowo za opiekę nad nią. Nikt tu nie wie o mojej przeszłości. Kiedy mnie pytają, co robiłam wcześniej, mówię, że byłam kelnerką w restauracji. Znalazłam pracę w supermarkecie. Zaczęłam normalnie żyć. Na szczęście, okazało się, że jeszcze to potrafię...

A potem poznałam Mariusza, który jest przedstawicielem firmy produkującej przetwory i soki owocowe dostarczane do naszego sklepu. To mój pierwszy od wielu lat mężczyzna, którego nie traktuję jak klienta. Jest mi z nim bardzo dobrze, i wcale nie chodzi mi tu wyłącznie o seks. Przy nim czuję się bezpiecznie. Szybko zaczęliśmy snuć plany na wspólną przyszłość. 

Po pół roku znajomości pobraliśmy się

Ślub był cichy. Nie zaprosiłam nikogo z moich bliskich. Mariusz to zrozumiał. Wie, że pochodzę z patologicznej rodziny. Nie wiem jednak, czy by zrozumiał i wybaczył mi to, czym zajmowałam się przez kilka ostatnich lat życia. Nie przyznałam mu się do tego i cała drżę na myśl, że kiedyś przypadkiem się o tym dowie...

Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA