„Wesele mojej córki było koszmarem. Wszystkiemu była winna jej teściowa, która okazała się paskudną babą”

Z życia wzięte fot. Fotolia
„– Mówiłam tej starej flądrze, że nienawidzę wielkich welonów, ale nie słuchała. Zobacz, jak ja w tym wyglądam. Ciągnie się to za mną. Wygląda jak rozwinięta rolka papieru”.
/ 11.02.2022 16:00
Z życia wzięte fot. Fotolia

W dzień ślubu mojej najmłodszej córki Ewy od rana byłam dziwnie niespokojna. Od miesiąca z okładem przyszła panna młoda strasznie się stresowała myślą o swoim wielkim, hucznym weselu – i chyba zwyczajnie się o nią martwiłam.

Zbliżała się czternasta trzydzieści, kiedy dotarłam na osiedle niewysokich, pomalowanych na pastelowe kolory szeregowców pod miastem, gdzie moja córka od kilku miesięcy mieszkała z Grzegorzem, swoim narzeczonym. „Jeśli chcą być w kościele odrobinę przed czasem, za niecałą godzinę powinni wyjeżdżać” – pomyślałam, naciskając dzwonek.

Przedślubne stresy

Drzwi otworzył Grzegorz, który najwyraźniej spodziewał się kogoś innego.
– Właź, stary – powiedział, zanim zorientował się, że przed nim stoi przyszła teściowa. – O rany, to pani! – bąknął.
Miał na sobie elegancką koszulę do ślubu, jedwabny krawat i… bokserki.
– Przepraszam, ubieram się. Myślałem, że to mój drużba… – mruknął.
– Nic się nie stało, Grzesiu. Dawno nie widziałam takiego młodego przystojniaka bez spodni – wysiliłam się na kiepski żart.
– W sumie dobrze, że pani jest, bo Ewka… Sam nie wiem. Zamknęła się w łazience i siedzi tam już pół godziny…
– Ale co się stało? Pokłóciliście się?
– Nie, nic z tych rzeczy. Ona chyba bardzo się denerwuje – westchnął Grześ.

Ruszyłam w stronę łazienki.
– Ewa? Córciu, otwórz! – poprosiłam. Cisza… Kompletnie mnie zignorowała.
– Ewka, nie wygłupiaj się! Twoja mama tu jest! – szarpnął za klamkę Grzesiek.
– Dobrze przynajmniej, że nie twoja – mruknęła Ewka kwaśnym tonem i niechętnie wpuściła nas do środka.
– Co się dzieje? – zapytałam.

Córka usiadła na wannie. Bosa, tylko w kusej, białej haleczce. Zawsze była drobna i niewysoka, a w jaskrawym świetle łazienkowych jarzeniówek wydawała się tak krucha, że prawie przezroczysta.
– Jadłaś dzisiaj? – spytałam. Wzruszyła ramionami i zapatrzyła się w kwiatowy wzór na kafelkach.
– Marnie wyglądasz, blado jakoś. Chodź, poprawię ci makijaż…
– Nie dotykaj, jest już gotowy – powiedziała Ewa. – Malowała mnie przyjaciółka, profesjonalna makijażystka. Miała czas tylko do dziesiątej i od przedpołudnia siedzę wypacykowana jak jakaś lala.
– Córciu, chyba trzeba by już powoli wkładać sukienkę – stwierdziłam, patrząc na zegarek.
– Daj spokój, mamo. Jeszcze jest czas – wzruszyła ramionami córka.

Problemy z teściową

Obróciłam się przez ramię, żeby sprawdzić, czy gdzieś za moimi plecami nie czai się Grzegorz. Na szczęście go nie było, więc zapytałam ją prosto z mostu:
– Dziecko, co się z tobą dzieje? Stało się coś? To twój ślub, a wyglądasz, jakbyś szła na szafot!

Chwilę milczała z opuszczona głową, a potem wybuchła:
– Problem w tym, mamo, że to nie jest MÓJ ślub! To miało wyglądać zupełnie inaczej!
– Nie zaczynaj, dobrze?! – Grzegorz pojawił się w łazience, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Ciągle tylko marudzisz!

Teraz miał już na sobie także eleganckie spodnie i lakierki. Zważywszy na to, że zazwyczaj widywałam go w rozciągniętych bluzach, workowatych dżinsach i adidasach, wyglądał prawie jak James Bond. Prawie…
– Ja zaczynam?! – uniosła się tymczasem Ewka, a potem już tylko krzyczała. O tym, że jego matka wszystko jej zepsuła. Że kościół nie ten, kapela nie taka, catering okropny, sala koszmarna. Nawet limuzyna kompletnie do bani.
Wszędzie nos wetknęła! Nie miałam nic do gadania – w jej głosie pojawił się żal. – I jeszcze ci goście! Chcieliśmy, żeby było kameralnie, a ona zaprosiła trzysta osób! Mamo, ja nie dam rady. Nie znam tych ludzi, a oni będą się na mnie gapić!

– Kochanie, poradzisz sobie. Chodź, pomogę ci się ubrać – przytuliłam ją i przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. W końcu Ewka wstała z ponurą miną i wyszłyśmy z łazienki do przedpokoju.
– Gdzie sukienka? – zapytałam.
– Wisi w sypialni na drzwiach szafy.
– Ładna – stwierdziłam z uznaniem, delikatnie zdejmując przezroczysty pokrowiec z idealnie białej, długiej kreacji.
– Matka Grześka wybrała. Ja chciałam inną, ale nie miałam nic do powiedzenia – parsknęła rozgoryczona Ewka.
– Mama chciała ci tylko pomóc – warknął na to jej narzeczony. – Ale ty od początku byłaś do niej uprzedzona!

Zaczynałam mieć tego dość.
– Dzieci, na litość boską! To nie jest czas na kłótnie! – zawołałam. – Grzesiu, jedź już do kościoła, a my z Ewą poczekamy tutaj na druhny i do was dojedziemy.
– Okej, może tak będzie lepiej! – powiedział mój przyszły zięć i cmoknął naburmuszoną Ewkę w policzek. – Pa, żono. Nie dąsaj się, bo złość piękności szkodzi.
– Spadaj! – mruknęła Ewa z zaciętą mną i chyba dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jakie z nich jeszcze dzieciaki. Oboje urodzili się w tym samym roku i niedawno skończyli dwadzieścia cztery lata – Ewa w maju, Grześ w lipcu. „Może po prostu są jeszcze za młodzi, zbyt niedojrzali na ślub?” – zastanawiałam się.

Z drugiej strony, ja w wieku córki miałam już dwoje dzieci i oczekiwałam trzeciego. Fakt, czasy były zupełnie inne, ale przecież Ewka jest mądrą młodą kobietą. Poradzi sobie, skoro tak wybrała. Nikt ich przecież do tego ślubu nie zmuszał.
– Pomóż mi z tą cholerną kiecką, mamo – głos córki wyrwał mnie z zamyślenia.
– Mówiłam tej starej flądrze, że nienawidzę wielkich welonów, ale nie słuchała. Zobacz, jak ja w tym wyglądam! Ciągnie się to za mną jak rozwinięta rolka papieru!
– Nie powinnaś tak mówić o matce Grześka. On bardzo ją kocha – upomniałam ją jak małe dziecko. – I nie narzekaj. Ubieraj się. Może zaparzę ci melisy? Nie możesz się tak denerwować, kochanie.

– Jak mam się nie denerwować, skoro w bazylice w samym centrum będzie na mnie czekać ponad trzysta osób?! – wrzasnęła niespodziewanie, choć myślałam, że już się trochę uspokoiła. – Chcieliśmy z Grześkiem wziąć ślub w jakimś małym, drewnianym kościółku w górach. Tylko my, rodzice i garstka przyjaciół.

No, ale wtrąciła się pani doktorowa i zaraz się zaczęło! Ty wiesz, że ona zaprosiła nawet ordynatora ze szpitala swojego męża? Po cholerę, powiedz mi? Czy ja tego gościa znam? Zresztą Grzesiek też go nie zna, ostatnio widział go chyba w dzieciństwie!
– Co za różnica, córciu? Dostaniecie więcej prezentów – powiedziałam.
– Mamo… Dziwnie się czuję – jęknęła nagle Ewka i osunęła się na kanapę.
– Jezus Maria, co ty wyprawiasz? Słabo ci? – spytałam zaniepokojona.

Dzień był duszny, burzowy, a w pokoju panował zaduch. Może to przez to? Albo po prostu przez stres. W końcu to najważniejszy dzień w życiu. Bo chyba nie…
– Jesteś w ciąży, kochanie? – delikatnie pogładziłam ją po włosach misternie upiętych w wymyślny kok.
– A gdzie tam! Słabo mi się zrobiło i tyle – Ewa spojrzała na mnie z naganą.
– Dobra, daj tę kieckę. Trzeba by już powoli jechać. Za chwilę pojawią się druhny i ta cholerna limuzyna. Chciałam dorożkę, wiesz? Ale matka Grześka zaczęła coś gadać o koniach, że cuchną, i oczywiście stanęło na jej snobistycznym pomyśle.
– Limuzyna też fajna – pocieszyłam ją. – Jak w Ameryce. Ja z twoim tatą jechałam do ślubu pożyczoną syrenką.
– Pamiętam, oglądałyśmy te zdjęcia setki razy – powiedziała Ewka i w końcu na jej buzi zauważyłam blady uśmiech.

– Wszystko będzie dobrze, córciu. A tłumem gości się w ogóle nie przejmuj. Wyobraź sobie, że jesteś znaną aktorką, która kręci właśnie kolejną scenę.
– Taaa, gwiazda – mruknęła Ewka i obróciła się przed lustrem. – Jaki paskudny ten welon! A poza tym wyglądam grubo…
– Wyglądasz pięknie – zapewniłam ją.
W tym samym momencie do drzwi zadzwoniły druhny i w niewielkim mieszkaniu zrobiło się spore zamieszanie.

Panna młoda omal nie zemdlała

W limuzynie Ewka znowu źle się poczuła. Uchyliłam okno, a jedna z druhen, wyjęła z torebki zbożowego batonika.
– Zjedz chociaż kawałek, nie wygłupiaj się! Mówiłam ci, że nie wytrzymasz – syknęła, nachylając się ku mojej córce omotanej welonem jak w kokonie.
Chociaż Ewka nie chciała o tym rozmawiać, w końcu udało mi się z niej wyciągnąć, że od czterech dni nic nie jadła. Piła tylko wodę i kefir – żeby lepiej wyglądać w ślubnej sukni! A tuż przed wyjściem z domu zażyła potrójną dawkę tabletek uspokajających… Po opuszczeniu z limuzyny dosłownie leciała nam przez ręce.

Msza była dla mnie jednym wielkim koszmarem. Bałam się, że głodna, zestresowana i otumaniona pigułkami córka padnie przed ołtarzem, a cała uroczystość skończy się na izbie przyjęć. Na szczęście tak się nie stało. Podobnie zresztą było ze zorganizowanym przez matkę Grzesia weselem – też całkiem nieźle się udało.

Córka jednak wciąż ma żal do teściowej, że tamta nie pozwoliła zorganizować im ślubu po swojemu. Nawet ją rozumiem, to jest święto młodej pary i nikt nie powinien się w nie mieszać. Ale stało się. Teraz czekam na wnuka. Ewka jest w piątym miesiącu ciąży i dawno zapomniała o stresie związanym z weselem.

Urządzili już z Grzesiem pokoik dla maluszka i zażarcie się kłócą o imię. Oczywiście matka Grześka też ma już swój typ, ale – jak zarzeka się Ewka – tym razem teściowa nie będzie miała nic do powiedzenia. Może w końcu zrozumie, że lepiej się nie mieszać w sprawy młodych…

Więcej listów do redakcji:
„2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”
„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”
„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA