Trzy lata byliśmy już razem. Nasza córcia wyrosła z pieluch, oboje pracowaliśmy, planowaliśmy przeprowadzkę do większego mieszkania, niedawno zmieniliśmy samochód. Jedyne, czego mi brakowało do pełni szczęścia, to obrączka na palcu.
Może to śmieszne i naiwne, ale chciałam być żoną. Nie „kobietą”, nie „partnerką”, nie „narzeczoną”, ale taką staroświecką, zwyczajną żoną, która może wspominać swój ślub i wesele, i nosić nazwisko ojca swoich dzieci.
Chciałam w końcu być żoną, nie partnerką czy dziewczyną
– Myślisz, że jak ptaszek zaobrączkowany, to już złowiony na stałe? – pytał mnie Dawid, ilekroć podejmowałam ten temat. – Popatrz, wokół same rozwody!
– U nas będzie dobrze. Kochamy się!
– Więc po co to psuć?
O, i takie to były te nasze dialogi. A ja tak zazdrościłam zamężnym koleżankom!
– Wpadasz w paranoję – tłumaczyła mi przyjaciółka. – Niejedna żona mogłaby ci pozazdrościć! Masz fajnego chłopa, dziecko jak malowane, spokój w chacie, seksu, ile tylko chcesz… Mało ci jeszcze?!
Ale mnie to nie wystarczało. Ukradkiem chodziłam na różne śluby, nawet obcych, i płakałam jak bóbr. Wyobrażałam sobie, jakbym ja wyglądała w białej sukni, idąca do ołtarza wśród tłumu gości.
Słowa przysięgi – „i nie opuszczę cię aż do śmierci” – tak mnie wzruszały, że czasami na jednym ślubie szła paczka chusteczek higienicznych.
Raz zaczepiła mnie starsza pani, która musiała od dłuższego czasu obserwować, jak szlocham ukryta za filarem.
– Zdradził panią? – wyszeptała. – To chyba paniny były narzeczony? Znalazł sobie inną, a pani tak rozpacza… Ale można głośno powiedzieć, że się pani nie zgadza na ten ich związek! Zaraz ksiądz zapyta, czy ktoś z obecnych nie ma nic przeciwko. Jak pani się wstydzi, to ja to załatwię!
Ledwo udało mi się ją powstrzymać, tłumacząc, że wcale nie znam młodej pary…
Zastanawiałam się, czemu Dawid nie chce formalnie przyklepać naszego związku.
– Może dlatego, że jest z rozbitej rodziny i ma jakiś uraz? – kombinowałam z przyjaciółką. – Albo mnie nie kocha tak bardzo, żeby się wiązać na stałe. Zostawia sobie otwartą furtkę po prostu…
– Zgłupiejesz od takiego myślenia – tłumaczyła mi Alka. – I jego zadręczysz. Będzie miał odruch wymiotny na samą myśl o ślubie. Kręcisz bat na własną skórę!
Nie przejmowałam się tym jej gadaniem i może bym nawet doprowadziła Dawida do ołtarza, lecz nagle wszystko się zmieniło.
W lutym przeszłam ostrą anginę i jakoś długo nie mogłam się pozbierać. Wszystko mnie bolało, szczególnie w okolicach pasa i niżej. Strasznie schudłam, bo nic nie mogłam jeść. W ogóle nie miałam apetytu, bolała mnie głowa, i to nie migrenowo, tylko takim równym, nieustającym ćmieniem.
Czułam się fatalnie, ale przestraszyłam się, dopiero gdy zobaczyłam krew w moczu. Jakbym jadła same buraki! Gdybym posłuchała lekarza – nie wstawała z łóżka, brała zalecone antybiotyki i przeszła na ostrą, bezsolną dietę, kto wie, może by mi się udało? Ale przy małym dziecku trudno się nie poruszać, zresztą z natury jestem energiczna, więc zlekceważyłam tę chorobę.
Gdy wylądowałam w szpitalu zrozumiał, że też chce ślubu
Wreszcie Dawid zauważył, że mam obrzęki wokół oczu. Wyglądałam jak Chinka, Poza tym oddychałam z coraz większym trudem, sapałam jak kowalski miech. Zaczęłam wymiotować i wtedy już nie miałam nic do gadania.
Szpital i diagnoza: ostre kłębuszkowe zapalenie nerek. Byłam w tak złym stanie, że lekarz zalecił otrzewnową dializę, gdyż groziła mi stała niewydolność nerek… Brano pod uwagę nawet konieczność przeszczepu. Pierwszy jako dawca zgłosił się mój ukochany. Natychmiast, kiedy tylko powiedziano o takiej ewentualności. Bez chwili wahania i bez zastanowienia.
Spędziłam w szpitalu prawie dwa miesiące, a Dawid przychodził codziennie. Kiedy nie mogłam rozmawiać i leżałam półprzytomna, siedział obok i gładził moją poranioną od wenflonów rękę. Wciąż czułam jego obecność… A gdy było wiadomo, że mój organizm dał sobie radę i nerki podjęły pracę, Dawid wsunął mi na palec pierścionek. Cudny – z białego złota, z brylancikiem.
– To zaręczynowy – powiedział. – Wyjdziesz za mnie?
– Żartujesz? – wyjąkałam.
– Najwyższy czas na ślub. Zrozumiałem, że życie jest zbyt krótkie i kruche, żeby ważne sprawy odkładać na później. Będziesz miała najpiękniejszą suknię pod słońcem, a ja dla ciebie wbiję się w garnitur, smoking albo frak… W co tylko będziesz chciała.
– Ale ja ciebie nie chcę do niczego zmuszać. Możemy nadal żyć na kocią łapę.
– Teraz ja chcę ślubu. I nie ustąpię!
– Skoro tak bardzo chcesz, nie będę się upierała. Kocham cię.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Tydzień przed ślubem zerwałam zaręczyny. Napadło mnie 4 mężczyzn, a mój narzeczony tylko stał i się patrzył”
„Ślub za chwilę, a ja przejrzałam na oczy i zerwałam zaręczyny. Mój narzeczony kontrolował każdy mój krok”
„Mój mąż jest strasznym sknerą. W życiu mi nic nie kupił. Gromadzenie pieniędzy jest jego życiowym celem