„Narzeczony za nic nie chciał pozbyć się matki i syna z poprzedniego związku. Oni stali nam na drodze do naszego szczęścia”

Kobieta, która ukrywa przed mężem swoją przeszłość fot. Adobe Stock, Drazen
„Obrażałam się i dąsałam, więc żeby mnie ułagodzić, Adam stawał się przesadnie surowy dla swojego syna, co ja przyjmowałam z nieukrywaną satysfakcją. Wstyd się przyznać, ale byłam zazdrosna o przeszłość: o tamtą kobietę, o ich wspólne życie i o to dziecko, które było między nami. Nie widziałam w tym niczego złego”.
/ 03.01.2022 07:53
Kobieta, która ukrywa przed mężem swoją przeszłość fot. Adobe Stock, Drazen

Tamten kwiat był ostatnim prezentem od mojego narzeczonego. Piękna, śnieżnobiała orchidea z kremowym środkiem, podobnym do otwartego ptasiego dzioba. Ofiarował mi ją na trzydzieste urodziny. Wpadłam w zachwyt, bo swoją urodą i elegancją przyozdobiła całe mieszkanie. Aż świeciła, odbijając słoneczne promienie. Dopiero później dostrzegłam, że ze środka jej kielicha wysuwa się wąski płatek zakończony rozdwojonym haczykiem. Przypominało to język jadowitej żmii szykującej się do ataku. Zrobiło mi się nieswojo...

Dobre złego początki

Zanim się poznaliśmy, mój narzeczony był już w dwóch poważnych związkach. Z jednego ma dziecko – chłopca, który w tym roku poszedł do szkoły. Poznałam Kubę, ale nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Jest skryty, zamknięty, nieufny. Ma myszkujące oczy i kpiący uśmieszek, co u dziecka nie wygląda sympatycznie. Bardzo chciałam, żeby mnie polubił. Organizowałam wypady za miasto, zwiedzanie ciekawych miejsc, wyprawy do kina, na lody, kupowałam mu prezenty i nie reagowałam, kiedy coś zepsuł albo potłukł. A wiedziałam, że robił to specjalnie...

Kiedyś podejrzałam, jak w przedpokoju zdzierał świeżo położoną tapetę, a na moje pytanie, czemu się tak zachowuje, burknął tylko: „Bo chcę!” Oczywiście naskarżyłam na niego ojcu, powiedziałam, jakiego ma niegrzecznego syna... Co miałam robić? Przymknąć oczy i pozwalać, żeby mi wszedł na głowę? Niedoczekanie! Nawet czułam satysfakcję, że tamta kobieta źle go wychowuje, a ja mogę na to zwrócić uwagę. Na każdym kroku podkreślałam, że ja byłabym lepszą i rozsądniejszą matką.

Mój narzeczony starał się łagodzić konflikty, tłumacząc mi, że Kuba jest jeszcze mały, a poza tym bardzo przeżył rozstanie swoich rodziców i jest trochę zagubiony.
– To go owiń w watę i wsadź do pudełka – odpowiadałam. – Po co go bronisz? Nie widzisz, że jest sterowany jak zabawka? Że ona się na tobie mści i wykorzystuje dziecko? To przecież widać gołym okiem!
Obrażałam się i dąsałam, więc żeby mnie ułagodzić, Adam stawał się przesadnie surowy dla swojego syna, co ja przyjmowałam z nieukrywaną satysfakcją. Wstyd się przyznać, ale byłam zazdrosna o przeszłość: o tamtą kobietę, o ich wspólne życie i o to dziecko, które było między nami. Nie widziałam w tym niczego złego.

Drugą osobą, do której Adam czuł nadmierne przywiązanie, była jego matka.
– Jesteś uzależnionym maminsynkiem – kpiłam z niego. – Kroku bez niej nie możesz zrobić! To nienormalne!
Więc żebym nie marudziła, zaczął mnie oszukiwać i udawać, że rozluźnił kontakty z mamusią, że wychodzi gdzieś w innych sprawach, nie do niej, że koledzy zaprosili go do pubu i nie może się wymigać.
– Jak nie możesz? Jesteś dorosły czy nie jesteś? – denerwowałam się mimo wszystko. – Odmawiasz i już! W czym problem?

Problem był we mnie, bo jego kumple też mnie wkurzali. Nie dało się z nimi porozmawiać na normalny temat – tylko sport i jakieś dziewuchy zaprzątały im głowy. A mój narzeczony słuchał tego bajdurzenia z otwartą gębą i tracił czas, zamiast być przy mnie i planować wspólne życie. To mnie najbardziej irytowało! Chciałam, żebyśmy oglądali w internecie ogłoszenia o sprzedaży i wynajmie mieszkań, oferty sklepów meblowych i strony ze wszystkim, co jest potrzebne do urządzenia domu. Żebyśmy rozmawiali o miłości, o tym, co nas czeka, snuli marzenia i planowali przyszłość. Mnie by to wystarczyło, więc nie pojmowałam, dlaczego nie wystarcza jemu. Czego on ciągle szuka, za czym się rozgląda i dokąd właściwie chce iść? To było dla mnie niepojęte.

Czasami przychodziło mi do głowy, że może powinnam trochę odpuścić, ale zaraz przypominałam sobie moją poprzednią miłość i wszystko mi przechodziło. „Dawałam mu luz i swobodę – myślałam o moim byłym. – Robił mnie w konia koncertowo, zdradzał nieomal na moich oczach, a ja idiotka wierzyłam i czekałam. No i doczekałam się! Już się szyła ślubna suknia, kiedy mi oznajmił, że odchodzi...”. Nawet nie miał wyrzutów sumienia!
– Trzeba było mnie lepiej pilnować – powiedział mi po prostu na pożegnanie. – Jakbym czuł uzdę, tobym nie brykał!

Tym razem zabawiłam się więc w śledczego i detektywa. „Pilnowanego nie ukradną – powtarzałam sobie. – A w każdym razie nie tak łatwo!”. Czy mogłam się jednak spodziewać, że niebezpieczeństwo istnieje zawsze i zazwyczaj czai się bardzo blisko? Gdyby ktoś mi powiedział, że najbardziej powinnam się bać jego syna i matki, tobym na pewno nie uwierzyła!

Teściowe są jadowite jak żmije

Biała orchidea od razu wszystko przyspieszyła. Taka niewinna, piękna, czysta, wytworna, a przyniosła istną burzę z piorunami. Zaczęło się bardzo niewinnie...
– Popatrz – powiedziałam. – Ten płatek rozdwojony na końcu wygląda jak u kobry. Powinien się nazywać językiem teściowej!
– Dlaczego? – zapytał, ale jakoś chłodno.
– Bo teściowe są jadowite jak żmije – brnęłam dalej. – Wszyscy o tym wiedzą!
– Uważasz moją mamę za żmiję? – zapytał. – Ona też zaraz będzie twoją teściową...
– Jak wszystkie, to wszystkie – gadałam bez opamiętania. – Słodka nie jest, to przecież fakt! Może nawet twój syn się właśnie w nią wrodził i dlatego jest taki niemiły? Przed genami się nie ucieknie!

Ten mały był wtedy u nas. Jak zwykle siedział w kącie i słuchał, udając, że jest pochłonięty zabawą. Jednak najwyraźniej wszystko zrozumiał i zapamiętał, bo kiedy Adam pojechał, żeby go odwieźć do matki, zobaczyłam na stoliku w rogu pokoju porwaną, pogniecioną, poszarpaną orchideę! Najwyraźniej ktoś ją zniszczył w zemście za coś; pokazał mi, że mnie nie lubi, że budzę negatywne uczucia, a ponieważ nie miał odwagi wyładować się na mnie, więc zrobił to na niewinnym kwiatku. Nikt poza tym chłopaczyskiem do pokoju nie wchodził, więc to na pewno on poobrywał wszystkie kwiaty i przewrócił wazonik. To było zrozumiałe i oczywiste!

Zdenerwowałam się nie na żarty. Kiedy wrócił narzeczony, zrobiłam mu okropną awanturę. Nie przebierałam w słowach, bo i tak wystarczająco długo już udawałam, że wszystko jest w porządku. Teraz nareszcie wszystko się ze mnie wylało. Wykrzyczałam, że Kuba rośnie na bandytę, że go nie znoszę i nie zgadzam się na jego wizyty, bo jest wrednym, podstępnym gnojkiem, którego już się nie da wychować. Zahaczyłam też o mamusię, przypisując jej same złe intencje i oskarżając o to, że spiskuje z jego byłą, żeby mi dokuczyć. Gadałam, co mi ślina na język przyniosła, coraz bardziej się nakręcając, aż mi zabrakło tchu, i wtedy oprzytomniałam.

Adam patrzył na mnie lodowatym wzrokiem.
– Skończyłaś? – zapytał spokojnie. – To wszystko, co mi masz do powiedzenia?
Odpowiedziałam, że wszystko, a on bez słowa wstał i poszedł do sypialni, a potem do łazienki. Nie był wściekły ani nic takiego. Był raczej… pełen zaciętości.
– Zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy – oznajmił mi, pokazując niedużą torbę. – Spakuj resztę albo wyrzuć do śmieci... Z nami koniec. Nie zmienię zdania, nie licz na to. Dobrze się stało, że pokazałaś mi przed ślubem swoją prawdziwą twarz, w końcu i tak bym od ciebie uciekł. Nie ma siły, która by mnie zatrzymała. Szukaj szczęścia gdzie indziej, bo ja ci go nie dam.
Pewnie, że próbowałam go przeprosić... Na próżno. Nie chciał ze mną gadać.
Byłam także u jego mamy, ją też błagałam o wybaczenie. Powiedziała, że się nie wtrąca, ale przewidywała taki koniec.

– Nie pasowaliście do siebie. Ja od razu wiedziałam, że to się źle skończy! – stwierdziła i to było jej pożegnanie.

Nadal żałuję i cierpię, ale na wszystko jest już za późno. Złego się nie cofnie, czasu nie zawróci. Nie mam na to nadziei.
Chociaż… Ta zmaltretowana orchidea długo chorowała i schła tak, że chciałam ja wyrzucić, a jednak uparłam się i ją odratowałam. Wyobraźcie sobie, że wypuściła nowe liście, a wśród nich wyrasta długi pęd pokryty małymi kwiatowymi pączkami. Będzie kwitła! Odżyła, uratowałam ją. Może to jakiś znak?

To też może cię zainteresować: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA