Z życia wzięte - prawdziwa historia o studenckich wyborach miss

Z życia wzięte fot. Fotolia
Konkursy piękności na uczelniach budzą kontrowersje. Bo jak można oceniać ciało w miejscu, gdzie liczy się umysł?
/ 08.05.2014 06:58
Z życia wzięte fot. Fotolia
Pomysł nie był mój, ale od razu mu przyklasnąłem. To świetna zabawa, a poza tym przecież wybory Miss organizują teraz dosłownie wszyscy: każda uczelnia, a często i każdy wydział osobno. Nie możemy być przecież gorsi, prawda?

Zebraliśmy się w pięciu w celu zaplanowania imprezy. Nieco wcześniej zrobiliśmy dyskretny sondaż wśród braci studenckiej. Jego wyniki tylko potwierdziły nasze przypuszczenia. Niemal wszyscy nasi rozmówcy byli za – wprawdzie przede wszystkim płci brzydszej, jednak wiele dziewczyn też wykazało zainteresowanie tematem.

Zawiązaliśmy komitet organizacyjny i zaczęliśmy przygotowania. Jest sporo do zrobienia, bo trzeba opracować regulamin, ustalić termin, miejsce i tysiąc innych drobiazgów. Chociaż będzie trochę biegania, myślę, że warto. Nie wiem jeszcze, co na to powie Majka, ale chyba nie powinna się wściekać. W końcu to przecież nic nadzwyczajnego. No ale znając jej humory…

Zwariował czy jak?! Komitet Organizacyjny Wyborów Miss Wydziału! Że też chce mu się w coś takiego bawić?! To jakaś dziecinada! Zamiast myśleć o egzaminach i licencjacie, Krzysiek zajął się organizowaniem konkursów piękności. Naprawdę nie ma nic lepszego do roboty? I jeszcze mi wciska takie głodne kawałki, że niby „chce się sprawdzić jako organizator poważnej imprezy”. Chyba żartuje! To już nie ma poważniejszych imprez niż wybory najlepszego „ciała”?! No bo w gruncie rzeczy do tego się rzecz sprowadza! Całe to mówienie o jakichś rozmaitych, nie tylko czysto fizycznych kryteriach to zwyczajna ściema. Żeby startować, trzeba mieć ładną buźkę i odpowiednie wymiary. Cała reszta tak naprawdę nie ma większego znaczenia…

Nie znałam go od tej strony. Gdy mówił mi o tych całych wyborach i swoim udziale, robił wrażenie mocno, wręcz niezdrowo podnieconego całym przedsięwzięciem. Nie powiem, żeby mnie to ucieszyło. Dobrze, że chociaż nie zapytał, czy ja nie wzięłabym w tym udziału, bo nie wiem, co bym zrobiła! Ale na pewno coś strasznego… Oczywiście faceci to wzrokowcy i nie ma co robić z tego problemu. Lepiej po prostu to zaakceptować. Tak czy owak, nie podoba mi się ta impreza…


Niestety, tego się właśnie obawiałem. Majka się na mnie prawie obraziła! Nie wiem, dlaczego wzięła to tak do siebie. Tak jakbym od razu chciał ją… zdradzić czy coś w tym rodzaju. Owszem, jest w tym konkursie pewien podtekst erotyczny, ale bez przesady. Ja podchodzę do tego na zasadzie drobnej „przyprawy do życia” – po prostu jest ciekawiej i smaczniej, coś się dzieje i trzeba się sprężyć. I tyle. Przecież nie organizujemy wyborów Miss Mokrego Podkoszulka ani zapasów w kisielu… Można się sprawdzić organizacyjnie.

Najważniejsze sprawy już prawie załatwiliśmy. Sala i termin wyborów ugadane są na 99 procent. Znaleźliśmy nawet sponsora! Dość znane biuro turystyczne zaoferowało nagrodę dla głównej Miss i dwóch pobocznych. I to całkiem niezłe: pobyt w ośrodku SPA. Z osobą towarzyszącą. Teraz trzeba jeszcze się zorientować, jakie będzie faktyczne zainteresowanie. Czy trzeba będzie urządzić jakieś prawybory? Oczywiście tylko na wypadek gdyby kandydatek było zbyt wiele. Przez chwilę przyszło mi na myśl, żeby zaproponować udział Majce. Jak to mówią – „ma ku temu odpowiednie warunki”. Jednak lepiej nie prowokować losu. Przecież moja dziewczyna to feministka! Uważa takie imprezy za seksistowskie i obrażające kobiety. Jeszcze by się na mnie naprawdę obraziła, a przecież kompletnie nie o to mi chodzi.
Przez kilka dni byłam na niego mocno wkurzona. Długo zastanawiałam się, jak w tej sytuacji powinnam się zachować. Amator damskich wdzięków! Gdzie ja miałam głowę, kiedy się z nim wiązałam? A ja myślałam, że ten chłopak ma poukładane w głowie! Aż wreszcie… Któregoś dnia, kiedy właśnie wychodziłam z wanny, olśniło mnie! A może właśnie tak zrobić? Może to dobry pomysł? A gdybym tak – na złość Krzyśkowi i sobie samej – wzięła udział w tych wyborach?! To byłaby dla niego porządna nauczka… Wiem doskonale, jaki jest o mnie zazdrosny. Nie potrafi tego ukryć. Przecież tyle razy to widziałam! No to teraz miałby za swoje. Niech i inni się pogapią na jego dziewczynę.

Przyjrzałam się sobie krytycznie w lustrze i… doszłam do wniosku, że nie mam się czego wstydzić. Fakt, nie jestem Keirą Knightly czy Anne Hatheway, ale poza nieco wypukłym brzuszkiem swojej figurze nie mam wiele do zarzucenia. Zresztą do tego konkursu zostały jeszcze dwa tygodnie. W tym czasie pójdę kilka razy na basen i trochę pobiegam. Do tego zero słodyczy. Na pewno zrzucę ze dwa kilogramy i wystarczy.

Nie liczę na jakąś wielką wygraną, ale mogę się przynajmniej pokazać. W sumie, skoro nie mam się czego wstydzić, to dlaczego by nie? Trzeba tylko jeszcze pomyśleć nad jakimiś fajnymi kreacjami. Kostium kąpielowy niedawno kupiłam; jest wściekle czerwony, więc będzie w sam raz. Sukni wieczorowej właściwie nie mam. Przecież nie włożę żakietu i białej bluzki... Trzeba będzie trochę zainwestować, ale trudno. Na przyszłość będę miała jak znalazł. Elżbieta i Czarek właśnie się zaręczyli, więc kto wie, czy im nie strzeli do głowy wkrótce się hajtać. Weselna kiecka zawsze się przyda.
Jeszcze strój roboczy… Co by tu wymyślić? Zaraz, zaraz, coś mi przyszło do głowy. Niedawno byłam na basenie i tam widziałam ratowniczkę w takim fajnym, seksownie wyciętym uniformie. A gdybym włożyła coś podobnego? W końcu to też „strój roboczy”.

Wszystko idzie zgodnie z planem. Po rozmowach z chłopakami z organizacji studenckiej udało nam się zmienić status wyborów na uczelniany. To podnosi rangę całego przedsięwzięcia. Inna rzecz, że dziewczyn chętnych do wzięcia udziału jest mniej niż myślałem, niecała trzydziestka. W związku z tym nie będziemy robić żadnych prawyborów, tylko jedną główną imprezę. To mocno upraszcza sprawę. Ale
i tak zainteresowanie jest duże.

Pozostało nam tylko dograć jeszcze kilka spraw, jak oprawę muzyczną i generalnie scenografię. Mamy parę pomysłów, więc na coś trzeba się zdecydować. Moim zdaniem należałoby mieć trzy scenografie: na wyjście plażowe, „robocze”i wieczorowe. Musimy włożyć w to trochę wysiłku, jednak chyba warto. Nasza uczelniana aula (w której ma się odbywać impreza) jest dobrze wyposażona technicznie i można sobie na wiele pozwolić. Na szczęście Majka w końcu dała mi spokój, więc przynajmniej na tym froncie nastąpiło uspokojenie. Inna sprawa, że ostatnio jest strasznie zajęta i prawie się nie widujemy. Tłumaczy to nieplanowanymi, dodatkowymi zajęciami. Jakimi zajęciami – nie mam pojęcia, ale na razie nie chcę drążyć tematu. Może nawet to i lepiej, przynajmniej do wyborów, a potem sobie to zrekompensujemy. Ja też jestem mocno zajęty tym wszystkim…

Czuję się już bardzo solidnie przygotowana. Pochodziłam na basen, pobiegałam intensywniej niż dotychczas i udało mi się zrzucić te dwa kilogramy. A co najważniejsze, kupiłam sobie zupełnie odjechaną kreację wieczorową. Ciekawe, co powie na to Krzysiek… Jest naprawdę seksowna – nie dość, że bez pleców, to jeszcze z obłędnym dekoltem z przodu. Właściwie sama się sobie dziwię, że zdecydowałam się na coś tak śmiałego. Chyba trochę mnie poniosło, ale teraz głupio się wycofać.

Strój roboczy też mam odlotowy. Tak naprawdę to po prostu mocno wycięty, chociaż jednoczęściowy kostium kąpielowy z nadrukiem „Ratownik” i krótką spódniczką. Do tego będę miała prawdziwe koło ratunkowe i… gwizdek. Całość robi – moim zdaniem – piorunujące wrażenie. Nie wątpię, że chłopakom się to spodoba, a przecież to oni będą mieli najwięcej do powiedzenia. Zgłoszenia przyjmowane są przez internet, w dodatku z użyciem pseudonimu, można więc zachować anonimowość do samego końca. To mi jak najbardziej odpowiada. Trochę się przestraszyłam spotkań wstępnych, bo wtedy był ćwiczony drobny układ choreograficzny. Obawiałam się ewentualnego spotkania z Krzyśkiem, a przecież plan jest taki, że spotykam go dopiero na głównej imprezie. Jednak nie pojawił się – na szczęście. Już nie mogę się doczekać tego dnia i jego miny, kiedy zobaczy mnie na scenie.

Pozostało już tylko czekać na imprezę. Prowadzić ją będzie Mirek, mój kolega z roku, a zarazem z Komisji. On się najbardziej nadaje do takich zajęć. Wcześniej zrobił z kandydatkami dwie próby z krótkim układem choreograficznym. Nie poszedłem na nie, bo nie chciałem mu przeszkadzać. Nie kombinowaliśmy niczego specjalnego, żeby nie wplątać się w długie przygotowania. Oprawę muzyczną zapewnią uczelniani didżeje. Znamy kilku chłopaków, którzy już od ładnych paru lat miksują w klubach, więc znają się na tym. Dzięki nim atmosfera będzie luźna i zachęcająca do tego, żeby po skończonych wyborach przejść się jeszcze do jakiegoś klubu i potańczyć. Żeby potem nie było wątpliwości i insynuacji, przyjęliśmy, że wyboru Miss dokonuje wyłącznie publiczność.

My jako komisja liczymy jedynie głosy i przyznajemy nagrodę specjalną dla – naszym zdaniem – najbardziej kreatywnej i przebojowej dziewczyny. Dzięki temu unikniemy jakichkolwiek podejrzeń o ustawianie wyników. To chyba najlepsze rozwiązanie. Przeglądałem pobieżnie listę kandydatek, ale nie znalazłem na niej nikogo znajomego. Zresztą większość dziewczyn skorzystała z możliwości wystąpienia pod pseudonimem, a ostateczna weryfikacja nastąpi dopiero po ogłoszeniu wyników.

Szkoda, że nie mogłam uwiecznić tej chwili aparatem. Nadal mam przed oczami ogromne zaskoczenie i zdumienie na twarzy Krzyśka, kiedy mnie zobaczył. Ależ mu zabiłam ćwieka! Chyba go całkiem zatkało… A ja w tej samej chwili poczułam coś w rodzaju cichej, może nieco złośliwej satysfakcji. Jego reakcja podziałała na mnie wręcz… uspokajająco. Czułam się rozluźniona i spokojna. Pierwsze wyjście w ubraniu codziennym było połączone z krótką autoprezentacją. Przebrnęłam przez to bez większych problemów. Najbardziej obawiałam się zaprezentowania zebranej publiczności w kostiumie kąpielowym, jest to jednak dosyć krępujące. Jednak wszystko poszło dobrze, nie czułam jakiejś większej tremy czy czegoś podobnego. Może dlatego, że moje wcześniejsze wejście w stroju „roboczym” zostało entuzjastycznie przyjęte przez obecnych w auli – oczywiście, głównie tę męską część…

Kreacją wieczorową najbardziej chyba zachwyciłam mojego Krzyśka. Gapił się na mnie, jakby zobaczył jakąś gwiazdę filmową. Nie powiem, spodobało mi się to. Chyba muszę częściej wkładać takie kobiece fatałaszki... Nie wiem, jak ostatecznie wypadnę, bo znalazło się tu kilka piekielnie ładnych i zgrabnych lasek, ale wszystko mi jedno. Nie nastawiałam się na wygraną…


Majka tutaj?! Czy to możliwe?! Co jej strzeliło do głowy? Widząc ją wychodzącą w grupie kandydatek, o mało nie padłem. Przecież wiem, co ona myśli o takich imprezach, a teraz sama się na jednej produkuje. Zrobiła mi na złość? A może to jej gadanie to była tylko ściema?... Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie jak chyba nigdy dotąd. W dodatku na tle innych dziewczyn wypadła świetnie! Owszem, było parę fajnych lasek, ładnych i nieziemsko zgrabnych, ale za to żadna jej nie przebiła pod względem pomysłowości w prezentowanych kreacjach.

Pomysł na strój roboczy ratowniczki to był strzał w dziesiątkę, chociaż i te następne były super. Rewelacyjnie wypadła w sukni wieczorowej. Chyba żadna z dziewczyn nie wyglądała tak seksownie, a zarazem z taką klasą. Byłem dumny, że mam taką wspaniałą dziewczynę. Muszę przyznać, nie znałem jej od tej strony.

Oczywiście starałem się zachować względną neutralność, ale kilka razy nie mogłem powstrzymać się od gwałtownie demonstrowanego entuzjazmu. Na szczęście wszyscy zachowywali się podobnie i nie musiałem się specjalnie pilnować. W głosowaniu komisja jednogłośnie przyznała Majce tytuł „Miss Kreatywności”. Wcale za nią nie lobbowałem, wręcz ukryłem, że to moja dziewczyna, co łatwo mi przyszło, bo nie było w komisji nikogo ze znajomych. Ciekawe, jak ona to przyjmie? Ja w każdym razie jestem zachwycony!

Coś podobnego! Najbardziej kreatywna! Naprawdę nie spodziewałam się tego. Zresztą, w ogóle na nic nie liczyłam, chciałam się tylko pokazać mojemu mężczyźnie. Krzysiek był mną zachwycony, dawno go nie widziałam w takim szampańskim humorze. A ja… No cóż, muszę jedno przyznać: sama się sobie dziwię, ale spodobało mi się to. Cała ta atmosfera, nieco dwuznaczna, jednak była podniecająca i… mnie wciągnęła. Nie odniosłam wcale wrażenia, że jestem wystawiana „na aukcji”. Brałam po prostu udział w zabawie. Swoją drogą, po wyborach rozpoczęła się prawdziwa zabawa do białego rana. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szalałam na parkiecie. I dopiero wtedy zauważyłam u Krzyśka przebłyski zazdrości – kiedy byłam rozchwytywana przez chłopaków. A już przez chwilę pomyślałam, że jest mu wszystko jedno. Chyba warto było…

Majka i Krzysztof

Redakcja poleca

REKLAMA