„Sponsor zgwałcił mnie, gdy miałam 16 lat. Uprawiałam seksu za kilka drogich szmat, a trauma została na całe życie”

Seks za ubrania fot. Adobe Stock
Nie musisz iść na całość, wiesz, wstrzymasz oddech na trochę i już, ciuchy są twoje. Wiesz, nieraz nawet majtek zdejmować nie musisz. To są frajerzy, którym żona w domu nie daje, albo mają takiego paszteta, że masakra, szkoda takiej się tykać.
/ 05.11.2020 18:59
Seks za ubrania fot. Adobe Stock

Tego popołudnia udało mi się wcześniej wyjść z pracy. Mogłam więc spokojnie ruszyć na zakupy. W biurze aż huczało o świątecznych promocjach w pobliskiej galerii, a ja właśnie dostałam premię. Wiedziałam, że wystarczy mi na coś wystrzałowego dla Miśka. Zależało mi, żeby kupić mężowi coś, co mu sprawi dużo radości, bo okazja do tego była, i to podwójna. Nie tylko Gwiazdka, ale i nasza pierwsza rocznica ślubu.

W galerii, pomimo że to dopiero było wczesne popołudnie, tłok panował niesamowity. Ruszyłam w stronę butiku z męskimi swetrami, od dawna miałam upatrzony piękny angielski pulower, z prawdziwej szetlandzkiej wełny. Kosztował majątek, ale co tam, nie miałam zamiaru oszczędzać na prezencie dla męża. Po drodze jednak postanowiłam rzucić okiem na bieliznę, przydałaby mi się jakaś seksowna nocna koszulka.

Po chwili dotykałam już miękkiego jedwabiu, te koszulki były piękne i kuszące, ale i kosztowały krocie. Westchnęłam. Wiedziałam, że jeśli chcę kupić Miśkowi ten elegancki szetland, to z koszulki muszę zrezygnować, nie stać mnie na nią było.

Właśnie miałam odejść od wieszaków z bielizną, gdy mój wzrok natrafił na dziewczynę oglądającą koszulki z drugiej strony regału. 

Zdumiałam się, przecież to była Julka, córka naszej sąsiadki. Gdy zobaczyłam, że trzyma w ręce nie tylko ramiączko z koszulką, ale i markowy biustonosz i majtki, zdumiałam się jeszcze bardziej. No, bo przecież żadną miarą nie było jej stać na taką ekskluzywną bieliznę. Jej matka, wdowa, sama wychowywała troje dzieci, a Julka przecież jeszcze się uczyła… Więc skąd ona tutaj, przy tym regale.

Już miałam do niej zagadać, gdy spostrzegłam, że dziewczyna unosi głowę i rzuca ukradkowe spojrzenia gdzieś w bok. Zorientowałam się, że Julka patrzy na stojącego przy wejściu do butiku mężczyznę, może czterdziestoletniego, i wzrokiem wskazuje na ciuszki trzymane w rękach. Widziałam, jak ten facet przyzwalająco skinął głową i jak natychmiast twarz dziewczyny rozjaśniła się w uśmiechu. A mnie zrobiło się gorąco, serce nagle zaczęło mi mocno walić, prawie straciłam oddech.

Dobrze wiedziałam, co znaczy to skinienie głową mężczyzny

I ten uśmiech zadowolenia Julki. I dobrze też wiedziałam, co będzie dalej, gdzieś na parkingu czy w bocznej uliczce, albo może pod miastem, na polnej drodze. A Julka dopiero co skończyła gimnazjum, miała szesnaście lat, tyle samo, co ja wtedy… Przymknęłam oczy, w jednej chwili koszmar tamtych dni, sprzed prawie siedmiu lat, wrócił do mnie.

Wtedy właśnie zaczęłam naukę w liceum. Byłam taka dumna, że udało mi się do niego dostać. Moja mama też puchła z dumy. Pracowała przecież tak ciężko, żeby jakoś nas utrzymać, po tym, jak ojciec przepadł gdzieś bez wieści. Harowała na dwóch etatach, brała jeszcze dodatkowo nocne sprzątanie, żebyśmy tylko my, to znaczy ja i moje rodzeństwo, mogli się spokojnie uczyć.

Gimnazjum ukończyłam ze świadectwem z czerwonym paskiem. Ale bardzo szybko się przekonałam, że moje oceny, moje dyplomy z konkursów matematycznych niewiele znaczą w tym liceum. Wyróżniałam się wśród koleżanek nie tylko tymi szóstkami na świadectwie, ale marnymi ciuchami, butami z sieciówek i przede wszystkim brakiem kasy.

Nie zapraszano mnie na żadne imprezy, nikt się ze mną nie chciał przyjaźnić, bo to był dla nich obciach, moje towarzystwo. No, może poza jedną Martyną…

Dołączyła do naszej klasy dopiero w połowie września, bo wyjeżdżała gdzieś z rodzicami za granicę. I tylko w mojej ławce było wolne miejsce, więc usiadła i tak już zostało. Strasznie mi wtedy imponowała. Była taka oblatana we wszystkim i chociaż przyszła do klasy później, nikt jej nie podskoczył. Zawsze pewna swego, świetnie ubrana, w markowe, drogie ciuchy, pachniała perfumami, których na pewno nie kupowała w kiosku na ulicy. Myślałam początkowo, że będzie trzymać mnie na dystans, strzelać focha, ale nieoczekiwanie dla mnie samej zaczęłyśmy się kumplować.

Pamiętam, kiedy po raz pierwszy powiedziała mi o tamtym… 

Wracałyśmy wtedy ze szkoły przez park, usiadłyśmy przy fontannie. Martyna rozpięła swoją skórzaną, modną kurtkę, wyciągnęła przed siebie nogi w markowych dżinsach. Ja też miałam na sobie podobne, tyle że kupione za kilkanaście złotych w osiedlowym szmateksie.
– Fajne – powiedziałam, wskazując na jej spodnie.
– Ojciec mi z Anglii przywiózł – odparła i zaraz roześmiała się złośliwie. – Pewnie na jakiejś wyprzedaży kupił, straszny skąpiec z niego.
– No, co ty gadasz – popatrzyłam na nią zdumiona. – Przecież takie fajne ciuchy masz, widać, że… – urwałam, bo Martyna odchyliła się do tyłu i zaczęła się głośno śmiać.
– A ty myślisz, że to od starych? – parsknęła. – Chyba cię pogięło całkiem.
– No to skąd? – nic nie rozumiałam.
– Trzeba trochę pokombinować – powiedziała, patrząc na mnie spod oka. – No, sposobem po prostu – jakby się chwilę zastanowiła, a potem dodała. – Jak chcesz, mogę ci pokazać.
– Pracujesz gdzieś? – spytałam zaciekawiona.
– Można to i tak nazwać – odparła i znowu się głośno roześmiała. – Ale to nic trudnego, trzeba się tylko… przyzwyczaić.

I zaczęła opowiadać, jak łatwo można zarobić na takie modne ciuszki, buty, kosmetyki. Mówiła o nadzianych facetach, którzy za kilka chwil spędzonych na tylnym siedzeniu ich samochodu, potrafią być bardzo wdzięczni. Aż mi się wierzyć nie chciało w to, o czym mówiła Martyna. I że ona to z nimi robi.
– Przecież to nic takiego – wzruszyła ramionami, widząc moją minę. – Nie musisz iść na całość, wiesz, zamkniesz oczy, wstrzymasz oddech na trochę, zrobisz im loda i już, ciuchy są twoje. Wiesz, nieraz nawet majtek zdejmować nie musisz – roześmiała się. – To są frajerzy, którym żona w domu nie daje, albo mają takiego paszteta, że masakra, szkoda takiej się tykać.

Nie przypuszczałam, że ona potrafi być taka cyniczna

Wydawała się być delikatną, subtelną dziewczyną, tak ładnie zawsze pachniała. Ale gdy pomyślałam, skąd ma te perfumy…
– A gdzie ty spotykasz tych frajerów? – zapytałam, żeby nie pomyślała, że wymiękam. – Zaczepiasz na ulicy?
– Odbiło ci? – parsknęła ze złością. – Nie jestem jakaś pierwsza lepsza. Oni sami się napraszają, tylko trzeba sposobem, najlepiej w centrum handlowym – popatrzyła na mnie. – Jak chcesz, mogę ci pokazać, w końcu kumpelą jesteś moją, no nie? – z pogardą wzięła w dwa palce skraj mojego płaszczyka.
– Obciach chodzić w takich szmatach, jak chcesz, mogę cię ze sobą wziąć na początek.

Wtedy, tam przy tej parkowej fontannie owładnęły mną dziwne uczucia. Oburzenie, zażenowanie, coś na kształt wstydu za koleżankę. Ale też i ciekawość, i jakaś pokusa, gdy tak patrzyłam na te jej ciuchy. Mówiła, że to tylko kilka chwil, że można się przyzwyczaić…

Kilkanaście minut, a ciuchy zostaną na zawsze. I nie będę musiała się już wstydzić przed klasą swoich spodni czy bluzek, które na kilometr pachniały sklepem z tanią odzieżą. A mama nie musiałaby się zamartwiać, skąd wziąć kasę dla mnie na zimowe buty czy ciepłą kurtkę. Mogłabym jej powiedzieć, że złapałam jakąś fuchę – sprzątanie – taką ściemę na pewno by kupiła.

Pokusa markowych ciuchów była silniejsza niż mój wstyd i poczucie przyzwoitości. Kilka dni później poprosiłam Martynę, aby mnie zabrała ze sobą do galerii. Pożyczyła mi wtedy swoją kurtkę i spódnicę, żeby – jak to określiła – wstydzić się za mnie nie musiała. Poszłyśmy do tej galerii w piątek po szkole, do tej samej, do której teraz przyszłam po sweter dla męża. Wtedy dopiero co ją otworzyli, więc całe miasto tu waliło jak w dym. W butikach, między regałami i wieszakami przewijały się tłumy ludzi.

– Trzymaj się mnie na razie – powiedziała koleżanka. – Ale jak się trafi jakiś frajer, to musisz sobie sama radzić.
– Ale co ja mam robić? – spojrzałam na nią trochę przestraszona.
– Nic, teraz oglądamy ciuchy – wzruszyła ramionami. – Ja tu mam takiego stałego gościa, zawsze przychodzi w piątki o tej porze, więc jak się pojawi, to ja się z nim zwijam – rozglądała się dookoła. – Jak do ciebie któryś zagada, to bądź twarda, na pierwszy raz to możesz nawet jakąś cyfrówkę utargować. I najpierw on płaci za te zakupy, potem z nim idziesz.

Pamiętam, że oglądałyśmy jakieś sweterki

 Martyna wzięła ich całe naręcze i zniknęła w przymierzalni. Mnie podobał się taki żółty, mięciutki, chyba francuski. Zdjęłam go z wieszaka, przytknęłam do twarzy, poczułam na policzkach delikatne muśnięcie wełny.
– Podoba ci się? – usłyszałam nagle tuż za sobą jakiś męski głos.
Odwróciłam się gwałtownie, obok mnie stał jakiś facet w okularach i przyglądał mi się natarczywym wzrokiem. Uśmiechał się.
– Masz dobry gust, to świetna firma – powiedział. – Mogę ci go kupić, chcesz? – powiedział to takim łagodnym tonem, że mimochodem skinęłam głową.

Kątem oka zauważyłam, że z przymierzalni wyszła Martyna i puściła do mnie oczko. A potem podszedł do niej jakiś facet i odeszli razem w głąb sklepu. Musiałam radzić sobie sama.
– To jak, bierzemy? – poczułam na plecach dotyk dłoni tego faceta.
Zanim zdążyłam zareagować, przysunął się blisko, poczułam jego zapach, jakichś mocnych perfum i papierosów.
– To wybierz sobie jeszcze coś, może z bielizny – uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. – Lubię piękną bieliznę na pięknym ciałku – obrzucił mnie taksującym spojrzeniem. – A potem zapraszam na przejażdżkę za miasto.

Tak dziwnie się wtedy czułam. Byłam jakby sparaliżowana strachem, jednocześnie podniecona tym, co mnie miało spotkać. Facet był miły, kulturalny, dobrze ubrany, tak ładnie pachniał. Zaprosił mnie na przejażdżkę i właśnie płacił za moje ciuchy, za ten sweterek i komplet ślicznej, markowej bielizny. Chyba mi się wtedy coś poprzestawiało w głowie, wydawało mi się, że to będzie jak pierwsza randka z ukochanym chłopakiem.

Prawie nie pamiętałam niczego z tamtych chwil, kiedy szliśmy na parking do jego samochodu. Zobaczyłam eleganckie auto, facet otworzył przede mną drzwiczki. Wsiadłam. Położył mi dłoń na kolanie, jeszcze zanim wyjechaliśmy z parkingu. Wzdrygnęłam się, jego palce były gorące, lepkie, nieprzyjemne… Odsunęłam się od niego gwałtownie, prawie wcisnęłam się w kąt samochodu.

– Lubię takie – zaśmiał się krótko, chrapliwie. – Udajesz cnotkę, co? – znowu dotknął ręką moich kolan, przesunął wyżej, zatrzymał między udami, wbił palce boleśnie w moje podbrzusze.

Wtedy dopiero dotarło do mnie, po co tu jestem i w jaki sposób przyjdzie mi zapłacić za te kilka szmatek, leżących w ładnej firmowej torbie u moich stóp. Teraz jeszcze facet był nieszkodliwy, prowadził samochód, ale potem, gdy zatrzyma się gdzieś w jakiejś leśnej przecince… Wyjeżdżaliśmy już z miasta, za chwilę zaczną się pola, w oddali ciemniała wielka ściana lasu. Przestraszyłam się. Czułam, jak dłonie wilgotnieją mi od potu, jak kolana zaczynają się trząść.

– Niech się pan zatrzyma, ja chcę wysiąść – krzyknęłam. – Proszę, ja muszę wysiąść. – Chyba żartujesz, mała – zaśmiał się i nawet na mnie nie popatrzył, tylko zwiększył prędkość.

A potem usłyszałam jakiś cichy dźwięk, jakby szelest. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zablokował drzwi. Zaczęłam szarpać klamkę.
– O co chodzi? – jego głos zabrzmiał groźnie. – Przecież zapłaciłem, masz te swoje szmatki – popatrzył na mnie spod oka. – Za mało? Okej, jutro kupię ci jeszcze coś – zatrzymał samochód tak nagle, że pasy wbiły mi się boleśnie w piersi.
– A teraz zabawimy się trochę, co? – jednym ruchem wypiął mnie i siebie z pasów, chwycił mnie za ramiona.
– Niech mnie pan puści – zaczęłam się mu wyrywać. – Ja nie chcę – krzyczałam.
– Migasz się? – potrząsnął mną mocno. – Chyba trochę za późno, mała, już ci zapłaciłem.
– Ja to wszystko panu oddam, tylko proszę mnie puścić – zaczęłam płakać.
– A na cholerę mi te szmaty! – facet w jednej chwili przestał być uprzejmy i kulturalny. – Ty mała dziwko, myślisz, że mnie przerobisz?

Podwinął mi sweter, zdarł ze mnie stanik, poczułam jego palce i zęby na piersiach. A potem chwycił mnie za biodra, zdarł ze mnie rajstopy… Nawet nie przypuszczałam, że to może być takie straszne. On mnie zgwałcił wtedy, ostro i brutalnie, a ja przecież nie byłam wcześniej nigdy z mężczyzną. Gdy było już po wszystkim, zawrócił do miasta. Nawet na mnie nie patrząc, rzucił oschłym tonem, żebym się pozbierała i doprowadziła do porządku. Zawiózł mnie na tyły galerii i kazał wysiadać.

Ledwie mogłam ustać na nogach, wszystko mnie bolało, brzuch, uda, piersi. Usłyszałam jeszcze jego śmiech, zobaczyłam jak rzuca za mną torbą z butiku.
– Twoje ciuszki, mała – krzyknął. – Niezła byłaś, jakbyś chciała to powtórzyć, to przyjdź tu, zawsze cię znajdę.

Odjechał. A ja stałam tak przez chwilę, nie mogąc zrobić kroku. Obok, w świetle ulicznej lampy, błyszczała kolorowa torba z butiku. Nie schyliłam się po nią, markowe ciuszki, za które przed chwilą zapłaciłam taką wielką cenę, zostały na chodniku.

Gdy dowlokłam się do domu, mamy jeszcze nie było

Schowałam się w łazience, pod prysznicem wypłakałam cały swój ból. Nikomu nie powiedziałam, co się stało. Mama nigdy nie dowiedziała się o tym gwałcie… Było mi wstyd, w końcu sama wsiadłam do tego samochodu. Poprosiłam ją tylko, żeby przeniosła mnie do zawodówki. Tłumaczyłam jej, że muszę szybko stanąć na nogi, zdobyć zawód, zacząć pracować. Żeby ją odciążyć, nie mogłam dalej być dla niej ciężarem, byłam przecież najstarszą z rodzeństwa.

W szkole powiedziałam Martynie, że facet był spoko, okazał się hojny, ale na razie dam sobie spokój, bo chyba przeniosę się do innej szkoły. Nie dopytywała się o szczegóły. Tę galerię omijałam szerokim łukiem, nawet, gdy już skończyłam szkołę i zaczęłam pracować. Nie mogłam się przemóc, w oczach wciąż miałam tamten samochód, tego faceta, słyszałam jego śmiech, czułam jego ręce, gdy rozchylał mi siłą nogi…

Dopiero całkiem niedawno, dosłownie kilka miesięcy temu, mój mąż namówił mnie na pójście tam. Wypatrzył jakąś superpromocję w sklepie wędkarskim, a przy tym chciał zaprosić mnie na obiad do chińskiej knajpki. I dopiero, gdy siedziałam z nim przy kaczce po pekińsku, skończył się dla mnie tamten koszmar sprzed lat. Opadły ze mnie tamte złe wspomnienia, wiedziałam, że będę mogła znowu tu przychodzić. Na zakupy, za które sama zapłacę.

A teraz stałam przy tym regale z koszulkami i patrzyłam na córkę sąsiadki. Tak, jakbym to ja tam stała… I wiedziałam, co muszę zrobić. Wyciągnąć stąd tę małą za wszelką cenę, chociażby miała mnie pokopać i podrapać, nie pozwolę jej tu zostać. I nie pozwolę, żeby tamten facet spod wejścia, wziął ją do swojego samochodu.

– Hej, Julka, co za spotkanie – wykrzyknęłam radośnie, unosząc w górę dłoń. – Chcesz kupić sobie koszulkę? – nie zważając na spłoszone spojrzenie dziewczyny, podeszłam do niej blisko i wyjęłam jej z ręki ten kawałek jedwabiu. – Ale wiesz co, tu jest strasznie drogo, znam taki sklepik, gdzie dostaniemy to samo o połowę taniej – odwiesiłam szmatkę na stojak i wzięłam dziewczynę pod rękę, zanim ona zdążyła zareagować. – Ale najpierw zapraszam cię na kawę, pogadamy sobie, przecież jesteśmy sąsiadkami, no nie? – pociągnęłam ją za sobą, kątem oka rejestrując, że facet spod wejścia szybko wyszedł z butiku. I wiedziałam, że jeżeli trzeba będzie, opowiem jej o tym, co mnie tu spotkało. Żeby ją uchronić przed tym samym.

Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA