Z Hanką, moją bratową, nie przypadłyśmy sobie do gustu od pierwszych chwil, gdy się poznałyśmy. Doskonale wiedziała, że mój brat wcześniej chodził z moją najlepszą przyjaciółką i pewnie by się z nią ożenił, gdyby Hanka go nie odbiła.
Przyszła więc do naszego domu najeżona, z góry zakładając, że będę się do niej źle odnosiła i nawet gdybym nie chciała tego zrobić, to już nie miałam wyjścia. Na tak oczywisty brak sympatii z jej strony mogłam zareagować tylko w jeden sposób – okazując jej podobne uczucia.
Moja bratowa jest bardzo trudną osobą
To nie tylko moje zdanie, ale także innych ludzi, którzy ją poznali. Zimna i apodyktyczna, nie pasuje do Janusza. Kiedy więc jeszcze nie byli zaręczeni, miałam nadzieję, że mój brat szybko przejrzy na oczy. Może i tak by się stało, trudno to dzisiaj ocenić, ale Hanka szybko zaszła w ciążę. A kiedy na świecie pojawił się Sebastian, stał się ulubieńcem całej naszej rodziny i przestało być ważne, czy lubimy, czy też nie jego mamę. Hanka na zawsze stała się częścią familii.
Moim zdaniem nigdy nie potrafiła tego docenić. Nawet po ślubie z Januszem pozostała zdystansowana wobec nas wszystkich. Trudno się z nią rozmawiało, bo nie tylko nie angażowała się w sprawy naszej rodziny, ale też potrafiła bardzo zręcznie wbić każdemu szpilkę w jego najbardziej czułe miejsce. Nie mam pojęcia, dlaczego to robiła… Idąc na rodzinne spotkanie, zastanawiałam się zawsze, do kogo tym razem się dobierze. Wyczuwała cudze kłopoty niczym rekin kroplę krwi w oceanie i wtedy atakowała.
Nie da się ukryć, że ostatnio to ja byłam łatwym celem wszelkich przytyków. Nie szło mi w pracy, nie szło i w małżeństwie. Moja firma przechodziła restrukturyzację, która nie była niczym innym jak przykrywką dla odchudzenia zespołu. Z powodu kryzysu zwolniono już kilkunastu pracowników i to raczej jeszcze nie był koniec. Bałam się, że mogę być następna, tym bardziej, że ostatnio brałam sporo zwolnień lekarskich. Mój młodszy syn chorował, a mąż, który do tej pory dzielił ze mną rodzicielskie obowiązki, awansował i ciągle był w rozjazdach. To wszystko wykańczało mnie psychicznie i idąc na niedzielny obiad do mamy, nie byłam w dobrej formie. Zastanawiałam się nawet, czy nie powinnam zadzwonić i skłamać, że źle się czuję, po czym zostać w domu. W końcu jednak poszłam i… to się musiało źle skończyć.
Bratowa skomentowała fakt, że przyszłam bez męża
– Krzysiek jest w delegacji – wyjaśniłam. – Poleciał do Niemiec.
– Nie chciałaś do niego lecieć na weekend? – zdziwiła się Hanka.
– Za co? Jestem w takiej sytuacji, że nie wiadomo, czy nie stracę pracy – wyrwało mi się.
Oczy Hanki rozbłysły. No tak – wykryła moją słabość. I wtedy się zaczęło.
Już przy zupie moja bratowa dała mi do zrozumienia, że jeśli mąż woli weekendy spędzać poza domem, to pewnie kogoś ma, a nawet jeśli nie, to za chwilę sobie znajdzie. Tym bardziej, że Krzysiek jest urodzonym finansistą i będzie potrafił sobie skalkulować, czy opłaca mu się związek z niepracującą żoną.
– Pamiętasz, jakie miał do ciebie pretensje, kiedy chciałaś zostać dłużej na macierzyńskim? – wypomniała mi.
To prawda, mój mąż był temu przeciwny. Mamy kredyt mieszkaniowy i liczy się każda złotówka. Jednak nasz syn był chorowity i bałam się, że nie zaadoptuje się w przedszkolu. W końcu uległam presji męża, który twierdził, że dopiero między dziećmi chłopiec nabierze odporności. Jego przewidywania się nie sprawdziły, ale w sumie nie było aż tak źle. Byłam zadowolona z faktu, że wróciłam do biura i pracowało mi się całkiem nieźle. Do czasu, gdy zaczęły się te zwolnienia.
Przez moment zamyśliłam się nad swoim losem, nad tym, co się stanie, jeśli stracę pracę. Byłam już po czterdziestce, a takiej osobie trudno znaleźć zajęcie. Bałam się, że faktycznie mogę przez jakiś czas pozostać bezrobotna. Do tej pory nie zastanawiałam się, jak to zniesie Krzysiek, ale bratowa zasiała w moim sercu niepokój. No bo jeśli faktycznie mąż dojdzie do wniosku, że już nie jestem mu potrzebna? Niby zdawałam sobie sprawę z tego, że popadam w paranoję, ale jakoś nie mogłam odegnać od siebie czarnych myśli. Jestem pewna, że było po mnie widać, iż się gryzę i dlatego Hanka nie odpuszczała. Co chwilę wbijała mi jakąś szpilę, aż nie wytrzymałam…
Ostatnio mamy z Grzesiem pewne kłopoty...
Zakochał się w nieodpowiedniej dziewczynie i przez to opuścił się w nauce. Ona mieszka w innym mieście, więc zaczęło się siedzenie godzinami na komputerowym czacie, a poza tym… wagary. Tak, mój syn potrafił zerwać się z lekcji, aby pojechać do swojej wybranki. Nauczycielom kończyła się cierpliwość i wychowawczyni na ostatniej wywiadówce jasno dała mi do zrozumienia, że przynajmniej dwóch z nich bierze całkiem poważnie pod uwagę, czy nie zostawić Grześka na drugi rok w tej samej klasie. Krzysiek jeszcze nic o tym nie wiedział. Niestety zwierzyłam się bratu, a on wypaplał wszystko tej swojej modliszce.
Kiedy przy rodzinnym stole nagle dotarło do mnie, że bratowa zaczęła mówić o Grzesiu, jakbym się ocknęła. Ona się wyśmiewała z mojego dziecka. Mówiła, że w sumie to będzie mała strata dla nauki, jeśli chłopak nie zda i że nie wszyscy muszą w tym kraju iść na wyższe studia, potrzeba nam także ludzi, którzy będą sprzątali ulice.
– No bo sama przyznasz, że to rozumu trzeba nie mieć, żeby zawalić rok z powodu miłości do dziewczyny. – zwróciła się bezpośrednio do mnie, widząc że na nią patrzę.
– Grzesiek jeszcze niczego nie zawalił – stwierdziłam dobitnie, ciesząc się w duchu, że mój syn pojechał akurat do swojej dziewczyny i nie było go na tym przyjęciu.
– No, ale chyba wszystko zmierza w tym kierunku? – moja bratowa nie zwracała w ogóle uwagi na to, że wszyscy przyglądają jej się z coraz większym niesmakiem.
– Hanka, przestań... – zaczął mój brat. Jego błagalny ton zamiast mnie uspokoić zwyczajnie mnie wkurzył. I wtedy nie wytrzymałam.
– Wolę mieć syna-robotnika szczęśliwie zakochanego w dziewczynie niż wykształconego syna-geja – rzuciłam oschle.
Zdradziłam sekret
I dopiero kiedy przy stole zapadła grobowa cisza, zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Wydałam swojego bratanka, który jest moim chrześniakiem i zwierzył mi się w zaufaniu, że chyba zakochał się w chłopaku.
Dlaczego akurat mnie wyjawił tę tajemnicę? Bo byłam jego ukochaną ciocią. To zawsze było dobre i wrażliwe dziecko, które wyrosło na równie wrażliwego młodego człowieka zaniepokojonego swoją odmiennością. Jestem chrześcijanką, ale nie wyznaję poglądu, że bycie gejem to zboczenie.
Uważam raczej, że takim osobom trzeba współczuć, bo jeszcze wiele wody w rzece upłynie, zanim ich związki staną się ogólnie akceptowane. Wiedziałam, że przed moim bratankiem długa i wyboista droga. Najpierw będzie musiał wyznać prawdę rodzicom, a tego bał się najbardziej. Szczególnie reakcji matki.
Teraz siedząc przy rodzinnym stole, miałam przed sobą jego przerażone oczy, które wpatrywały się we mnie z niemym wyrzutem. „Co ja zrobiłam najlepszego?” – tłukło mi się po głowie. Już, już miałam otworzyć buzię, aby powiedzieć, że kłamałam, gdy moja bratowa zapytała:
– Sebastian, masz mi coś do powiedzenia w tej sprawie?
„Skłam, powiedz, że nie masz pojęcia, o czym mówię” – błagałam bratanka w myślach. On jednak spojrzał na swojego ojca, potem na matkę i powoli wycedził.
– Będziemy musieli później o tym porozmawiać…
19-latek potrafił się zachować z honorem i o wiele dojrzalej niż ja! Nigdy nie pozbędę się wyrzutów sumienia z powodu tego, że dałam się sprowokować Hance i go wydałam. Rozmawiałam potem z Sebastianem. Powiedział, że w sumie się cieszy z tego, co zrobiłam, bo dzięki temu wreszcie zdobył się na odwagę, aby porozmawiać z rodzicami.
Przyjęli to ciężko, szczególnie matka, ale powoli zaczęli godzić się z sytuacją. Bez względu jednak na to, co deklaruje Sebastian, ja doskonale wiem, że go zawiodłam. I że mój bratanek już nigdy nie powierzy mi żadnej tajemnicy. Na zawsze straciłam jego zaufanie…
Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”