Mam 62 lata i jestem nieszczęśliwą emerytką. Dlaczego nieszczęśliwą? Pewnie sama jestem sobie winna, skoro tak wychowałam córkę…
Gdzie popełniłam błąd? Sama nie wiem. Mój mąż odszedł od nas, gdy Monika miała dwanaście lat. Prawdopodobnie o dwanaście lat za późno. Od dawna prowadził podwójne życie, wreszcie prawda wyszła na jaw… Zgodziłam się na rozwód bez orzekania o winie, ponieważ Andrzej zaproponował mi korzystny układ finansowy.
Błagała, bym nie wychodziła za mąż
Andrzej zostawił mi mieszkanie, sobie wziął samochód. Monice kupił w prezencie dobry rower. Długo na nim nie jeździła, miała bowiem żal do ojca. Bardzo się w tamtym okresie buntowała, bałam się, żeby nie zeszła na złą drogę, ale jakoś przetrwałyśmy okres „burzy i naporu”. To wtedy w moim życiu pojawił się Krzysztof.
Poznaliśmy się na jakimś szkoleniu, oboje poranieni, z bagażem złych wspomnień. Mieliśmy szansę ułożyć sobie życie, Krzysztof był naprawdę wartościowym człowiekiem, dużo mi pomagał, wspierał mnie, naprawdę dzięki niemu stanęłam na nogi i uświadomiłam sobie, że na rozwodzie świat się nie kończy. Oświadczył mi się, ale moja córka, niestety, powiedziała „nie”. Strasznie płakała.
– Błagam, mamo, nie rób mi tego. Nie chcę powtórki z rozrywki.
Zrezygnowałam ze swojego szczęścia, mając cichą nadzieję, że kiedyś sobie odbiję. Kiedyś, czyli jak Monika dorośnie i ułoży sobie życie… Krzysztof przeprosił mnie, że liczył na coś więcej niż przyjaźń, którą mu zaoferowałam. Jakiś czas jeszcze utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, a ostatni jego ślad w moim życiu to zawiadomienie, że się żeni. Mogłam stać obok niego… Miałam żal do siebie, że nie walczyłam, nie próbowałam przekonać Moniki, że zbyt szybko zrezygnowałam. Teraz pewnie postąpiłabym inaczej. Niestety, jest już za późno.
Moja córka jest potworną egoistką
Nauczyłam ją tylko brać i nie dawać nic w zamian. Uznała, że wszystko jej się od życia należy, że los wystarczająco ją doświadczył, odbierając ojca. Długo tępiła chłopaków, ale wyrosła z tego. W końcu się zakochała. Moim zdaniem był to najgorszy wybór… Jarek, owszem, jest bardzo przystojny i to chyba jedyna jego zaleta, jeśli można to nazwać zaletą.
Nie podobało mi się, że palił, nawet trawkę, popijał, że używał wulgarnego słownictwa. Bolało mnie serce, że córka, która była całym moim światem, związała się z takim typkiem bez ambicji. Zamieszkali u mnie jeszcze przed ślubem.
– Mamo, nie jestem już małą dziewczynką, którą musisz prowadzić za rączkę. Pozwól, że sama będę o sobie decydować – oświadczyła po którejś rozmowie. Pozwoliłam. Przełykałam łzy, ale nic nie mówiłam, bo to i tak nie przynosiło żadnego efektu, a nawet pogarszało sytuację. Bywało, że i Monika przychodziła do domu pod wpływem alkoholu.
Zamiast studiów wybrała szkołę pomaturalną, uznając, że tam trzeba się mniej uczyć, a o pracę i tak ciężko. Modliłam się, żeby się rozstali, ale pan Bóg nie uznał za stosowne wysłuchać moich modlitw. Może dlatego, że modlę się zazwyczaj tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuję. No cóż, jak każdy chyba…
– Jestem w ciąży – zakomunikowała mi pewnego dnia córka. – Bierzemy ślub. Nie było oficjalnych zaręczyn, nie było kwiatów dla mnie, oświadczyn, nic. Zwyczajne „bierzemy ślub”, i tyle. Zdecydowali się tylko na cywilny, moja córka odsunęła się od kościoła przez Jarka… Zakasałam rękawy, cała moja odprawa emerytalna poszła na przyjęcie. Chyba nie było bardziej markotnego gościa ode mnie na tym weselu. Wiedziałam, że raczej niczego dobrego nie należy się spodziewać.
Jarek wprowadził się do mnie już przed ślubem.
– Na razie zamieszkamy tutaj, a potem czegoś sobie poszukamy – powiedziała Monika. – Możemy, prawda? To właściwie nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Za każdym razem tak robiła. Gdy urodził się Mateusz, również.
– Mamo, dziś wieczorem wychodzimy. Zostaniesz z małym, prawda? Ściągnę mleko, to mu dasz. Tak za dwie godziny. Może gdybym od razu zaprotestowała, byłoby inaczej. Ale ja wciąż miałam nadzieję, że coś się zmieni, polepszy…
Ucieszyłam się, bo Jarek dostał pracę. Skończył jakiś kurs i zajmował się sprzedażą urządzeń do masażu. Po miesiącu usłyszałam, że rezygnuje, bo sprzedał tylko dwa urządzenia, a zrobił setki kilometrów. I tak było jeszcze kilka razy. W końcu córka znalazła pracę, tyle że teraz ja muszę opiekować się Mateuszkiem. Gdy kiedyś ją zapytałam, czy tatuś nie może od czasu do czasu przynajmniej pobyć z synem, dowiedziałam się, że przecież cały czas szuka pracy…
Jarek czasami przynosi do domu pieniądze, koleżanka powiedziała mi, że podobno obstawia jakieś mecze, nie znam się na tym. Trochę wspomagają go mieszkający na wsi rodzice. Mógłby pracować w firmie budowlanej, zgodnie z zawodem, ale przecież musiałby się namęczyć i ubrudzić, a to nie wchodzi w grę.
Mateuszek ma ponad rok, bardzo go kocham i nie mam nic przeciwko zajmowaniu się wnukiem, ale w rozsądnych granicach. Tymczasem muszę niekiedy siedzieć z nim też wieczorami, ponieważ oni są młodzi i chcą wyjść. A to na imieniny, a to na dyskotekę albo ze znajomymi na imprezę.
Jestem zmęczona, chciałabym wyjechać, odpocząć. Straciłam prawie kontakt ze swoimi koleżankami, właściwie to spotykam się regularnie tylko z jedną, która tak jak ja, zajmuje się wnukiem. Czasem mi głupio, bo ona nie narzeka w ogóle, a ja chętnie bym ponarzekała… Nie wiem, kiedy coś się zmieni, raczej nie wyprowadzą się ode mnie, bo przecież wciąż nie mają pieniędzy. Czuję się bardzo samotna, oni mają siebie nawzajem, ja nikogo. Marzę o tym, żeby się ubrać, wyjść gdzieś bez wózka, poczytać książkę, bo czytam tylko babskie gazety, a i to z doskoku… Nie tak wyobrażałam sobie emeryturę.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Fanaberie, nie żadna depresja. Żona stała już na balkonie z córką na rękach...
Mąż zdradzał mnie 10 lat. Miał z kochanką dziecko, a ze mną nie chciał
Postanowiłam oddać mamę do hospicjum. Wreszcie odetchnę
Nie lubiłam drugiej żony mojego ojca i nie ukrywałam tego
Matka była ze mną tylko tylko 3 dni po urodzeniu