„Wstydziłam się, że mąż mnie zostawił, a nie powinnam. W końcu to on nie potrafił być wierny”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – zapytała, gdy już odzyskałam zdolność mówienia. – Ze wstydu. – Ze wstydu? – nie dowierzała. – Tak. Bo niby co miałam powiedzieć? Że nie byłam dość dobrą żoną? Że nie sprawdziłam się nawet w sypialni? To nie są sprawy, o których chce się mówić”.
/ 09.04.2024 22:00
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Być zdradzaną – straszne uczucie. Być porzuconą – jeszcze gorsze. Tuż po rozstaniu wychodziłam właśnie z takiego założenia. Mój mąż odszedł do innej, a ja paliłam się ze wstydu. Nie potrafiłam przyznać się ludziom, że jestem w trakcie rozwodu. Dopiero przyjaciółka uświadomiła mi, że zachowuję się dziecinnie. W końcu to nie ja się złajdaczyłam.

Mąż mnie zaskoczył

Eryk bardzo dobrze ukrywał swoje skoki w bok. Niczego się nie domyślałam, aż do chwili, gdy zaczął pakować walizki i oznajmił mi, że z nami koniec.

Sylwia, musimy porozmawiać – powiedział pewnego popołudnia, gdy wróciłam z pracy.

– Czy to nie może zaczekać? Konam z głodu i jeżeli za chwilę nie wrzucę czegoś na ząb, zmienię się w zołzę. A tego nie chcesz – zażartowałam.

– To naprawdę ważne, więc usiądź i wysłuchaj, co chcę ci powiedzieć.

– W porządku. Wygrałeś – poddałam się i usiadłam obok niego. – Co to za sprawa, która nie może zaczekać kilku chwil?

– Sam nie wiem, jak to powiedzieć, więc najlepiej będę mówił prosto z mostu.

Po tych słowach poczułam lekki niepokój. Myślałam, że za chwilę powie, sama nie wiem co. Że chce kupić motocykl. Że planuje skoczyć ze spadochronem. Że chce zapisać swoje nazwisko na liście zdobywców Mount Everest. Do głowy mi nie przyszło, że zrzuci na mnie prawdziwą bombę. Choć tak naprawdę chyba nie chciałam dopuścić myśli, że chodzi mu o coś poważniejszego.

Chciał ułożyć sobie życie z inną

– To już dłużej nie ma sensu.

– Co nie ma sensu? – zapytałam z niedowierzaniem, łudząc się nadzieją, że nie chodzi mu o nas.

– To wszystko. Nasze małżeństwo – pozbawił mnie złudzeń. – Od jakiegoś czasu żyjemy życiem bez emocji. Przestaliśmy się śmiać. Przestaliśmy chwytać każdą chwilę. Zamiast tego rozmawiamy tylko o codziennych sprawach i wydatkach. Nawet w łóżku nie odczuwam już przyjemności. Nie na to się pisałem, gdy brałem z tobą ślub.

Nie wiedziałam, że jest ci ze mną źle – powiedziałam ze smutkiem w głosie. – Ale przecież możemy nad tym popracować. Wszystko da się naprawić, musimy tylko chcieć. Są specjalne terapie. Możemy z takiej skorzystać.

– Sylwia, przestań – przerwał mi. – To koniec. Chcę rozwodu.

– Ale jak to? Niczego nie rozumiem. Fakt, może i nie żyjemy już jak para zakochanych nastolatków, ale przecież w naszym życiu nie zdarzyło się nic, co mogłoby zabić uczucie. Kocham cię, Eryk. A ty mnie już nie?

– Nie chciałem ci tego mówić, ale najwyraźniej nie mam wyjścia. Sylwia, mam kogoś.

– Co? – zapytałam z niedowierzaniem. W tamtej chwili nie potrafiłam inaczej zareagować.

– To trwa już od dwóch lat. Kocham ją i chcemy ułożyć sobie życie. Mam nadzieję, że nie będziesz robiła mi problemów.

Po tych słowach wszedł do sypialni i natychmiast wyszedł, ciągnąc za sobą dużą walizkę.

– Jutro wrócę po resztę rzeczy – powiedział i chwilę później już go nie było. Ani w mieszkaniu, ani w moim życiu.

Kłamałam jak z nut

Nie należę do osób, które potrafią łatwo radzić sobie z takimi przeżyciami. Przepłakałam całą noc, a na drugi dzień nie byłam w stanie iść do pracy. Nie jestem pokerzystką. Na mojej twarzy malują się wszystkie emocje, zwłaszcza te złe. Na samą myśl, że każdy będzie mnie pytał, co się stało, zrobiło mi się niedobrze. Nie chciałam tłumaczyć, że zostawił mnie mąż. To w końcu żaden powód do dumy. Gdy tylko o tym pomyślałam, zalał mnie rumieniec wstydu. Zadzwoniłam i poprosiłam o tydzień urlopu. „Trochę się przeziębiłam i nie chcę zarazić wszystkich w biurze” – brzmiało moje wyjaśnienie.

Mogłam wziąć wolne w firmie, ale nie mogłam wziąć wolnego od życia. Popołudniu zadzwoniła do mnie Andżelika, moja koleżanka z pracy i najlepsza przyjaciółka w jednej osobie.

– Jak się czujesz, kochana? – zapytała.

– Kiepsko. Mam gorączkę i bolą mnie wszystkie kości.

– To słychać. Masz taki, sama nie wiem, smutny i przybity głos.

– Nie martw się. Na pewno szybko mi przejdzie.

Nie chciałam się przyznać nawet mamie

Kilka godzin później zadzwoniła moja mama i jak zwykle była bardzo ciekawska. Wypytywała o wszystko, a gdy zaczęła dociekać, jak się miewa Eryk, ledwo mogłam powstrzymać łzy.

– Powiedz mi jeszcze, jak się miewa mój drogi zięć? – zapytała.

– Dobrze. Na szczęście go nie zaraziłam, przynajmniej na razie.

– Córeczko, wszystko dobrze? Mam wrażenie, że łamie ci się głos.

– To przez chorobę, mamo. Naprawdę wszystko jest OK – zapewniłam ją.

– Więc już cię nie męczę. Daj jeszcze Eryka do telefonu. Dawno go nie słyszałam.

– A wiesz... nie ma go w domu. Wyszedł po zakupy, żebym ja mogła wyleżeć się pod kocem i wypocić wirusa – skłamałam.

– Kiedy wróci, niech do mnie zadzwoni. Muszę się go poradzić odnośnie prezentu urodzinowego dla twojego ojca. Wpadłam na pomysł, żeby kupić mu...

Mamo, to musi zaczekać – przerwałam jej. – Eryk ma dzisiaj pracować w domu i chyba skończy późno w nocy.

– No to trudno. Może następnym razem – powiedziała, ale jej głos wyraźnie sugerował, że coś podejrzewa.

Było mi głupio, że okłamywałam najbliższe mi osoby. Ale przecież nie mogłam powiedzieć im, że mój (wkrótce już były) mąż woli inną. „Pomyślą sobie, że zawiodłaś jako żona” – podpowiadał mi wewnętrzny głos.

Męczyło mnie udawanie

Wiedziałam, że nie mogę ciągnąć tego teatrzyku w nieskończoność i w końcu będę musiała przyznać się, że zostałam porzucona dla innej. Tym bardziej, że Erykowi bardzo spieszyło się do nowego życia. Po kilku dniach od jego wyprowadzki do drzwi zadzwonił kurier. Wręczył mi tekturową kopertę, a ja nie miałam wątpliwości, co jest w środku. „A więc to dzieje się naprawdę. To koniec naszego małżeństwa” – powiedziałam sama do siebie, gdy wyjęłam papiery rozwodowe.

Tego samego dnia odwiedziła mnie Andżelika. Nie chciałam z nią rozmawiać. Wiedziałam, że gdy tylko mnie zobaczy, wszystkiego się domyśli.

– Doceniam wizytę, ale naprawdę fatalnie się czuję i jeszcze gorzej wyglądam – powiedziałam do słuchawki domofonu. – Przełóżmy to na inny dzień, dobrze?

– Nie pleć. Niosę ci całą siatkę owoców, a przecież sama tego nie zjem. No już, otwieraj. Nie raz widziałam cię zakatarzoną.

– Andżelika, naprawdę...

– Nie zapominaj, że podałaś mi kod do klatki – nie dawała za wygraną. – Otwórz, albo zrobię z niego użytek – powiedziała roześmianym głosem.

Musiałam ulec. Moja przyjaciółka nie należy do osób, które łatwo odpuszczają.

– Oho, na chorą to ty mi nie wyglądasz. Bardziej na zapłakaną – stwierdziła, gdy weszła do mieszkania.

– To przez alergię. Trawy zaczynają pylić i spuchły mi oczy – użyłam pierwszego kłamstwa, które przyszło mi do głowy.

– Kochana, a od kiedy jesteś alergiczką? Bo jakoś nie przypominam sobie, żebyś kichała, gdy zaczyna się wiosna.

Prawda wyszła na jaw

Już miałam coś powiedzieć, ale ona uniosła dłoń, dając mi znak, że mam sobie darować.

– Gdzie Eryk? – zapytała w końcu.

– Na spotkaniu z kolegami. A dlaczego o niego pytasz?

– Bo coś czuję, że ta twoja choroba ma z nim związek.

Rozgryzła mnie, ale nie mogłam spodziewać się niczego innego. W końcu Andżelika zna mnie lepiej niż ktokolwiek. Zalałam się rumieńcem. Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć.

– Zaczekaj tu na mnie – powiedziała i zniknęła w kuchni. Po chwili wróciła z dwoma kubkami herbaty. – Teraz mamy wszystko, co jest potrzebne do dobrej, szczerej rozmowy. Mów, co się stało. Pokłóciliście się?

– Właściwie to trudno nazwać to kłótnią. Kilka dni temu po prostu oznajmił mi, że zostawia mnie dla innej – przyznałam się i zaczęłam płakać. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Łzy lały się z moich oczu strumieniami i nie mogłam powstrzymać łkania. Andżelika nic nie powiedziała. Po prostu przytuliła mnie i zaczekała, aż się uspokoję.

Potrzebowałam szczerej rozmowy

– Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – zapytała, gdy już odzyskałam zdolność mówienia.

– Ze wstydu.

– Ze wstydu? – nie dowierzała.

– Tak. Bo niby co miałam powiedzieć? Że nie byłam dość dobrą żoną? Że nie sprawdziłam się nawet w sypialni? To nie są sprawy, o których chce się mówić.

– Kochana, nie wolno ci tak myśleć! – powiedziała stanowczo. – On może sobie mówić, co chce, ale przecież ty wiesz, że to nieprawda! Byłaś dla niego wspaniałą żoną. To on nie potrafił docenić tego, co miał. To on szukał wrażeń na boku i powinien wstydzić się za siebie. Ty,  nie masz czego się wstydzić i nie pozwól nikomu wmówić sobie, że jest inaczej.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez kilka godzin. Andżelika nie cackała się ze mną i za każdym razem, gdy próbowałam użalać się nad sobą, ustawiała mnie do pionu. Właśnie tego było mi trzeba. Szczerej rozmowy z przyjaciółką. „Pamiętaj, jesteś silną kobietą i ze wszystkim sobie poradzisz” – powiedziała, gdy wychodziła. Miała rację. To on ma powód, by odczuwać wstyd. Ja nie mam. Nie ma tym mojej winy. Jako żona, dałam z siebie sto procent. Jeżeli dla niego to za mało, trudno.

Następnego dnia powiedziałam o wszystkim mamie. Wróciłam też do pracy. Gdy ktoś mnie pytał, co słychać u mnie i u Eryka, nie szukałam dziecinnych wymówek, tylko mówiłam szczerze. Bo niby dlaczego nie? Mogłabym się wstydzić, gdybym to ja wskoczyła innemu do łóżka.

Czytaj także: „Mąż po 50-tce zaczął szaleć. Nie mogłam patrzeć, jak podrywa kolejne panienki, żeby poczuć się męski”
„Dla męża byłam do tańca i do różańca, dopóki mnie nie zdradził. Wtedy pogoniłam go do mamusi” „Jan traktował mnie jak kryzysową narzeczoną. Gdy pokłócił się z żoną, przybiegał do mojego łóżka, abym go pocieszała”

 
 

Redakcja poleca

REKLAMA