Wszystko zaczęło się pewnego deszczowego wieczoru. Ewa stanęła w drzwiach naszego domu, ciągnąc za sobą walizkę, a za nią szedł Marek, trzymając w rękach przemokniętą bluzę. Pamiętam, jak patrzyła na mnie – zmęczona, zrezygnowana, jakby życie właśnie pokazało jej swoje najgorsze oblicze.
Nie mogłam odmówić
– Mamo, ja… ja już nie mam gdzie iść – powiedziała, a jej głos załamał się na ostatnich słowach.
Nie pytałam o szczegóły, bo widziałam, że Ewa była na skraju załamania. Zamiast tego przytuliłam ją mocno, a potem zerknęłam na Tadeusza, który stał z boku z wyrazem twarzy mówiącym: "Tego się spodziewaliśmy". Wpuściłam ich do środka, starając się, by mój głos zabrzmiał spokojnie.
– Rozgośćcie się, Ewuniu. Marek, zdejmij buty, zaraz przyniosę wam coś ciepłego do picia.
Prawda jest taka, że od razu wiedziałam, jak to się skończy. Ewa zawsze mówiła, że coś jest na chwilę. Po maturze miała wyjechać na studia, ale została, bo "to tylko rok". Po ślubie mówiła, że Damian w końcu znajdzie dla nich lepsze mieszkanie, a teraz... wróciła do nas. Twierdziła, że to tymczasowe, że zaraz się pozbiera. Ale ja już wtedy czułam ciężar tego tymczasowo.
Marek, nasz kochany wnuczek, rozpromienił się na widok dziadka, który od razu wręczył mu czekoladowego piernika. Ewa w tym czasie opadła na kanapę i zakryła twarz dłońmi.
– Nie wiem, jak ja to wszystko poukładam, mamo. Damian wyrzucił nas z mieszkania, mówił, że mam sobie radzić sama – powiedziała, nie patrząc na mnie.
Chciałam jej powiedzieć coś, co dodałoby otuchy, ale zamiast tego tylko przytaknęłam.
– Wszystko się ułoży, Ewuniu. Póki co jesteście u siebie. Marek ma tu swoje miejsce, a my... jakoś damy radę.
Słowa te, choć pełne ciepła, z trudem przechodziły mi przez gardło. Tadeusz podniósł wzrok znad gazety, ale nie powiedział nic. Wiedziałam, że myśli to samo co ja – jak długo potrwa to tymczasowe?
Zaczęło robić się ciężko
Z czasem zaczęliśmy zauważać, że chwilowe wsparcie, o którym mówiła Ewa, zaczyna się przeciągać. Minęły dwa miesiące, a ona wciąż nie wspomniała o żadnych rozmowach o pracę, nie wspominała nawet o próbach szukania czegokolwiek. Każdego ranka piła kawę przy stole w kuchni, przeglądając coś w telefonie, podczas gdy Marek wychodził do szkoły, a my z Tadeuszem zajmowaliśmy się codziennymi obowiązkami.
Jednego dnia, po szczególnie nerwowej nocy, kiedy nie mogłam zasnąć przez myśli o rosnących rachunkach, postanowiłam z nią porozmawiać.
– Ewuniu, kochanie, może byśmy omówili twoje plany? – zapytałam delikatnie, stawiając przed nią filiżankę herbaty.
Zerknęła na mnie znad telefonu i westchnęła ciężko.
– Mamo, naprawdę musimy o tym teraz rozmawiać? Wiesz, że staram się dojść do siebie po tym wszystkim.
– Rozumiem to, ale minęły już dwa miesiące… Marek zaczyna się zadomawiać, co jest wspaniałe, ale my z tatą musimy wiedzieć, na czym stoimy.
Z kuchni dobiegł nas szelest gazety, gdy Tadeusz celowo odwrócił stronę. Wiedziałam, że to jego sposób na pokazanie poparcia, choć wolał unikać bezpośrednich starć.
Córka nie widziała problemu
– Naprawdę uważacie, że nic nie robię? – Ewa podniosła głos, odstawiając filiżankę. – Przecież to wszystko nie jest łatwe, a ja nie mogę rzucić się w coś byle jakiego. Potrzebuję czasu!
Chciałam odpowiedzieć spokojnie, ale poczułam, jak złość zaczyna mnie przepełniać.
– Ewa, my naprawdę chcemy ci pomóc, ale rachunki same się nie zapłacą, a do tego jeszcze jedzenie...
– To nie moja wina, że wszystko jest takie drogie – przerwała mi, krzywiąc się. – Przecież Marek i ja nie zajmujemy tu dużo miejsca.
Tadeusz westchnął ciężko, składając gazetę.
– Ewuniu, chodzi o coś więcej. Musimy działać razem, bo inaczej wszyscy się pogubimy.
Ewa spojrzała na niego, potem na mnie, a w końcu wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni. Zostaliśmy sami, patrząc na siebie bez słowa. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie znajdzie się wyjście z tej sytuacji.
Atmosfera zaczęła się pogarszać
Ewa zachowywała się, jakby to, co mówiliśmy z Tadeuszem, w ogóle do niej nie docierało. Zamiast szukać pracy, coraz częściej spędzała czas w swoim pokoju albo oglądała seriale w salonie, podczas gdy my zajmowaliśmy się wszystkim: sprzątaniem, gotowaniem, opieką nad Markiem. Chłopiec, choć zawsze był pogodny, zaczął zadawać pytania, które wbijały mi się w serce.
– Babciu, dlaczego mama tak często się na ciebie denerwuje? – zapytał pewnego popołudnia, gdy pomagaliśmy mu w zadaniu domowym.
Zabrakło mi słów. Nie chciałam mówić źle o Ewie, ale czułam, że Marek już widzi więcej, niż powinien.
– Mama ma teraz trudny czas, kochanie. Ale wszystko się ułoży – powiedziałam cicho.
Tadeusz, słysząc to, pokręcił głową i podszedł do mnie.
– Regina, nie możesz ciągle ją usprawiedliwiać – szepnął, by Marek nie słyszał. – Ona zaczyna rządzić się w naszym domu.
Miał rację. Ewa zachowywała się, jakby to, co robiliśmy, było jej należne. Nie wspominała o rachunkach, nie zauważała, jak dużo poświęcamy. Zaczynałam się czuć jak intruz we własnym domu.
Nic do niej nie docierało
Tego wieczoru postanowiliśmy z Tadeuszem poważnie porozmawiać z Ewą. Po kolacji, kiedy Marek poszedł do swojego pokoju, usiedliśmy w salonie. Ewa, zajęta przeglądaniem telefonu, nawet na nas nie spojrzała.
– Ewuniu, musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie, choć w środku czułam, jak narasta we mnie napięcie.
– O czym znowu? – westchnęła, nie odrywając wzroku od ekranu.
Tadeusz odchrząknął, co zawsze robił, kiedy chciał zaznaczyć powagę sytuacji.
– O tym, jak mamy dalej żyć razem. Ewa, to już trzy miesiące. Nie możesz udawać, że wszystko jest w porządku.
Ewa odłożyła telefon i spojrzała na nas, wyraźnie zirytowana.
– Naprawdę macie zamiar robić mi wyrzuty? Przecież powiedziałam, że to chwilowe.
– Ale ta „chwila” zaczyna się przeciągać – odpowiedział Tadeusz, starając się zachować spokój. – Rachunki rosną, jedzenie kosztuje, a my… my już nie mamy takich możliwości jak kiedyś.
– Chcecie powiedzieć, że jestem ciężarem? – zapytała ostro, jakbyśmy właśnie wbili jej nóż w plecy.
– Nikt tego nie mówi – powiedziałam szybko. – Ale musimy ustalić zasady. Może mogłabyś zacząć dorzucać się do opłat? Albo choć trochę pomóc w domu?
– Pomagam! – wybuchła. – Zajmuję się Markiem, robię, co mogę, a wy ciągle coś ode mnie chcecie.
– Ewa, nie możesz nazywać zajmowania się własnym dzieckiem pomocą – wtrącił Tadeusz, tym razem nie ukrywając irytacji.
Córka się wściekła
Na te słowa spojrzała na nas wściekłym wzrokiem.
– Naprawdę? W takim razie może powinniście zastanowić się, czy wy w ogóle mnie rozumiecie! Damian wyrzucił nas, bo miał waszą wygodę. A teraz wy też macie problem, bo chcę tu mieszkać?
– To nie tak – próbowałam załagodzić sytuację. – Ale musimy znaleźć sposób, żeby to wszystko działało. Inaczej…
– Inaczej co? Wyrzucicie mnie? – przerwała mi.
Cisza, która zapadła, była nieznośna. Tadeusz spuścił wzrok, a ja poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu.
– Nie chcemy tego – powiedziałam cicho. – Ale musimy współpracować.
Ewa wstała gwałtownie, odstawiając kubek z herbatą na stół.
– Wy myślicie, że ja tu jestem na waszą łaskę? To też mój dom! Marek ma prawo tu mieszkać, a ja… ja nie pozwolę, żebyście traktowali mnie jak lokatora!
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Zostaliśmy sami, patrząc na siebie w ciszy.
– Regina… to nie ma sensu – powiedział Tadeusz po chwili. – Ona nie chce słuchać.
Nie odpowiedziałam. Bo choć miał rację, ja wciąż łudziłam się, że coś jeszcze się zmieni.
Pokłóciliśmy się
Kilka dni później, gdy napięcie w domu osiągnęło szczyt, z Tadeuszem postanowiliśmy postawić sprawę jasno. Wiedzieliśmy, że unikanie rozmowy tylko pogłębia problem, a Ewa czuła się coraz bardziej pewnie, ignorując nasze uwagi. Tego wieczoru, po kolacji, poprosiliśmy ją o chwilę rozmowy w kuchni.
– Ewo, naprawdę musimy ustalić zasady – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć w środku aż się gotowałam.
Ewa spojrzała na mnie znad telefonu, odłożyła go na stół i oparła się o oparcie krzesła.
– O co chodzi tym razem? – zapytała tonem, który jasno wskazywał, że rozmowę uważa za stratę czasu.
Tadeusz wziął głęboki oddech i wszedł wprost do rzeczy:
– To nie może wyglądać tak, że ty żyjesz na nasz koszt, a my przejmujemy wszystkie obowiązki. Albo zaczniesz szukać pracy i płacić za część wydatków, albo… musimy znaleźć inne rozwiązanie.
Tadeusz pokiwał głową, patrząc jej prosto w oczy.
– Nie chcemy tego robić, ale jeśli nic się nie zmieni, będziemy zmuszeni poprosić cię o wyprowadzkę.
Cisza, jaka zapadła, była przytłaczająca. Ewa zacisnęła usta, a jej twarz momentalnie stężała.
– To żart, prawda? – wycedziła przez zęby. – Wy naprawdę myślicie, że możecie mnie postawić pod ścianą?
– To nie jest żaden żart – odpowiedział Tadeusz. – Daliśmy ci czas, staraliśmy się być cierpliwi. Ale my też mamy swoje granice, Ewo.
Widziałam, jak napięcie w niej narasta. Wstała gwałtownie, niemal przewracając krzesło.
– W porządku – powiedziała lodowatym tonem. – Skoro chcecie mnie traktować jak obcą, to może wcale nie powinnam tu być. Ale pamiętajcie, że Marek idzie ze mną.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek odpowiedzieć, wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami do swojego pokoju. Spojrzeliśmy z Tadeuszem na siebie w milczeniu, czując ciężar tej rozmowy. Wiedzieliśmy, że to dopiero początek prawdziwych problemów.
Kazaliśmy jej podjąć decyzję
Po tamtej rozmowie atmosfera w domu stała się jeszcze bardziej napięta. Ewa unikała nas, rozmawiała tylko z Markiem i wydawała się celowo ignorować obowiązki domowe. Z kolei Tadeusz coraz częściej milczał, jakby słowa były już bez znaczenia. Czułam, że jesteśmy na skraju przepaści, a żadna ze stron nie chce zrobić kroku wstecz.
W końcu Tadeusz, zmęczony tym stanem rzeczy, postanowił działać. Pewnego wieczoru, gdy Marek już spał, usiadł z Ewą w salonie. Tym razem nie było już miejsca na łagodzenie sytuacji.
– Ewa, powiedzieliśmy jasno, czego oczekujemy. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Dziś musimy podjąć decyzję – zaczął stanowczo, choć widziałam, jak bardzo jest zdenerwowany.
Ewa skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na niego wyzywająco.
– Co chcecie zrobić? Wyrzucić mnie? Proszę bardzo, spróbujcie.
– Nie chodzi o to, żebyś odchodziła – wtrąciłam, starając się załagodzić ton rozmowy. – Chcemy tylko, żebyś zaczęła coś zmieniać. Znajdź pracę, zacznij pomagać w domu.
Ewa wstała gwałtownie.
– Już powiedziałam, jak jest! Jeśli wam coś nie pasuje, to może wy powinniście się wyprowadzić! – wybuchła.
Te słowa uderzyły mnie jak cios w twarz. Tadeusz zamilkł, jakby zabrakło mu tchu. A ja? Poczułam, jak coś pęka we mnie na dobre. Wiedziałam, że Ewa powiedziała to celowo, żeby zranić. I choć bardzo chciałam wierzyć, że możemy to naprawić, zrozumiałam, że nasze ultimatum już nie wystarczy.
To musiało się skończyć
Minęło kilka dni, zanim Ewa przyszła do nas porozmawiać. Weszła do kuchni wieczorem, kiedy Tadeusz czytał gazetę, a ja zmywałam naczynia po kolacji. Jej twarz była napięta, ale w oczach widziałam coś nowego – jakby świadomość, że sprawy zaszły za daleko.
– Możemy porozmawiać? – zapytała, opierając się o framugę drzwi.
Tadeusz spojrzał na mnie, potem na nią, ale nie odezwał się. Wycierałam ręce, próbując zebrać myśli, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać.
– Słuchamy, Ewo – odpowiedziałam spokojnie, choć serce biło mi jak oszalałe.
– Przemyślałam to, co powiedzieliście – zaczęła, unikając naszego wzroku. – Wiem, że nie było łatwo… ale chcę spróbować to naprawić.
– Co masz na myśli? – zapytał Tadeusz, odkładając gazetę.
Ewa usiadła przy stole, splatając ręce na blacie.
– Zacznę szukać pracy. I… przepraszam, jeśli sprawiłam, że czuliście się jak intruzi we własnym domu. Po prostu... było mi ciężko.
Te słowa zbiły nas z tropu. Tadeusz spojrzał na mnie, a ja poczułam, jak wraca nadzieja.
– Cieszymy się, że to mówisz, Ewuniu – powiedziałam cicho. – Ale to dopiero początek. Jeśli mamy żyć razem, wszyscy musimy się starać.
Ewa skinęła głową. Może nie było to rozwiązanie wszystkich problemów, ale po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że zrobiliśmy krok w dobrym kierunku. Tego wieczoru, choć nikt z nas nie wypowiedział tego na głos, zrozumieliśmy, że rodzina to więź, którą trzeba pielęgnować – nawet wtedy, gdy wydaje się krucha jak szkło.
Regina, 62 lata
Czytaj także: „Do łóżka wzięłam o 30 lat starszego pryka z pełnym portfelem. Mam gdzieś zasady, zagryzę zęby, a moje konto spuchnie”
„Córki myślały, że jestem staruchą bez mózgu. Nie pomogły mi w potrzebie, więc zmieniłam testament”
„Zięć burzył nasze rodzinne tradycje. Gdy wymyślił Kanary na święta, miałam ochotę zrobić z nim to, co z karpiem na Wigilię”