Z pani wzrostem i figurą powinna pani zostać modelką – krawcowa uśmiechnęła się i rozłożyła na stole sukienkę.
Podeszłam do lustra. Ze srebrzystej szklanej tafli patrzyła na mnie wysoka, młoda kobieta o zielonych oczach i piegowatej twarzy. Gęste rude włosy opadały na ramiona. Nagle zabrzmiał mi w uszach głos mojej matki. Wyraźnie, jakby to było wczoraj:
– Nikt u nas nie ma piegów ani rudych włosów. W kogo ty się wdałaś? – westchnęła i zaplotła moje włosy w warkocz. Koniec ozdobiła zieloną wstążką, która jeszcze bardziej podkreśliła rudy kolor.
Miałam wtedy 7 lat.
Dzieci w szkole i na podwórku śmiały się ze mnie i wytykały palcami.
– Ruda! Ruda! Przez sito opalana.
Moja młodsza siostra miała czarne, kręcone włosy. Pewnego dnia poskarżyłam się mamie, że Ela wyśmiewa się ze mnie razem z innymi dziećmi. Myślałam, że przytuli mnie i pocieszy, a ona nakrzyczała i zakazała skarżyć na siostrę.
Pani Doroto – krawcowa stanęła obok mnie przy lustrze. – Wpatruje się pani w siebie z taką miną, jakby to nie była pani, tylko ktoś inny. Proszę przymierzyć sukienkę.
Włożyłam ją i... znowu wróciły wspomnienia:
– Dorota chce zagrać królewnę w szkolnym teatrze – opowiadała mama po powrocie z wywiadówki.
– Ruda, piegowata królewna? – zdziwiła się Ela. – A królewicz? Skąd wezmą dla niej królewicza? Przecież ona przewyższa o głowę wszystkich chłopców. Królewicz nie może być niższy od królewny.
– Masz rację – stwierdziła matka. – Na pewno jej nie wybiorą.
I nie wybrali. Królewnę zagrała moja siostra.
– Wygląda pani jak księżniczka – stwierdziła zachwycona krawcowa. – Chciałabym mieć takie piękne rudozłote włosy. Aż trudno uwierzyć, że nie są ufarbowane.
Raz je ufarbowałam, uśmiechnęłam się do wspomnień. To było dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego w liceum. Pomyślałam, że jeśli zmienię je na ciemnobrązowe, nikt w nowej szkole nie nazwie mnie „marchewa”. Zamknęłam się w łazience i nałożyłam farbę mamy. Włosy nie miały zielonego koloru, jak Ani z Zielonego Wzgórza, tylko fioletowy. Matka, klnąc pod nosem, sama obcięła je na krótko i od tamtego dnia przypominałam wyglądem chudego chłopaka.
- A wesele też będzie? – spytała krawcowa i pomogła mi zdjąć sukienkę.
- Nie. Zamiast wesela będzie podróż do Włoch.
- Och, jakie to romantyczne.
Westchnęłam. Moja miłość też jest romantyczna. Od 7 lat kocham tego samego mężczyznę. Poznaliśmy się na zabawie andrzejkowej. Przez cały wieczór tańczyłam tylko z Konradem. Był o głowę wyższy ode mnie i może dlatego poczułam się przy nim jak królewna przy swoim królewiczu. Po zabawie odprowadził mnie do domu i od tamtego czasu spotykaliśmy się codziennie. Któregoś dnia zaprosiłam go na herbatę i przedstawiłam mamie.
– Spójrz na siebie i nie zawracaj sobie nim głowy – powiedziała, gdy już wyszedł.
– Mamo, w październiku Konrad wyjeżdża za granicę na studia – oznajmiłam. – Pobierzemy się, jak wróci – dodałam.
– No właśnie. Jak wróci – usłyszałam za plecami jej ironiczny śmiech.
Nim Konrad wyjechał, były jeszcze wakacje nad morzem. Wspólny namiot, spacery plażą o zachodzie słońca, dużo czułych słów i gestów. A po jego wyjeździe – czekanie. Na list, telefon, na powrót do Polski. Konrad po zrobieniu dyplomu dostał pracę w firmie francusko-polskiej w odległym od mojego, o kilkaset kilometrów, mieście. Pojechałam obejrzeć jego mieszkanie. Spędziliśmy ze sobą cudowny weekend.
– Widzimy się za tydzień – upewnił się, pomagając mi wsiąść do autobusu.
– Tak. Przyjadę.
– Kocham cię bardzo i będę tęsknił.
Autobus ruszył. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam moją siostrę.
– Cześć, Ruda. Powiem od razu. Jesteś w szpitalu. Autobus wpadł na drzewo. Masz uszkodzony kręgosłup...
– Będę chodzić?
– Kiedyś będziesz.
– Czy Konrad już wie?
– Tak. Przychodzi tu codziennie. Dzisiaj też był, ale już poszedł.
– Jak przyjęła to mama?
– Powiedziała, że sama sobie jesteś winna. Uparłaś się, żeby być z Konradem, to teraz cierp. Pójdę już. Zawiadomię Konrada, że odzyskałaś przytomność. Cześć.
Nie odpowiedziałam. Leżałam bez ruchu, zastanawiając się, co zrobi Konrad. Nazajutrz usłyszałam jego propozycję.
– Dorotko, gdy wypiszą cię ze szpitala, odwiozę cię do mamy. Zrozum mnie, cały dzień jestem poza domem, nie będę miał czasu, by się tobą zająć. Ale każdy weekend spędzimy razem. Obiecuję.
Pół roku byłam na wózku inwalidzkim. Drugie pół roku poruszałam się o kulach. Konrad dotrzymał słowa. Wszystkie weekendy spędzał w naszym domu. Był bardzo miły. Nawet mama zwracała się do niego pieszczotliwie, Konradku.
Pamiętam swoje łzy, gdy po odrzuceniu kul przeszłam kilka metrów.
– Konrad – płakałam do słuchawki – chodzę już bez kul.
– Tak się cieszę. Jesteś cudowna, kochanie. Zobaczymy się w najbliższą sobotę. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Nie mogłam się doczekać weekendu. Co chwilę patrzyłam na zegarek, tak jakby wskazówki odliczały dni, a nie godziny.
W sobotę rano przyjechał Konrad. Wszedł do pokoju, usiadł naprzeciw mnie w fotelu i ujął moją dłoń.
– Pani Doroto – głos krawcowej przerwał wspomnienia – a co z welonem? Będzie pani miała długi welon, czy krótki?
– Nie będę miała welonu.
– Szkoda. Suknia panny młodej powinna być z welonem.
– Panną młodą jest moja siostra.
– Myślałam, że to pani wychodzi za mąż.
Też tak myślałam, gdy Konrad ujął moją dłoń. Serce biło mi mocno. Wstrzymałam oddech, żeby nie krzyczeć z radości, gdy zaczął mówić:
– Dorotko, jesteś fantastyczną kobietą. Piękną, mądrą i silną. Dlatego jestem pewien, że spokojnie przyjmiesz wiadomość, że ja i Elżbieta zamierzamy się pobrać.
Dlaczego nie zginęłam w wypadku, to była pierwsza myśl, która wtedy przyszła mi do głowy.
– Zakochaliśmy się w sobie, gdy byłaś jeszcze w szpitalu – głos Konrada docierał do mnie jak przez ścianę. – Nie chciałem ci tego wcześniej mówić, bo bałem się o twoje zdrowie...
– Wynoś się! – krzyknęłam. – Wynoś się!
Konrad wstał i wyszedł. Jak on mógł mi to zrobić, jak on mógł, płakałam na głos.
– Przestań ryczeć! – ofuknęła mnie matka. – Ciesz się szczęściem siostry.
– Pani Doroto – krawcowa dotknęła mojego ramienia – proszę przyjść jutro po odbiór sukienki.
Pójdę na ślub Konrada. Kocham go i żyję nadzieją, że przy ołtarzu odwróci się, zobaczy, że jestem i powie: „Nie”.
Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.
Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”