Zobaczyłem go z daleka. Rzucał się w oczy. Jak zawsze... Co z tego, że w kawiarni kłębił się dziki tłum? Co z tego, że co drugi klient był facetem? Kurde, przecież nawet wtedy, gdyby tam siedzieli sami mężczyźni, każda kobieta zauważyłaby właśnie jego. Tylko jego. Co ja się dziwię? Wyróżnia się z każdego stada facetów i tyle. Może niezbyt wysoki, ale za to szczupły, wysportowany. Świetnie ostrzyżony i dobrze ubrany. Nie jakiś tam wymuskany elegancik, tylko prawdziwy facet. Jak wzorzec metra z Sevre.
Westchnąłem. Wyprostowałem się i wciągnąłem brzuch. Obciągnąłem marynarkę i musnąłem węzeł krawata pod szyją, żeby sprawdzić, czy jest zawiązany tak, jak trzeba, a potem, dyskretnym ruchem, poklepałem się po kieszeniach, jakbym się upewniał, czy nie odstają. Jasne, że nie odstawały, ale ten gest pozwalał mi, w niezauważalny dla innych sposób, pozbyć się wilgoci z wnętrza dłoni. Kiedy miałem się z nim spotkać, zawsze miałem spocone ręce jak dzieciak.
Gdybym chciał to rozkminiać, z pewnością znalazłbym poważne, chociaż trochę niepokojące, wytłumaczenie każdego gestu, który wykonywałem, ale już dawno przestałem się tym przejmować. To były odruchy, pojawiające się zawsze, kiedy znajdowałem się w jego pobliżu. Rywalizowanie z własnym ojcem weszło mi w krew i nic z tym nie mogłem zrobić. Lawirowałem między ciasno rozstawionymi stolikami, starannie omijałem rozbrykane dzieciaki, uchylałem się przed raptownymi gestami gości, którzy musieli zrywać się od stolika dokładnie wtedy, kiedy ich mijałem.
Jakbym był niewidzialny! – zazgrzytałem ze złości, bo wyobraziłem sobie, co by było, gdyby to ojciec żeglował w moim kierunku. Wszyscy by go przepuszczali, ustępowali mu miejsca i jeszcze by się do niego uśmiechali, jakby im kto w kieszeń napluł. Wcale nie dlatego, że budził litość albo współczucie, bo był panem mocno po siedemdziesiątce i w ogóle swojego wieku nie ukrywał, tylko dlatego, że już na pierwszy rzut oka budził szacunek i sympatię, a ja nie.
– No, jesteś… – ojciec skinął mi na przywitanie i lekko odsunął od siebie filiżankę po kawie.
– No, jestem – warknąłem.
Mój ojciec był chorobliwie punktualny i od kiedy pamiętam, wytykał mi każde spóźnienie. Jakiś czas temu uświadomiłem mu, że jestem już dużym chłopcem, i mógłby sobie w końcu odpuścić wychowywanie mnie. Przestał mi zwracać uwagę, ale nie przestał się czepiać. Wymówka była w jego tonie i w każdym geście, przecież majtnął pustą filiżanką tylko po to, żeby mi pokazać, jak długo czeka.
Troszczył się o mamę, nie mam mu nic do zarzucenia
Kelnerka wyrosła jak spod ziemi. O mało nie wydłubała mi oka, podając kartę, bo wgapiała się w tatusia, a on uśmiechał się do niej swoim najbardziej czarującym uśmiechem. Skubany, nawet zęby miał olśniewające. I własne… Mógłby sobie darować te podrywki, w domu czeka młoda żonka i usycha z miłości – zazgrzytałem w myślach.
Wcale nie zazdrościłem ojcu pięknej żony. Od lat żyłem z Martą i byłem z nią bardzo szczęśliwy, szczególnie teraz, kiedy córka się od nas wyprowadziła i wreszcie mieliśmy więcej swobody i czasu dla siebie. Miałem wrażenie, że tak jak inni przeżywają drugą młodość, my, wciąż jeszcze dość młodzi, przeżywamy drugą miłość. Perspektywa, że wkrótce zostaniemy dziadkami jakoś nam nie przeszkadzała. Przeciwnie, z rozczuleniem obserwowaliśmy, jak nasza córka szykuje się do macierzyństwa.
Skoro ja będę dziadkiem, to mój ojciec będzie pradziadkiem – uśmiechnąłem się złośliwie, bo przyszły pradziadek nie odrywał wzroku od znikającej na zapleczu kelnerki. Wbrew pozorom ojciec nie był babiarzem. Zawsze otaczał go wianuszek wpatrzonych w niego kobiet, więc miał czas, żeby się przyzwyczaić i uodpornić. Mojej mamie był wierny jak średniowieczny rycerz, otaczał ją miłością i po rycersku walczył o nią. Przegrała z rakiem i to była jego jedyna przegrana wojna. Przez kilka lat był w ciężkiej żałobie, aż się bałem, że pójdzie za mamą, żeby w końcu przestać do niej tęsknić. Aż nagle, niemal z dnia na dzień, w swoim klubie tenisowym znalazł nową partnerkę do gry i nowy obiekt uczuć. Kobietę, która mogłaby być moją młodszą siostrą, gdyby czterdzieści lat wcześniej ojciec zdecydował się na model rodziny odbiegający od ogólnie obowiązującego: dwa plus jeden.
Różnica wieku nie zniechęciła go i ożenił się z Marysią, nie zwracając uwagi na szok, jaki przeżyli nasi krewni i znajomi. Uznali, że ona jest wyrachowana i interesowna, i że liczy na rychły spadek po starym mężu. Piękne mieszkanie, kolekcja dzieł sztuki, najnowszy model samochodu. A ona… Ona była w moim ojcu zakochana jak nastolatka, i choć od ich ślubu minęły już trzy lata, zauroczenie starszym panem wcale jej nie przechodziło.
– Masz pozdrowienia od Marysi – rzucił ojciec.
– Czemu nie przyszła z tobą? Zrobiłeś się zazdrosny i zamknąłeś ją w wieży? – zażartowałem.
Ojciec westchnął:
– Źle się czuje – mruknął, sięgnął po smartfona i zaczął coś tam stukać.
Staruszku, gdzie twoje maniery? – zaśmiałem się w duchu, ale ojciec podsunął mi telefon pod nos i odpalił krótki filmik.
– Co to jest? – jęknąłem z ledwo skrywaną zgrozą, ale tak naprawdę wcale nie musiałem pytać.
Niemal identyczny filmik pokazała mi kilka tygodni temu moja ukochana córeczka, kiedy wróciła z badania USG. Wyrwałem ojcu telefon i przewinąłem filmik raz, drugi, trzeci.
– Za kilka miesięcy zostaniesz starszym bratem – rozpromienił się mój tata. – Dawno ci się to należało, ale twoja mama nigdy nie chciała więcej dzieci. A że Marysia uparła się, żeby mieć chociaż jedno, to proszę. Popatrz na siostrzyczkę…
Odsunąłem telefon i rozejrzałem się za kelnerką.
– Koniak poproszę! – wychrypiałem, kiedy podeszła.
– Dwa koniaki – poprawił mnie ojciec. – Oblejemy cud ojcostwa!
Kelnerka spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
– Zostanie pan tatusiem? – uśmiechnęła się. – Lepiej późno niż wcale! – mrugnęła okiem do mojego ojca i odeszła, oglądając się co jakiś czas.
– Pewnie myśli sobie, że taki stary i jeszcze może – zaśmiał się ojciec.
– Ciekawe, co by pomyślała, gdyby się dowiedziała, kto zostanie tatusiem – warknąłem.
Ojciec wzruszył ramionami.
– A co mnie to obchodzi? – mruknął. – Ja tam jestem szczęśliwy! Bardzo szczęśliwy! Marzyłem o córeczce.
– Czy ty jeszcze pamiętasz, ile masz lat? – popatrzyłem na niego uważnie. – A może zapomniałeś, że wkrótce twoja jedyna wnuczka uczyni cię pradziadkiem?
– Oj tam, oj tam. Nic bardziej nie cementuje rodziny niż dziecko, a tu masz, będzie dwoje naraz! – umoczył usta w koniaku. – Gdybyś ty się jeszcze postarał, to otworzylibyśmy domowe przedszkole. Kobiety zajęłyby się dziećmi, a my byśmy na spokojnie odkrywali uroki ojcostwa. Do tego też trzeba dojrzeć!
Jest dorosły i podjął decyzję. Nic mi do tego
Puknąłem się w głowę na sugestię, że i ja mógłbym się postarać o kolejne dziecko. Zwariował! Ja miałbym jeszcze raz zostać tatusiem? Nigdy w życiu! Odbiło mu na stare lata! Jednym haustem wypiłem swój koniak i rozejrzałem się w poszukiwaniu kelnerki. Zdenerwował mnie znakomity humor ojca. Młody tatuś! Też mi coś! Jeśli będzie miał szczęście, zaprowadzi swoją córkę pierwszy raz do szkoły, tak jak kiedyś mnie prowadził, ale jej dorastania to już raczej nie doczeka. Krzywdę zrobi dzieciakowi! Krzywdę i wstyd! Najpierw pośmiewisko, kiedy jej koledzy i ich rodzice dowiedzą się, ile lat ma jej tatuś, a potem… Potem zrobi z niej sierotę!
Wydawało mi się, że ojciec czyta w moich myślach, bo spochmurniał i zacisnął wargi ze złością. Nie dziwiłem się. Pewnie sam miał podobne wątpliwości, kiedy podejmował decyzję. Bo przecież to była świadoma decyzja, a nie wpadka jak u smarkacza. Musiał ją rozważać na wszystkie strony, rozpatrywać każde za i przeciw. A skoro się już zdecydował, będzie bronił tej decyzji jak niepodległości. Jak kiedyś mojej mamy…
– Ofiaruję mojej córce jako dojrzały ojciec dużo więcej niż kiedykolwiek mógłby jej dać jakiś smarkacz – powiedział wreszcie. – Zresztą sam wiesz, że śmiało mogę stanąć w zawody z każdym młodym. I na korcie, i na basenie, a nawet w marszobiegach. Dorobiłem się niezłej kondycji, jestem zdrowy, mam pieniądze i czas, dużo czasu. Nie muszę się zajmować przyziemnymi sprawami, mogę wszystko poświęcić córce… To jest luksus.
Nie skończyło się na jednym koniaku. Rozmawialiśmy długo i siedzieliśmy przy kawiarnianym stoliku do chwili, aż nasza kelnerka zaczęła patrzeć na nas znacząco i podpytywać, czego jeszcze potrzebujemy.
Kiedy się rozstawaliśmy, przytuliłem ojca. Mocno. Po męsku.
Dalej nie byłem zachwycony jego decyzją, ale nie dyskutowałem. To była jego decyzja, a nie moja. Ja tylko… Pomogę mu, jeśli będzie trzeba, a kiedyś… Kiedyś zastąpię go przy boku młodszej siostry.
Od razu chciałem się podzielić nowiną z moją żoną, ale nie była sama. Siedziała na podłodze razem z naszą córką i obie zaśmiewały się do łez, przerzucając stosy niemowlęcych łaszków. Patrzyłem na moje panie z miłością. Marta będzie wspaniałą babcią – myślałem z dumą i radością.
Kiedy córka zniknęła, zabierając ze sobą torby pełne śpioszków, koszulek i kaftaników, przytuliłem mocno żonę. Zacząłem się zastanawiać, jak mam jej powiedzieć, że nasza rodzina powiększy się jeszcze bardziej? I to w sposób absolutnie zaskakujący? Nie umiałem tego zakomunikować ot tak, po prostu. Przełknąłem słowo, którym chciałem nazwać ojca. Aleś mnie urządził, staruszku – westchnąłem w duchu i postanowiłem sobie trochę ułatwić przemowę.
– Macie już wszystko czy będziecie jeszcze kupować coś dla maleństwa? – zapytałem w końcu. – Jakieś pieluszki, może zapasowe łóżeczko, na wypadek, gdyby córeczka chciała nam podrzucić malucha?
Marta dziwnie znieruchomiała w moich objęciach.
– Nooo, kilka rzeczy musimy jeszcze dokupić. Bo wiesz, okazało się, że wszystkiego będziemy potrzebować więcej… Dwa razy więcej.
Zatkało mnie.
– Skąd wiesz? – zapytałem. – Czyżby mój ojciec zdążył już zadzwonić do ciebie? A może nie on, tylko jego żona?
– Nikt do mnie nie dzwonił – zdziwiła się. – To ja muszę zadzwonić, to znaczy my oboje musimy, ale to za chwilkę. Najpierw tobie muszę powiedzieć. Bo wiesz… Będziemy mieli dziecko. To znaczy dzieci. Bo widzisz, okazało się, że nie tylko nasza córka jest w ciąży. Ja też…
Czytaj także:
„Wyjechałem na urlop z miłą i skromną dziewczyną. Godzinę później wracałem z narzekającym, rozwydrzonym babsztylem”
„Pacjentka poprosiła mnie, żebym zaopiekował się jej córka, jak ona umrze. Ojciec małej zmarł kilka lat wcześniej”
„Mama miała udar w Wigilię 4 lata temu. Dzień po świętach zmarła, a tata od tamtej pory nie umie przejść żałoby”