„Smarkacz z sąsiedztwa otworzył agencję towarzyską. Kto by pomyślał, że dzięki niej odnajdę na stare lata miłość?”

zakochana para seniorów fot. AdobeStock
„Zrzucił marynarkę i wziął się do mocowania włącznika światła. >>Kto wie? Może byłby z niego dobry gospodarz?<< – pomyślałam i zaraz się zawstydziłam, że gapię się na niego jak jakaś nastolatka. Ale skoro mój kot już go polubił i zaakceptował…".
/ 11.05.2022 21:44
zakochana para seniorów fot. AdobeStock

Mój kot podobnie jak ja nie lubi obcych. Teodor na ich widok pręży się i zaczyna syczeć, ja… wybiegam z domu z miotłą i przeganiam intruza. Nie, nie jestem wściekłą jędzą, którą wszyscy omijają łukiem. U nas na wsi ludzie mnie lubią, ba! – nawet szanują. I nic dziwnego – odkąd mój Heniek pięć lat temu zmarł z powodu marskości wątroby, a dzieci wyjechały uczyć się do miasta, sama gospodaruję na kilku hektarach.

U mnie zawsze jest zupa i drugie danie dla niespodziewanych gości, a w spiżarce ciasto na deser. Tylko bliskiej osoby mi brakuje. Kogoś, kto by przytulił, wysłuchał, powiedział, że kocha…

Nie ma co, „świetny" sąsiad mi się trafił

Ale wracając do tych obcych. Młody Borowina z sąsiedztwa, odkąd jego rodzice przenieśli się na łono Abrahama, zostawiając mu gospodarstwo, zupełnie zgłupiał. Otworzył agencję towarzyską! To po to starzy ciułali każdy grosz i nową chałupę przez lata dla jedynaka stawiali, żeby on teraz, w tych murach… Zgroza!

– Pani się nie denerwuje, pani sąsiadko – tłumaczył Borowina, kiedy próbowałam przemówić mu do rozsądku.

– Dom stoi przy drodze krajowej i niedaleko stąd do miasta, to aż się prosiło, żeby agencję otworzyć.

– Jakby mój Henio żył, to by z tobą po męsku pogadał…

– Akurat! – smarkacz parsknął śmiechem. – Pani ślubny to przecież pijak był!

Miałam ochotę walnąć go w pysk! To żadna tajemnica, że mój mąż był trunkowy. Ale szanował mnie. I kochał… Przynajmniej na początku.

Pod agencję towarzyską podjechał minibus

Najgorsze jednak, że cały ten bajzel funkcjonował tuż pod moimi oknami i chętni do skorzystania z usług panienek stawiali samochody przy moim płocie. Na moich rabatkach! Właśnie wtedy kot syczał ze złością.

Tymczasem gdy kilka dni temu zaparkował minibus, o dziwo, Teodor nie zareagował – spokojnie wygrzewał się na słońcu. Jakby swój przyjechał.

Ja jednak nie miałam zamiaru zbereźnikom darować. Wyleciałam z chałupy, wrzeszcząc, żeby natychmiast przeparkowali auto, a tamci tylko zarechotali. Kilku ich było, dobrze podpitych.

– Spokojnie, kochana – odezwał się taki z brzuchem jak bęben. – Samochód długo tu nie postoi. Pofiglujemy sobie i…

– Nie obchodzi mnie, co tam będziecie robić! Panowie, idźcie na te swoje figle, a ja zaparkuję kawałek dalej – odezwał się pojednawczo kierowca busa.

– A panią bardzo przepraszam, jeśli rozjechałem jakieś kwiatki.

 

Od razu wpadł mi w oko

Przyjrzałam mu się. Odróżniał się od reszty towarzystwa. Ubrany skromnie, ale schludnie, szczupły, opalony, włosy miał lekko siwiejące. Jego ręce były wielkie i spracowane, szczęka szeroka, męska, a oczy ładne i błękitne. Musiał być, tak na oko, kilka lat ode mnie starszy, około sześćdziesiątki.

– Nie wstyd panu z takim towarzystwem się włóczyć? – zapytałam z przyganą.

Nic nie odpowiedział. Zapalił motor i odjechał. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Bo i z jakiej okazji Tymczasem już nazajutrz znowu spostrzegłam pod swoim domem jego auto.

Zaprosiłam Ryszarda na herbatę

– Teodor, ty zdrajco! – syknęłam do wylegującego się kota.

Właśnie otwierałam furtkę, kiedy mężczyzna wysiadł z szoferki. Na jego widok zaniemówiłam. Był w garniturze, pod krawatem, w ręce ściskał bukiet kwiatów.

– Ja do pani – powiedział.

Z przeprosinami. Za wczoraj. Byłem tylko kierowcą! Prowadzę małą firmę przewozową, ten busik to cały mój majątek. Wynajmują mnie różni ludzie. Wczoraj to była delegacja z urzędu.

– No już dobrze, przeprosiny przyjęte – odpowiedziałam. – Ale kwiatki niech pan da żonie.

– Nie mam żony – odpowiedział. – To co, poczęstuje pani herbatką? Na imię mam Ryszard.

Pozwoliłam mu wejść, a Teodor podszedł do gościa i zaczął przyjaźnie ocierać się o jego nogi. Zaniemówiłam.

 

– O, kontakt się w ścianie obluzował – wybrnął z niezręcznej sytuacji Ryszard. – Ma pani śrubokręt? Od razu naprawię.

Zrzucił marynarkę i wziął się do mocowania włącznika światła.

„Kto wie? Może byłby z niego dobry gospodarz?” – pomyślałam i zaraz się zawstydziłam, że gapię się na niego jak jakaś nastolatka. Ale skoro Teodor już go polubił i zaakceptował….

Czytaj także:
„Po śmierci żony zostałem skreślony przez własne dzieci. Uznały, że taki staruch nie zasługuje już na miłość”
„Pół miesiąca mąż spędza ze mną i z dziećmi, a pół z kochanką. Godzę się na ten chory układ, bo bez Janka jestem nikim”
„Mój mąż od 5 lat jest w śpiączce. Zakochałam się w innym, mój synek go uwielbia, ale czuję się, jakbym zdradzała”

Redakcja poleca

REKLAMA