– Jesteś w ciąży? Jak to?! – złapał się za głowę Maciek.
Przyznaję, gdyby nie powaga sytuacji, chyba parsknęłabym śmiechem. Facet miał już 18 lat i pytał mnie, jak to się stało?
– To... co teraz myślisz zrobić?
– A co tu jest do myślenia! – fuknęłam. – Trzeba urodzić i już.
– Jest jeszcze inne rozwiązanie... – Maciek zawiesił głos.
Tak, wiedziałam, co miał na myśli. Też mi to przeszło przez myśl... W końcu oboje byliśmy dopiero w klasie maturalnej, na garnuszkach naszych rodziców, bez żadnych dochodów, zawodów, mieszkania. Beata, moja najlepsza przyjaciółka, która już studiowała, od razu poradziła mi, by „pozbyć się problemu”.
– Dwa dni popłaczesz, ale potem zapomnisz – przekonywała. – A tak, zmarnujesz sobie życie.
Zdecydował za mnie los
W sumie przyznałam jej wtedy rację. To nierozsądne ładować się w pieluchy, gdy ma się dopiero naście lat. Bałam się też rozmowy z rodzicami, reakcji wychowawczyni, no i tego, czy Maciek mnie nie zostawi... Wahałam się więc, odkładałam decyzję, aż w końcu dostałam nudności na lekcji matematyki. Zostałam wysłana do szkolnej higienistki, która szybko wyciągnęła ze mnie całą prawdę.
To było 25 lat temu. Inne czasy. W szkole nie było pedagoga, nikt nie pomyślał o zapewnieniu mi opieki psychologicznej. Higienistka powiedziała po prostu wszystko wychowawczyni, a ta powiadomiła rodziców. I tak stanęliśmy z Maćkiem właściwie przed faktem dokonanym – zostaliśmy młodym małżeństwem zajmującym pokój w mieszkaniu moich teściów. Kiedy zaraz po maturze na świat przyszły bliźniaki (jakbym mało miała kłopotów!), było naprawdę ciasno i biednie.
Łatwo nie było
Nie raz i nie dwa byłam na skraju załamania, kilkakrotnie się z Maćkiem rozstawaliśmy (na szczęście zawsze któreś z nas wyciągało rękę na zgodę), przez wiele lat nie mogłam spełnić marzenia o studiach. Kiedy ja siedziałam w domu przywalona pieluchami, praniem, wiecznie coś gotując, przecierając lub wpychając bobasom do buzi zupki, papki i kaszki, Maciek harował na dwóch etatach. Podziwiałam go, że udało mu się skończyć pomaturalną szkołę elektryczną, a potem zapewnić nam godziwy byt. Niestety, mąż przypłacił to utratą zdrowia. Kiedy Agata i Franek kończyli liceum, poszedł na rentę.
Ale nie poddaliśmy się. Miałam już wtedy ukończoną wieczorowo ekonomię, udało mi się zaczepić w biurze rachunkowym. Wyliczam teraz firmom koszty uzyskania przychodu, rozliczam formularze PIT. I znów jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Na tyle skutecznie, że Agata w zeszłym roku skończyła pedagogikę i wyjechała do Niemiec pracować jako niania, a Franek – który od trzech lat jest żonaty i sprezentował nam niedawno cudowną wnusię – prowadzi z kolegą całkiem nieźle prosperujący sklep internetowy.
Czas wszystko zmienia
– Zazdroszczę ci – wyznała mi kilka dni temu Beata. Spojrzałam na nią zdumiona. Mimo 45 lat moja przyjaciółka wyglądała super. Wypielęgnowana, z modnie wycieniowanymi włosami opalona po wakacjach w Afryce, ubrana w ciuchy stanowiące równowartość moich dwumiesięcznych poborów...
– Czego ty mi możesz zazdrościć? – spytałam. – Robisz wspaniałą karierę, masz piękny samochód, apartament...
– I jestem strasznie samotna – szybko wpadła mi w słowo.
– Co ty mówisz?! – żachnęłam się.
– Ciągle widzę jakiegoś nowego przystojniaka u twojego boku!
– Ale żaden z nich nie zamierza się ze mną wiązać na dłużej – odparła Beata. – Ani mieć ze mną dzieci. A czas nie pracuje już na moją korzyść...
– Wiesz – dodała po chwili namysłu. – Jak to dobrze, że wtedy, w klasie maturalnej, mnie nie posłuchałaś. To ja zmarnowałam życie.
Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”