„W liceum przezywałam i dręczyłam Beatę. Po 17 latach została moją szefową. Teraz to ona mnie dręczyła...”

kobieta która rozpamiętuje żale z przeszłości fot. Adobe Stock
„Przezywaliśmy ją Ulizana, bo zawsze miała tłuste włosy. Gdy po latach została moją kierowniczką, nadal źle wyglądała. Zmieniło się jedno. Teraz to ona mogła mnie dręczyć. Nie rozumiałam, jakim cudem przez tyle lat mogła chować urazę za jakieś głupie żarty ze szkoły?!”
/ 15.04.2021 11:25
kobieta która rozpamiętuje żale z przeszłości fot. Adobe Stock

Kiedy szef wydziału spraw społecznych przedstawił nam nową kierowniczkę, byłam zaskoczona, ale nie aż tak bardzo, jakby się mogło wydawać. Moją przełożoną została stara znajoma z czasów liceum.

– Dzień dobry, my się chyba znamy – wyciągnęłam do niej rękę.

Spojrzała na mnie i ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że mnie rozpoznała.

– Z liceum, z trójki. Chodziłyśmy do jednej klasy… – dodałam jednak dla pewności.
– Tak, pamiętam doskonale. Dzień dobry – odpowiedziała. – Co za niespodzianka…
– Ile to już lat minęło? Piętnaście?
– Od matury chyba nawet siedemnaście – uśmiechnęła się.

Miała na imię Beata i w ogóle się nie zmieniła. Wyglądała, tak jak zapamiętałam ją z tamtych czasów

Niewysoka, niezbyt urodziwa i nieco zaniedbana. Za duża garsonka, kiepski makijaż i nieco przetłuszczone włosy. Nigdy nie potrafiła o siebie zadbać i to się nie zmieniło. Jej wygląd był jednym z powodów, dla których stała się klasowym pośmiewiskiem. Dzieciaki potrafią być okrutne, a ona była jedną z tych nastolatek, które doświadczyły tego na własnej skórze. Wszyscy jej dokuczali, a byli nawet tacy, którzy ją prześladowali. Wstyd się przyznać, ale mnie też zdarzało się z niej śmiać.

Kiedy tylko ją zobaczyłam, przypomniały mi się sytuacje, gdy klasa doprowadzała ją do łez. Jeden ze szkolnych łobuzów nadał jej ksywkę, którą wszyscy podchwycili. Ulizana, tak za nią wołaliśmy, bo zawsze miała tłuste włosy związane gumką. Zawstydziły mnie te wspomnienia, ale oprócz wstydu poczułam też niepokój. W końcu została moją szefową… Czy i ona będzie pamiętała te przykre sytuacje i mój w nich udział? – przebiegło mi przez głowę, kiedy tylko ją zobaczyłam.

– Miło się spotkać… – powiedziała. – Jeszcze pewnie będziemy miały okazję porozmawiać, ale teraz muszę iść do siebie. Do biura – pokazała w stronę swojego gabinetu.
– Jasne, jasne rozumiem. Ja jestem przy stanowisku czwartym, jakby co…
– Będę pamiętała. Do zobaczenia.

Poszła do siebie, a ja zabrałam się do pracy. Przyznaję, że czułam się nieswojo. Naprawdę zafundowaliśmy Beacie szkolne piekiełko, a teraz od niej zależała moja zawodowa przyszłość. Poczułam, że muszę ją jak najszybciej wybadać, jak zapatruje się na naszą wspólną przeszłość.

Czy chowa urazę? Może nie... Przecież to było dawno temu

Nie pozostawało mi jednak nic innego, jak poczekać, aż przyjdzie do mnie. Nie mogłam przecież lecieć do nowej szefowej z pytaniem o liceum. Jakby to wyglądało? Beata wyszła z biura po godzinie, ponieważ szef wydziału oprowadzał ją po naszych stanowiskach. Przez kilkanaście minut przechadzali się dookoła, a dziewczyny wodziły za nimi wzrokiem. Też były ciekawe, co to za jedna i jak nam z nią będzie.

– Dobrze ją znasz? – zapytała koleżanka.
– Ze szkoły, z klasy… – przyznałam. – Ale nigdy nie byłyśmy za blisko – dodałam.
– Pewnie teraz żałujesz – uśmiechnęła się.
– Daj spokój. To było milion lat temu.
– O nie, kochana. Wcale nie tak dawno… A coś o niej wiesz, coś pamiętasz? Coś, o czym powinnyśmy wiedzieć?
– Nic takiego. Normalna dziewczyna… – ucięłam, bo znów się zestresowałam.

Siedziałam, udając skupienie i zerkałam, czy Beata się nie zbliża. No i w końcu się doczekałam. Szef poszedł do siebie, a ona przeglądała szafki z wnioskami o dowód nieopodal mojego stanowiska.

– Pomóc? – zapytałam. – Nie, nie. Nie trzeba. Na razie tylko przeglądam… Zanim tu przyszłam pracowałam w urzędzie wojewódzkim. Szybko się przyzwyczaję – zerknęła na mnie z uśmiechem i dalej wpatrywała się w koperty.
– Na pewno. My tu wszystkie chętnie pomożemy. Dziewczyny są naprawdę obrotne i zorientowane – zapewniłam ją.
– Bardzo się cieszę.
– No to powodzenia – obróciłam się, żeby pójść do siebie, ale Beata mnie zatrzymała.
– Mam tylko jedną prośbę – zaczęła. – Ja wiem, że się znamy z liceum, ale myślę, że dla dobra relacji służbowych powinnyśmy zostać na „pani”. W porządku?
– Tak, jasne. Nie planowałam mówić inaczej – odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do pracy, sama nie wiedząc, co myśleć o tej prośbie.

Z jednej strony normalna sprawa, a z drugiej… W każdym razie jedno było pewne. Nie będziemy się spoufalać. Kolejne dni mijały w spokojnej, neutralnej atmosferze. Beata wdrażała się w pracę, czasem trzeba było jej pomóc, ale zazwyczaj radziła sobie doskonale. Było widać, że jest dobrym kierownikiem, zdecydowana, samodzielna i silna. Jednak wszystkie dziewczyny stwierdziły również, że jest zimna. Na początku miałyśmy nadzieję, że to kwestia przełamania lodów, ale po trzech miesiącach pracy nic się nie zmieniło.

Szybko przestałyśmy ją lubić, bo mocno przykręciła nam śrubę

Miała obsesję na punkcie porządku i organizacji. Dokładała nam w ten sposób mnóstwo roboty. Kazała robić niepotrzebne kopie dokumentów, sprawdzać się nawzajem, kontrolować i reorganizować archiwa. Gdy któraś robiła sobie przerwę, natychmiast zwracała uwagę, że trwa ona zbyt długo. Zabroniła nam pić herbatę przy biurku!

– Na waszych blatach leżą zbyt ważne dokumenty, żeby je pozalewać. Proszę się napić w kuchni i wracać do siebie – zarządziła.

A przecież nie jesteśmy dziećmi, żeby wywracać szklanki co chwila. Nigdy jeszcze żadnej się to nie zdarzyło. Takich drobiazgów było więcej, ale i tak miałam wrażenie, że najbardziej krytyczna i złośliwa jest wobec mnie. Gdy tylko wpadała na kolejny racjonalizatorski pomysł, byłam pierwszą wytypowaną do jego realizacji.

Często kończyło się tym, że zostawałam po godzinach jako jedyna. Można by pomyśleć, że to dlatego, że się znamy i ma do mnie zaufanie. Tylko dlaczego nie wypłacała mi premii, skoro poprzedni kierownik robił to regularnie co miesiąc? Nie mam żadnych wątpliwości. Nowa szefowa mnie szykanuje!

Kiedy po kilku miesiącach w końcu odważyłam się i zapytałam, dlaczego nie otrzymuję dodatkowego wynagrodzenia, usłyszałam, że Beata wprowadziła oszczędności.

– No, niestety. Przez ostatnie lata premie były wypłacane bez większego uzasadnienia i teraz trzeba było je wstrzymać. Przykro mi, ale zapewniam, że innym dziewczynom też je zabrałam – powiedziała.

To było kłamstwo. Najbliższe koleżanki przyznały, że one dodatkowe pieniądze dostają. Rzadziej niż kiedyś, ale dostają. Kolejna przykrość spotkała mnie przed wakacjami. Każdego roku każda z nas pisze, w jakim terminie zamierza wykorzystać urlop. Poprzedni kierownik zazwyczaj dawał wolne dziewczynom, tak jak chciały. Tymczasem Beata przesunęła mój urlop z lipca aż na pierwszą połowę września.

– Przykro mi, przesłałaś plany jako ostatnia. Nie miałam wyjścia, musiałam cię przerzucić. W lipcu zostają tylko cztery dziewczyny… – wyjaśniła.

To również nie była prawda. Wcale nie wysłałam mejla ostatnia. Słyszałam, jak koleżanki zastanawiają się nad terminem urlopu już jakiś czas po tym, jak ja do Beaty napisałam w tej sprawie. Jakby tego było mało, doszły mnie słuchy, że nasza nowa szefowa narzeka za moimi plecami na to, jak pracuję. Kiedy powiedziała mi o tym w tajemnicy jedna z dziewczyn, nie miałam już żadnych wątpliwości. Beata mnie szykanowała.

Po sześciu miesiącach sprawy zaszły tak daleko, że nie mogłam już udawać, że nic się nie dzieje. Postanowiłam się z nią rozmówić. Chciałam zapytać wprost, czy ma uwagi do mojej pracy, a jeśli tak, to dlaczego mi o nich nie mówi.

– Skąd takie przypuszczenia? – zdziwiła się. – Dlaczego mnie pani o to pyta? – przeszyła mnie lodowatym spojrzeniem.
– Bo dowiedziałam się od koleżanek, że narzeka pani na moją pracę.
– To nieprawda. Nie mówiłam nikomu nic na pani temat… – zaprzeczyła, nie patrząc na mnie.

Zaczęła przeglądać jakieś papiery, jakby rozmowa ze mną ją nudziła.

– W takim razie nie rozumiem… – zaczęłam, ale Beata mi przerwała.
– Ja też, nie wiem, skąd dziewczyny wiedzą, że mam z panią problem. Bo choć nikomu o tym nie mówiłam, to nie jestem zadowolona z tego, jak pani pracuje…
– Proszę mi w takim razie powiedzieć, jakie ma pani zastrzeżenia do mnie…
– O dokładność, o tempo pracy, o pani niefrasobliwość… – zaczęła wymieniać.
– Poprzedni kierownik nigdy nic mi nie zarzucił. Był ze mnie bardzo zadowolony.
Ale on już tu nie pracuje. Może dlatego, że wszystkich tylko chwalił – rzuciła kąśliwie na koniec, ale wzrok dalej chowała w papierach.

Próbowałam z nią jeszcze rozmawiać, wypytać o konkrety, ale ona ograniczała się tylko do ogólnikowych opinii na mój temat. Wyszłam od niej wściekła i zmieszana. Już wtedy kusiło mnie, żeby zapytać ją, czy to ze względu na wspólne lata liceum, ale uznałam, że mimo wszystko mi nie wypada. Wyszłabym na wariatkę, która w relacjach z szefową cofa się do przedszkola.

Pracowałam więc dalej, ale zaczęłam rozglądać się za nowym zajęciem

Wiedziałam, że im dłużej zostaję w urzędzie, tym bardziej narażam się na szykany ze strony mojej pamiętliwej kierowniczki. I na zemstę za liceum. Kolejne tygodnie to potwierdziły. Beata robiła wszystko, by tylko przyłapać mnie na błędzie i udowodnić swoją rację. No i co jakiś czas jej się udawało, bo przecież nie da się pracować idealnie. Jesteśmy tylko ludźmi i wpadki zdarzają się każdemu.

Rozpoczął się festiwal prowokacji i pretensji. Beata podrzucała mi robotę na ostatnią chwilę, a potem krytykowała, że się nie wyrabiam. Co rusz powtarzała, że się lenię. Ze dwa albo trzy razy znalazła w moich wnioskach błędy i zwróciła mi uwagę przy wszystkich dziewczynach. Każdemu zdarzały się takie wpadki, ale nikogo do tej pory publicznie nie krytykowała. Miałam też wrażenie, że przekonała dwie koleżanki, żeby na mnie donosiły. Koszmar!

– Pani Mileno, czy to jest pani wniosek? – podniosła kiedyś dwoma palcami papier, który spadł mi z biurka, kiedy wstawałam, żeby inny schować w szafie.
– Tak, mój dziękuję – odpowiedziałam, biorąc go od niej.
– Proszę pani, to są poważne dokumenty. Jak pani tak może!? – podniosła głos.
– Strąciłam łokciem, to się zdarza – odpowiedziałam spokojnie.
– Tylko pani, niestety – usłyszałam.

Chcesz mnie przekonać, że nie pamiętasz, jak cię przezywaliśmy?

Nie wytrzymałam długo w tej chorej atmosferze. Po dwóch miesiącach od rozmowy na temat mojej pracy, znalazłam sobie inną. Z bolącym sercem wypisałam wypowiedzenie, bo przecież przepracowałam w tym urzędzie dziesięć lat. Zaniosłam w poniedziałek. O dziwo, byłam zrelaksowana i pewna siebie. Chyba dlatego, że żegnałam się wreszcie z tą mściwą babą, nic nie mogła mi już zrobić. Co najwyżej przytrzymać na wypowiedzeniu, ale to już nie robiło mi wielkiej różnicy.

– Przykro mi bardzo. Życzę powodzenia – powiedziała po przeczytaniu podania.
– Dziękuję. Do widzenia – odwróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia.
– Do widzenia – odparła, a potem dodała jeszcze złośliwie: – I niech się pani w tej nowej pracy bardziej postara…

Zamarłam. Miałam tylko wejść do kierowniczki, wręczyć papier i wyjść. Takie było założenie. Ale tak mnie tą uwagą zagotowała, że nie wytrzymałam. Odwróciłam się i spojrzałam jej prosto w oczy.

– Przecież moje starania nie miały tu żadnego znaczenia! – zauważyłam.
– A cóż innego?
Jak się trafi na kogoś tak pamiętliwego, jak ty, Beata, to nawet sumienność nie pomoże… – wypaliłam, a ona aż z nerwów poczerwieniała. Zupełnie jak w liceum.
– Nie rozumiem, co pani ma na myśli? – miałam wrażenie, że spanikowała.

Gdy rozmowa przeniosła się z gruntu służbowego na prywatny, straciła grunt pod nogami.

To, że się na mnie mścisz za liceum. Za to, że razem ze wszystkimi się z ciebie nabijałam. Przyznaję, że nie było to ani mądre ani dobre. Ale żeby po tylu latach robić cyrk w poważnej pracy, to już przesada!
– Pani chyba żartuje – jej głos przeszedł w falset. – O jakim cyrku pani mówi?
– Chcesz mnie przekonać, że nie pamiętasz, jak cię przezywaliśmy? Nie czepiłaś mnie się, bo nazywałam cię Ulizana?

Kiedy tylko wypowiedziałam tę okropną ksywę, Beata straciła panowanie nad sobą. Wstała i zaczęła się na mnie wydzierać, że jestem bezczelna i mam się wynosić z jej gabinetu! Groziła, że wywali mnie dyscyplinarnie. Normalnie oszalała! Wyszłam, a wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie zdumione. Siadłam przy swoim biurku, a po chwili pojawił się szef wydziału. Pognał prosto do gabinetu Beaty.

Serce waliło mi jak oszalałe, a on wyszedł stamtąd dopiero po piętnastu minutach. Nawet jednak na mnie nie spojrzał. Po chwili wyszła też od siebie Beata i powiedziała, że idzie na obiad. Wróciła po godzinie i zamknęła się u siebie na resztę dnia. Chyba dostało się jej za ten wybuch emocji.

Doczekałam więc w spokoju końca poniedziałku, a od wtorku wypisałam sobie zaległy urlop. Dziś pracuję już w innej firmie i nie narzekam. Jestem traktowana uczciwie, zarabiam przyzwoicie, prawie zapomniałam, co spotkało mnie w urzędzie.

Czasem tylko dziwię się trochę, że tak długo można pamiętać o krzywdach, mścić się po tylu latach. Z drugiej strony trochę ją rozumiem. Wiem, że sama jestem sobie winna. Przyznaję, że gdybym mogła cofnąć czas, nie naprzykrzałabym się tej dziewczynie. Może wtedy wyrosłaby na kogoś milszego.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA