Może źle odczytywałam intencje mamy. A może przemawiał przeze mnie brak pewności siebie i skłonność do kompleksów. Zawsze taka byłam: nieśmiała i wycofująca się. Pamiętam, jak przeżywałam wszelkie uroczystości rodzinne, podczas których mama wręczała nam prezenty. Zazdrościłam Adzie, mojej młodszej siostrze. Ona dostawała piękne lalki, a ja książki. Nieważne, że lubiłam czytać. I tak czułam się gorsza. Chciałam być taką dziewczynką, jak moja siostra. Podobnie było, gdy dorastałyśmy: Adzie matka kupowała bluzki i kosmetyki, mnie – komplet dzieł zebranych Gombrowicza...
Adę chwalono, gdy przyniosła ze szkoły czwórkę. Ode mnie matka wymagała świadectwa z czerwonym paskiem.
– Stać cię na więcej, moja panno! – te słowa wryły mi się w pamięć.
Ada zawsze była śliczna i słodka. Już jako małe dziewczynki prezentowałyśmy się całkowicie odmiennie: rozkoszny, pulchny bobas oraz chude, piegowate czupiradło o smutnym wyrazie twarzy. Tym czupiradłem byłam ja. A słodkim aniołkiem moja siostra.
I tak nam zostało aż do dziś...
Ona – śliczna, wesoła, żywiołowa. Ja – chuda, samotna i zamknięta w swoim świecie. Na dodatek Ada spełniła wszystkie pokładane w niej nadzieje. Wprawdzie porzuciła studia po trzecim roku, lecz na co jej one były potrzebne?! Taka piękna dziewczyna nie potrzebowała dyplomów. Miała za to szalone powodzenie, szybko znalazła sobie męża – przystojnego, zaradnego – i urodziła trójkę równie ślicznych jak ona sama dzieci. Uczyniła naszą matkę babcią, co było zapewne szczytem jej życiowych marzeń i pragnień.
A ja... Cóż, jak byłam w dzieciństwie, tak i w dorosłym życiu pozostałam samotna. Nudna stara panna. Obecnie nazywa się, że jestem singlem. Lecz moja matka woli używać tego pierwszego określenia. Niby sobie żartuje, ale ja wiem, że byłam dla niej źródłem wiecznego rozczarowania.
– Ależ z ciebie, dziecko, stara panna – słyszałam to od lat.
Albo:
– Nie zachowuj się jak zdziwaczała stara panna. Wprawdzie nią jesteś, ale nie musisz tego aż tak wyraźnie okazywać...
Cóż z tego, że skończyłam studia, a nawet zrobiłam doktorat z historii sztuki. Mama zawsze powtarzała, że wyglądam jak jeden z tych starych obrazów lub gobelinów, które wciąż opisuję w swoich nikomu niepotrzebnych rozprawach naukowych: mdła, blada i bez życia. Już dawno się z tym pogodziłam.
Ojciec zmarł, gdy byłyśmy dziećmi
Tata kochał nas tak samo, a może nawet mnie darzył większym sentymentem. Pewnie dlatego, że sam był taki sam – cichy, skromny, chorowity, zakochany w swoich książkach... Pozostawił mamie w spadku niewielką, ale śliczną i stylową willę – no i nas, dwie tak różniące się od siebie córki.
Kilka lat po ukończeniu studiów kupiłam na kredyt kawalerkę i wyprowadziłam się od matki. Mimo to stale ją odwiedzam, ponieważ coraz częściej wymaga opieki. W dodatku często mnie wzywa – zapewne dlatego, że jej się nudzi, a lepsze moje towarzystwo niż żadne. Bo Ady nie ma pod ręką. Ada wraz z rodziną zamieszkała w Kanadzie, gdzie jej mąż dostał dobrą pracę, zarabia dużo pieniędzy i zapewnia rodzinie dostatnie życie. Cała Ada – w czepku urodzona. Przesyła od czasu do czasu piękne widokówki, a przy okazji świąt – również telefonuje. Jej zresztą zawsze brakowało czasu. Wiecznie zabiegana, stale aktywna, do mamy wpadała jak po ogień...
Obie z mamą widujemy ją ostatnio tylko na zdjęciach, w towarzystwie całych tłumów wesołych przyjaciół, przystojnego męża i dzieciaków. Pięknie ubraną, jak zawsze śliczną i otoczoną luksusem. Szczęśliwą i promienną.
– Jak iskra! – zachwyca się mama. – Że też ty, moje dziecko, nie masz choćby części energii życiowej swojej siostry...
Kilka dni temu mama zadzwoniła do mnie i zażądała, żebym wieczorem koniecznie się u niej stawiła.
– Ale, mamo, akurat dziś mam dużo pracy...
– Bez wykrętów! – przerwała mi. – Napisałam list do twojej siostry i mam ci coś ważnego do zakomunikowania.
– A nie może mama powiedzieć mi o tym przez telefon? – zapytałam cicho.
– Absolutnie! – usłyszałam. – To nie na telefon. Czekam na ciebie o ósmej.
Rozłączyła się.
Przyjechałam punktualnie. Mama poczęstowała mnie owocową herbatką, po czym zrobiła bardzo uroczystą minę.
Zdębiałam, gdy usłyszałam jej słowa
– Otóż – chrząknęła. – Postanowiłam przepisać na ciebie, moje dziecko, swój dom. Nie życzę sobie, żebyście po mojej śmierci sprzedały go, by dzielić się dochodem. Napisałam już o swojej decyzji twojej siostrze. Ona urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą, zawsze sobie w życiu poradzi. Zresztą ma męża. Nie to co ty... Za swoją pensyjkę i tak nie zapewnisz sobie godnych warunków życia... Osłupiałam, a jednocześnie poczułam się tak, jakby dała mi w twarz. Nie potrzebuję miłosierdzia... Gwałtownie odsunęłam filiżankę.
– Co mama opowiada?! – postarałam się opanować. – Dziękuję za troskę, ale mnie wystarczy moje mieszkanie.
– Mieszkanie – prychnęła pogardliwie. – Chciałaś powiedzieć: dziupla!
– Może i dziupla – upierałam się. – Ale dla mnie wystarcza.
Przyjrzała mi się z namysłem.
– Moja droga – odezwała się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Mówiłam ci, że nie chcę dopuścić do tego, żebyście sprzedały willę. Adunia przecież i tak tutaj nie zamieszka...
– Może i zamieszka – zawołałam przez łzy. – Przecież sama pisała, że ma zamiar wrócić kiedyś do kraju. Niech mama jej zapisze ten dom. Ja nie potrzebuję łaski. Zawsze przecież wszystko było dla Aduni. Mama od początku tylko ją kochała, a nie mnie, takiego nieudacznika. Po co teraz ten cały cyrk?!
Mama zastygła nad swoją filiżanką owocowej herbatki – której zresztą z całego serca nie cierpiałam. Zdawało mi się, że posmutniała. Lecz wcale nie zrobiło mi się przykro. Byłam wściekła i rozżalona.
– Martusiu – odezwała się naraz cichym głosem. – Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Zdaje mi się, że bezwiednie cię skrzywdziłam... Popełniłam wielki błąd. Ale uzmysłowiłam sobie, że najwyższy czas go naprawić...
– Darowując mi dom? – burknęłam. – Zamiast miłości?! Nie trzeba.
– Uspokój się i posłuchaj – przerwała z naciskiem. – Nic nie mów, tylko słuchaj... Osądzisz mnie później. Pamiętasz, Ada miała 7 lat, a ty 9, gdy uległyście poważnemu wypadkowi... – Kiedy byłyście w szpitalu – kontynuowała mama – o mało sama nie umarłam z rozpaczy... Miałam wtedy już tylko was dwie na świecie. Wasze szanse na przeżycie były niewielkie. Nie opuszczałam szpitala, płakałam i modliłam się... Pewnego dnia zemdlałam w szpitalnej kaplicy. Wcześniej przypadkiem usłyszałam, jak pielęgniarki mówiły, że będzie cud, jeśli choć jedna z was z tego wyjdzie... Tam znalazł mnie ksiądz. Ocucił mnie i wysłuchał. Złorzeczyłam Bogu. Nie potępił mnie, uświadomił mi tylko, że nie powinnam żądać zbyt wiele. A ja uczepiłam się tej myśli... I modliłam się, żebyś to ty przeżyła.
Mama urwała i rozpłakała się. Znieruchomiałam. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. W końcu jednak, zadałam to najważniejsze dla mnie pytanie:
– Dlaczego?
– Ponieważ to ciebie zawsze kochałam mocniej – załkała rozpaczliwie matka. – Wyrzucałam to sobie, bo przecież matka powinna wszystkie swoje dzieci kochać tak samo, ale nic na to nie mogłam poradzić. Byłaś mądrzejsza, szlachetniejsza, przypominałaś swego ojca. Byłaś moim największym skarbem. Ada wdała się raczej we mnie. A ja jego kochałam do szaleństwa, nie siebie... – mama zaśmiała się gorzko.
– Cóż, Bóg chyba ulitował się nade mną, bo przeżyłyście obie. Lecz ja nigdy nie darowałam sobie, że błagałam o życie tylko jednego dziecka. Odtąd ciążyła mi ta okropna tajemnica. I w niej tkwi przyczyna mego błędu. Uparcie chciałam wynagrodzić to Adzie. Z tego powodu byłam wobec ciebie bardziej wymagająca, niż dyktowało mi serce. Dziś dopiero zrozumiałam, że nie było to sprawiedliwe. Nie doceniłam wrażliwości swego dziecka... Lecz – znowu zaśmiała się przez łzy – jesteś taka dzielna. Skończyłaś trudne studia... I zawsze gotowa byłaś poświęcać się dla innych. Jestem z ciebie bardzo dumna.
Wyglądała, jak skarcona dziewczynka
– Wybaczysz mi, córciu? – zapytała.
– Mamo... – wyszeptałam. – Boże, tyle lat zmarnowałyśmy. Obie.
– Tak, masz rację – pokiwała głową.
– Ale, mamo, ja naprawdę nie potrzebuję tego domu. Byłoby mi głupio, ze względu na Adę.
– Nigdy mnie nie zawiodłaś – odparła żywszym już głosem. – A Ada... – ich stać na nowy dom. I bez gadania. Musisz wreszcie żyć jak człowiek. Jesteś jeszcze młoda i bardzo piękna... Znajdziesz sobie męża... O ile oczywiście zechcesz! – mrugnęła.
Czytaj także:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”