„W domu to żona rozdawała karty, ja byłem tylko marnym dodatkiem. Zdradziłem ją bez wyrzutów sumienia, bo pragnąłem czułości”

Mężczyzna, który zdradził żonę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Byłem naiwny jak dziecko. Teraz myślę, że dziewczyna zaaranżowała całą tę sytuację... Przyciągnąłem Ulę do siebie, objąłem mocno i pocałowałem. Nie broniła się. Odpowiedziała namiętnym pocałunkiem. Po prostu czułem, że nie mam siły jej odmówić”.
/ 12.08.2022 12:30
Mężczyzna, który zdradził żonę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

– Romek, wyprowadź psa, a po drodze wyrzuć śmieci! – usłyszałem z kuchni głos żony, która nie po raz pierwszy zupełnie niepotrzebnie wydawała mi polecenia, w dodatku obrażonym tonem i o wiele za głośno.

Potrzebowałem kilku lat, by wreszcie dotarła do mnie smutna prawda. Dorota nie była osobą subtelną ani kulturalną, za to ubóstwiała rządzić. Już nie łudziłem się, że rano usłyszę od niej jakiekolwiek miłe słowo albo zobaczę jej radosny uśmiech. Dawniej starałem się wprawić ją w dobry humor. Żartowałem, obejmowałem ją... Na próżno.

Po prostu zachowywała się jak jędza

W pośpiechu dokończyłem kanapkę, sięgnąłem po smycz i zagwizdałem na czworonoga. Był to jeden z tych nudnych porannych rytuałów powtarzanych codziennie niemal przez cały rok, o których nie trzeba mi było wcale przypominać, choć najwyraźniej żona uważała inaczej.

Szczerze mówiąc w ostatnich latach moje życie stało się w ogóle strasznie monotonne. Wstawałem pierwszy, żeby zdążyć do pracy. Żona zjawiała się w kuchni, gdy kończyłem jeść śniadanie i przygotowywała jedzenie dla trójki naszych dzieci. O tej porze starałem się omijać ją z daleka, bo zawsze znajdowała powód, żeby robić mi wymówki.

Psuła mi tym humor na co najmniej pół dnia. Gdy wychodziłem, zaspane dzieciaki już były na nogach i zwykle zdążyły pomachać mi na pożegnanie. Spędzałem dzień w pracy, wracałem zmęczony. Żona wieczorem również padała z nóg. Szczerze? Niewiele mieliśmy sobie do powiedzenia.

Już od poniedziałku marzyłem o weekendzie, jakby te dwa dni mogły być wybawieniem od codziennej rutyny. Jednak koniec tygodnia najczęściej wypełniały nam domowe obowiązki. Sprzątanie, odkurzanie, zakupy spożywcze na kilka dni, czasem spacer, ale bardziej z poczucia obowiązku niż dla przyjemności.

W ogóle wspólne wyjścia zdarzały się nam rzadko. Do znajomych chodziliśmy sporadycznie, bo i znajomi nieczęsto nas odwiedzali. „Do teatru nie można kupić biletów na to, co warto zobaczyć, a w kinie nie ma nic ciekawego” – słyszałem najczęściej od Doroty.

Żona gderała mi nad głową, jakbym to ja odpowiadał za wszystkie nieszczęścia świata. Weekendy zatem także były przykre. Gdy po takim wypoczynku, wracałem w poniedziałek do pracy, często się zastanawiałem, czy takie kręcenie się w kółko ma sens. Czy na tym właśnie ma polegać dobre i udane życie? Nawet wakacyjne wyjazdy nie budziły już we mnie emocji.

Dobiegałem pięćdziesiątki, czyli większą część życia miałem za sobą. Zacząłem czuć różne dolegliwości. A to serce zabolało, a to kolana odmawiały posłuszeństwa, gdy musiałem podnieść coś ciężkiego. Chciałem jak najlepiej wykorzystać lata, które mi jeszcze pozostały. Nie marnować życia w beznadziejnym kołowrotku identycznych sytuacji. „Gdybym mógł zacząć życie od nowa...” – marzyłem, wchodząc do biura.

– Cześć, a ty jak zwykle przystojny, i jak zwykle smutny – zagadnęła mnie na powitanie Ula, jedna z najsympatyczniejszych dziewczyn w firmie.

Odruchowo uśmiechnąłem się do niej

Zgrabna, zadbana i atrakcyjna, przyciągała spojrzenia kolegów. Każdy próbował umówić się z nią na kawę, ale podobno tylko nielicznym się to udało. Ja nawet nie próbowałem. Dlaczego taka dziewczyna miałaby spotkać się akurat ze mną?

Na dodatek była młodsza o co najmniej dwadzieścia lat. To pewne, że wolała towarzystwo kogoś bardziej interesującego niż ja. Poza tym byłem żonaty i miałem dzieci. Na pewno nie byłem dla niej facetem godnym uwagi.

A jednak lubiła ze mną czasem pogadać, choć nie mieliśmy zbyt wielu okazji. Ula pracowała w biurze na ogólnej sali, ja na innym piętrze we własnym gabinecie, więc nasze spotkania wypadały zwykle na korytarzu w czasie przerwy na lunch. Ja o tej porze najczęściej miałem spotkania biznesowe z kontrahentami, na które umawiałem się w pobliskiej restauracji.

Utrzymywanie dobrych kontaktów ze współpracującymi z nami firmami było moim głównym obowiązkiem. Należałem co prawda do zarządu firmy, ale nie miałem tam zbyt silnej pozycji. Brakowało mi jednego szczebelka wyżej w korporacyjnej hierarchii.

Jeśli zdarzyło mi się zajrzeć do bufetu, natychmiast zjawiała się tam Ula. Teraz myślę, że nie był to przypadek. W każdym razie zasiadaliśmy wtedy razem przy stoliku i, pijąc kawę, rozmawialiśmy jak para dobrych przyjaciół. Byłem przekonany, że nasza niezobowiązująca znajomość przetrwa aż do emerytury. Gdy niespodziewanie awansowałem, nie przyszło mi nawet do głowy, jak bardzo zmieni się teraz moje życie.

W zarządzie doszło do poważnego konfliktu, w wyniku czego zwolniło się stanowisko wiceprezesa. Ja nie byłem związany z żadną ze stron, nikomu nie zagrażałem, więc okazałem się idealnym kandydatem.

Wielu pracowników przyszło mi pogratulować

Z dwoma kolegami umówiłem się na wódkę, z innym wypiłem po cichu drinka w gabinecie. Ulę natomiast planowałem zaprosić do jakiejś miłej knajpki na kolację, lecz, o dziwo, to ona pierwsza wyszła z propozycją spotkania.

Zaciągnęła mnie na kawę do tej eleganckiej restauracji, w której często spotykałem się z kontrahentami. Ledwie usiedliśmy, gdy Ula przypadkiem potrąciła filiżankę. Brunatny napój paskudnie zaplamił jej cieniutką i nieskazitelnie białą sukienkę.

– Nie sparzyłaś się? – spojrzałem z troską na lekko odsłonięte uda koleżanki, po których spływały strużki kawy i natychmiast rzuciłem się po serwetki do sąsiedniego stolika.

Ula pokręciła głową i usilnie próbowała zetrzeć serwetkami plamy. Czyszczenie sukienki nie zdało się na nic. Teraz myślę, że dziewczyna zaaranżowała całą tę sytuację...

– Podwieź mnie do domu – poprosiła zrozpaczona. – Mieszkam niedaleko. Szybko się przebiorę i nikt nie zwróci uwagi, że wróciłam z przerwy później, niż zwykle – patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.

Oczywiście, zgodziłem się bez namysłu

Byłem naiwny jak dziecko. Pobiegłem na parking, wskoczyłem do samochodu i podjechałem pod drzwi. Ula wsiadła i po chwili zatrzymaliśmy się przed jej blokiem.

– Chodź, przecież nie będziesz tu czekał jak taksówkarz – zarządziła.

Zgodziłem się i pojechaliśmy windą na górę. Ula już w przedpokoju poprosiła, żebym rozpiął jej sukienkę na plecach i ściągając ją z ramion, pobiegła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i wyjrzała przez uchylone drzwi, zasłaniając się ręcznikiem.

– Podasz mi bieliznę? – poprosiła. – Z górnej szuflady w tamtej ciemnej komodzie. Białe majtki i stanik.

Nieco zażenowany wybrałem zestaw ozdobiony piękną koronką i podałem Uli, starając się dyskretnie zerknąć na jej doskonałą figurę. Nie mogłem opędzić się od myśli, że z taką dziewczyną byłbym najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.

Pięć minut później była gotowa do wyjścia. Z zaróżowionymi policzkami stała w przedpokoju, wyciągając do mnie rękę. Wyglądała cudownie. Uśmiechała się nieco leniwie, jakby chciała zachęcić mnie, żebyśmy spędzili w jej sypialni najbliższe godziny. Z wielkim trudem oparłem się temu niememu zaproszeniu.

– Pospiesz się – powiedziała.

Zupełnie odruchowo złapałem jej wyciągniętą dłoń. Przyciągnąłem Ulę do siebie, objąłem mocno i pocałowałem. Nie broniła się. Odpowiedziała namiętnym pocałunkiem. W tamtej chwili zwyciężył jednak rozsądek. Wróciliśmy do biura.

Po prostu czułem, że nie mam siły jej odmówić

Od tamtego dnia niby nic się nie zmieniło między nami, ale zupełnie inaczej patrzyliśmy na siebie. W rozmowach omijaliśmy temat niefortunnego spotkania i wypadu do jej mieszkania. Minęło kilka dni. Gdy zaczęła się przerwa na lunch, spotkaliśmy się w drzwiach do bufetu, jakbyśmy się tam przedtem umówili. Ula spojrzała mi w oczy.

– Zjemy u mnie? – zaproponowała.

Bez słowa skinąłem głową. Po prostu czułem, że nie mam siły jej odmówić. Wsiedliśmy do samochodu i już po kilku minutach znaleźliśmy się w jej mieszkaniu. Rzuciliśmy się na siebie z namiętnością, o jakiej istnieniu już dawno zapomniałem...

Spotkania w porze lunchu zaczęły się powtarzać. Czasem nawet jechałem do Uli po pracy. Dzwoniłem wtedy do żony z informacją, że muszę zostać na zebraniu albo szkoleniu i wrócę dużo później niż zwykle.

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że zabrnąłem w ślepą uliczkę. Nie chciałem w końcu stracić rodziny, ale spotkania z Ulą stały się nieodłączną częścią mojego życia. Przy niej znów czułem się mężczyzną, a nie domowym kapciem czy meblem przestawianym z kąta w kąt.

Cóż, we własnym domu niezmiennie byłem na straconej pozycji. Dominowała żona z jej władczym charakterem nie znoszącym sprzeciwu. Dzieci nauczyły się, że to ona rządzi i muszą się liczyć wyłącznie z jej zdaniem. Ja byłem tylko dodatkiem. Dzięki Uli znów stałem się młody, a przynajmniej tak się czułem. Potrzebowała mnie, o czym często i długo mówiła. Była zalotna, zawsze uśmiechnięta i wydawało mi się, że odkryłem w niej prawdziwy skarb.

Do domu wracałem coraz później

Czasem tylko delikatnie dawała mi do zrozumienia, że brakuje jej do szczęścia jakichś rzeczy. Nie widziałem w tym zresztą nic niestosownego. Najwyraźniej nie potrafiłem rozsądnie ocenić naszego związku.

Dokupiłem jej kilka mebli, a po trzech miesiącach wybraliśmy się do salonu, żeby obejrzeć jej wymarzony czerwony samochód. Był niewielki, bardzo zwrotny i mnie też się podobał. Nie mogłem Uli odmówić, choć musiałem chwilowo ogołocić konto w banku. Nie miało to jednak znaczenia. Byłem wiceprezesem!

Ku mojemu sporemu zaskoczeniu żona nie robiła wymówek. Unikała rozmów ze mną, to wszystko. Natomiast Ula powoli wypełniła każdą moją wolną chwilę. Zaciągnęła mnie na basen i kazała wykupić karnet na pół roku. Graliśmy w tenisa, a w czasie wakacji wybraliśmy się na wędrówkę po polskich górach.

Lato było upalne i wspinaczka najwyraźniej mi nie służyła. Co prawda przy Uli starałem się zapomnieć o licznych dolegliwościach, a nawet odstawiłem lekarstwa, które moim zdaniem bardzo mnie osłabiały.

Jednak wysiłek w górach zaczął mi szkodzić. Czułem, że nie jest ze mną najlepiej, ale ze względu na Ulę nie dałem nic poznać po sobie. Była ode mnie dużo młodsza i nie chciałem, żeby uznała mnie za niedołężnego starca. Popełniłem potworny błąd.

Przymknąłem oczy i poczułem wielką ulgę

Kolejnego dnia, gdy jak zwykle wybraliśmy się na górski szlak, poczułem nagle silny ból w klatce piersiowej, zakręciło mi się w głowie i… straciłem przytomność. Obudziłem się w szpitalnym łóżku. Obok szumiały jakieś urządzenia, do których byłem podłączony, na wyświetlaczu migotały cyferki…

Zamknąłem oczy, czując potworny ból głowy. Musiałem zasnąć, bo gdy znów się rozejrzałem, obok łóżka stała moja żona. Przyniosła owoce, posiedziała trochę i zniknęła za drzwiami. Wróciła następnego dnia. Usiadła na krzesełku obok łóżka.

– Lekarz powiedział, że miałeś wylew. Na szczęście lekki. Musisz się oszczędzać i konieczna będzie rehabilitacja, żebyś znów mógł normalnie chodzić... – powiedziała. – Aha, dzwoniła do mnie ta twoja młoda znajoma, Ula. Właśnie od niej dowiedziałam się, że tu leżysz – żona patrzyła mi głęboko w oczy.

Musiałem mieć strach i niepewność w oczach. Poczułem, jak serce podchodzi mi do krtani, a wtedy Dorota spokojnie dokończyła.

– A więc ta Ula powiedziała, że mogę sobie odebrać swoją zgubę. Jak się domyślasz, chodziło o ciebie. Chyba już nie jesteś jej potrzebny…

Przymknąłem oczy i poczułem wielką ulgę. Byłem starym durniem, ale wygląda na to, że mi się upiekło.

Czytaj także:
„Mąż codziennie wracał do domu pijany. Miarka się przebrała, gdy próbowałam wyciągnąć pieniądze z bankomatu. Nie było ani grosza”
„Sąsiadka była pewna, że mój mąż mnie zdradza, ale prawda była inna. Przechodził przez piekło i nie pisnął ani słowa”
„Umówiłam się na randkę w ciemno, ale nie miałam odwagi się pokazać. Bałam się, że na mój widok facet ucieknie z krzykiem”

Redakcja poleca

REKLAMA