„Uwierzyliśmy w smutną historię starszej kobiety i straciliśmy całe oszczędności. Daliśmy się nabrać jak dzieci”

rozczarowana para fot. Getty Images, Nitat Termmee
„– Nie jesteście pierwsi – skwitował funkcjonariusz policji, do którego zgłosiliśmy oszustwo następnego dnia. – Gromadzimy dowody przeciwko temu notariuszowi, a ta staruszka pojawia się i znika jak duch. Nikt nie zna jej tożsamości”.
/ 16.03.2024 18:30
rozczarowana para fot. Getty Images, Nitat Termmee

Przypominała dobroduszną babuleńkę z opowieści o Czerwonym Kapturku. Płacząc, zaczęła opowiadać o tym, jak to sytuacja zmusiła ją do sprzedaży mieszkania i mimo iż nie przesadza się starych drzew, to ona już nie umie samodzielnie sobie radzić. Wyglądała jak osoba godna zaufania, lecz okazała się przebiegła i bezwzględna.

– Muszę mieć kogoś, kto się mną zaopiekuje – mówiła, prowadząc mnie i mojego męża, przez swoje sześćdziesięciometrowe mieszkanie.

– Na szczęście moja jedyna córka jest ze mną... Poznacie ją, mieszka nad morzem. Ma stabilną pracę, kochającą rodzinę i piękny dom z pokojem dla mnie, z którego widać ogród. Tam czekają na mnie luksusy, ale mimo to żegnam się z tym miejscem z bólem w sercu. Dlatego bardzo bym chciała, aby to mieszkanie znalazło się w dobrych rękach...

– Oczywiście – przytakiwaliśmy, poruszeni ogromem szczęścia, które nas dotknęło.

To była dla nas okazja

Zakup mieszkania komunalnego to jedna trzecia ceny, jaką musielibyśmy zarezerwować na kosmicznie wysoki kredyt hipoteczny na 20, a nawet 30 lat. Starsza pani zobowiązała się do wykupienia mieszkania, kiedy tylko dostanie od nas wymaganą sumę pieniędzy.

– Wiem na pewno, że nie będę musiała zapłacić miastu więcej niż 50 tysięcy złotych – oznajmiła. Słysząc to, poczułam ulgę, ponieważ udało nam się zebrać dokładnie taką kwotę pieniędzy.

W mieszkaniu potrzebny był remont, lecz jego położenie w ścisłym centrum wszystko rekompensowało. Kamienica znajdowała się tuż obok rozległego, dobrze utrzymanego parku. Z pokoju można było podziwiać alejki parkowe, natomiast z kuchni widok rozpościerał się na plac zabaw.

Choć starsza kobieta nie wspomniała o innych zainteresowanych, byliśmy świadomi, że lokal przyciąga nie tylko nas, dlatego niezwłocznie skontaktowaliśmy się z notariuszem, którego poleciła. Mężczyzna w średnim wieku zagwarantował, że zajmie się wszystkim, zapewniając, że do dnia podpisania umowy przedwstępnej dostarczy nam niezbędne dokumenty.

Nie chciała informować córki

Bezpośrednio po podpisaniu umowy mieliśmy wpłacić starszej kobiecie 30 tysięcy złotych na zakup mieszkania, jako że sama nie dysponowała tak dużą kwotą. Nie pytaliśmy, dlaczego nie pożyczy od swojej córki, którą mieliśmy okazję poznać tego samego dnia zgodnie z jej zapowiedzią, ale sama poruszyła ten temat.

– Proszę zrozumieć, nie powinno się obarczać dziecka taką odpowiedzialnością. Niełatwo mi o tym mówić, ale po długiej rekonwalescencji w szpitalu nie byłam w stanie odpowiednio szybko uregulować wszystkich zobowiązań i zaczęłam zalegać z płatnościami. Dawniej taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia – zapewniała. – Zawsze na czas płaciłam rachunki, ale po operacji potrzebne były mi drogie leki, osłabiona często poruszałam się taksówkami, aby dotrzeć na rehabilitację, musiałam wynająć pomoc… Proszę, nie informujcie mojej córki o moich problemach finansowych. Ona nawet nie ma pojęcia, ile kosztuje utrzymanie takiego mieszkania, więc nie zauważy różnicy – apelowała.

Dotrzymaliśmy obietnicy

Starsza kobieta dostała od nas wymaganą sumę pieniędzy tuż po wyjściu z biura. Dwadzieścia tysięcy przekazaliśmy jej formalnie po złożeniu podpisu na umowie. Jak się okazało, jej córka, która przyjechała pomóc, nic nie wiedziała o tym.

– Mam nadzieję, że niedługo zrealizujecie państwo drugą część zapłaty – powiedziała córka, żegnając się.

Chciałam jej odpowiedzieć, że już dawno to zrobiliśmy, ale matka stojąca za nią mrugnęła do mnie i zaskoczona zamilkłam.

– Oczywiście – z uśmiechem zapewnił mój mąż.

Po dopełnieniu całej procedury, właścicielka mieszkania miała przekazać nam klucze i opuścić lokal, z którego jak zapewniała, już zabrała wszystkie swoje rzeczy. Niestety, w umówionym dniu nie było nikogo w mieszkaniu. Przez kilka godzin krążyliśmy po klatce schodowej, bezskutecznie próbując dostać się do mieszkania, jednocześnie niemal bez przerwy dzwoniąc do starszej pani.

Pocałowaliśmy klamkę

Zaniepokojeni, że sprzedaż mieszkania mogła ją kosztować zdrowie, a może nawet życie, zdecydowaliśmy się zapukać do sąsiadów. Drzwi otworzyła nam kobieta w średnim wieku, która z wyraźnym zdziwieniem wyznała, że mieszkanie nigdy nie było własnością żadnej starszej pani. Potwierdziła, że widziała tu ostatnio jakąś starszą kobietę, ale ta na jej pytanie odpowiedziała, że jest ciocią właścicielki, która od lat mieszka w Niemczech.

– Prawda jest taka, że to jej syn tu mieszkał, ale on również od dawna nie pokazywał się w kamienicy. Dziwna sytuacja... – stwierdziła kobieta z sąsiedztwa. – Tak przy okazji, nie jesteście państwo pierwszymi, którzy próbują dostać się do tego mieszkania. 

Nie mogłam w to uwierzyć

Doznałam szoku, kiedy dowiedziałam się, że mieszkanie nie było własnością starszej kobiety, ale nie wierząc sąsiadce, postanowiłam zwrócić się do wydziału komunalnego, aby dowiedzieć się, kto jest prawdziwym właścicielem tego lokalu.

Usprawiedliwiając się, że sąsiadka mogła nie znać wszystkich faktów, a starsza kobieta mogła po prostu pomylić daty, wybrałam się z mężem do urzędu. Niestety, tam szybko przedstawiono nam, jak jest naprawdę. Choć nie udało się ustalić, czy właścicielka mieszkania aktualnie przebywa w Niemczech, na pewno nie była nią starsza kobieta. W dokumentach nie figurowała osoba o takim nazwisku i dacie urodzenia.

Zrozpaczeni z powodu zaistniałej sytuacji udaliśmy się do biura notarialnego. Na miejscu nie zastaliśmy jednak notariusza, a jego asystentka nie była zainteresowana pomocą. Zwykle przyjazna i gotowa do współpracy, niespodziewanie stała się agresywna i bezczelna.

– Proszę opuścić biuro i nie marnować mojego czasu. Szefa nie ma! – rzuciła do nas, tonem nie pozostawiającym miejsca na dyskusję.

Nie zamierzam się stąd ruszyć! – odpowiedziałam z gniewem.

– W takim razie dzwonię po policję – zagroziła, na co ja jedynie czekałam.

Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, nie okazali się zbyt pomocni. Zanotowali nasze nieuporządkowane zeznania i zaprosili na komendę w celu złożenia dodatkowych wyjaśnień, po czym spełnili prośbę sekretarki i poprosili nas o opuszczenie lokalu. Nie zaczekali nawet na powrót notariusza. Przygnębieni i zszokowani tym, co nas spotkało, powróciliśmy do naszego mieszkania.

Daliśmy się oszukać

– W końcu sprawdziliśmy wszystkie informacje! – lamentował mój mąż. – Kto by przypuszczał, że kobieta w tak zaawansowanym wieku, praktycznie na krawędzi życia, może nas wykiwać?!

Przez tyle lat oszczędzaliśmy każdą złotówkę, mieszkając w jednopokojowym mieszkaniu męża u jego rodziny, i byliśmy tacy szczęśliwi, że otrzymaliśmy niespodziewany prezent od losu...

– Ale może ona jest jednak ciotką tej kobiety? – w dalszym ciągu miał nadzieję.

Mój mąż to dobry i uczciwy człowiek, któremu nigdy nie przyszłoby do głowy, że ktoś może chcieć celowo zniszczyć inną osobę. Ja zawsze byłam bardziej nieufna w stosunku do innych, ale i mnie oszukała ta starsza pani. Nie mogłam uwierzyć, że zaangażowała tyle osób w ten proceder.

Nie jesteście pierwsi – skwitował funkcjonariusz policji, do którego zgłosiliśmy oszustwo następnego dnia. – Gromadzimy dowody przeciwko temu notariuszowi, a ta staruszka pojawia się i znika jak duch. Nikt nie zna jej tożsamości. Podobnie jak jej „córka”. Czy przypadkiem nie powiedziała wam, gdzie mieszka?

– Wspomniała tylko, że nad morzem – odpowiedziałam.

– Hm, to już coś – westchnął policjant. – O ile oczywiście mówi prawdę... Dawno nie widziałem tak sprytnej starszej pani.

Straciliśmy sporo pieniędzy

Każdego dnia po pracy mąż z niecierpliwością oczekiwał na oszustkę na schodach jej mieszkania. Praktycznie przestał bywać w domu, z determinacją próbując ją schwytać. Nie potrafił zaakceptować faktu, że stracił wszystkie swoje oszczędności. Zapomniałby nawet, gdzie mieszka, gdyby nie zaniepokojeni sąsiedzi, którzy zdecydowali się wezwać policję, obserwując jego niepokojące zachowanie każdego dnia.

Bardziej przebiegły od organów sprawiedliwości okazał się nawet notariusz. Tak, zatrzymano go, trafił do aresztu, a potem do sądu, ale tam grał rolę ciężko chorej, niewinnej osoby, co ochroniło go przed surową karą. Nałożono na niego trzyletnią karę w zawieszeniu i zakaz wykonywania zawodu.

O ile mi wiadomo, opuścił kraj tuż po wydaniu wyroku, zanim ten zyskał prawomocność. Swój majątek przekazał dzieciom, przedstawiając się przed sędziną jako biedna osoba, więc nic mu nie zaszkodziło. W efekcie nie poniósł żadnej kary, ale nie interesowaliśmy się, bo to nie od niego żądaliśmy zwrotu pieniędzy.

Staruszka działa dalej

Warto dodać, że od momentu naszego incydentu, starsza kobieta oszukała jeszcze dwie pary małżonków i jedną singielkę. Mówili o tym ostatnio w wiadomościach i to były podobne historie do naszej. W jaki sposób ona to robi, skoro mój mąż rozpoczął wobec niej prywatne śledztwo? Tego nikt nie jest w stanie powiedzieć.

– Istnieje przypuszczenie, że to kryminalistka z przeszłością – próbował nam wyjaśnić funkcjonariusz. – Jej wizerunek z przeszłości niewiele nam mówi, ale przecież ludzie z czasem się zmieniają. Być może to jest cała grupa oszustów. Ona, notariusz, jej córka i ktoś jeszcze, być może z sąsiadów? Ktoś, kto daje jej znać, kiedy może pojawić się bez ryzyka. Próbujemy to wyjaśnić, ale prawdopodobnie musicie się przygotować na to, że nie odzyskacie pieniędzy – dodał, bezsilnie rozkładając ręce.

– I naszych marzeń o własnym lokum – odparłam przygnębiona.

Jestem wykończona psychicznie. Oczekuję narodzin dziecka, lecz zamiast radować się tym faktem, nieustannie zastanawiam się, jak poradzę sobie z wychowaniem naszej pociechy w małym mieszkaniu z teściami na głowie... Jak mogę mu zagwarantować dobre życie na tak niewielkim metrażu? Czy kiedykolwiek będziemy w stanie odzyskać utracone oszczędności? Albo przynajmniej zgromadzić wystarczającą ilość pieniędzy, abyśmy mogli znowu zacząć marzyć...

Czytaj także: „Dziadkowie mnie wydziedziczyli przez plotkę mojej siostry. Intrygi tej łajdaczki nie powstydziłby się twórca fantasy”
„Podobno od zdrady, gorsza jest tylko budowa domu. Moje małżeństwo zawisło na włosku przez nasze megalomaństwo”
„Zdradziłam ukochanego z dojrzałym przystojniakiem. Przy oświadczynach odkryłam, że sypiam z ojcem i z synem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA