„Uciekłam za granicę od ojca alkoholika. Mieszkam wśród obcych i tęsknię za krajem, ale wszędzie jest lepiej niż w domu”

dziewczyna, która uciekła od ojca fot. Adobe Stock, Tunatura
„Nauczyłam się, że aby coś dostać, trzeba na to zapracować. Już w liceum pilnowałam dzieci wieczorami. Za grosze, bo w naszym miasteczku nikt dużo nie zarabia. Ale wolałam spędzać czas u ludzi, bo miałam spokój. Gdy położyłam dzieci, mogłam się uczyć albo oglądać telewizję. Żadnych awantur, syfu w łazience i patrzenia na pijanego ojca”.
/ 22.09.2022 09:15
dziewczyna, która uciekła od ojca fot. Adobe Stock, Tunatura

Takiej opcji nie zakładałam.  Może nie jestem omnibusem, ale egzamin dojrzałości to przecież nic trudnego. Tymczasem ogłoszenie wyników matur było dla mnie prawdziwą katastrofą. Nie płakałam tylko dlatego, że zaskoczenie odebrało mi mowę. Miałam iść na studia, zacząć życie na własną rękę, a tu nici! Do zaliczenia języka polskiego zabrakło mi 2%!

– Trudno, zdasz w sierpniu poprawkę – pocieszała mnie Baśka.

Z Baśką przyjaźniłyśmy się od podstawówki. Ona jako jedyna wiedziała o moim ojcu alkoholiku. O poprawce nic w domu nie powiedziałam, zresztą nikogo poza chrzestną to nie interesowało. Moja chrzestna jest kobietą niezamężną, dość bogatą. Zadeklarowała, że gdy pójdę na studia, będzie mi opłacała pokój. Gotowa byłam wynajmować go nawet od lipca, byle tylko wybyć z domu. Ale moje plany wzięły w łeb.

– A jak poprawisz, to masz jeszcze szansę, żeby cię przyjęli we wrześniowym naborze? – dopytywała.

Nie miałam.

Tylko poza domem miałam spokój

Prawdę mówiąc, odechciało mi się wszystkiego. Przez cały dzień leżałam w łóżku, gapiąc się w sufit. Potem zaczęłam zastanawiać się, co dalej ze sobą zrobić. Moja wychowawczyni też mnie namawiała, żebym zdawała poprawkę. Obiecałam, że to zrobię, ale głównie po to, żeby przestała mnie męczyć. Pewnie zaburzyłam im statystykę! Nie poszłam na klasowe opijanie matury. Po pierwsze, nie miałam co opijać, a po drugie – z powodu choroby ojca nienawidziłam alkoholu.

Lidkę spotkałam przypadkiem. Mieszkała w bloku, do którego chodziłam czasem pilnować dzieci. Maturę zdawała w ubiegłym roku, chciała iść na filologię angielską, ale się nie dostała. W tym roku poprawiała, ale też nie była do końca zadowolona.

– W nosie to mam! – wściekała się. – Wyjeżdżam. I tak mam rok w plecy. Powinnam zrobić to już wcześniej. A tobie co nie poszło? Polski? Ty, a może chcesz lecieć ze mną do Glasgow? We dwie raźniej. Coś tam sobie na miejscu znajdziesz. Na początek mogłabyś spać u mnie…

W pierwszej chwili zaniemówiłam.

– Ja? Jeszcze nie wiem, co zrobię. No wiesz, poprawka… – wycofywałam się ostrożnie, bo jej propozycja trochę mnie przeraziła.

Z natury byłam tchórzliwa i nie umiałam podejmować decyzji.

– Jak chcesz – wzruszyła ramionami. – Gdybyś się zdecydowała, to zadzwoń, byle szybko, bo muszę kupić bilety. Mogę ci nawet na bilet pożyczyć, oddasz mi na miejscu.

Miałam trochę kasy, bo nauczyłam się, że aby coś dostać, to trzeba na to zapracować. Już w pierwszej klasie liceum pilnowałam dzieci wieczorami. Za grosze, bo w naszym miasteczku nikt dużo nie zarabia. Ale szczerze mówiąc, wolałam spędzać czas u ludzi, bo przynajmniej miałam spokój. Gdy położyłam dzieci, mogłam się uczyć albo oglądać telewizję. Żadnych awantur, wymiocin w łazience i patrzenia na pijanego ojca.

Tym razem decyzję podjęłam szybko. Uznałam, że muszę coś w życiu zmienić, bo inaczej tu zgniję. Z maturą nie poszło, trudno… Zadzwoniłam do Lidki, żeby kupiła mi bilet.

Jestem tutaj szczęśliwa

Od lipca mieszkam w Glasgow. Najpierw siedziałam u Lidki, potem gdy znalazłam pracę, przeniosłam się bliżej hotelu, w którym sprzątam. Czasem dorabiam jako kelnerka w hotelowej restauracji. Musiałam zainwestować w białą bluzkę, ponieważ mój pracodawca tego wymagał.

Sprzątać potrafię, więc nie jest źle. Radzę sobie i są ze mnie zadowoleni. Na płacę nie narzekam, pracuję 8 godzin dziennie. Czasem mam nawet dwa dni wolne w tygodniu, chociaż do niczego mi nie są potrzebne. Wolałabym pracować dłużej, bo wtedy więcej zaoszczędzę, ale takie mają przepisy. Powoli przyzwyczajam się do innego życia. Jest dobrze!

Na początku najbardziej bałam się, że nie poradzę sobie z językiem.

– Zwariowałaś? Zobaczysz, ilu tam Polaków! Każdy sobie poradzi – powiedziała mi Lidka.

Faktycznie jest tu wielu Polaków, ale niespecjalnie się z nimi trzymam.

Cieszę się, że wyrwałam się z domu. Tęsknie trochę za krajem, ale tu mam przynajmniej święty spokój. Wróciłam w sierpniu na poprawkę, którą zdałam śpiewająco, może dlatego, że nie podchodziłam do niej tak emocjonalnie. 

Na studia być może się wybiorę, ale mam jeszcze czas. Postanowiłam, że zostanę w Glasgow jeszcze rok. Na razie nabieram tak zwanego życiowego doświadczenia, bo poza moją gminą i kilkoma miejscami znanymi z wycieczek szkolnych, niewiele widziałam. Teraz znam jeszcze Glasgow. Już kilka razy wybrałam się na wycieczkę po mieście z Tomkiem, który pracuje w tym samym hotelu.

Powoli przyzwyczajam się do innego życia. Życia na własny rachunek. I do klimatu! Nauczyłam się zawsze nosić przy sobie parasol. Lidka, która ma kontakt z rodakami, opowiadała o sierpniowych upałach w Polsce. Ja w Glasgow nosiłam wtedy szalik! Czy ktoś uwierzy, że jestem szczęśliwa? Chciałabym tylko skończyć studia. Może kiedyś mi się uda.

Czytaj także:
„Mąż po popijawie z kumplami stracił głowę, godność i... portfel. Przez własną głupotę wciągnął nas w wielkie długi"
„Na emeryturze ledwo wiążę koniec z końcem. Córka chce mi płacić za opiekę nad wnuczką, ale nie wiem, czy to wypada”
„Mój brat się stoczył, a ja mu w tym pomogłem. Teraz siedzi w więzieniu i wiem, że zrobię wszystko, żeby go wyciągnąć”

Redakcja poleca

REKLAMA