„Ubzdurałem sobie, że nie jestem dobrym materiałem na męża. Przez tę głupotę prawie straciłem miłość życia”

Mężczyzna, który nie miał szczęścia w miłości fot. Adobe Stock, Vasyl
„Zerwałem się błyskawicznie z krzesła i wyskoczyłem za drzwi. Bałem się, że jeśli Agata pójdzie gdzieś za daleko, to mogę już jej nigdy nie spotkać. Teraz albo nigdy. Nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, dlatego po prostu ująłem jej śliczną twarz w dłonie i pocałowałem”.
/ 01.04.2022 06:34
Mężczyzna, który nie miał szczęścia w miłości fot. Adobe Stock, Vasyl

Albo mam pecha, albo coś ze mną nie tak; w każdym razie nigdy nie układało mi się z kobietami. Najdalej po dwóch, trzech miesiącach coś się zaczynało w związku psuć i nawet jeśli jeszcze przez jakiś czas ten układ trwał, to raczej siłą rozpędu.

Obie strony bezsensownie wierzyły, że się naprawi – zamiast zrozumieć, że jeśli coś psuje się niemal od razu, to nie ma sensu tego ciągnąć dalej. Zacząłem się już nawet przyzwyczajać do myśli, że trwały związek z kobietą po prostu nie jest mi pisany.

Zauważałem zresztą u siebie coraz więcej starokawalerskich nawyków i coraz jaśniej zdawałem sobie sprawę, jak bardzo mogą mi one utrudnić zbudowanie trwałej więzi z drugą osobą. Dlatego kiedy mój najlepszy kumpel zaproponował mi randkę w ciemno ze znajomą swojej żony, uśmiechnąłem się tylko i podziękowałem mu uprzejmie.

Jednak Krzysiek nie dawał mi spokoju, bo jego żona była przekonana, że tajemnicza Agata jest superbabką i powinienem się z nią chociaż raz spotkać. W końcu, dla świętego spokoju, zgodziłem się na tę randkę.

Od samego początku naszego spotkania miałem wrażenie, że Agata została do niego zmuszona w podobny sposób jak ja. Była naprawdę śliczną kobietą, ale sprawiała wrażenie okrutnie wystraszonej i zmieszanej całą tą sytuacją.

Nie potrafiła się całkiem przełamać i choć poszliśmy do kina na bardzo śmieszną komedię, ona siedziała dość sztywno, uśmiechając się jedynie półgębkiem. Również potem, w restauracji, nasza rozmowa niezbyt się kleiła. Męczyliśmy się oboje, wymyślając tematy do konwersacji i raz po raz zerkając na zegar wiszący w rogu sali.

I prawdopodobnie byłoby to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie, gdyby nie nagła szczerość Agaty:

– Wiesz, Damian, nigdy jakoś mi się nie układało z facetami – wypaliła w którymś momencie. – Chciałam, żebyś to wiedział.

– Witaj w klubie! Ja też jestem beznadziejny w te damsko-męskie klocki – wyznałem, czując do niej nagły przypływ sympatii.

– A czy tobie też się wydaje, że już nigdy nie dasz rady ułożyć sobie życia z kimś w duecie? Że już zawsze będziesz sam? – spytała, pierwszy raz spoglądając mi prosto w oczy.

W ten sposób nasza wymuszona randka zmieniła się bardziej w seans psychoterapeutyczny. Zaczęliśmy sobie na wyścigi opowiadać o naszych porażkach i miłosnych pomyłkach. Pod koniec kolacji oboje już wiedzieliśmy, że ta druga strona chyba rzeczywiście nie nadaje się do związku.

Za to na przyjaciela – jak najbardziej, bo łączyło nas dużo więcej, niż nam się na początku wydawało.
Nie poszliśmy już więcej na randkę, za to zaczęliśmy regularnie się spotykać, tak po kumpelsku. Wprawdzie Marta z Krzyśkiem uważali, że jesteśmy już parą, ale oboje z Agatą tylko śmialiśmy się z ich przypuszczeń.

Wiedzieliśmy przecież, jak jest naprawdę. I coraz lepiej było nam w tej naszej przyjaźni, z miesiąca na miesiąc coraz trwalszej.

Jak się okazało, do czasu…

Tego listopadowego wieczoru byliśmy na jakiejś romantycznej komedii. Świetnie się bawiliśmy, szczególnie wyśmiewając ograne schematy tego gatunku, no i obowiązkowy happy end. Ale film nastroił nas jakoś refleksyjnie i ostatni odcinek drogi przed blokiem Agaty przeszliśmy w milczeniu, co nam się dotąd raczej nie zdarzało.

Kiedy zaś chciałem się pożegnać przyjacielskim pocałunkiem w policzek, ona delikatnie przesunęła swoją twarz. Nie tak bardzo, żeby nasze usta znalazły się naprzeciwko siebie, lecz na tyle, że wystarczyłby z mojej strony tylko lekki gest, a mógłbym ją pocałować. Mógłbym, ale tego nie zrobiłem. Musnąłem tylko ustami jej policzek.

– To do zobaczenia, Agatko – pożegnałem się i odczekawszy, aż zamkną się za nią drzwi klatki, wolno ruszyłem do domu.

Jednak z każdym krokiem, który oddalał mnie od Agaty, czułem, że to „zobaczenie” może nie nastąpić. Wyraźnie coś się zmieniło w jej stosunku do mnie. Nasza przyjaźń zawisła na włosku, między nami zapadło niepokojące i dziwne milczenie.

Naturalnie nieraz zdarzało się już, że nie dzwoniliśmy do siebie przez tydzień czy nawet dwa, jednak teraz ta cisza „na łączach” znaczyła coś znacznie więcej niż tylko natłok innych zajęć. I trwała o wiele dłużej, bo prawie przez trzy tygodnie. 

Myślałem, że już jej nigdy nie zobaczę

Pierwsza przerwała ją Agata – któregoś wieczoru zapukała do moich drzwi.

– Wiesz, przechodziłam obok i pomyślałam, że wpadnę… – powiedziała z niepewnym uśmiechem. – Chyba że przeszkadzam?

– No co ty, wejdź, proszę.

Zaparzyłem herbatę i usiedliśmy przy stole w dużym pokoju. Atmosfera rozmowy, którą prowadziliśmy, przypominała naszą pierwszą i ostatnią randkę. I podobnie jak wtedy została przecięta przez Agatę:

– Pewnie myślisz, że chciałam cię wtedy pocałować – rzuciła w którymś momencie.

– A chciałaś? – odpowiedziałem pytaniem.

– Nie… To znaczy… Wszystko przez ten film! On mnie jakoś tak dziwnie nastroił. Tak, wiem, śmiałam się z tego, jaki jest naiwny i schematyczny. Ale wiesz…  – rzuciła mi spłoszone spojrzenie. – Ja chyba chciałam, żeby mnie coś z tego schematu spotkało. Choćby tylko na chwilę – zastrzegła szybko.

– Tylko na chwilę? – upewniłem się. – Bo wiesz, mnie nigdy się nie układało z kobietami… A tobie z facetami…

– Rozumiem – wstała. – Będę już iść.

Siedziałem przykuty do krzesła. Słyszałem, jak Agata idzie wolno do drzwi, niespiesznie je otwiera i zamyka, jakby w nadziei, że ją zatrzymam. A ja? Siedziałem jak kołek, pozwalając odejść kobiecie, z którą łączyło mnie dużo więcej niż z jakąkolwiek inną dotychczas.

– Ty idioto! – powiedziałem w końcu do siebie. – Ty debilu! Zrozum to. Teraz albo nigdy. To na pewno jest twoja ostatnia szansa!

Zerwałem się błyskawicznie z krzesła i wyskoczyłem za drzwi. Bałem się, że jeśli Agata pójdzie gdzieś za daleko, to mogę już jej nigdy nie spotkać. Bo nie zdobędę się więcej na odwagę, na jaką zdobyłem się w tej jednej chwili. Na szczęście musiała iść bardzo wolno: choć minęło już dobrych kilka minut od jej wyjścia, nie odeszła dalej niż sto metrów od mojego bloku.

– Agata! – krzyknąłem.

Zatrzymała się natychmiast, a ja już po kilku sekundach stałem obok niej. Byłem nieco zdyszany i nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, dlatego po prostu ująłem jej śliczną twarz w dłonie i pocałowałem. To wystarczyło za wszelkie wyznania.

– Jesteś pewien? – zapytała, kiedy po dobrych dwóch minutach odsunąłem się lekko, aby zaczerpnąć oddechu.

– Tak, jestem pewien!

Uśmiechnęła się.

– Wiesz, to mi przypomina zakończenie tej naiwnej komedii romantycznej…

– Może jednak nie była taka naiwna?

– Może… – odparła z wahaniem. – Zresztą, nasza komedia romantyczna dopiero się zaczyna. Myślisz, że tym razem nam się uda?

– No cóż… Doświadczenia mamy wprawdzie raczej kiepskie, ale może dlatego, że żadne z nas nie spotkało tej właściwej osoby? Bo z tą właściwą wszystko musi się udać.

Czytaj także:
„Tajemniczy nieznajomy wyrwał mnie na parkiet i wirowaliśmy w tańcu do rana. Mój mąż dalej smacznie spał”
„Kumpel męża rozpanoszył się w naszym domu. Postanowiłam wykurzyć szkodnika przy pomocy zgorzkniałej starszej siostry”
„Od zawsze miałem chrapkę na żonę przyjaciela. Gdy tylko się rozwiedli, Nina wpadła w moje sidła”

Redakcja poleca

REKLAMA