„Ten drań mnie uwiódł, upił i oszukał. Zrobił mi nagie zdjęcia bez zgody, a teraz mnie szantażuje. Jestem skończona"

Kobieta, której jest szantażowana fot. Adobe Stock, deagreez
„Zaczęło się od niewinnego flirtu. Pozazdrościłam szczęścia koleżance i wpakowałam się w bagno. Moje zdjęcia rodem z filmów porno obejrzeli znajomi z pracy, przyjaciele, rodzina. Nie mogłam odpuścić tej gnidzie. Musiał za to słono zapłacić"
/ 05.08.2021 12:38
Kobieta, której jest szantażowana fot. Adobe Stock, deagreez

Uwielbiałam pierwsze randki, romantyczne kafejki, spacery przy świetle księżyca, rodzącą się namiętność. Na początku zawsze było fantastycznie. Rozczarowania przychodziły później.

Chyba się zakochałam – wyznała Elwira, ani na chwilę nie wychodząc z roli statecznej pracownicy banku. Siedziałyśmy biurko w biurko w dziale obsługi podmiotów gospodarczych.

– Tak? – zerknęłam na nią z niedowierzaniem. Lubiłam ją, ale uważałam za typowy okaz starej panny – trzydzieści osiem lat, pedantka, domatorka. Wolny czas spędzała nad książką albo w towarzystwie swoich skalarów. A tu proszę, niespodzianka.

– Szczęściara – mruknęłam, nie kryjąc zazdrości. – Powiesz, jak się poznaliście?

– Na grupie dyskusyjnej. Hieronim także interesuje się akwarystyką i pielęgnicami.

– Zakochałaś się przez internet? – byłam w szoku. – Ty, taka rozsądna, powściągliwa? Przecież nic o nim nie wiesz!

– Właśnie, że wiem. To poważny człowiek. Informatyk. Trochę starszy ode mnie, ma czterdzieści trzy lata. Wegetarianin, lubi czytać biografie i nie znosi marnotrawstwa. Spodobał mu się mój konkretny styl, jak to ujął, i widoczna staranność w prowadzeniu korespondencji. On jest taki sam. Kawaler, ponieważ…

– …ponieważ jest gruby, łysy i nudny?

– …ponieważ przez swoją pasję komputerową przegapił najlepszy czas na znalezienie życiowej partnerki – spokojnie odpowiedziała Elwira. – A gdyby był nudny, nie wymienialibyśmy mejli od dwóch miesięcy. Pasujemy do siebie. Jutro nasza pierwsza randka. W końcu zdecydowaliśmy się spotkać w realu. Pomożesz mi?

Wyczułam cień zdenerwowania w jej głosie. Wirtualna jedność dusz to za mało.

Wciąż liczy się pierwsze wrażenie

– Włóż cokolwiek. Przecież zna cię od podszewki. Co znaczy strój wobec waszego internetowego uczucia – nie mogłam powstrzymać się od złośliwości.

Lekko urażona, ściągnęła brwi. Zrobiło mi się wstyd. Elwira nie należała do osób wylewnych. Zwykle to ja wypłakiwałam się jej w rękaw. Skoro zdecydowała się na zwierzenia, widać potrzebowała rady i wsparcia.

– Ten zielony komplet cudnie podkreśla kolor twoich oczu i zgrabnie tuszuje…– cholera, znowu się zapędziłam!

– On wie – uspokoiła mnie. – Przyznałam się, że mam słabość do słodyczy. Internet nie wyklucza szczerości. To sposób zawierania znajomości dobry jak każdy inny. A może nawet lepszy. Gdybym wpadła na Hieronima w sklepie albo na ulicy, mogłabym go przeoczyć. Człowiek nie ma na czole wypisanych wad ani zalet. A to, czy będziemy razem, zależy od naszych charakterów, a nie od tego, jak się poznaliśmy. Nie sądzisz?

Od trudnej odpowiedzi wybawiło mnie wejście klienta. Życzyłam Elwirze jak najlepiej. Jeżeli internetowy wybranek Elwiry nie kłamał, to pasowali do siebie jak ulał. Obydwoje byli wyzbyci romantyczności niczym sterylny wacik bakterii.

W poniedziałek niecierpliwie czekałam na relację. Koleżanka weszła do pokoju rozpromieniona z błyskiem w oczach.

– Zabrał mnie do palmiarni. Mają tam wspaniałe okazy pielęgnic! Potem poszliśmy do niego. Mieszkanko niewielkie, ale zbiór biografii imponujący. Zero kurzu. Zamówiliśmy pizzę wegetariańską, a czekając, przemeblowaliśmy jego akwarium…

– Dobierał się do ciebie? – nie wytrzymałam. – Mam nadzieję, że nie dałaś się uwieść na pierwszej randce?

– Ej! Mamusia dobrze mnie wychowała! – prychnęła tonem urażonej dziewicy. – Ale pocałowaliśmy się na pożegnanie. Całuje, hm, bardzo dokładnie, jak na pedanta przystało – uśmiechnęła się i znowu w jej oczach pojawił się ten szmaragdowy błysk. Jakby ktoś ją podmienił. Gdzie się podziała ta grzeczna i pruderyjna Elwira?

Wcześniejszy wywiad pozwoli mi wyłapać robaczywe jabłka

Poczułam ukłucie zazdrości. Już nie wiedziałam, co myśleć. Przez internet do serca? Jakoś nie mieściło mi się to w głowie. Przecież dotychczas zakochiwałam się wyłącznie oczami…

Uwielbiałam pierwsze randki, romantyczne kafejki, spacery w świetle księżyca, rodząca się namiętność. Na początku zawsze było fantastycznie. Rozczarowania przychodziły później. Parę ich przeżyłam i odchorowałam. Może Elwira ma rację, że wcześniejszy wywiad pozwoli wyłapać robaczywe jabłka.

Szybko odkryłam uroki czatowania. Miło było bez wychodzenia z domu pogadać z rodakami z odległych zakątków Polski. Poflirtować bez zobowiązań, bez udawania lepszej niż jestem.

Od przykrego rozstania z Przemkiem rok temu, bałam się zaangażować w nowy związek. Nie zbaczałam z trasy dom – bank. A tu cały kraj, ba, cały świat, miałam w zasięgu ręki! Z pasją co wieczór przemierzałam bezmiar internetu. Choć nie zawsze w dobrym kierunku.

– „Skąd klikasz?”

– „Z Poznania”.

– „To znaczy, że oszczędna z ciebie bestyjka. Ile masz lat?”.

– „Nie grzeszę rozrzutnością, a wiosen skończyłam trzydzieści pięć”.

Chwila ciszy, a potem cios między oczy.

– „Bardzo panią przepraszam”.

– „Jaką panią? Tamara jestem”.

– „Rodzice nie pozwalają mi mówić per ty do starszych od siebie”.

– „Cholerka, nie sądziłam, że stała praca, własne mieszkanie i samochód czynią ze mnie staruszkę niewartą pogawędki” – rzuciłam prowokujące zdanie na łącza.

Młodzieniec już nie odpowiedział. Wystraszył się na dobre.

Na szczęście odezwał się on, Leon

– „Nie przejmuj się smarkaczem. Mnie osobiście podniecają twoje dokonania. Radzisz sobie. Bez wsparcia tatusia czy bogatego sponsora, jak mniemam?”.

– „Słusznie mniemasz” – odpisałam, zachęcona jego oryginalnym doborem słownictwa. „Ale i tak jestem znudzona, zraniona i wkurzona”.

– „Z powodu tego gówniarza?”.

– „Faceci zasadniczo są bez sensu. Wciąż wychodzę na idiotkę. Jeden zdradził mnie z własną żoną, drugi okazał się gejem. A ja sądziłam, że abstynencja pogłębia nasze uczucie. Żałosne, co?”.

Kolejny plus internetu. W oczy nigdy bym się nie przyznała, że posłużyłam Przemkowi za zasłonę dymną.

– „A mnie narzeczona wymieniła na gościa po sześćdziesiątce. Pokaźne konto zrekompensowało jej inne braki”.

– „Biedaczek”.

– „Chyba on. Ja nie narzekam. Wciąż mam swój mały drewniany domek za miastem, do którego uciekam od gwaru i chorobliwego dążenia do perfekcji. Zapraszam. O ile nie przeszkadza ci bałagan”.

– „Uwielbiam bałagan! Świadczy o fantazji i bogactwie duszy” – odpisałam czym prędzej. Nie chciałam, by wziął mnie za kogoś pokroju Elwiry, która zakochała się w pedancie, ustawiającym książki według autorów i wielkości tomów.

– „Tym chętniej zapraszam do mojej chatki. Czuję, że tęsknisz za przygodą, wycieczką na strych pełen skrytek i zakurzonych tajemnic”.

– „Jakbyś zgadł!”.

I tak się zaczęło

Nadawaliśmy na tych samych falach, zgadzaliśmy w każdej kwestii – dotyczącej pracy, marzeń, oczekiwań. Choć młodszy o 6 lat, zdawał się czytać w moich myślach. Rozumiał moją samotność, zagubienie, nawet ostrożność, gdy zwlekałam z przyjęciem zaproszenia.

– „Zraniono cię, oszukano. Poczekam. Moja chatka też. Swoje przeżyłem. I wiem, że potrzebuję prawdziwej kobiety, nie rozkapryszonego dziecka”.

– „Kobiety? Na pewno? One mają swoje przyzwyczajenia, słabostki i wymagania”.

– „Nie wystarczą ci, o pani, namiętne wyznania i fakt, że budzę się z myślą o tobie? Żądasz dowodu, podciętych żył? Już wyjmuję żyletkę. Ty wsiadaj w samochód, by uratować mnie w ostatniej chwili”.

Był ujmujący. Coraz mniej zazdrościłam Elwirze, do której Hieronim wydzwaniał kilka razy dziennie, by pogadać o rybkach czy ustalić menu wegetariańskiej kolacji.

Gdy usłyszałam, że myślą o zaręczynach, przestałam się wahać.

Napisałam do Leona:

– „Spotkajmy się!”.

„No to zapraszam do mojej chatki” – odpisał błyskawicznie.

Nie kryję, że jego domek nieco mnie rozczarował. Był naprawdę mały, a przede wszystkim wymagał solidnego remontu.

– Zaufaj mi. Niepozorna fasada kryje urocze wnętrze. Ty też oszukiwałaś.

– Nie… rozumiem – wyjąkałam.

– Jesteś o wiele piękniejsza niż na zdjęciach – westchnął, całując mnie w rękę. W tym momencie wygląd domku przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.

– Pozwolisz, że cię uwiecznię? – wyciągnął aparat fotograficzny. – Na pamiątkę. Przy aucie. Cudownie się komponujecie.

Czar powrócił

Potem było musujące wino, świece, nastrojowa muzyka i namiętne pocałunki, po których niepozorna chatka zmieniła się w gniazdko rozkoszy.

Obudziłam się naga. Głowa mi pękała. Za dużo alkoholu.

– Pić… – jęknęłam.

– Proszę, skarbie – podał mi szklankę, usiadł obok i przeszedł do konkretów. Pokazał mi zdjęcia, które zrobił, korzystając z samowyzwalacza i aparatu cyfrowego nie wymagającego flesza. Dlatego się nie zorientowałam, że zdjęcie przy aucie, z dobrze widoczną tablicą rejestracyjną, nie było jedynym, jakie zrobił tego wieczora. To był początek żenującej sesji rodem ze stron porno.

– Nieźle się bawiłem. Zaszalałaś. Miło było połączyć pracę z przyjemnością. Bywa, że się zmuszam, ale nie tym razem. Niemniej zapłacisz jak inne albo wyślę te fotki do twojej pracy, znajomych i rodziny.

Prawda z wolna docierała do mojej obolałej głowy. Przez internet do serca? Dobre sobie. Chyba do piekła!

– Ale dlaczego akurat ja? – szepnęłam rozgoryczona.

Czułam się podle, głównie dlatego, że znów wpakowałam się w chorą sytuację.

– Ponieważ idealnie pasowałaś do profilu – odpowiedział z paskudnym uśmiechem.–  Naiwna romantyczka złakniona miłości. Wierzyłaś w każde moje słowo. A naiwność kosztuje – wymienił kwotę.

Nie ma co, drogo sobie liczył za noc w nędznej chatce. 

– Przy takich stawkach mógłbyś odnowić tę ruderę, draniu – warknęłam, próbując ogarnąć się w pośpiechu.

– Po co? Tekst o niepozornej fasadzie, kryjącej urocze wnętrze, działa niezawodnie, jak afrodyzjak – i znów poczęstował mnie obleśnym uśmiechem.

– Świnia! – uderzyłam go w twarz.

– Powinienem zażądać dodatku za pracę w trudnych warunkach – skrzywił się, masując policzek. – Ale w podzięce za upojną noc dam ci dobrą radę. Zmień się albo zawsze będziesz ofiarą.

Odjechałam z piskiem opon, byle dalej

Chciałam jak najszybciej o wszystkim zapomnieć, ale mi nie pozwolił. Dzwonił, wysyłał mejle i esemesy. Codziennie groził i szantażował. Wiedział o mnie niemal wszystko.

Znał mój adres, miejsce pracy, nazwiska szefów. Uprzedził, że jak pójdę na policję, to i tak go nie powstrzymam. Pociągnie mnie za sobą na dno.

Na własnej skórze przekonałam się, że internet to nie salony. Wpuszczają tam byle kogo bez żadnych zaproszeń. Można przyjść w starym łachu, przydeptanych butach i z brudnymi myślami. Dałam się zwieść wyobraźni, czułym słówkom, aluzjom powodującym przyspieszenie tętna, coraz szybsze stukanie w klawisze…

Ale czy to znaczy, że miałam mu odpuścić? Zastanawiałam się, co zrobić. Poradziłam się koleżanki, która jest prawniczką. Uprzedziła mnie, że sprawa w sądzie będzie bardzo nieprzyjemna. I nawet jeśli Leon poniesie karę, to może wcześniej spełnić swoją groźbę i zszarga mi opinię.

– Wielu może uważać, że nie warto. Bo o co ta afera? Nawet na policji możesz usłyszeć, że gdyby zajmowali się każdą uwiedzioną, nie mieliby czasu na nic innego. Tyle krzyku o kilka intymnych zdjęć? Na łamy gazet nie trafią. Nie jesteś rozchwianą nastolatką, samobójstwa też raczej nie popełnisz, a on cię do niczego nie zmuszał. Oczywiście – robienie zdjęć bez twojej zgody, szantaż i tak dalej – sprawę mamy wygraną. Pytanie, czy jesteś gotowa, by iść do sądu. Czy chcesz swoim kosztem ukarać gnojka i uratować kilka innych naiwnych.

– Czyli co? Bo już nie wiem. Co byś zrobiła na moim miejscu?

– Ja? Ja bym mu nie odpuściła. Żeruje na zawstydzeniu kobiet. Większość jego ofiar z obawy przed skandalem nic nie zrobi. Nie dość, że nie zgłaszają przestępstwa, to jeszcze płacą. I to nieraz. Dlatego bez względu na to, czy zdecydujesz się na proces, czy nie, radzę ci w żadnym razie mu nie płacić. Będzie trochę szumu, wstydu, ale przeżyjesz.

Cały czas uśmiechała się dziwnie, jakby wcale nie musiała sobie wyobrażać podobnej sytuacji. A może po prostu doskonale znała konsekwencje obu wyborów.

Postanowiłam walczyć i rzeczywiście  wstyd był potworny. Stałam się sensacją i powszechnym obiektem plotek, a dwóch kolegów złożyło mi niedwuznaczne propozycje. Sprawa w sądzie była najbardziej upokarzającym doświadczeniem w moim życiu.

Jednak bardziej liczyła się satysfakcja i duma, że nie odpuściłam łajzie i wygrałam. Leon dostał wyrok za rozpowszechnianie bez zgody moich intymnych zdjęć.

Minął rok. Elwira wyszła za mąż i była w ciąży. Sielanka trwała. Czy miałam żal, że jej się udało, a ja poległam? Nie. Leon miał rację. Dałam się oszukać na własną prośbę. Nie pierwszy raz. Za bardzo mi zależało. Zbyt rozpaczliwie pragnęłam szczęścia. Internet nie miał tu nic do rzeczy. Sposób dobry jak każdy inny, by kogoś poznać.

Do mnie należał wybór, czy uwierzę komuś na słowo, a potem dam się zwieść obrazom tonącym w półcieniach niedopowiedzeń. To w mojej naturze tkwił problem. Dlatego na kolejną randkę umówię się w samo południe w środku miasta!

Czytaj także:
„Mój mąż wiecznie gapił się na inne kobiety, a ja czułam wstręt do samej siebie. W końcu facet jednej z nich go pobił”
„Żona chciała zrobić ze mnie pantoflarza. Powtarzała mi, że nie mam prawa głosu, a moje potrzeby są niepoważne"
„Mój mąż zajmował się domem, a ja robiłam karierę. Dzieci były szczęśliwe, ale całe otoczenie było zgorszone”

Redakcja poleca

REKLAMA