Szymona przedstawiła mi przyjaciółka. Dokładnie dwa lata temu, na imprezie z okazji swoich dwudziestych urodzin. Przyszłam do klubu sama, bo akurat rozstałam się z chłopakiem, a ona od razu postanowiła znaleźć mi jakiegoś adoratora.
– To kolega ze studiów. Wrażliwa dusza, romantyk – zachwalała go.
– Nie mam ochoty na nowe znajomości – prychnęłam.
– E tam, nie przesadzaj. Najlepszym lekarstwem na nieszczęśliwą miłość jest kolejna miłość. Co ci szkodzi z nim pogadać. Kto wie, może ci się akurat spodoba – uśmiechnęła się i zaciągnęła mnie do stolika, przy którym siedział.
Do dziś nie mogę sobie darować, że zamiast uciec stamtąd w siną dal, usiadłam obok Szymona i zaczęłam z nim rozmawiać.
Wydał mi się całkiem sympatyczny
Na pierwszy rzut oka taki zagubiony, nieśmiały, trochę niedzisiejszy. Ciekawie mówił o muzyce, wspominał, że próbuje pisać wiersze i denerwuje go pędzący donikąd świat. Nie ukrywam, trochę zauroczył mnie tą swoją uduchowioną paplaniną.
Gdy więc pod koniec imprezy zaprosił mnie na koncert jakiegoś niszowego gitarzysty, zgodziłam się bez wahania. No i tak zaczęła się nasza znajomość. Szymon był starszy ode mnie o trzy lata, ale zawsze miałam wrażenie, że jest w nim coś z chłopca. Coś naiwnego, żeby nie powiedzieć, niedojrzałego.
Dlatego kolejne zaproszenia do wspólnych wypadów i rozmów traktowałam niezobowiązująco. Nawet przez moment nie pomyślałam, że mogłoby nas łączyć coś więcej niż koleżeństwo. Nigdy nie dałam mu powodu, by tak uważał.
Szymon absolutnie nie był w moim typie. Miło z nim było gdzieś wyskoczyć, ale… Na dłuższą metę lubię silnych, zdecydowanych i mocno stąpających po ziemi facetów. A on nie miał żadnej z tych cech. Na dodatek był tak naprawdę strasznym zrzędą. Ciągle tylko narzekał, że świat jest pełen zła, pazernych ludzi, materializmu. Raz czy dwa można o tym posłuchać. Ale na pewno nie cały czas. Powoli zaczynało mnie to nudzić, a nawet irytować, jednak wciąż go tolerowałam. Wydawał mi się niegroźnym, trochę nawiedzonym dziwakiem.
Z czasem zaczęłam się jednak od niego odsuwać. Miałam coraz więcej zajęć na uczelni, obowiązków. A pół roku temu pojawił się w moim życiu bardzo interesujący mężczyzna. Miał na imię Adam i był
dokładnie w moim typie.
Szymonowi nie spodobało się, że mam dla niego coraz mniej czasu. Wydzwaniał po kilka razy dziennie, naciskał. Pytał, dlaczego odmawiam, kiedy gdzieś mnie zaprasza. A gdy już się spotykaliśmy, dziwnie się zachowywał. Wręczał mi olbrzymie bukiety kwiatów, prezenty. I wygłaszał teksty o miłości, pożądaniu, spełnieniu. Wcześniej nigdy tego nie robił. W końcu zrozumiałam, że jest we mnie zakochany.
Próbowałam delikatnie dać mu do zrozumienia, że na wzajemność nie ma co liczyć, ale nic do niego nie docierało. Przynosił coraz większe bukiety i wygłaszał coraz dłuższe mowy. Denerwowało mnie to, ale długo milczałam. Było mi go trochę szkoda. Nie chciałam go zranić. W końcu jednak straciłam cierpliwość.
Miesiąc temu postanowiłam z nim porozmawiać. Miałam już serdecznie dosyć jego zalotów.
Przyszedł na spotkanie jak zwykle z wielkim bukietem róż
– Szymon, chcę, żebyśmy sobie dzisiaj wyjaśnili coś bardzo ważnego – położyłam kwiaty na stoliku.
– Tak? – patrzył na mnie z nadzieją.
– Jesteś bardzo fajnym facetem. Lubię cię. Jak kumpla. Rozumiesz?
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że możemy być wyłącznie przyjaciółmi. I nic więcej… – powoli cedziłam słowa, żeby dotarło do niego, o co mi chodzi.
Chyba zrozumiał, bo posmutniał.
– No tak, kochasz innego…
– Nie. A zresztą to nie ma żadnego znaczenia. Po prostu nie pasujemy do siebie. Możemy od czasu do czasu pójść razem do kina, na koncert, wystawę. Ale na nic więcej nie licz. Okej? – uśmiechnęłam się przepraszająco, a on poczerwieniał.
– Nie! Gdyby nie ten mięśniak, to inaczej byś ze mną rozmawiała!
– O kim ty mówisz? – zdziwiłam się, bo nic mu nie wspominałam o swoim nowym chłopaku. Pokręcił głową i westchnął.
– Myślisz, że nie wiem o Adamie? Otóż bardzo się mylisz. Widziałem was razem wiele razy. Stałem i patrzyłem, jak się do niego przytulasz, jak gładzisz go po włosach, uśmiechasz się. To nie był przyjemny widok… – patrzył na mnie z wyrzutem, a ja przeraziłam się nie na żarty.
– Zaraz, zaraz, Szymon, czy ty mnie śledzisz? – wykrztusiłam.
– Tak tylko… Trochę… Czasami… Nie chcę, żeby ci się coś stało. To nie jest facet dla ciebie. Skrzywdzi cię, uwierz mi. Znam takich jak on. Pobawi się tobą i zostawi ze złamanym sercem – mówił rozgorączkowany.
Ogarnęła mnie wściekłość
– Zaryzykuję. I wiesz co? Mam cię już serdecznie dość. Koniec przyjaźni. Nie chcę cię więcej widzieć na oczy! – wrzasnęłam.
– Proszę bardzo, mogę się nie pokazywać. Tylko żebyś później tego nie żałowała – nadąsał się.
– Na pewno nie będę! – warknęłam i pobiegłam na przystanek.
Nie mogłam uwierzyć, że Szymon mnie śledził. Miałam go przecież za dzieciaka, niegroźnego dziwaka a on pokazał rogi. Nie podobało mi się to. W autobusie skasowałam jego numer telefonu i adres mailowy. Miałam nadzieję, że się na mnie obraził, i że więcej go nie zobaczę.
Przez kilka dni rzeczywiście się nie odzywał i nie pokazywał. Już prawie zapomniałam o jego istnieniu. I wtedy się pojawił. Czekał na mnie pod uczelnią. Znowu z olbrzymim bukietem róż.
– Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
– Nie! – burknęłam.
Chciałam się odwrócić i odejść, ale zagrodził mi drogę.
– Wiesz, powinienem się na ciebie obrazić. Ale nie mogę przestać o tobie myśleć. Próbuję, próbuję i ciągle mam przed oczami twoją piękną twarz. Dlatego postanowiłem dać ci jeszcze jedną szansę – oznajmił.
– Na co? – zamrugałam oczami.
– Żebyś zmądrzała – odparł zadowolony. – I zrozumiała, że to ja jestem mężczyzną twojego życia…
– Nie jesteś – przerwałam mu.
– Jestem, jestem. Kocham cię nad życie i zamierzam się z tobą ożenić. Choćby nawet jutro. Czy ten twój Adam też jest na to gotowy? Na pewno nie! – uśmiechnął się i niemal siłą wcisnął mi kwiaty.
Nie zastanawiając się długo, wrzuciłam je do kosza. Wkurzył mnie!
Nie rozumiem, jak można być aż tak bezczelnym
– Masz nie po kolei w głowie, idź się leczyć – wysyczałam.
– To tak mi się odwdzięczasz za troskę i zainteresowanie? Nieładnie, oj nieładnie. Uważaj, bo się zdenerwuję – pogroził mi palcem.
Ton jego głosu był spokojny, wystudiowany. Przerażał mnie.
– Mam to gdzieś. Nie rozumiesz, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? – wrzasnęłam w panice,
a on powoli pokręcił głową.
– Tak ci się tylko wydaje. Jak sobie wszystko przemyślisz, to zmienisz zdanie. Jutro zadzwonię i zapytam – był okropnie pewny siebie.
– Możesz nie próbować. Nie odbiorę! – poinformowałam go.
– Odbierzesz, odbierzesz. Mogę się założyć, że odbierzesz. Przecież wiem, że w głębi duszy kochasz tylko mnie. No to do jutra! – pomachał mi ręką i poszedł do samochodu.
Z bezsilności chciało mi się wyć.
Jak się zapewne domyślacie, nie odebrałam telefonu od Szymona. Ani tego, o który się zakładał, ani stu następnych. Podobnie jak nie odpisałam na 200 maili i ze 150 esemesów, w których wyznawał mi miłość.
Wcale go to jednak nie zniechęciło. Nadal wydzwania, pisze, zostawia kwiaty na wycieraczce. A na dodatek nie odstępuje mnie prawie na krok. Każdego ranka czeka na mnie przed blokiem. A po południu przychodzi na uczelnię. Stoi i patrzy nawet wtedy, gdy w pobliżu jest Adam. Tyle że z pewnej odległości. Wyobrażacie sobie, taką bezczelność?
Staram się go nie zauważać, ignorować, ale nie za dobrze mi to wychodzi. Jego widok doprowadza mnie do szału. Podbiegam więc do niego, robię awanturę, każę mu spadać. A on tylko się uśmiecha i zapewnia o swoim wielkim uczuciu.
Nie wiem, co robić. Może powinnam wyjechać?
Zawsze mi się wydawało, że jestem silną kobietą, odporną na tego typu idiotów. Ala ta sytuacja mnie przerosła. Byłam nawet na policji.
Pan w mundurze grzecznie mnie wysłuchał, a potem powiedział, że na razie niewiele można zrobić. Bo Szymon mnie nie zaczepia, nie grozi, nie próbuje wejść do mojego domu, nie wydzwania i nie wysyła obraźliwych esemesów po nocach. Na koniec poradził mi, żebym zmieniła na jakiś czas miejsce zamieszkania, to może wtedy zgubi trop i się odczepi. Miałam gdzieś takie rady.
Nie wiem już, co robić. Adam nieraz już chciał dopaść Szymona i stłuc go na kwaśne jabłko, ale go powstrzymałam. Myślę, że ten bydlak tylko na to czeka. Zgłosi napad, Adam trafi do aresztu, a on nadal będzie za mną łaził i śmiał mi się w twarz. Może więc rzeczywiście powinnam wyjechać z miasta? Został mi do zaliczenia tylko jeden egzamin. A potem wakacje…
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”