Siedziałam w zakrystii, czekając na księdza. Miałam na sobie błękitną sukienkę i niewielki kapelusz. Jedno i drugie dalekie od ostatniego krzyku mody, ale czy to ważne – na Ziemiach Odzyskanych, w kraju zrujnowanym wojną? Właśnie… A teraz, kiedy znów zakwitły kasztany, miałam pójść do ołtarza. Z Antkiem, nie z Bohdanem. Tylko czy naprawdę tego chciałam? Mama przekonywała mnie, że tak będzie dobrze.
– Kochana moja, przecież to dobry chłopak, będzie o ciebie dbał. A poza tym pamiętasz, co mówił Bohdan…
Antek był dobry, to prawda
Na męża nawet lepszy niż Bohdan: pracowity, solidny, bez tej dozy szelmostwa i męskiego szaleństwa, której mój ukochany miał aż nadto. Pamiętam wczesny sierpniowy wieczór. Siedzieliśmy na łęgach wiślanych, patrząc na rzekę. Gdybyśmy byli w Warszawie, trzeba by zaraz wracać do domów, żeby zdążyć przed godziną policyjną. Ale znajdowaliśmy się na szkoleniu Grup Szturmowych, poza kontrolą okupanta. Wcielono nas do jednego oddziału. Właściwie to Bohdan tak zakręcił harcmistrzem, że ten się zgodził. Nasza nierozłączna trójka…
– Gdybym kiedyś zginął – powiedział nagle Bohdan – to chcę, Halu, żebyś…
– Nie zginiesz! – przerwałam mu. – A jeśli nawet, to razem ze mną!
– Daj spokój – powiedział poważnym tonem, zupełnie jakby coś przeczuwał, lecz ja od razu odsunęłam od siebie tę myśl. – Jest wojna, w każdej chwili możemy iść do walki. Wiesz, co się może wtedy stać?
Nie odpowiedziałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Może harcmistrz miał jednak rację, mówiąc, że zakochani nie powinni być w jednym oddziale? Może łatwiej jest, jeśli nie patrzy się na tę druga osobę, kiedy wokół świszczą kule? Ale tego przecież żadne z nas jeszcze nie wiedziało. Chłopcy do tej pory brali udział tylko w sabotażu, w niedużych akcjach zbrojnych, a ja, choć przeszłam szkolenie sanitariuszek, dotychczas nie musiałam sprawdzać swoich umiejętności.
– Posłuchaj! – Bohdan spojrzał mi prosto w oczy. – Jeżeli nie przeżyję tak długo, żebyśmy wzięli ślub, wyjdziesz za Antka!
Zaniemówiłam. Antek?
Lubiłam go, wręcz uwielbiałam. Ale wychodzić za niego? A Bohdan mówił dalej, już jak nie chłopak, tylko dorosły mężczyzna:
– On nigdy cię nie skrzywdzi. Będzie o ciebie dbał. Będziesz, prawda? – zwrócił się do przyjaciela.
Antek zaczerwienił się, przełknął ślinę.
– Bredzisz – burknął. – Tacy jak ty nie giną. Przechodzą suchą nogą przez bagno i nawet nie wiedzą, że coś im groziło.
Bohdan zaśmiał się, otoczył moje plecy silnym ramieniem. Znów był tym samym urwisem, który mnie zauroczył.
– Nasz mędrzec, Antoni z Żoliborza – rzekł uroczyście – twierdzi, że kobiety kochają drani i utracjuszy, ale wychodzą za solidnych przedsiębiorców. A on właśnie chce zostać takim przedsiębiorcą w branży żelaznej. Dobrze mówię, senior Antonio?
Nasz przyjaciel żachnął się.
– Bzdurzysz, jak zawsze.
– Oj, nie ma się czego wstydzić. Branża żelazna to bardzo przyzwoity kawałek interesu.
Nagle zaczął mówić zupełnie jak Szmul, który przed wojną przyjeżdżał na naszą ulicę, skupując starzyznę:
– Interes, pani Halino, to jest interes. Mądrzy ludzie powiadają, że deko handlu jest lepsze niż kilo roboty. A nasz Antek ma głowę do rachunków i procentów, że ho, ho!
– Głupek! – powiedział Antek i wstał. – Nie wiem, Haluś, jak z nim wytrzymujesz.
Nie złościł się naprawdę, ale nie miał ochoty na utarczki. W takich sytuacjach niezbyt dobrze sobie radził.
– Pamiętaj, co powiedziałem! – krzyknął Bohdan. – Jeśli zginę, ożenisz się z Halą!
Ksiądz wszedł do zakrystii
Spojrzał na mnie, nieco zaskoczony.
– Dziecko, do ślubu masz jeszcze dwie godziny. Co tutaj robisz?
– Wątpię – odparłam.
– Wątpisz? – zmarszczył brwi. – Przed ślubem to naturalne, ale niezmiernie rzadko panna młoda przychodzi z tym akurat do klechy. Uspokajanie to raczej zadanie dla druhen – uśmiechnął się lekko.
– Żadna druhna mi nie pomoże – powiedziałam poważnie. – Tylko porządna spowiedź i szczera rada.
Proboszcz spojrzał na mnie spod oka.
– Wczoraj cię spowiadałem – rzekł powoli. – Zataiłaś jakiś grzech?
– Wyznałam wszystko. Nie o grzechy tu chodzi, ale o te wątpliwości.
Pomyślał chwilę, po czym wyjął z kredensu butelkę wina i dwa kieliszki.
– Mszalne – poinformował mnie. – Doskonały riesling. Zygmuntowa będzie zła, jak zobaczy, że uszczknęliśmy z zapasu, ale przy trunku rozmawia się lepiej, bo ty nie spowiedzi potrzebujesz, tylko słuchacza.
– Mądrego słuchacza – uzupełniłam.
– Dziękuję za uznanie i zaufanie. Zawsze byłaś miłą dziewczyną.
Uśmiechnęłam się
Los sprawił, że natknęliśmy się na naszego warszawskiego kapelana tutaj, w legnickiej parafii. Przeżył wszystko to, co my, a nawet więcej, bo przez jakiś czas po kapitulacji wrześniowej przebywał w obozie koncentracyjnym, z którego cudem wyszedł cało, aby zaraz wejść w życie konspiracyjne. Może dlatego tak dobrze rozumiał ludzkie słabości. Antek podkochiwał się we mnie od zawsze, wiedziałam to doskonale. Wszyscy to wiedzieli, z Bohdanem włącznie. Jedynie Antkowi wydawało się, że jego uczucie jest wielką tajemnicą. Był cudownym człowiekiem. Lojalnym, oddanym. Zawsze można było na niego liczyć. Bohdan podchodził do życia o wiele bardziej beztrosko, choć i dla niego honor zawsze stał na pierwszym miejscu. Jednak to Antek został dowódcą plutonu. Przełożeni mieli do niego większe zaufanie. Bohdana, oczywiście, to nawet nie ubodło. Był wprawdzie ambitny, ale nie umiał zazdrościć przyjacielowi.
– Czyli teraz będziesz nas pchał do ataku, a sam sobie spokojnie dreptał z tyłu! – zaczął kiedyś naśmiewać się Bohdan.
– Wiesz doskonale, że zawsze pójdę w pierwszej linii! – oburzył się Antek.
– Wiem, wiem – Bohdan poklepał go po ramieniu. – Ale mnie i tak nie wyprzedzisz.
Kiedy to usłyszałam, drgnęło we mnie serce. Pod pozorem wesołości Bohdan coś skrywał. Jakby niepokój. Czyżby naprawdę bał się, że to jemu jest śmierć pisana?
– W razie czego wiesz, co zrobić – dodał, wskazując mnie wzrokiem.
Chciałam znów zaprotestować, powiedzieć mu, że opowiada bzdury, ale on już mówił o czymś innym, zupełnie jakby nic przed chwilą nie zaszło. I za to też go kochałam. W tej okupacyjnej, dusznej atmosferze był niczym oddech świeżego powietrza. Tak, wiedziałam doskonale, że Antek mnie kocha. Wiedziałam, że nie powie tego, nie będzie wchodził w drogę najlepszemu przyjacielowi, a jednak cierpi.
– Trudna sprawa – westchnął ksiądz. – Żałuję, że nie udzieliłem wam ślubu wtedy, w tym piekle. Może Bohdan byłby ostrożniejszy. Ale uznałem, że to nienajlepsza pora.
– Mnie też, dlatego się nie upierałam… Mieliśmy po dwadzieścia lat, zdawało nam się, że jesteśmy nieśmiertelni, chociaż wszyscy dokoła umierali. Ale Bohdan i Antek szli przez powstanie bez poważniejszych ran. A przecież rzucali się zawsze tam, gdzie było najbardziej niebezpiecznie.
Proboszcz pokiwał głową
– Tak, pamiętam. I właśnie dlatego nie chciałem… – urwał, jakby wzruszenie odebrało mu głos. – Każdy fart kiedyś się kończy. Nie chciałem, żeby moja ulubiona parafianka została młodą wdową.
Zagryzł wargi, spojrzał na mnie, jakby się obawiając, że mogę mieć pretensje. Nie mogłam, bo racja była po jego stronie. To był mądry człowiek, bardzo mądry.
– Co mam robić, proszę księdza? Bo nie wiem, czy rzeczywiście wyjść za Antka, jak tego chciał Bohdan. Czy to będzie błąd?
– Dlaczego tak myślisz? On cię kocha. Ty to wiesz, ja to wiem i wie to cały świat.
– Ale patrząc na niego, zawsze chyba będę widziała Bohdana. Nie Antka, tylko Bohdana. W ciemnościach będę sobie wyobrażała, że to Bohdan mnie dotyka. Kiedy będzie wracał z pracy, będę czekała na Bohdana… Antek nie zasłużył na to. Nikt nie zasłużył.
Ksiądz patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, zanim powiedział:
– To twoja decyzja, dziecko, nie moja. Musisz wsłuchać się we własną duszę, w swoje sumienie i w najskrytsze pragnienia. Jeśli nie chcesz wychodzić za Antka, nie rób tego. Nic mądrzejszego ci nie doradzę.
Bohdan umarł na moich rękach. Trzymałam na kolanach jego głowę i mówiłam, jak bardzo go kocham. Patrzyłam prosto w oczy ukochanego, a jego jasne spojrzenie gasło z każdą sekundą.
– Kocham cię – szeptałam.
Nad nami nas świstały pociski, gęsto, jak rozwścieczone osy, ale żaden we mnie nie trafił. Kto wie? Może Niemcy, widząc tę scenę, wcale do nas nie celowali? A może sam Bóg osłonił nas wszechwładną dłonią? Kiedy nadbiegł Antek, zaalarmowany przez łącznika, było po wszystkim. Bohdan miał twarz mokrą od łez. Moich łez. Spływały mi po policzkach i kapały na jego martwą już twarz, żłobiąc w sadzy i kurzu płytkie bruzdy. Zapanował spokój. Antek stanął nad nami
– Poczekaj!
Spojrzał na mnie martwymi oczami
– Antek, uważaj na siebie, tylko ty mi zostałeś.
Ledwie skończyłam mówić, gdy w drzwiach zakrystii stanął mój przyszły mąż.
– Tak myślałem, że cię tu znajdę – powiedział. – Zdecydowałaś się czy jeszcze potrzebujesz czasu?
Proboszcz spojrzał na mnie pytająco. Leciutko, prawie niezauważalnie pokręciłam głową. Nie, nie mówiłam Antkowi, że idę do księdza po poradę. Nie zwierzyłam mu się ze swoich wątpliwości. Widać nie musiałam. Ten zawsze skupiony, uważny mężczyzna bez trudu odgadł, co się ze mną dzieje. W tej samej chwili podjęłam decyzję.
– Nie, kochany, już wiem, czego chcę. Księże proboszczu – zwróciłam się do duchownego – poproszę na ślubie o piękne, ale krótkie kazanie.
– Takie będzie – uśmiechnął się kapelan.
Nigdy nie żałowałam tej decyzji.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”