Dość długo szukałem roboty, kiedy przypadkowo wpadłem na Maćka. Znaliśmy się z liceum, wtedy pożyczałem mu kasę na fajki i poznawałem z dziewczynami. A teraz – proszę państwa! – mój dawny kumpel wyglądał jak milion dolarów…
– No, stary, co tam u ciebie?! – klepnął mnie w ramię.
Zwykle nie lubię narzekać, ale Maciek namówił mnie, żebyśmy wstąpili gdzieś na piwo i tak jakoś zacząłem mu się zwierzać.
– Nie za dobrze – przyznałem. – Skończyłem polonistykę i to był błąd. Ani dnia nie przepracowałem w zawodzie, rozumiesz? Głównie to w gastronomii, zresztą tam pełno ludzi po kierunkach humanistycznych… A ty co porabiasz?
Maciek pracował w agencji reklamowej jako grafik. Ukryłem zdumienie, bo jakoś nigdy nie zauważyłem, żeby był szczególnie uzdolniony plastycznie, ale w sumie grafika komputerowa to przecież nie malowanie pastelami. Ale kumpel piastował stanowisko Art Directora, jak wynikało z wizytówki, którą mi wręczył.
– To duża agencja? – zapytałem, żeby okazać zainteresowanie.
– Nie – pokręcił głową, wyciszając najnowszy model smartfona. – Mamy sześciu grafików, kilkoro akantów, no i oczywiście copywriterów. O, właśnie, stary, możesz mi podesłać swoje CV, to podrzucę szefowej. Skończyłeś polonistykę, to poradzisz sobie śpiewająco.
Wysłałem mu je, a kilka dni później zadzwonił do mnie jakiś koleś, przedstawił się jako asystent pani takiej to a takiej z agencji B, C i D czy innej konfiguracji liter, i już miałem go spławić, kiedy przed oczami stanęła mi wizytówka Maćka.
– Zaraz, z jakiej agencji? – dopytałem. – Aaaa! Tak, rzeczywiście, aplikowałem na stanowisko copywritera!
Oczywiście natychmiast zadzwoniłem do Maćka, żeby mu podziękować za pomoc.
– Nie ma sprawy, stary, trzeba sobie pomagać, no nie? – zaśmiał się i rzucił coś o tych papierosach, na które ode mnie pożyczał. – A spotkaniem się nie martw. Jak się szefowej spodobasz, to cię zatrudni na okres próbny, a trzy miesiące to dość, żebyś się wszystkiego nauczył. Musisz tylko zrobić na niej dobre wrażenie.
Wziąłem sobie jego słowa do serca i na rozmowę kwalifikacyjną pojechałem w najlepszych ciuchach i prosto od barbera, który przystrzygł mi brodę i wmasował w nią pachnący olejek.
– W punkt – pochwalił mój wybór zapachu golibroda. – Podoba się kobietom. Randka?
– Rozmowa o pracę.
Ale fakt, kiedy wchodziłem do willi, w której mieściła się agencja reklamowa z trzeba literami w logo, czułem się trochę tak, jakbym szedł na randkę w ciemno.
Mówiłem coś o kreatywności i dyspozycyjności
W środku powitał mnie chłopak mniej więcej w moim wieku, w koszuli z modnie przedłużanymi rękawami i kolorowej apaszce przy szyi. Włosy miał tak starannie ułożone, jakby był modelem, a nie asystentem szefowej, za którego się podał. Zapukał do drzwi na końcu korytarza i zaanonsował mnie.
Kobieta, która siedziała w fotelu przy stoliku kawowym była w wieku mojej mamy, ale ubierała się jak nastolatka. Nieco rozproszył mnie jej spory dekolt i obcisłe dżinsy podkreślające całkiem niezłą sylwetkę, ale starałem się panować nad zdenerwowaniem. Pani Alicja pominęła milczeniem moje doświadczenie zdobyte w restauracji, tylko od razu zażądała, żebym sprzedał siebie.
– Ma pan półtorej minuty, żeby przekonać mnie, że powinnam pana zatrudnić – powtórzyła, widząc moją zaskoczoną minę. – Proszę bardzo. Czas start!
Sam nie pamiętam, co wtedy naplotłem. Wiem, że mówiłem coś o kreatywności, otwartym umyśle i pełnej dyspozycyjności. Kiedy skończyłem, przez moment patrzyła na mnie, kołysząc nogą założoną na nogę, a potem uśmiechnęła się kącikami ust.
– Ma pan talent – obwieściła nie przestając się uśmiechać. – Na początek nie mogę dać panu za dużo, ale jeśli po trzech miesiącach będę z pana zadowolona, pomówimy o takiej sumie…
Wymieniła kwotę, która zawróciła mi w głowie. Już nie dziwiło mnie, że Maciek nosił ciuchy za grube tysiące i miał najnowszego smartfona. W tej agencji reklamowej naprawdę można było nieźle zarobić! Do pracy zgłosiłem się następnego dnia, nie było na co czekać, a zresztą Alicja – w agencji wszyscy byli po imieniu – podkreśliła, że moja dyspozycyjność jest czynnikiem, który zaważy na jej dalszych decyzjach odnośnie mojej kariery.
Jej asystent – miał na imię Rafał, ale wszyscy nazywali go Rafi – oprowadził mnie po firmie i przedstawił działowi copywriterów, czyli twórców tekstów reklam, ulotek i haseł na plakaty albo do kampanii. Graficy siedzieli piętro wyżej, więc Maćka spotkałem dopiero w połowie dnia.
– I jak? Podoba ci się u nas? – zapytał, odpakowując lunch zamówiony z restauracji.
– Tak, bardzo! Tylko… – zawahałem się, ale ostatecznie byliśmy dobrymi kumplami. – Tu nie pracują dziewczyny? Cały nasz dział to faceci.
– Mamy jedną graficzkę – odpowiedział. – No i dwie akantki.
Akantki zajmowały się kontaktami z klientami agencji i faktycznie były dwie. Na siedmioosobowy zespół.
Resztę teamu – jak to się mówi na zespół w pracy – stanowili mężczyźni około trzydziestki. Praktycznie wszyscy wyglądali jak kopia Maćka albo Rafiego. Szybko pojąłem, że i ja muszę tak się ubierać i o siebie dbać, żeby się wpasować. Praca nie była ciężka. Chyba naprawdę mam talent, bo moje hasła podobały się szefowej i chciała, żebym zajmował się coraz ambitniejszymi projektami. Na ogół te projekty omawiało się z nią indywidualnie. Dużo mnie chwaliła, trochę żartowaliśmy, raz powiedziała, że mam fajne włosy i dotknęła ich przelotnie.
Projekt ulotek dla firmy kurierskiej omawialiśmy w połowie drugiego miesiąca mojej pracy w agencji. Długo nad nim pracowałem, Alicja ciągle nie była jednak zadowolona.
– Dobrze, dokończymy jutro – powiedziała pod koniec dnia w piątek. – Zamówiłam stół do bilardu, dzisiaj mi go dostarczają, muszę jechać.
– Dobrze, to zrobię parę poprawek do poniedziałku – zapewniłem ją.
– Nie, to musi wyjść do klienta najpóźniej jutro wieczorem – oznajmiła. – Lubisz bilard? Tak? To świetnie! Bądź u mnie jutro o dziewiętnastej, ochrzcimy mój nowy stół. A potem skończymy projekt.
Powiedziała „ochrzcimy stół” takim tonem, że poczułem się nieswojo. A kiedy zalotnym gestem skubnęła moją brodę, zrozumiałem, że jeśli pojadę w weekend do jej domu, wpadnę prosto w przemyślnie zastawioną pułapkę.
Marzyłem o pracy w agencji, ale…
Musiałem pogadać z Maćkiem. Wyszliśmy razem i zacząłem go wypytywać, czy szefowa też się wobec niego tak dwuznacznie zachowywała.
– A co? Dostałeś zaproszenie na bilard? – zapytał z szelmowskim uśmiechem. – Stary, nasza lwica wymienia stół średnio co miesiąc. Na ogół wtedy, kiedy przyjmuje do pracy kogoś nowego. Kumasz, o co chodzi?
Tak, zaczynałem „kumać”. A Maciek śmiał się z mojej miny. Rozbawiony, wyjaśnił mi, że numer ze stołem to prostu zagrywka Alicji, żeby zaprosić nowego pracownika do jej willi.
– To lwica, rozumiesz, bracie? – Maciek nadal świetnie się bawił. – Każdy z nas przez to przeszedł, a Rafi ma chyba drugi etat wieczorami – zarechotał. – Alicja po prostu lubi młodszych facetów. Nie martw się, wprawdzie jest już po pięćdziesiątce, ale ma wciąż fajne ciało i jest niezła w łóżku. Jak się wykażesz, to cię zatrudni i będzie hołubić jak nas wszystkich. Potem może zaprosi cię jeszcze z raz albo dwa, ale na szczęście szybko się nudzi. Ty dostaniesz umowę i niezłe warunki, a Rafi będzie szukał kolejnego grafika albo junior copywritera.
Nie mogłem uwierzyć! Maciek uważał za zupełnie normalne, że mam uprawiać seks z szefową w zamian za zatrudnienie! Bez oporów przyznał, że sam to robił i „było całkiem nieźle”. Wspomniał też o takich, którzy mieli dziewczyny albo żony i odmawiali szefowej. Ci szybko kończyli staże w agencji, a Rafi nieustannie rekrutował nowych.
Nie mam dziewczyny, a na pracy mi zależało. Alicja może i była po pięćdziesiątce, ale nie można jej było odmówić atrakcyjności. Umiałem sobie wyobrazić siebie i ją w sypialni, to nie był problem. Ale po prostu tak nie mogłem. Marzyłem o pracy w agencji reklamowej, ale chciałem zarabiać umysłem, a nie… no właśnie. Dlatego nie pojechałem na prywatne spotkanie z szefową.
Alicja miała klasę – z uśmiechem na ustach poinformowała mnie, że nie może mnie zatrudnić na stałe, bo „nie widzi we mnie potencjału”. Przyjąłem to z godnością. Wróciłem do noszenia talerzy w knajpie. Potem wybuchła pandemia i straciłem tę robotę. Innej nie mam, wróciłem do rodziców, nie jest łatwo…
Czasami się zastanawiam, czy warto było odrzucać awanse szefowej. Maciek powiedział wyraźnie: „wszyscy przez to przeszliśmy”, był niezadowolony, że odszedłem z pracy, którą mi załatwił. Nie będę z siebie robił aniołka – nieraz łapię się na myśli, że mogłem sobie darować te moralne dylematy i po prostu zaliczyć romans z szefową. Miałbym teraz pracę i przyszłość w branży. Czy dobrze zrobiłem? Sam nie wiem…
Czytaj także:
„Codziennie słuchałam, że jestem beznadziejna. Byłam szmatą, w którą ona wycierała nogi. To największa trauma mojego życia”
„Zawodowo jestem szefem promocji w dużej firmie, a w domu jestem nikim. Mąż mnie poniża i wyzywa każdego dnia”
„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”