Trochę już żyję na tym świecie i wiem, jak ważna jest satysfakcja z pracy. Pieniądze i prestiż też, ale nieszczęśliwy pracownik szybko się wypali. Korzystając z cieplejszego popołudnia, zrobiłam sobie małą rundkę po sklepach.
Nie musiałam się śpieszyć z powrotem do domu, obiad miałam jeszcze z poprzedniego dnia. Zresztą wiadomo było, że mój syn wróci późnym wieczorem, wciąż próbował jakoś pogodzić pracę w firmie z kawałkiem etatu na uczelni.
Gdy trzy lata temu Artur zrobił doktorat, zamierzał początkowo poświęcić się pracy naukowej, tym bardziej że jego promotor bardzo go na to namawiał. Ale życie trochę zweryfikowało plany syna, ożenił się i synowa załatwiła mu dobrze płatną pracę w firmie swoich przyjaciół.
Toteż Artek odsunął na razie swoje ambitne plany kariery naukowej na bliżej nieokreślony czas. Nie porzucił jednak uczelni, pracował w laboratorium na ćwierć etatu, bardziej właściwie po to, żeby być bliżej badań niż dla pieniędzy.
Nie za bardzo mi się to podobało, ale nie chciałam się wtrącać. Wiadomo, młodych najlepiej pozostawić samym sobie. Znałam jednak dobrze swojego syna i wiedziałam, że gdyby nie Mirka i jej wciąż niezaspokojone życiowe aspiracje, Artek zostałby na uczelni.
Wiceprezes i szef jakiejś filii. Może to i sukces?
Myślałam akurat o tym wszystkim, podchodząc pod dom, gdy trochę zdziwiona zauważyłam samochód syna pod bramą. Wrócił wyjątkowo wcześnie jak na niego. I właśnie razem z Mirką wyciągali z bagażnika jakieś książki, grube bruliony. Serce mocniej mi zabiło z radości…
„Może jednak…?” – pomyślałam.
– Więc wracasz na uczelnię, zaczniesz habilitację? – wymownym ruchem głowy wskazałam na książki, podchodząc do samochodu.
– Mamo, ale co ty mówisz? – Artek popatrzył na mnie w zdumieniu.
– No przecież te książki… – zamilkłam, trochę zdezorientowana.
– To nie są książki naukowe, tylko opracowania do programu na konkurs – powiedziała szybko synowa, patrząc na mnie z politowaniem. – Co też mamie w ogóle do głowy przyszło z tą docenturą?
– Jaki konkurs? – spytałam.
– Na stanowisko wiceprezesa i kierownika filii jednocześnie – odparła z dumą Mirka. – Za chwilę będzie tam wakat i rozpisali konkurs na program autorski, no i Artur zamierza wziąć w nim udział – uśmiechnęła się do męża. – I na pewno z powodzeniem! Przecież te wszystkie jego zdolności…
„No właśnie – pomyślałam – zdolności mojego syna nie powinny się marnować w jakiejś nowobogackiej firmie, a on ma więcej predyspozycji na naukowca niż na szefa filii”.
– Czy mama zdaje sobie w ogóle sprawę, jaki to byłby dla nas awans? – szczebiotała dalej Mirka. – Nie tylko finansowy, ale też społeczny, to wielka szansa dla Artka.
– Szansa na co? – spojrzałam na nią z przekąsem.
– No… – zająknęła się. – W ogóle na wszystko, na zawodowy rozwój, na pozycję w świecie, duże pieniądze, no i możliwości, koneksje, prestiż – dodała po chwili. – Byłby prawie jak prezes.
Jesteś gotów z miłości do żony aż tyle poświęcić?
Wchodząc za nimi po schodach, pomyślałam, że chyba o to właśnie najbardziej jej chodzi. O te koneksje i prestiż samego stanowiska, o miejsce Artka na świeczniku, o cały ten blichtr, jaki niósł za sobą ewentualny jego awans. Tylko czy mój syn nadawał się do tego wszystkiego? On, taki zawsze skromny, nieumiejący przebijać się łokciami przez życie, wszystkim ustępujący.
Postanowiłam przy najbliższej okazji pogadać z nim o tym.
– Powiedz mi, ty na serio chcesz wziąć udział w tym konkursie? – zagadnęłam go jeszcze tego samego wieczora, wiedząc, że Mirka siedzi od dłuższego czasu w wannie. – Chyba nie takie były twoje plany i marzenia, sam mówiłeś, że wrócisz na uczelnię.
– Masz rację, mamo – popatrzył na mnie bezradnie. – Ale wiesz, jaka jest Mirka. Dowiedziała się, że ten szef filii odchodzi, no i teraz żyć mi nie daje, upiera się, naciska, żebym napisał ten program.
– A potrafisz? – spytałam.
– To żadna filozofia – wzruszył ramionami. – Program to tylko taka przykrywka, Mirka już załatwi, żebym wygrał konkurs, przecież żona prezesa to jej najlepsza kumpelka.
– I tak łatwo zrezygnujesz z uczelni? – nie dawałam mu spokoju.
Artek nie odzywał się przez dłuższą chwilę, wsypując kolejną łyżeczkę cukru do filiżanki z kawą. Jego milczenie było bardzo wymowne, wiedziałam dobrze, że wcale nie pała chęcią zostania tym kierownikiem.
W końcu popatrzył na mnie ciężkim wzrokiem i zaczął się jąkać, że może za jakiś czas, no i że to mimo wszystko jest coś ważnego, stanowisko, satysfakcja, pieniądze.
– Myślałam, że to twoje badania dają ci satysfakcję, i wcale nie rozumiem, skąd ta nagła decyzja – przerwałam mu. – Nie chcę się wtrącać, ale powinieneś iść swoją drogą. Dobrze wiesz, że na „świeczniku” będziesz zwyczajnie nieszczęśliwy.
– Wiem, i mnie to nie jest potrzebne, tylko Mirce – odparł. – Mamo, ja ją kocham, i naprawdę nie chciałbym, żeby w naszym małżeństwie źle się zaczęło dziać. A ona sobie ubzdurała, że mój awans to będzie taka furtka do wielkiego świata – poważani ludzie, przyjęcia, wiesz, o czym mówię – westchnął. – Już nie mam argumentów, żeby jej to wybić z głowy, więc zgodziłem się.
No to teraz wszystko było dla mnie jasne. Rzeczywiście, widziałam, że Artek bez pamięci był zakochany w żonie i że zrobiłby dla niej wszystko, no ale…
Nie mam nic przeciwko synowej, jednak w żadnym wypadku nie mogłam pozwolić na to, aby chore ambicje tej kobiety niszczyły zawodowe życie mojego syna. Przecież ona, jako żona, powinna go wspierać w karierze naukowej, wiedząc, jakie ma zdolności i możliwości!
Tymczasem wymyśliła, że zostanie panią wiceprezesową. Musiałam zadziałać, żeby jej w tym przeszkodzić, a skoro Artek nie znajdował już argumentów, to może mnie by się jakoś udało… Wziąć tę moją synową jakimś babskim sposobem, przecież miałam nad nią przewagę – większe doświadczenie życiowe. Musiałam tylko znaleźć haka na to niby zaszczytne stanowisko. Jak to zwykle w życiu bywa, na pomysł wpadłam przypadkiem.
Wiesz, wasze życie obróci się teraz do góry nogami!
Kilka dni później, podczas niedzielnego obiadu, rozmowa zeszła na przygotowania Artka do konkursu.
– A ten kierownik to dlaczego odchodzi od was? – spytałam w pewnej chwili, tak zupełnie bez żadnej intencji. – Na emeryturę idzie czy awansuje dalej?
– Ano właśnie – roześmiał się Artek. – Idzie wyżej, bo wiesz, trochę gościowi odbiło. Woda sodowa mu do głowy uderzyła, po tym, jak się rozwiódł i ożenił z taką laską, połowę od siebie młodszą – pokręcił głową. – Ona ma podobno takie wymagania, że szok, no i on karierę w dyplomacji będzie robił czy coś takiego, wyjeżdżają gdzieś na południe Europy, dokładnie nie wiem.
– Z laską się ożenił o połowę młodszą, powiadasz – popatrzyłam na syna i nagle mnie olśniło.
Już wiedziałam, jak sobie poradzić z ambicjami synowej!
– I wyjeżdżają z kraju? – drążyłam.
– No tak, nawet się wszyscy dziwią, bo on ma dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa, ta była żona też niczego sobie babka, a tak go zakręciło – pokiwał głową Artek. – Żeby na stare lata po świecie się tułać.
– To przecież kariera jest świetna, dyplomacja! – wtrąciła się Mirka, patrząc na męża z uśmiechem.
– Może i ty kiedyś…
– A powiedz mi, synku – przerwałam jej szybko. – Kiedy ten wiceprezes się rozwiódł?
– Zaraz jak awansował na zastępcę szefa i kierownika tej filii – odparł syn, patrząc na mnie ze zdziwieniem. – A czemu pytasz?
Już ja dobrze wiedziałam, czemu zadałam mu to pytanie. I jeszcze tego samego wieczoru wzięłam się ostro do działania. Widząc, że Artek przygotowuje się do konkursu, zaprosiłam Mirkę do siebie na kawałek szarlotki. I zaczęłam rozmowę swego życia. Najpierw tak o niczym, o ciuchach, o modzie na buty, a potem westchnęłam głęboko, aż Mirka się zaniepokoiła.
– Coś się mamie stało? – spytała.
– Nie, skądże, tylko tak sobie wyobraziłam, jak się wasze życie zmieni, jak Artek wygra ten konkurs, ile mu obowiązków przybędzie – znowu westchnęłam. – To taka druga strona medalu, rozumiesz.
– Mamo, obowiązków przybędzie, ale też i przyjemności – uśmiechnęła się Mirka. – Wyjazdy, przyjęcia, więcej pieniędzy…
– No i chyba samochód musicie zmienić – rzuciłam mimochodem.
– Ale dlaczego? – synowa potrząsnęła głową. – Przecież nasz jest zupełnie dobry.
Robiąc odpowiednią minę, zaczęłam jej tłumaczyć, że niby tak, dla zwykłego pracownika, ale nie dla kogoś na takim stanowisku. A w ogóle, to zwykło się mówić, że jak mężczyzna awansuje i to tak wysoko, to najpierw zmienia wóz, a potem żonę…
Urwałam, zajmując się gorliwie krojeniem ciasta. W pokoju zapanowała cisza, przerywana tylko stukotem mojego widelczyka o talerzyk. Wzrok miałam wbity w stół, wolałam w tym momencie nie patrzeć na synową.
No nie, bez obaw, u was nie musi być tak samo…
– Zmie… zmienia żonę? – spytała Mirka po chwili. – Dlaczego?
– Bo facetom wtedy zazwyczaj odbija, wiesz, woda sodowa i tak dalej. Tak jak temu, co to z kraju z nową żoną wyjeżdża – odparłam. – Nie mówię, że u was też tak będzie, Artur cię kocha, bez obaw! – zaśmiałam się nieszczerze.
– Artek jest poważnym człowiekiem, naukowcem miał być, gdzież by tam jemu… – popatrzyła na mnie wyraźnie zdezorientowana.
– Właśnie, naukowcem – wpadłam jej szybko w słowo. – I lepiej, żeby tak zostało, dziewczyno, bo ludzie nauki to nic w głowie nie mają, poza… – zawahałam się, szukając właściwego słowa. – Poza nauką, oczywiście, i rodziną.
Synowa wyszła z kuchni zamyślona, nie dokończyła nawet ciasta. Miałam trochę wyrzutów sumienia, że taki niepokój w niej zasiałam, ale zrobiłam to w dobrej wierze! A trzy dni później zobaczyłam rankiem, jak syn pakuje książki do bagażnika. Spytałam, czy napisał już program na konkurs, ale on stwierdził, że sobie dał z tym spokój.
– I Mirka się zgodziła? – zapytałam z niewinną miną.
– Sam byłem zdziwiony, skąd u niej taka zmiana, ale to ona pierwsza zaproponowała, żebyśmy odpuścili. I że może lepiej by było, gdybym całkiem na uczelnię wrócił…
– A kariera naukowa to też jest coś! – usłyszałam za plecami głos synowej. – Może nawet lepsza niż ten stołek kierownika filii i wiceprezesa. Artek na pewno zrobi karierę!
– Masz absolutną rację, dziecko, absolutną – uśmiechnęłam się do niej, po raz pierwszy chyba zgadzając się z nią całkowicie.
Czytaj także:
„Zostałam zgwałcona na imprezie firmowej. Wszyscy uważają, że sama tego chciałam. Jak mam powiedzieć o tym mężowi?”
„Kocham męża i kochanka, który wrócił do mojego życia po 6 latach. Po tamtym rozstaniu wypłakałam morze łez”
„Sąsiadka zagięła parol na mojego naiwnego męża. Młoda wdowa kusi go swoimi wdziękami, a on leci jak mucha do miodu”