Nie miałam łatwego życia. Mąż odszedł do innej kobiety, sama musiałam wychować dwójkę dzieci. Marcin i Joasia wyrośli na wykształconych, porządnych ludzi. Założyli własne rodziny. Zięć niezbyt przypadł mi do serca, ale z synową Anią żyłam w idealnej zgodzie. Była ładną inteligentną dziewczyną, a przede wszystkim dobrą i kochającą żoną. Cieszyłam się szczerze ich szczęściem, Joasi też wszystko układało się pomyślnie. Urodziła śliczną córeczkę Agatkę. Czekałam jeszcze tylko na dzieci Marcina.
Nieszczęście uderzyło we mnie jak grom z jasnego nieba. Syn zginął w wypadku, potrącony przez samochód. Przeżyłam wielką tragedię. Kochałam moje dzieci jednakowo, lecz z Marcinem łączyła mnie szczególnie silna więź. Pomimo, że miał własne życie, zawsze troszczył się o matkę, pamiętał. Czasami dzwonił do mnie i mówił: chciałem tylko usłyszeć twój głos, mamusiu.
Po doznanym szoku długo leżałam w szpitalu. Potem zamknęłam się w domu, nie chciałam widywać nikogo, nawet synowej. Wyjątek stanowiły wnuczka i córka. To od Joasi dowiedziałam się, że Ania w czasie, gdy byłam chora, nie pytając nikogo o zdanie, oddała serce Michała do przeszczepu.
Wydało mi się to nieludzkie. Nagromadzona rozpacz znalazła ujście w szalonym gniewie.
Wpadłam jak burza do mieszkania synowej.
– Więc taka była twoja miłość– wołałam od progu – nie uszanowałaś ciała męża, pozwoliłaś je pokrajać, pokaleczyć. Oddałaś jego serce. Ciekawe, ile ci za nie zapłacili.
– Jak możesz, mamo – szepnęła Ania.
– Zabraniam ci nazywać mnie matką. Od tej chwili jesteśmy sobie obce, rozumiesz? I nie waż się mnie nachodzić, bo zwrócę się do policji.
Zachowałam się wtedy okropnie. Ania kilkakrotnie usiłowała się ze mną skontaktować, ale nie odbierałam telefonów, odsyłałam listy. Na wiadomość, że synowa jest w ciąży, jeszcze bardziej zacięłam się w złości i gniewie. Udało mi się przekonać samą siebie, a nawet Joasię, że to nie może być dziecko Marcina.
– Szybko się pocieszyła – mówiłam.
Potem kontakt między nami urwał się całkowicie. Ania z synkiem wyjechała do innego miasta. Starałam się o nich nie myśleć.
Czas nie uleczył mojej rany, jednak życie musiało toczyć się dalej. Największą pociechą i podporą była dla mnie wnuczka, Agatka. Kochane dziecko – okazywała mi tyle serca. Zdała na studia, zaręczyła się pomyślnie z Bartkiem, dobrym i miłym chłopcem. Codziennie błagałam Boga o jej szczęście. Mówiłam sobie, że po tragedii, jaka spotkała mnie i moją rodzinę, nic złego nie może się już wydarzyć. Tymczasem czekała nas jeszcze jedna próba.
Wracając wieczorem z uczelni, Bartek został napadnięty i ciężko pobity. Uszkodzono mu obie nerki, konieczny był przeszczep. Wnuczka odchodziła od zmysłów, a ja razem z nią. Bóg wysłuchał mojej modlitwy – znalazł się dawca. Jak dowiedziała się potem Agata, matka dziewczyny, która popełniła samobójstwo, oddała do przeszczepu jej narządy. Podobno powiedziała, że przez to śmierć córki nie będzie tak bezsensowna.
– To dzięki niej Bartek żyje i wraca do zdrowia – mówiła Agatka. – Babciu, do końca życia będę się modlić za tę dzielną, wspaniałą kobietę.
Wtedy dopiero dotarło do mnie, że serce mojego syna też stało się dla kogoś bezcennym darem życia. Zobaczyłam wszystko w innym świetle. Zrozumiałam, jak niesprawiedliwa i okrutna byłam wobec Ani. W najgorszej chwili odtrąciłam ją i wnuka, jedyne dziecko Marcina. Nie usprawiedliwia mnie nic, nawet wielkie cierpienie. Usiłuję teraz odszukać Anię. Wierzę, że ją znajdę i chociaż w części wynagrodzę wyrządzoną krzywdę. Albo przynajmniej przytulę ich oboje do serca i powiem: wybaczcie mi.
Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.
Czytaj także:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”