Mój syn ożenił się 6 lat lat temu. Wyjechał z żoną do jej rodzinnego miasta, na drugi koniec Polski. Tam kupili mieszkanie, oboje znaleźli dobrą pracę. Nie widywaliśmy się zbyt często. Ja też pracuję, działam społecznie, więc nie miałam czasu do nich jeździć. Ale za to oni przynajmniej raz w miesiącu starali się przyjeżdżać na weekendy do mnie. Widziałam, że są bardzo szczęśliwi, cieszyłam się, gdy rok po ich ślubie zostałam babcią. Martynka była zdrowa i taka śliczna...
Nie tak go wychowałam
I nagle – to było 2 lata temu – Rafał przyjechał sam.
– Czy mogę u ciebie przez jakiś czas pomieszkać? – zapytał, stawiając walizki w przedpokoju.
– Boże, synku, co się stało? – spytałam zdenerwowana.
– Rozwodzę się i nie mam się gdzie podziać – odparł tylko.
Aż przysiadłam z wrażenia. W pierwszej chwili nie mogłam wydobyć z siebie nawet słowa.
– Jak to się rozwodzisz? Dlaczego? A Martynka? Co z nią będzie? Może się to jeszcze da naprawić? – zasypałam go pytaniami, gdy już doszłam do siebie.
Ale syn tylko pokręcił głową.
– Naprawdę, mamo, nie ma o czym mówić. Wszystko już postanowione, papiery poszły do sądu – odparł zrezygnowany.
Rafał bardzo przeżywał rozstanie z żoną i córeczką. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chodził nerwowo po pokoju i odpalał papierosa od papierosa. Nie odzywał się, prawie nic nie jadł, nie pił. Dopiero po dwóch dniach wyznał mi, co się stało.
– To wszystko przeze mnie... Któregoś dnia mieliśmy firmową imprezę... Przyszli wszyscy. Między innymi Klaudia, koleżanka z mojego działu... Wiedziałem, że się jej podobam, ale wcześniej nawet nie pomyślałem o romansie. Wtedy jednak za dużo wypiłem..., no i... stało się. Tamtej nocy nie wróciłem do domu. Tak się zaczęło... Spotykaliśmy się przez pół roku. Potem chciałem to skończyć, ale Klaudia nie chciała o tym słyszeć. Zażądała, żebym się rozwiódł. Odmówiłem, więc zadzwoniła do Marty. I wszystko się zawaliło. Marta nie może mi tego darować. Mówi, że ją skrzywdziłem, oszukałem... Że nie jest w stanie mi już zaufać. Zwolniłem się natychmiast z pracy, aby nie widywać Klaudii, ale nawet to nie pomogło.
Niecały rok później było po rozwodzie
Marta nie dała się przebłagać. Ani Rafałowi, ani mnie. Niedługo potem mój syn wyjechał do pracy za granicę. Często do mnie dzwonił. Mówił, że stara się jakoś ułożyć sobie życie od nowa i wybaczyć samemu sobie. I że co miesiąc posyła pieniądze na utrzymanie córki. Skarżył się, że była żona nie odbiera od niego telefonów, nie odpowiada na maile.
– Poproś, żeby pozwoliła mi porozmawiać z Martynką... Albo przysłała mi chociaż jej aktualne zdjęcie. Tak bardzo za nią tęsknię – błagał.
Bardzo chciałam mu pomóc, ale nie byłam w stanie. Marta nie tylko z nim zerwała kontakt. Mnie też nie chciała widzieć na oczy. Nie odbierała ode mnie telefonów, gdy dzwoniłam z innych numerów – odkładała słuchawkę, nie odpowiedziała też na żaden z moich listów. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Kochałam Martynkę nad życie, bardzo chciałam ją zobaczyć. Poza tym byłam pewna, że wnuczka także za mną tęskni.
Raz nawet do nich pojechałam, ale Marta nie wpuściła mnie za próg.
– Nie chcę mieć z wami nic wspólnego, proszę do mnie więcej nie przyjeżdżać, chcę o was zapomnieć – wykrzyczała i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Pukałam, dzwoniłam, nie otworzyła. Z bezsilności chciało mi się płakać. Nie wiedziałam, co mam robić...
Musiałam to zrobić
Któregoś dnia wpadła do mnie sąsiadka, moja rówieśniczka. Zaczęła opowiadać o odwiedzinach swoich dzieci i wnuków. Jak to gotuje dla nich ich ulubioną potrawkę z kurczaka i piecze specjalnie ciasto. Zrobiło mi się potwornie smutno. Przypomniała mi się Martynka. Tak lubiła moją szarlotkę... Nie wytrzymałam i zwierzyłam się sąsiadce ze wszystkiego. Była oburzona.
– Co ta twoja synowa wyprawia. Przecież to Rafał zawinił, a nie ty. Masz prawo widywać wnuczkę. Jeżeli jej matka nie chce tego zrozumieć, idź do sądu. Ustali terminy spotkań – poradziła mi.
W pierwszej chwili nie chciałam nawet o tym słyszeć. Do sądu? Jakiego sądu? Nie miałam nawet pojęcia, jak się za to zabrać. Poza tym bałam się, że to tylko rozwścieczy Martę. Tak w ogóle to była łagodna i spokojna. Ale gdy ktoś nadepnął jej porządnie na odcisk, nie potrafiła wybaczyć. Rafał się o tym przekonał na własnej skórze. Powiedziałam więc tylko na odczepnego, że się jeszcze zastanowię. Ale sąsiadka nie rezygnowała.
– Naprawdę, powinnaś spróbować. Jeżeli będziesz bezczynnie czekać, nigdy nie zobaczysz Martynki. Zrób to dla siebie, ale i dla niej. Niech wie, że ma babcię.– przekonywała.
A potem powiedziała jeszcze, że jej syn, adwokat, na pewno chętnie mi we wszystkim pomoże.
Zwlekałam z tym przez tydzień. Wreszcie się zdecydowałam. Pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, że gorzej, niż jest, już być nie może. Syn sąsiadki napisał pozew i złożył do sądu. Pół roku później dostałam zawiadomienie o terminie pierwszej rozprawy. Domyślałam się, że Marta otrzymała podobne... Wiedziałam, że będzie wściekła.
Na jej reakcję nie czekałam długo
Zjawiła się u mnie 2 dni później. Aż purpurowa ze złości.
– Co to jest? Co mama wyprawia? Nie dość mi krzywdy wyrządziliście? Jeszcze po sądach mam się włóczyć! – krzyczała, machając mi przed nosem pozwem.
Poczekałam, aż trochę się uspokoi i zaprosiłam ją do pokoju.
– Napijesz się herbaty? – spytałam.
Spojrzała na mnie zaskoczona. Pewnie nie takiej reakcji się spodziewała. Myślała, że wybuchnę, że wyskoczę do niej z pretensjami. A tu taka niespodzianka.
– Poproszę – odparła niepewnie.
Gdy wracałam do pokoju z herbatą, miałam już w głowie gotowy plan.
– Wiem, że jesteś rozżalona i zła. Ale czy ci się to podoba czy nie, musisz mnie wysłuchać. A potem zrobisz, jak zechcesz – odparłam, stawiając przed nią kubek.
Usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam mówić.
Wyznałam jej szczerze, co czuję. Powiedziałam, że rozumiem jej rozgoryczenie z powodu tego, że mój syn wyrządził jej krzywdę. I że go za to potępiam. Ale przecież nie jestem niczemu winna. Nie tak go wychowywałam. Za co więc mnie karze? Że bardzo tęsknię za Martynką. Chcę się z nią czasem widywać, rozmawiać przez telefon. Że jeśli dalej mi będzie tego zabraniać, skrzywdzi nie tylko mnie, ale i swoje dziecko. A przecież jestem pewna, że tego nie chce...
– Nie oczekuję od ciebie od razu odpowiedzi. Wiem, że musisz się zastanowić. Przemyśl wszystko. O nic więcej cię w tej chwili nie proszę – powiedziałam na zakończenie.
Tamtego dnia Marta nie powiedziała nawet słowa. Gdy skończyłam, po prostu wyszła. Nie odzywała się przez 2 tygodnie. A potem nagle zadzwoniła.
– Chcemy się wybrać z Martynką do mamy na najbliższy weekend. Mała liczy na pyszną, babciną szarlotkę. Upiecze mama? – zapytała.
Obiecałam, że upiekę. A potem się popłakałam. Ale tym razem z radości.
Do rozprawy sądowej nie doszło. Nie było potrzeby. Dogadałyśmy się z Martą. Teraz „pracuję” nad tym, by pozwoliła Rafałowi zobaczyć się z Martynką. Niedługo syn przyjeżdża do Polski. Wiem, że nie będzie łatwo, ale się nie poddam. Wierzę w Martę. Skoro zrozumiała, że mała powinna mieć babcię, pewnie zrozumie też, że musi mieć ojca...
Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.
Czytaj także: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”