„Mój jedyny syn wymyślił, że zamieszka z dziewczyną. Co prawda ma 30 lat, ale gdzie mu będzie lepiej, niż u mamusi?”

mama zmartwienia.png fot. Adobe Stock, highwaystarz
„Czułam się opuszczona, jakoś nigdy nie zastanawiałam się, co będzie, gdy nasz jedynak wyfrunie w świat. Ale stało się i musiałam odnaleźć się w nowej sytuacji. Jarek przez dłuższy czas dzwonił do nas regularnie, a co kilka dni wpadał z krótką wizytą. Przynajmniej tyle”.
/ 21.07.2023 09:15
mama zmartwienia.png fot. Adobe Stock, highwaystarz

Jakoś tak zaraz po Wielkanocy mój trzydziestoletni syn Jarek oznajmił bez zbędnych jego zdaniem wstępów, że wyprowadza się do kawalerki, którą nie tak dawno odziedziczył po mojej mamie.

 Zamieszkamy razem z Basią – dorzucił bez owijania w bawełnę. Zamurowało mnie. 

Byłam tak zaskoczona, że nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Jarek rzucił krótkie: „Pa!” i zamknął za sobą drzwi. Spojrzałam na Pawła, zaczytanego w jego ulubionej rubryce sportowej. Miałam wrażenie, że męża nic nie obchodziło. Czyste wygodnictwo.

– Czy ty to widziałeś? – wykrztusiłam wreszcie.

– Widziałem i słyszałem – odparł, nie odrywając wzroku od gazety.

– Zuch chłopak, dla takiej dziewczyny jak Baśka, warto rzucić wszystko.

– No chyba się przesłyszałam – podniosłam głos, by podkreślić swe niezadowolenie. – Dziecko nagle wyprowadza się z domu, a ty się z tego cieszysz?!

– Ładne mi dziecko, chłop jak dąb. Najwyższy czas odczepić się od maminej spódnicy – skomentował tonem sugerującym, że nic nie jest w stanie zakłócić jego spokoju.

Byłam zbulwersowana postępowaniem syna

Mąż trzymał jego stronę i mało obchodziły go następstwa wyprowadzki. Spokojnie czytał gazetę, jakby nic się nie wydarzyło. A mnie wirowało w głowie: kto mu ugotuje, kto posprząta, kto wyprasuje? Przecież Baśka ma dwie lewe ręce i cały czas zajęta jest malowaniem obrazów. Artystka… Nic dobrego z tego nie wyniknie.

A oni obaj naiwnie sądzą, że wszystko się samo ułoży.
Miałam pewność, że Jarek szybko wróci na łono rodziny, bo gdzie mu będzie lepiej. Trochę się wyszaleje, oderwie od codzienności, a potem wynajmie komuś tę kawalerkę i znów zamieszka z nami. Paweł był oczywiście innego zdania.

– Ja tam wolę, żeby im się powiodło – oznajmił stanowczo i przyciszonym głosem dodał: –  Za to my będziemy sami, możemy mieć więcej czasu tylko dla siebie.

– To mnie się świat wali, a tobie figle w głowie?! Jesteś jak dziecko – oświadczyłam obrażonym tonem i dla lepszego efektu trzasnęłam drzwiami.

Czułam się opuszczona

Jakoś nigdy nie zastanawiałam się, co będzie, gdy nasz jedynak wyfrunie w świat. Ale stało się i musiałam odnaleźć się w nowej sytuacji. Jarek przez dłuższy czas dzwonił do nas regularnie, a co kilka dni wpadał z krótką wizytą. Przynajmniej tyle.

– A może zostaniesz u nas na noc? – proponowałam, chcąc jak najdłużej cieszyć się obecnością syna.

– Nie mogę, obiecałem Basi, że pomogę jej przewieźć obrazy do galerii.

– Zrobisz to jutro, to chyba żadna różnica.

– Jutro jest otwarcie wystawy, mamy mnóstwo rzeczy do zrobienia – odparł, cmoknął mnie w policzek i już go nie było.

– Widzisz, jak go wykorzystuje? Biedny chłopak nie ma nawet chwili, żeby posiedzieć z rodzicami.

– Demonizujesz – zgasił mnie Paweł – to normalne, że sobie pomagają.

– Ty zawsze jesteś po jej stronie. Nie widzisz, że ona chce mieć Jarka tylko dla siebie?

– Wmawiasz to sobie – uspokajał mnie mąż. – A poza tym: czy ja ci nie wystarczam? Ja też chciałbym mieć żonę tylko dla siebie.
Żadnego zrozumienia. Paweł jak zwykle nie widział problemu. Cóż, musiałam sama trzymać rękę na pulsie. Mój syn, zakochany czy nie, na pewno potrzebuje wsparcia.

Od czasu do czasu młodzi wpadali do nas na kolację

Przyglądałam się Baśce z uwagą. Gdy już poszli, dzieliłam się spostrzeżeniami na jej temat z mężem.

– Jest całkowicie pod jej pantoflem, ta dziewczyna dyryguje nim, jak jej się podoba – krytykowałam.

– Co ty wygadujesz? Dobrana z nich para, widać, że się doskonale rozumieją – powiedział i dodał z rozrzewnieniem: – My też tacy byliśmy, chciałbym do tego kiedyś wrócić. – Znów myślał tylko o sobie.

A tymczasem Jarek wpadał do nas coraz rzadziej. Tłumaczył się brakiem czasu, przeziębieniem, wyjazdami... Postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Przygotowałam jego przysmak – bigos – i z wielkim garem pojechałam w odwiedziny.

Oboje byli w domu, przywitali mnie niby serdecznie, ale ja czułam, że coś jest nie tak. Rozmowa się nie kleiła, więc zdecydowałam, że wracam do domu.

– Jutro przywiozę wam pyszne ciasto – zadeklarowałam.

– Nie trzeba, mamo – zaprotestował Jarek.

– Twoje ulubione – kusiłam i zapowiedziałam się na wieczór.

I znów próbowałam wzbudzić w Pawle ojcowskie uczucia

– Baśka ma zły wpływ na Jarka – zaczęłam. – Wciąż się dąsa.

– Może się pokłócili. Przejdzie im – skwitował naiwnie mąż.

Zawiozłam ciasto zgodnie z umową. Omal nie zemdlałam, gdy zobaczyłam, jak Jarek pichci w kuchni kolację, a Baśka w najlepsze maluje w swojej pracowni. Rozejrzałam się po domu: nieład, naczynia niepozmywane, wszędzie pełno kurzu, z pralki wysypywało się pranie.

Zaproponowałam pomoc w porządkach, przecież mogłam im czasem podrzucić obiad albo coś wyprasować.

– Nie trzeba, dziękujemy – usłyszałam głos Baśki, która akurat weszła do kuchni. – Dajemy sobie radę.

– No, właśnie widzę. Tu od wieków nikt nie sprzątał.

– Mamy mało czasu, a poza tym to nie jest najważniejsze – stwierdziła Baśka obrażonym tonem.

Paweł w ogóle się nie odezwał.

Tydzień później, tym razem bez zapowiedzi, podrzuciłam Jarkowi i Baśce sporą porcję gołąbków. Właśnie objadali się jakimś ciastem z galaretką i popijali z kufli piwo, jakby byli na wakacjach. Porządnego obiadu z pewnością dziś nie jedli.

– Widzę, że nie macie czasu gotować, więc gołąbki się przydadzą – stwierdziłam oschle i zabrałam się za szukanie w kuchni odpowiedniego rondla do podgrzewania.

– Dziękujemy, ale raczej nie zjemy teraz gołąbków – oznajmiła dość chłodno Baśka.

– Lubimy po swojemu jeść kolację – wtórował jej Jarek.

Wróciłam do domu z przekonaniem, że stałam się zbędna w życiu syna, który nonszalancko uważał, że zjadł wszystkie rozumy. Ale i tak chciałam go wspierać, przecież całe życie to robiłam.

Zapraszałam ich na obiad, proponowałam jakiś wypad za miasto, nawet wspólny wyjazd na długi weekend. Jarek zawsze się wykręcał. W końcu oznajmił mi wprost, że mają własne życie, a ja tylko niepotrzebnie się wtrącam.

– Dajemy sobie radę i chcemy robić wszystko po swojemu – wyjaśniał. – Założę się, że ty i tata też tak robiliście. Musisz dać mi wolną rękę, nie jestem już dzieckiem.

Przemyślałam to na chłodno. Oczywiście miał rację, ale mnie było trudno przyzwyczaić się do jego dorosłości, a zawłaszcza do tego, że w życiu syna króluje już inna kobieta.

Siedziałam na kanapie i chciało mi się płakać

Czułam się niepotrzebna, stara, wypalona. Wtedy wszedł Paweł, niosąc butelkę szampana i dwa kieliszki. Figlarnie mrugał oczami i podśpiewywał jakąś melodię.

– Nie mam nastroju na twoje pomysły – oświadczyłam rozżalona.

– Kiedyś zawsze miałaś – odparł niestrudzenie, z rozmachem odstrzelił korek i rozlał złocisty płyn do kieliszków.

– Ale wtedy byliśmy młodzi i mieliśmy plany. A dzisiaj... – załamał mi się głos.

– A dzisiaj możemy poszaleć. Jarek żyje na własny rachunek, a my możemy zająć się naszymi sprawami – puścił do mnie oko.

Wypiłam kieliszek, potem jeszcze jeden. A co tam, nie muszę już prać, gotować, prasować, sprzątać, myśleć, co zrobić na obiad, co kupić.

Postanowiłam przejść na rodzicielską emeryturę

Pół godziny później moje smutki się rozwiały, a sprawił to mąż, którego ani na chwilę nie opuszczał dobry humor. Poczułam, że od dawna brakowało mi jego luzu, pogody ducha, humoru i śmiechu.
Siedzieliśmy na kanapie, sącząc szampana i gapiąc się w wyciszony telewizor, tak jak dawno temu, zaraz po ślubie.

– Mamy dużo zaległych i niespełnionych planów do nadrobienia – zagadnęłam.

– Wiem o tym. Myślałem, że zapomniałaś.

Nigdy nie zapomniałam, tylko dopiero teraz miałam na to czas. Minęło wiele lat od naszej ostatniej beztroskiej wyprawy nad jeziora, jeszcze więcej od lata spędzonego nad morzem. Tamte czasy wspominam najmilej, bo wtedy świat należał do nas i wszystko wydawało się takie proste.

Mężowi przez te lata urósł spory brzuszek, mnie posiwiały nieco włosy. Ale Paweł patrzył na mnie w taki sposób, że czułam się ciągle młoda.

Pojechaliśmy na tydzień w góry. Wynajęliśmy pokoik w schronisku, w dzień spacerowaliśmy szlakami, wieczór spędzaliśmy w karczmie lub przy ognisku.

Początkowo czułam się niezręcznie, dawno nie spędzałam czasu sam na sam z Pawłem. Od narodzin Jarka moje życie kręciło się wokół syna, nawet wtedy, gdy był dorosły. Zawsze troszczyłam się o niego i myślałam o jego sprawach.

Teraz czas spełniać dawne marzenia, zobaczyć niesamowite miejsca, spotkać nowych ludzi i żyć własnym życiem. Wiem, że dzięki mężowi – temu lekkoduchowi, nieporadnemu i trochę naiwnemu – jest to możliwe. Wymyślił, żebyśmy nadchodzące wakacje spędzili w… Wenecji!

Czytaj także:
„Mój syn był już dorosły, a cały czas chciał wygodnie mieszkać u mamusi. Oczywiście nie dokładał się do czynszu ani rachunków”
„Nienawidzę mojej synowej i życzę jej ogromnego cierpienia. Przez tę lafiryndę mój syn rzucił się pod pociąg”
„Usługiwałam całe życie synom i mężowi. Nie potrafili nawet zrobić herbaty i sprzątnąć ze stołu. Źle ich wychowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA