„Syn skazał mnie na upokorzenie. Mam siedzieć w kościelnej ławce z mężem, który mnie zbałamucił, zdradził i porzucił?”

Zdegustowana kobieta fot. Adobe Stock, irena_geo
„Zaczęłam dygotać. Znowu napłynęły tamte uczucia bólu, upokorzenia i niedowierzania. Hanka miała rację. U podstaw mojego lęku leżała zraniona ambicja, brak pewności siebie i kompleksy. Oczyma wyobraźni zobaczyłam siebie, samotną i starą”.
/ 08.06.2022 21:00
Zdegustowana kobieta fot. Adobe Stock, irena_geo

Wiadomość o tym, że Szymek chce zaprosić na ślub swojego ojca, dosłownie ścięła mnie z nóg. Musiałam usiąść.

– Dlaczego, synku? – chciałam go spytać. – Już zapomniałeś, jak bardzo twój ojciec nas skrzywdził? Ile przez niego wycierpiałam, jak długo musiałam się leczyć na depresję? Czy nie powiedziałeś, że nigdy mu tego nie wybaczysz? A teraz go zapraszasz na ślub? Więc wybieraj: albo on, albo ja!

Jednak milczałam. Nie mogłam stawiać syna przed takim wyborem, choć martwiałam na samą myśl o spotkaniu z byłym mężem. Bałam się, że nie sprostam sytuacji, że nie utrzymam nerwów na wodzy.

Widziałam, że Szymek oczekuje ode mnie jakiejś reakcji, ale nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Pokiwałam więc tylko głową na znak, że przyjęłam jego decyzję do wiadomości.

Syn uznał, że potrzebuję czasu, żeby oswoić się z tą nagłą wieścią. Ucałował mnie i wyszedł, a ja zostałam sama ze swoimi myślami, lękami i niepewnością… Boże, a jak mój były zjawi się razem z tą swoją nową żoną? – poczułam, że oblewa mnie zimny pot.

Niby wyciszone emocje odżyły

Zaczęłam dygotać. Znowu napłynęły tamte uczucia bólu, upokorzenia i niedowierzania. Jak mógł mi to zrobić? Jak mógł zdradzać, oszukiwać, ukrywać fakt, że ma dziecko z inną?

Oczyma wyobraźni zobaczyłam siebie, samotną i starą, siedzącą w kościele obok niego, zadowolonego z życia „młodego” ojca, podwójnego, bo słyszałam, że niedawno urodziła mu się córka, i jego drugiej, młodszej żony.

Już czułam na sobie te spojrzenia weselnych gości uważnie taksujących mnie, jego i ją. Już słyszałam te uwagi czynione scenicznym szeptem. Podświadomość podsuwała mi najczarniejsze scenariusze. 

Będą się gapić i porównywać mnie z tamtą. Pewnie stwierdzą, że mój były mąż dobrze zrobił, odchodząc, bo nowe małżeństwo najwyraźniej mu służy, a ja, wiodąc samotne życie, postarzałam się, zgorzkniałam i oczywiście zbrzydłam. Będą wypytywać, niby ze współczuciem, jak to znoszę. Nie, nie dam rady!

Jednak odmówić prośbie syna też nie mogłam. Chciał, żeby rodzice towarzyszyli mu w tym wielkim dniu. Nie miałam prawa psuć mu tego marzenia. Mówi się, że matka zrobi dla swojego dziecka wszystko, ale w praktyce nie wygląda to tak różowo.

Z jednej strony wiedziałam, że muszę stawić czoło temu trudnemu doświadczeniu, ale z drugiej czułam, że mnie to przerasta. Jakby intelekt i czucie oddzieliły się od siebie. Rozum słał komunikat: „musisz to jakoś przetrwać”, a serce kwiliło żałośnie: „nie zniosę tego, pęknę”.

Chodziłam nerwowo po pokoju, by choć tak rozładować narastające we mnie napięcie. Zrobiłam już chyba z kilometr, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam ochoty na przyjmowanie gości, ale dobre wychowanie zwyciężyło.

Wyczuła, że potrzebuję pomocy

Na progu stała Hanka, moja sąsiadka i wieloletnia przyjaciółka. W dłoniach trzymała blachę z ciastem. Jedno spojrzenie na moją ściągniętą troską twarz sprawiło, że zamiast rzucić swoje radosne „cześć!”, zapytała:

– Co jest? Źle się czujesz? Mogę jakoś pomóc?

Cała Hanka! Kobieta z radarem w głowie i czuła jak rezonans.

– Szymek się żeni – odparłam bez sensu, bo przecież wiedziała o ślubie od dawna.

– I co w związku z tym? Ale wyjaśnij mi to może przy kawie i cieście – popchnęła mnie łagodnie do środka. – I na siedząco, bo wyglądasz, jakbyś miała zemdleć.

Bezwolnie dałam się usadzić w fotelu, a po chwili przyjęłam filiżankę herbaty i sięgnęłam po kawałek ciasta. Wypieki Hanki to istne arcydzieła sztuki cukierniczej, ale dziś nie jadałam, by się delektować. Chciałam tą słodyczą zagłuszyć narastającą we mnie gorycz.

Hanka przyglądała się mojej łapczywości w milczeniu. Nie wytrzymała dopiero przy trzecim kawałku ciasta, który paluchami wpychałam do ust.

– Donia, ja cię proszę, powiedz wreszcie, co się stało.

– Szymek chce na swój ślub zaprosić Waldka – wymlaskałam. Przyjaciółka gwizdnęła przeciągle.

– Teraz rozumiem… – powiedziała łagodnie. – Musimy to obgadać – dodała już bardziej stanowczo.

Wiedziałam, że Hanka ma rację. Przyjaciółka potrafiła zredukować moje paniczne lęki do stanu umiarkowanych obaw. Pokiwałam więc głową na znak, że jestem gotowa, i zaczęłam wyrzucać z siebie negatywne emocje. Hanka słuchała, nie przerywając. Odezwała się dopiero, kiedy wyczerpana ucichłam.

– Czego najbardziej się boisz? – zapytała, a widząc, że szykuję się do ponownego wyliczenia wszystkich moich lęków, wyselekcjonowała z nich ten, który uznała za największy: – Czy przypadkiem nie tego, że na tle Waldka i jego nowej sytuacji wypadniesz jakoś gorzej?

Jak zwykle trafiła w punkt

Hanka miała rację. U podstaw mojego lęku leżały zraniona ambicja, brak pewności siebie i kompleksy. Kiedy to sobie uświadomiłam, zrobiło mi się wstyd, że jestem taka małostkowa. Ale cóż, to właśnie wypadających na moją niekorzyść porównań obawiałam się najbardziej.

– Pomyśl tylko, jak ja się będę czuła – zaapelowałam do jej empatii. – On ma nowy dom, nowy samochód, kolejne nowe dziecko, świetnie mu się wiedzie, a ja co?

– Donia – przyjaciółka z niedowierzaniem pokręciła głową – patrzysz na to od złej strony. Jesteś przede wszystkim wspaniałą matką syna, który właśnie się żeni. To ty znasz jego narzeczoną, jej rodziców. Ty będziesz na ślubie otoczona rodziną i przyjaciółmi, on będzie sam…

– A jak przyjdzie z tą swoją?

– Nie przypuszczam, żeby się odważył. Poza tym możesz uzgodnić z Szymkiem, żeby zaproszenie dla Waldka było jednoosobowe. To twój syn na pewno zrozumie. Zresztą sam będzie miał dość wrażeń. Własny ślub to nie najlepsza pora, by poznawać nową rodzinę swojego ojca – tłumaczyła rzeczowo przyjaciółka.

– Tak myślisz? A jeśli…

– Myślę nawet więcej – przerwała mi. – Uważam, że to Waldek powinien czuć się zakłopotany. Pojawi się na uroczystości wyłącznie w roli widza. To ty będziesz w centrum. To tobie syn podziękuje za lata poświęcone jego wychowaniu, za wsparcie, którego mu udzielałaś w każdej sytuacji. Znam was od dziesięciu lat i widziałam, jak we dwoje zmagacie się z kłopotami, w jakie was wpędził Waldek. Nie mam wątpliwości, że Szymek podziękuje ci w takim dniu za twoje wysiłki. Jest wspaniałym facetem głównie dzięki tobie. Więc nie mów, że nie masz z czego być dumna – przyjaciółka poklepała mnie krzepiąco po ramieniu. – Osiągnęłaś bardzo wiele.

Niepotrzebnie się stresowałam

Po raz pierwszy tego wieczoru się uśmiechnęłam. Fakt, może moje sukcesy nie były jakoś nadzwyczajnie spektakularne, ale wstydzić się też nie miałam czego.

– Teraz zostało już tylko jedno – zapowiedziała wojowniczo Hanka. – Musisz wyglądać jak milion dolarów! Co nie będzie trudne – uspokoiła mnie szybko, taksując mnie spojrzeniem. – Figurę masz świetną, włosy gęste, kurze łapki dodają ci uroku. Musimy tylko zadbać o odpowiednią oprawę. Sądzę, że sukienka do kolan najlepiej wyeksponuje twoje atuty.

Dalsza część wieczoru upłynęła nam przyjemnie. Zastanawiałyśmy się nad kolorem sukienki, fasonem, dodatkami.

– Żadne tam chowanie się w mdłe kolorki – perorowała Hanka. – Masz być widoczna. Beże, popiele i inne pastele zostaw dla babci panny młodej. Musisz wyglądać młodo i nowocześnie.

Czerwona sukienka była wyrafinowana w swej prostocie, a delikatne dodatki przydawały elegancji. Wystylizowana na naturalną fryzurka odejmowała mi lat.

Przed wejściem do świątyni po raz pierwszy od dziesięciu lat spotkałam się z byłym mężem. Przyglądałam mu się dyskretnie. Wyłysiał, przytył. Kark mu się wylewał z zapiętej pod szyją koszuli. Nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego. Wydał mi się zmęczony i przedwcześnie postarzały.

Widać po nim, że młoda żona i małe dzieci dają mu w kość – pomyślałam złośliwe.

Poczułam, jak moje lęki odpływają

A przed nim jeszcze wiele przykrych niespodzianek. Menopauza żonki zbiegnie się z okresem dojrzewania córuni. Chyba Waldek powinien się przygotować na mały armagedon…

– Witaj – schylił się i pocałował mnie w rękę. – Kwitniesz… – dodał jakby z żalem w głosie.

– Dzień dobry – przywitałam się uprzejmie. – Dziękuję.

– Przedstawisz mnie pannie młodej i jej rodzicom? – zapytał jakoś pokornie. – Czuję się bardzo niezręcznie – wyznał i w tym momencie po prostu zrobiło mi się go żal.

Siedzieliśmy w pierwszej ławce i choć wiedziałam, że skupiamy na sobie spojrzenia znajomych, nie czułam się z tym źle. Już wchodząc do kościoła, widziałam, że zgromadzeni panowie patrzą na mnie z uznaniem, a kobiety z lekką zawiścią. Gdzieś z dalszych części nawy dobiegł mnie ściszony głos:

– To matka pana młodego? Taka młoda? Piękna kobieta!

Poczułam, jak wszystkie moje lęki i obawy odpływają. Mogłam się skupić na idącej przed ołtarz parze.

Czytaj także:
„Córka urodziła dziecko w szkole i porzuciła je w łazience. Ja nawet nie widziałam, że ona jest w ciąży. To moja wina”
„Miałam 16 lat i musiałam urodzić dziecko osoby, która mnie skrzywdziła. Oddałam syna ciotce, nie mogłam na niego patrzeć”
„Ojciec powtarzał mi, abym walczyła o swoją wolność. Szkoda, że dopiero na jego pogrzebie mogłam mu się odwdzięczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA