Zbyszka poznałam w szpitalu. On był kierowcą karetki, ja rejestratorką medyczną. O Karolinie powiedział mi już na pierwszej randce i od razu zastrzegł, że jego córka jest trudnym dzieckiem.
– Straciła matkę tuż po swoich jedenastych urodzinach i chyba do tej pory jest wściekła na cały świat. Niedawno skończyła 15 lat i mam z nią mnóstwo problemów. Wagaruje, wpadła w nieciekawe towarzystwo, włóczy się z kumplami po okolicznych lasach, ucieka z domu. Bywało już, że szukałem jej w nocy po jakichś pustostanach – powiedział.
Pamiętam, że się przestraszyłam. Zależało mi na nim, ale... „Jeśli mamy być razem, prędzej czy później zostanę macochą krnąbrnej i zbuntowanej nastolatki, która z całą pewnością nie zapała do mnie uczuciem” – myślałam. Jednak nasz związek ze Zbyszkiem układał się rewelacyjnie i on w końcu zaproponował, żebym się do nich wprowadziła.
– Jaki to ma sens, żebyśmy mieszkali oddzielnie? Ty w jednej części miasta, ja w drugiej… – przekonywał. Zapytałam o Karolinę. Jak to przyjmie, czy nie jest za wcześnie? Powiedział, że to tylko dziecko, które w końcu będzie musiało zaakceptować zmiany. Zaproponował też, że w nadchodzący weekend pomoże mi się pakować.
Wynajęłam swoją kawalerkę i wprowadziłam się do nich
Czułam, że Karolina nie powita mnie ciepło, ale nienawiść, jaką do mnie pałała dosłownie odebrała mi dech.
– Wykurzę cię stąd, słyszysz?! To dom mojej mamy, zapamiętaj sobie moje słowa – syknęła, kiedy Zbyszek nie słyszał. Milczałam. Nie miałam pojęcia, co mogłabym jej powiedzieć. Na kolację nie przyszła, śniadania też nie zjadła. A w południe znowu uciekła ze szkoły…
Kolejne tygodnie były koszmarne – wieczne awantury, pyskówki Karoliny i jej samowolne nocne wycieczki na miasto doprowadzały Zbyszka do szału. Wymykała się przez okno, wracała dopiero rano – cuchnąca papierosami, a nierzadko alkoholem, krzywo uśmiechnięta i najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. W końcu oznajmiła, że wyprowadza się do dziadka. Zbyszek strasznie to przeżył, ale moja pasierbica dopięła swego – zabrała swoje rzeczy i nawet nie żegnając się z ojcem, pojechała na wieś. Czułam się winna.
– To przeze mnie się wyniosła – powiedziałam Zbyszkowi. Pocałował mnie i powiedział, że bzdury opowiadam, ale widziałam po jego oczach, że nie mówi mi tego, co naprawdę myśli.
Minął rok. Karolina przekłuła pępek i język, a także zrobiła sobie kolejny tatuaż – oplecioną winoroślą przerażającą czaszkę, z którą obnosiła się teraz ponoć po szkole.
– Nie mam już siły wysłuchiwać uwag od jej wychowawczyni – żalił się Zbyszek, więc na wywiadówkę poszłam ja. Czego się tam nasłuchałam, to moje… O dziwo, maturę jednak zdała. Nie na piątki, ale zawsze.
– Wróć do domu – powiedziałam, kiedy spotkałyśmy się pod jej szkołą. – Ojciec za tobą tęskni, a ja…
– A ty co? Będziesz się bawić w moją matkę? Sorry, to się nie stanie – syknęła i obróciła się do mnie plecami.
Przez kolejne dwa lata nie spotkałyśmy się nawet raz
Wiedziałam tylko, że wyjechała do Gdańska, gdzie pracuje w jakiejś galerii, bo czasem dzwoniła do ojca. Początkowo Zbyszek opowiadał mi, co u niej, jednak z czasem rozmowa na temat jego córki stała się między nami tematem tabu. Na nasz ślub nie przyjechała – przysłała jedynie jakąś kiczowatą kartkę z mało wylewnymi życzeniami. Do rodzinnego miasta wróciła jesienią i prawie jej nie poznałam – zniknęły długie włosy, które latami farbowała na czarno i brokatowy, ciemnozielony cień do powiek, który nakładała w hurtowych ilościach. Zniknął nawet ohydny tatuaż z czaszką.
– Usunęłam go. Do ślubu z czymś takim nie pójdę – powiedziała, kiedy nas odwiedziła. W oczach Zbyszka zalśniły łzy wzruszenia. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, za kogo zamierza wyjść – od lat nie zwierzała się ojcu ze swoich decyzji.
– Może przyprowadź narzeczonego, zrobię dobrą kolację – zaproponowałam. Zignorowała moje zaproszenie i szybko zakończyła wizytę.
Ślub był skromny. Kupiłam Karolinie naszyjnik i spotkałam się z nią na kawie, kilka dni po weselu. Rozmowa nam się nie kleiła, chociaż czułam, że po raz pierwszy, odkąd zostałam jej macochą, dziewczyna się stara.
– Wpadnij czasem. Ojciec za tobą tęskni – powiedziałam, gdy się żegnałyśmy.
– Jasne – mruknęła. Przez osiem kolejnych miesięcy nie dała znaku życia. W końcu zadzwoniła i oznajmiła, że się rozwodzi.
– Przyjedź, pogadamy – namawiał ją Zbyszek. Powiedziała, że wpadnie. Zbyszek był szczęśliwy – każdy telefon od córki rodził w nim nadzieję na ich lepsze relacje.
Karolina zjawiła się u nas zmęczona, smutna i… w zaawansowanej ciąży.
– No co? Brzucha nie widzieliście? – ofuknęła nas już w progu.
Zrobiłam jej kakao i obiecałam, że pomogę przy dziecku.
– Pracuję teraz na pół etatu, będę miała czas, żeby zająć się maleństwem.
Burknęła, że sama sobie poradzi.
Kiedy jednak na świat przyszła mała Bernadetka, szybko zmieniła zdanie.
– Przyjedź tu, dobrze? Ona ciągle wrzeszczy – moja pasierbica po raz pierwszy zadzwoniła na moją komórkę.
– Wróć do domu – powiedziałam, kiedy do nich dotarłam. – Po co masz mieszkać kątem u byłej teściowej.
– Mogłabym? – zapytała cicho.
– To twój dom. Miejsca nie brakuje, a ja będę mogła pomóc ci przy dziecku.
– Czemu to robisz? Byłam dla ciebie podła – powiedziała Karolina.
– Byłaś dzieckiem, z którym życie podle się obeszło. Ale nie mówmy teraz o tym...
– Dziękuję, Monika. Tak się cieszę, że przyjechałaś.
Nie chcę zapeszać, ale chyba w końcu się dogadamy.
Czytaj także: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”