„Syn potrącił kobietę i uciekł z miejsca wypadku. Chyba wezmę winę na siebie, bo nie chcę, żeby miał syf w papierach”

mężczyzna, którego syn popełnił przestępstwo fot. Adobe Stock, alfa27
„Szedł za mną, nie odzywając się. W garażu dokładnie obejrzał przód samochodu. Denerwowałem się, chociaż wiedziałem, że chłopaki dobrze go wyklepały, lakier dobrali odpowiedni. Na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka nic nie było widać. Mimo to przyglądałem się z niepokojem, jak policjant ogląda zderzak”.
/ 28.02.2023 08:30
mężczyzna, którego syn popełnił przestępstwo fot. Adobe Stock, alfa27

Kiedy przed furtką zobaczyłem policjanta, zrobiło mi się słabo. Dobrze wiedziałem, w jakiej przyszedł sprawie, i tylko zdziwiłem się, że do nas dotarli. Może jednak był jakiś świadek…

– Witam, panie władzo, czemu to zawdzięczam wizytę? – zawołałem, udając beztroskę.

Nie mogłem pokazać, jak bardzo się denerwuję. Niczym nie mogłem się zdradzić!

– Dzień dobry, panie Wojciechu – policjant wszedł do środka i zdjął czapkę. – Syn jest?

– Michał? Nie, w robocie teraz, a po południu na uczelnię jedzie – udałem zdziwienie, chociaż zrobiło mi się gorąco. A co mój syn przeskrobał?

– Porozmawiać chciałem – policjant uważnie lustrował pomieszczenie. – Samochodem do pracy pojechał?

– Nie, rowerem, samochód przecież mój, czasami mu tylko pożyczam – zachrypiałem, bo nagle w gardle mi zaschło.

A jednak, cholera!

– W ostatnią sobotę też mu pan pożyczył? – policjant spojrzał mi prosto w oczy.

Musiałem się sprężyć, żeby zachować zimną krew.

– W sobotę? Zaraz… Na dyskotekę się wybierał, to wziął, bo przecież do Kolonii jest parę kilometrów. A coś się stało?

Najchętniej bym skłamał, powiedział, że Michał w sobotę w domu siedział. Ale przecież ludzie na dyskotece go widzieli, ktoś mógł też zobaczyć, jak do samochodu wsiada czy podjeżdża. Zresztą, gówniarz sam pewnie się tym pochwalił kolegom. Musiałem więc mówić prawdę, przynajmniej do pewnego momentu.

Wpadł do domu zdenerwowany jak nigdy...

– Ano stało, stało – policjant pokiwał głową. – A auto w garażu? Zobaczyć je mogę?

– Jasne – wskazałem mu ręką drzwi do garażu i ruszyłem przodem. – Ale czy ja mogę wiedzieć, o co chodzi?

Szedł za mną, nie odzywając się. W garażu dokładnie obejrzał przód samochodu. Denerwowałem się, chociaż wiedziałem, że chłopaki dobrze go wyklepały, lakier dobrali odpowiedni. Na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka nic nie było widać. Mimo to przyglądałem się z niepokojem, jak policjant ogląda zderzak.

– No więc dowiem się, o co chodzi? – zapytałem.

– Wypadek był – powiedział lakonicznie. – Ktoś potrącił dziewczynę białym oplem i uciekł z miejsca przestępstwa. Świadek opisał samochód, opis pasuje do waszego. Za kierownicą młody chłopak siedział…

– Ale widzi pan, panie władzo, że to nie nasz – wzruszyłem ramionami, starając się panować nad głosem, żeby mi nie drżał. – Zresztą, gdyby Michał kogoś potrącił, to na pewno by nie uciekł. I by mi powiedział.

– Chyba żeby był pijany – policjant wyprostował się i znowu na mnie spojrzał. – Jak wypił, to nie myślał racjonalnie.

– Michał pijany za kółko nigdy nie wsiada – powiedziałem stanowczo. – Wie, że raz by taki numer zrobił i więcej samochodu bym mu nie dał.

Policjant pokiwał bez przekonania głową, poprosił, żeby Michał w poniedziałek zgłosił się na komisariat i poszedł sobie.

A ja oparłem się o ścianę i próbowałem opanować nerwy. Dotarło do mnie, że możemy mieć kłopoty, i to niemałe, chociaż starałem się zrobić wszystko, żeby zatuszować ślady.

Chyba nigdy nie zapomnę tamtej nocy z soboty na niedzielę – gdy Michał wrócił do domu, było dobrze po północy. Nie spałem, czekałem na niego jak zwykle, gdy jedzie gdzieś wieczorem samochodem. Nigdy nie nawalił, nie złamał zasad. Tym razem jednak było inaczej. Wpadł do domu zdenerwowany i od razu krzyknął:

– Tato, potrąciłem kogoś! Matko, co ja zrobiłem… Boże, Boże… A jak ona umrze?!

Zerwałem się z fotela.

– Synu, powoli, spokojnie, opowiedz po kolei, co się stało…

Raz-dwa wymyśliłem najlepsze rozwiązanie

Michał był tak zdenerwowany, że musiałem dać mu krople, żeby się uspokoił. Gdy do niego podszedłem, poczułem alkohol.

Wkurzyłem się.

– Piłeś i wsiadłeś za kierownicę?! – podniosłem głos.

– Tylko jedno piwo – przyznał się. – Myślałem, że będę później wracał, więc wypiłem, ale pokłóciłem się z Agatą. Ona tam została, a ja wyszedłem. Zapomniałem o tym piwie. I jechałem wkurzony, nie zauważyłem jej. Chyba była pijana, bo wyszła mi prosto pod auto.

– Dziecko, co ty mówisz? Kto był pijany? Kto wyszedł?!

– No, ta babka – Michał usiadł i schował głowę dłoniach. – Nie jechałem szybko, zresztą zauważyłem ją z daleka, bo miała białe ubranie. Ale i tak nie zdążyłem zahamować, walnąłem w nią jak w kaczy kuper. Znaczy, myślę, że niezbyt mocno, ale jednak. Przewróciła się. A ja uciekłem.

– Co zrobiłeś? – aż mnie poderwało. – Jak to uciekłeś?!

– No bo najpierw się przestraszyłem, a potem przypomniało mi się to piwo… Nie wiem, tato, nie myślałem wcale, w ogóle nie pamiętam – Michał spojrzał na mnie zrozpaczony. – Ja potem wróciłem, jak ochłonąłem, ale już jakieś samochody tam były, ktoś się nią zajął. Nie podjeżdżałem, bo bałem się, że piwo… No i przecież cały przód jest uszkodzony! Wszyscy by zaczęli podejrzewać, że to ja.

Poszedłem z synem do garażu obejrzeć samochód. Zderzak był pęknięty, błotnik i maska lekko wgniecione. Na szczęście reflektor nie poszedł, więc na szosie nie powinny zostać żadne ślady. A sądząc z uszkodzeń, to Michał faktycznie nie uderzył w tę kobietę mocno. Zacząłem myśleć.

– Idź spać i nikomu nic nie mów – zarządziłem. – Jutro normalnie idziesz do pracy i nikt nie może poznać, że coś się wydarzyło. Ja z samego rana pojadę do wujka Marka, do jego warsztatu. To 150 kilometrów stąd, nikt nie będzie podejrzewał. Zrobią wszystko na miejscu, jeszcze za dnia pewnie wrócę. A ty cisza. Nic nie wiesz, pokłóciłeś się z Agatą, wróciłeś do domu, na drodze nic nie widziałeś, nic się nie działo, jasne?

Michał posłusznie kiwał głową, a ja, tak jak zapowiedziałem, o szóstej rano wyruszyłem do kuzyna. Żonie zostawiłem kartkę, że musiałem jechać, bo towar się trafił. Handluję różnymi rzeczami, jest przyzwyczajona do moich nieobecności, nie powinna się dziwić.

Chłopaki w warsztacie Marka spisali się na medal. Zderzak wymienili, blachę wyklepali idealnie, polakierowali. W dodatku zderzak znaleźli używany – nie chciałem nowego, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Moim zdaniem po wypadku śladu nie zostało. A jeszcze zanim wróciłem do domu, samochód zdążył się przykurzyć i już nie wyglądał jak świeżo malowany.

Codziennie czekałem z niepokojem, czy w domu nie pojawi się policja, jednak panowała cisza. Zastanawiałem się, jak dowiedzieć się o tę kobietę, nie wzbudzając podejrzeń. Ale i tu miałem szczęście – okazało się, że to koleżanka jakiejś znajomej mojej żony, uzyskałem więc informacje o jej zdrowiu bez problemu. Na szczęście nie odniosła poważniejszych obrażeń. Kilka stłuczeń, siniaków, otarcia na rękach i złamany palec w lewej dłoni.

Tamtego dnia faktycznie była pod wpływem alkoholu i nie bardzo pamiętała, co się stało. Generalnie wina była jej, jednak policja szukała sprawcy, bo popełnił przestępstwo – uciekł z miejsca wypadku.

On może posiedzieć nawet trzy lata!

No tak, gdyby Michał wtedy nie wypił piwa, pewnie by został i po problemie. A tak? Jak dojdą, że to on, to będzie odpowiadał. Pogrzebałem w internecie, nie wyglądało to dobrze. Najmniejsza kara to grzywna, lecz gdyby sąd wlepił mu jeszcze nieudzielenie pomocy mógłby iść siedzieć, i to nawet na trzy lata! Co prawda nikomu nic się nie stało, a Michał ma czystą kartotekę, ale przecież to nie musi być okoliczność łagodząca. Wszystko zależy od dobrej woli sędziego. A na tę nie mogłem przecież liczyć!

Dlatego, gdy ten policjant nas odwiedził, zrozumiałem, że muszę coś zrobić. I doszedłem do wniosku, że jedynym wyjściem jest wzięcie winy na siebie. Michał się uczy, ma dopiero 21 lat i przed sobą całe życie. Taki wyrok może mu je spaprać na zawsze. A ja? Nawet jak pójdę siedzieć, to przecież firma nie upadnie. Prowadzę ją wspólnie ze starszym synem; razem z moją żoną i Michałem poradzą sobie. Zapłacę, co trzeba, odsiedzę swoje, i tyle. Włos mi z głowy nie spadnie.

Najważniejsze, że ta kobieta wyszła z wypadku bez szwanku, że Michał nie musi borykać się z wyrzutami sumienia. I że, jak sądzę, raz na zawsze wyleczyło go to z siadania za kierownicę nawet po jednym piwie. Teraz tylko zastanawiam się, czy powinienem czekać, aż mi udowodnią, że to mój samochód brał udział w wypadku, czy zgłosić się samemu… Z jednej strony, takie dobrowolne przyznanie się to zawsze czynnik łagodzący. Ale z drugiej – może się uda?

Przecież tak naprawdę nie ma żadnych dowodów. Na szosie nie ma śladów, na samochodzie też nie. Pewnie, że ekspert by się dopatrzył wyklepanych wgnieceń, może nawet dałoby się ustalić mniej więcej, kiedy powstały. Ale dopóki policja nie nabierze podejrzeń, rzeczoznawcy nie wezwą. Do warsztatu mojego brata też nie dotrą, nie ma szans. Zresztą, Marek wie, że ma nie chlapać ozoremWięc może się uda uniknąć odpowiedzialności?

Co prawda, ten policjant mówił, że za kierownicą widzieli młodego chłopaka. Ale było ciemno, a ja na staruszka też nie wyglądam. Jestem szczupły, włosy mam gęste – w nocy świadek mógł się pomylić. Na razie muszę pogadać z Michałem, żeby mądrze mówił na tej policji, żeby się nie wsypał. Ma się przyznać, że był na dyskotece, i tyle. Nic nie wie, nic nie widział. Tylko czy nie puszczą mu nerwy? Tego boję się najbardziej! Bo jak się wygada, to już mu nie pomogę. Może więc lepiej się przyznać? Wtedy nie będą go przesłuchiwać. Cholera, co ja mam zrobić?

Czytaj także:
„Mój syn spowodował wypadek. Jego kolega zginął, on przeżył. Żal mi mamy Przemka, ale właściwie obie straciłyśmy dzieci”
„20 lat temu mąż przyjaciółki spowodował wypadek. Ten dzień wciąż tkwi w jej pamięci, bo nie każdy wyszedł z niego cało...”
„Mój syn spowodował śmiertelny wypadek po alkoholu. Rozumiem, że zrobił źle, ale żeby własna żona wydała go policji?”

Redakcja poleca

REKLAMA