„Syn ma 30 lat i jest życiową niedojdą. Mieszka z nami, ma pstro w głowie i jeszcze zmajstrował dziewczynie bliźniaki”

Kobieta, którą zawiódł syn fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Ja już nie wiem, jak mam dotrzeć do syna. Przecież to jest już dorosły facet! Ja w jego wieku miałam już rodzinę, pracę, mieszkanie. A ten? Po prostu ręce opadają. Nic, tylko imprezy i gry komputerowe. O wyprowadzeniu się z domu nawet nie myślał”.
/ 21.11.2021 04:57
Kobieta, którą zawiódł syn fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

– Już nie przesadzaj. Przecież pracuje.

– Tak… w fast foodzie. To jest dobre na chwilę. Jak się jest studentem i chce się dorobić.

– Beata. Teraz młodzież dorasta później. Nam socjalizm szybko wskazywał nasze miejsce. Oni muszą swojego poszukać.

Wzruszyłam ramionami. Elka zawsze miała słabość do Maćka i uważała, że nadal jest dzieckiem, ale już nie był! Miał trzydzieści lat i ciągle pstro w głowie. Nic, tylko by imprezował i grał w jakieś bezsensowne gry komputerowe. O wyprowadzeniu się z domu nawet nie myślał. W końcu po co? Gdzie by mu było lepiej? Miał tu jak u Pana Boga za piecem. Nieraz obiecywałam sobie, że przestanę gotować dla niego i nie pozwolę mu dorzucać swoich ubrań do prania, ale trudno było być konsekwentną, kiedy mieszkał z nami. Jak już miałam obiad, to nie potrafiłam mu powiedzieć, że nie może sobie nałożyć. Poza tym wiedziałam, jak by się to skończyło. Jadłby wyłączne w fast foodzie, w którym pracował, i zrujnowałby sobie tylko zdrowie. Wyglądało na to, że zostanie nam już „na stanie” na zawsze…

Pewnego dnia wrócił do domu nieco przygaszony.

– Co jest, młody? – zapytał Jacek.

– A, nic… Wyprowadzam się. Znalazłem mieszkanie na mieście.

– Poważnie?! A co tak nagle? – zdziwił się. – Poznałeś kogoś?

– Można tak powiedzieć – odparł nasz syn. – Będę ojcem.

Przecież nie będę mu teraz robić wymówek

Zupełnie nas zamurowało. Maciek ojcem?! On jeszcze sam potrzebował ojcowskiej ręki. Wstyd tak mówić o własnym synu, jednak wiedziałam, że co jak co, ale na ojca to on na pewno się nie nadaje.

– A z kim będziesz mieć to dziecko? – zapytałam zdumiona. – To jakaś dobra dziewczyna? Miła?

– Bardzo miła. I ładna. Tylko ma pecha.

– Czemu?

– Że trafiła na mnie – spojrzał spode łba. 

Śmiać mi się zachciało z jego samokrytycznego komentarza, ale najgorsze było to, że się z nim zgadzałam. Owszem… mogła trafić lepiej. W każdym razie i tak byłam dumna, że nie unikał odpowiedzialności.

– To teraz się zacznie – westchnął i pokręcił głową. – Wiem, co sobie myślicie. Chciałbym, żebyście ją poznali.

– Z przyjemnością – odpowiedziałam, wciąż nie mogąc pozbierać myśli. Trudno, żebym ciosała mu kołki na głowie o to, co się stało, albo dawała złote rady. Był dorosły. Wiedział, co robi. A gdzieś w głębi duszy tliła się we mnie radość, że jest w końcu na życiowym zakręcie i będzie coś musiał zmienić. A my… zostaniemy dziadkami!

Obawiałam się trochę, co to za dziewczyna. Przygotowałam kolację i czekałam pełna obaw na jej wizytę. Kiedy przyszli, aż odetchnęłam z ulgą. Owszem, to było tylko pierwsze wrażenie, ale za to jakie dobre. Niewysoka szatynka o ciepłym, szczerym spojrzeniu i przemiłym uśmiechu. Nie jakaś laska z pierwszych stron gazet, tylko taka „dziewczyna z sąsiedztwa”. Sprawiała wrażenie sympatycznej i życzliwej osoby.

– Dzień dobry, jestem Hania.

– Bardzo mi miło. Beata.

– Maciek wspominał, że lubi pani ptasie mleczko, więc zrobiłam ciasto z pianką. Podobno bardzo je przypomina w smaku. Ja uwielbiam, a przy słodyczach najłatwiej się gada – powiedziała, od razu zdobywając u mnie punkty. Nie dość, że pomyślała, żeby coś przynieść, to jeszcze sama upiekła. Podziękowałam i wzięłam od niej blaszkę, a ona po chwili przyszła do kuchni, żeby pomóc mi przy noszeniu talerzy.

– Nie trzeba, siadaj. Musisz odpoczywać – powiedziałam, spoglądając na jej wyraźnie już zaokrąglony brzuszek. Najwyraźniej nie był to sam początek ciąży.

– To naprawdę żaden problem. Lekarz powiedział, że maluchy zdrowo się rozwijają i mogę robić właściwie wszystko, co robiłam wcześniej.

– Maluchy?

– To bliźnięta. Maciek nie mówił?

– Nie. No proszę! Co za niespodzianka. Powiedz, co planujecie… bo od tego mojego Maćka trudno coś wyciągnąć…

– Mamy zamiar spróbować razem zamieszkać. Nie będę pani czarować. Nie znamy się zbyt długo, a to była wpadka. Ale mam nadzieję, że szczęśliwa. Maciek jest naprawdę troskliwy. Przejął się ciążą. Chodzi ze mną na wszystkie wizyty do ginekologa. Wynajęliśmy mieszkanie i damy sobie szansę. W końcu będziemy rodziną, prawda?

– No, prawda.

– Maciek mówi o państwu w samych superlatywach. Widzę, że kocha rodzinę, więc mam nadzieję, że będzie dobrym tatą, a ja dobrą mamą. Na to liczę – westchnęła i złapała się za brzuch, który lekko się poruszył. – Kopią – dodała z uśmiechem.

– Znasz płeć?

– To dziewczynki – opowiedziała, a mnie aż łezka zakręciła się w oku.

– Cudownie – westchnęłam.

Zawsze skrycie marzyłam o małej dziewczynce, a tu dwie naraz! Maciek był naszym jedynym dzieckiem. Drugiego się nie doczekaliśmy. Wyglądało więc na to, że na wnuczkach odbiję sobie plecenie warkoczyków i zakupy falbaniastych sukienek. 

Kiedy usiedliśmy wszyscy razem przy stole, zauważyłam, jak bardzo Maciek się starał. Podawał Hani wszystko, na co tylko miała ochotę, spoglądał na nią czule i był bardzo miły. Jacek wysyłał mi porozumiewawcze spojrzenia tak wyraźnie, że chyba wszyscy przy stole musieli je odczytywać, bo przy kolejnym Maciek wzniósł już oczy do nieba i powiedział:

– Cieszę się, tato, że Hania wam się spodobała. Mnie też! I to bardzo.

Zaczęłam się śmiać, a Hania spojrzała nieco onieśmielona i uśmiechnęła się do Maćka. Wizyta była bardzo udana. Spędziliśmy ze sobą najmilszy wieczór od dawna.

– Nie muszę chyba pytać: i jak? – powiedział dumny, gdy już ją odprowadził.

– No, cóż. Jest przemiła. Jak ty przy sobie zatrzymasz taką dziewczynę? Będziesz musiał się bardzo starać – powiedział Jacek bez ogródek.

– Na początek wpakowałem ją w bliźnięta. Myślę, że to był niezły ruch – odparł prześmiewczo, a ja przewróciłam oczami.

– Podejdź do tego serio, Maciek. To poważna sprawa. Dwoje dzieci! To nie żarty.

– Wiem, mamuś. Gadałem już z szefem. Dostanę awans na szefa zmiany i podwyżkę. Powiedział, że już od jakiegoś czasu brał mnie pod uwagę do awansu. Hania ma umowę o pracę w sklepie. Do tego przytulimy pięćset plus na każde i jakoś to będzie, co?

– A co na to jej rodzice?

– No… chyba nie byli zachwyceni, ale poznaliśmy się i starałem się być czarujący… Księciem z bajki nie jestem, ale mam nadzieję, że jakoś to przełkną.

– A piwko, kumple, gry?

– Hola, hola, mamuśka. Jeden krok naraz, dobra? – zarechotał i mnie przytulił. – Będzie dobrze. Nie martw się. Będę się starał i tego nie zepsuję.

Liczyłam, że ta sytuacja go odmieni

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę się zaangażował. Miałam nadzieję, że to nie będzie słomiany zapał. Przez kolejne tygodnie obserwowałam, jak Maciek krok po kroku zmienia się w dojrzałego mężczyznę. Nie tylko wynajął mieszkanie, ale też je odmalował, a później pojechał z Hanią po łóżeczka dla dzieci i przewijak. Podwójny wózek my kupiliśmy im w prezencie. Wiedziałam, że im się nie przelewa, więc chcieliśmy choć trochę pomóc. Byłam szczęśliwa, widząc Maćka tak zatroskanego o przyszłość jego rodziny. Rodziny, która była dla niego niespodzianką, ale i darem. Dla mnie także. Cieszyłam się, że trafił na dziewczynę, która nie boi się postawić na swoim i twardo stąpa po ziemi, a przy tym jest ciepłą i serdeczną osobą.

Kiedy nadszedł dzień porodu, Maciek zadzwonił do mnie ze szpitala.

– Hania jest na porodówce. Będzie mieć cesarskie cięcie – mówił przejęty, a ja natychmiast zaczęłam się modlić, żeby wszystko poszło dobrze.

Wierzyłam, że tak będzie. Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Wciąż tylko spoglądałam na telefon i czekałam na wieści. Minęły dwie godziny i w końcu telefon zadzwonił.

– Macie wnuczki! – zawołał do telefonu podekscytowany Maciek. – Maja ma prawie dwa kilo, a Zosia dwa i pół.

– Mój Boże, cudownie! – zawołałam. Byłam taka szczęśliwa, że miałam ochotę krzyczeć na całe gardło, że zostałam babcią. Natychmiast pobiegłam do Jacka podzielić się dobrą nowiną. Dziewczynki były zdrowe, a Hania powoli dochodziła do siebie. Mieliśmy ochotę pojechać natychmiast do szpitala, ale musieliśmy chwilowo zadowolić się zdjęciami maluszków i odczekać do następnego dnia. W nocy wciąż się budziłam i myślałam o dziewczynkach, Hani i Maćku.

Pojechaliśmy do szpitala po śniadaniu. Hania karmiła jedno maleństwo piersią, podczas gdy drugie leżało w szpitalnym wózeczku koło jej łóżka. Hania była blada i wciąż słaba. Jej rodzice także byli na miejscu, więc w końcu mieliśmy okazję się poznać. Mimo nietypowych okoliczności wyglądali na bardzo szczęśliwych, że zostali dziadkami. Przywitaliśmy się i spojrzałam na dziewczynki. Obie były przepiękne. Maleńkie i cudowne! Byłam zachwycona.

Gdzieś przepadł, zamiast być przy nich w szpitalu?

– A gdzie Maciek? – zapytałam.

– No… właśnie nie wiem – powiedziała Hania. – Wyszedł wczoraj wieczorem. Miał przyjść rano, ale go jeszcze nie ma. Mam nadzieję, że nie zabalował na „pępkowym”.

Przełknęłam ślinę. Tego jeszcze by brakowało! Rodzice Hani zaśmiali się, jakby był to tylko żart, ale ja obawiałam się, że podejrzenia Hani mogą być słuszne. Przyglądałam się dziewczynkom i nie mogłam się nadziwić, że wolałby być z kumplami niż z tymi cudami. Chwilę później usłyszałam kroki na korytarzu i na salę wszedł Maciek. Był w garniturze i miał ze sobą bukiet kwiatów.

– Maciek? A coś ty się tak odstawił? – zaśmiała się Hania mimo zmęczenia.

– Bo to ważny dzień… Chciałem… – odchrząknął i uklęknął przy jej łóżku, po czym wyjął z kieszonki czerwone pudełeczko. – Chciałem zapytać, czy zostaniesz moją żoną, Haniu…

Hani zaszkliły się oczy, a obie dziewczynki jak na zawołanie zaczęły płakać.

– Chyba chcą cię zdopingować do odpowiedzi – zaśmiał się Maciek.

– Co wy na to, dziewczynki? Mam wyjść za tatusia? No… dobrze. Tak! – powiedziała rozczulona, a ja się popłakałam ze szczęścia.

Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko szło w tak dobrym kierunku, mimo że zaczęło się od wpadki. Czasem los bywa przewrotny. Całe szczęście w tym przypadku nie mógł zdecydować lepiej!

Czytaj także:
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Żałuję, że rozwiodłem się dla 20 lat młodszej kochanki. Nie gotuje mi, nakazuje ćwiczyć. Chcę wrócić do byłej żony”
„Zdradziłam faceta swojego życia, bo brakowało mi w związku fajerwerków. Teraz marzę, żeby do mnie wrócił”

Redakcja poleca

REKLAMA