„Spotkanie z rodziną mnie przerażało. Po tym, co im zafundowałem, odejście było najlepszą rzeczą, jaką mogłem zrobić”

Smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Na samą myśl o spotkaniu z byłą żoną i synem dostawałem gęsiej skórki. Boże, po tym, jaki los im zgotowałem, jak ja im w oczy spojrzę? Odejście od rodziny było w moim mniemaniu najlepszą rzeczą, jaką mogłem dla nich zrobić. Przez lata piłem, pogrążałem się w nałogu niemal z lubością”.
/ 04.08.2023 20:15
Smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Wszechobecna biel i ostra woń środków do dezynfekcji nie są tym, czego chce się doświadczać tuż po przebudzeniu. Taką pobudkę sprawił mi jednak los pewnego ranka. Obezwładniający ból ściskał moją klatkę piersiową niczym obręcz. Z trudem obróciłem głowę i zdałem sobie sprawę, że leżę w szpitalu. Do mojej ręki przyczepiony był wężyk kroplówki. Próbowałem wytężyć umysł, ale do mojej świadomości docierały jedynie strzępki wspomnień. Byłem w pracy jak co dzień. Wszedłem na rusztowanie i… pustka, dziura w pamięci.

Odpowiedź byłaby zbyt bolesna

Rozum podpowiadał jedyny możliwy scenariusz: spadłem. Dlatego teraz leżę tu jak kaleka. Ledwo to pomyślałem, spanikowałem. Miałem ochotę natychmiast uciec, jednak przy najlżejszym ruchu ból rozchodził się po całym moim ciele.

Nagle, jakby wyrosła spod ziemi, przy łóżku pojawiła się pielęgniarka. Pokręciła czymś przy plastikowej butelce kroplówki, a gdy spotkała mój wzrok, uśmiechnęła się życzliwie. Potem poprawiła mi kołdrę i delikatnie pogłaskała moją dłoń.

– Obudził się pan, to dobrze – powiedziała.

– Nie byłbym tego taki pewien – wychrypiałem z trudem. Bolało nawet przy mówieniu.

– Miał pan wypadek w pracy. Za chwilę przyjdzie do pana lekarz i wszystko wyjaśni. Powiadomić kogoś z rodziny?

Pokręciłem tylko przecząco głową. Odpowiedź byłaby zbyt bolesna. Dosłownie i w przenośni. Pielęgniarka wyszła, zostawiając mnie sam na sam z myślami. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili wróciła razem z lekarzem. Młody mężczyzna zerkał to na mnie, to na trzymaną w ręce kartę pacjenta, a ja zastanawiałem się, jak bardzo jest ze mną źle.

– Ma pan połamane żebra i pękniętą kość udową – odezwał się w końcu.

– Niebywałe szczęście, że tylko na tym się skończyło – wtrąciła pielęgniarka, chcąc złagodzić zbyt formalny ton lekarza. Uśmiechnąłem się do niej.

Czeka pana długa rehabilitacja – doktor nie dawał za wygraną. Dodawanie pacjentom otuchy zdecydowanie nie było jego mocną stroną. – Tymczasem założyliśmy gips. Na nogę oczywiście.

Lekarz po raz ostatni obrzucił mnie wzrokiem i wyszedł. Z trudem podniosłem brzeg kołdry. Dopiero wtedy poczułem, że moja noga jest w gipsie.

– No pięknie – mruknąłem.

Nie zapowiada się to dobrze

Powoli zaczynało do mnie docierać, w jak trudnej sytuacji się znalazłem. Złamana noga oznaczała, że nie będę mógł się swobodnie poruszać. Pomyślałem o moim mieszkaniu na czwartym piętrze bez windy. Nie miałem pojęcia, jak sobie poradzę. Nie mówiąc o tym, że przez kilka najbliższych miesięcy pozostanę bez pracy. A może w ogóle nie będę miał do czego wracać? W końcu przeze mnie szef może spodziewać się problemów. Z pewnością czeka go kontrola w związku z wypadkiem. Nie podziękuje mi za to, oj nie…

Kiedy tak leżałem pogrążony w czarnych myślach, ktoś zapukał i wszedł, zanim cokolwiek powiedziałem. Odwróciłem głowę w stronę drzwi. Na progu stała moja sąsiadka.

– Co pani tu robi? – spytałem, próbując podnieść się na łokciach. Ból sprowadził mnie z powrotem na poduszkę. Było mi wstyd, że ktokolwiek ogląda mnie w takim stanie. Nawet ta poczciwa staruszka.

– Wieści szybko się rozchodzą. Poza tym nie było pana w domu. Nie wrócił pan z pracy – odparła kobieta, kładąc na mojej szafce siatkę pomarańczy.

Przysunęła krzesło i usiadła. Jej poorana zmarszczkami twarz wyrażała współczucie. Nawet nie musiała nic mówić. Pani Irenka też mieszkała samotnie, więc często pomagaliśmy sobie nawzajem. Robiłem jej zakupy albo wyprowadzałem psa, a ona w ramach wdzięczności gotowała dla mnie pyszny rosół i piekła placek drożdżowy. Uśmiechnąłem się, gdy o tym pomyślałem. Była jedyną osobą, którą obchodziłem. Z trudem podniosłem dłoń i otarłem łzę z kącika oka. Nie umknęło to uwadze sąsiadki.

– Pan nie płacze, panie Sławku. I nie wścieka się na mnie. Bo ja powiadomiłam pańską rodzinę… Żona i syn przyjadą tu za dwa dni.

– Była żona – poprawiłem, cedząc słowa.

Ciepłe uczucia, jakie jeszcze przed chwilą żywiłem do staruszki, ustąpiły miejsca złości. Jakim prawem wtrąca się w moje sprawy? Powinienem wiedzieć, że zdrada czai się wszędzie. Zawsze lubiła moją żonę i dobrze się z nią dogadywała. Z pewnością miała jej numer telefonu. A może kontaktowała się z nią przez cały ten czas, zdając jej relację z tego, co porabiam?

– Proszę się nie gniewać, ale ja nie jestem w stanie panu pomóc. Niech pan na mnie spojrzy… – pani Irenka rozłożyła bezradnie drżące ręce. – Niech pan da sobie pomóc – ciągnęła. – Czasem trzeba zapomnieć o dumie…

Pora rozliczyć się z przeszłością

– Dobrze pani wie, co się wydarzyło – odparłem, zaskoczony swoją otwartością.

Nigdy nie rozmawiałem z sąsiadką o swoim życiu, o rozwodzie, choć zdawałem sobie sprawę, że wie więcej, niż powinna. Od lat mieszkała z nami drzwi w drzwi.

– Są sytuacje, kiedy trzeba odłożyć dawne urazy na bok – ofuknęła mnie. Czułem się jak pod ostrzałem.

– Krzywdziłem ich. Odszedłem, żeby więcej tego nie robić – odburknąłem.

Pora rozliczyć się z przeszłością. Powinien pan przynajmniej spotkać się z synem! Zniknięcie z ich życia nie załatwiło sprawy. Piotruś zawsze będzie pana dzieckiem. Nie pomyślał pan o tym?

– Myślę o nim codziennie. Nie powinien mieć takiego ojca. Wystarczy, że zniszczyłem mu dzieciństwo…

– Był pan na terapii i stał się innym człowiekiem. Już pan nie pije. Kto jak kto, ale ja to wiem najlepiej – staruszka wstała.

– Jeszcze mi pan podziękuje – machnęła dłonią na pożegnanie i wyszła.

Na samą myśl o spotkaniu z byłą żoną i synem dostawałem gęsiej skórki. Po tym, jaki los im zgotowałem… Boże, jak ja im w oczy spojrzę? Odejście od rodziny było w moim mniemaniu najlepszą rzeczą, jaką mogłem dla nich zrobić. Przez lata piłem, pogrążałem się w nałogu niemal z lubością. Kiedy Ania rodziła naszego syna, ja leżałem pijany pod klatką schodową. Wtedy też pomogła mi pani Irenka. Na wspomnienie tamtych chwil ogarnął mnie wstyd. Choć nie piłem od ponad pięciu lat, wciąż uważałem, że nie powinienem nawet kontaktować się z rodziną. Dla ich dobra.

Mają mnie oglądać w takim stanie? Pomagać mi? – myślałem z przerażeniem i zażenowaniem. Jednak nie mogłem nic zrobić. Przykra prawda była taka, że nie dałbym rady wyjść ze szpitala o własnych siłach. Byłem za słaby, zbyt nieporadny na unoszenie się honorem. Tak czy siak ktoś będzie musiał mi pomóc. Siedziałem więc jak na szpilkach, ciągle zerkając w stronę drzwi. Chciałem mieć to już za sobą.
Minęły dwa dni, a Ani wciąż nie było.

– Rozmyśliła się. I dobrze. Nie zasłużyłem na to, by mi pomagać – powiedziałem do pani Irenki, kiedy mnie odwiedziła. Nic nie odpowiedziała, tylko znów uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

W końcu po dwóch tygodniach pobytu na oddziale wypisano mnie do domu. Pani Irenka obiecała, że zamówi mi taksówkę, jeśli jakoś zejdę o kulach na dół. Nie było innego wyjścia. Ubrany i gotowy, zarzuciłem niewielką torbę na ramię i oparłem dłonie na kulach. Podniosłem wzrok i wtedy mnie zamurowało. Na progu stał mój syn. Był wysoki i tak bardzo podobny do mnie sprzed lat… Aż usiadłem na łóżku.

Ania podbiegła i objęła mnie ramionami.

– Już dobrze – wyszeptała.

– Wybacz mi, proszę, tak strasznie mi przykro, tak wstyd – wyrzucałem z siebie.

– Już dawno to zrobiłam – powiedziała. Spojrzałem jej w oczy. Nie kłamały.

Pani Irenka miała rację

– Ułożyłam sobie życie i nie chowam urazy – dodała.

– Jak moglibyśmy ci nie pomóc? – wtrącił mój dorosły już syn. Podszedł i podał mi dłoń, żebym mógł wstać. Cały się trząsłem z emocji.

– Ale się cieszę! – w sali rozbrzmiał głos pani Irenki.

– Dopięła pani swego, co? – spytałem z uśmiechem.

– Pamiętaj, że zawsze będziemy rodziną – powiedziała Ania. – Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiałeś…

Wiedziałem, że nic już nie będzie takie samo jak dawniej. Ania miała swoje życie. Tego właśnie dla niej chciałem, gdy w ścianach sali sądowej młotek sędzi z hukiem zakończył nasze burzliwe małżeństwo. Zrozumiałem jednak, że nie musimy zrywać kontaktów. Bo zawsze będę dla mojej rodziny kimś ważnym. Kimś, komu zechcą pomóc, gdy poprosi. Pani Irenka miała rację. Dzięki niej mogłem znów porozmawiać z żoną, zobaczyć, jak wyrósł mój syn. Gdyby nie ten wypadek, pewnie nigdy nie odważyłbym się do nich odezwać!



Czytaj także:
„Moja żona miała poważny wypadek, gdy wracała od kochanka. Mimo to kocham ją i nie dam jej odejść”
„Żona nie przeżyła porodu. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i oddałem córkę do adopcji”
„Mąż zostawił mnie, bo przestałam być żoną i jestem tylko matką. Nasz syn był chory, ale on miał to gdzieś”

Redakcja poleca

REKLAMA