Pochodzę z małej wioski na Kaszubach. U nas w domu zawsze była bieda, dlatego rodzice dorabiali sobie, wynajmując pokoje letnikom. To właśnie tak poznałam Leszka. Przyjechał do nas na wakacje, zbliżyliśmy się do siebie, spędziliśmy razem kilka miłych chwil i… Leszek wrócił do siebie, na Śląsk. Pisał do mnie jednak regularnie listy, ja do niego, bo była to miła odmiana od szarej codzienności.
W którymś liście Leszek wyznał mi miłość i zaproponował, abyśmy wzięli ślub i razem zamieszkali.
Cała moja rodzina skakała z radości
– Dziecko! – cieszyła się mama. – Tam są kopalnie, tam jest przyszłość, nie to co u nas! Nawet się nie zastanawiaj, górnik to najlepszy fach!
Rzeczywiście, w tamtych czasach górnicy mogli cieszyć się licznymi przywilejami, a cała Polska z zazdrością zerkała w stronę Śląska, gdzie był węgiel, a więc też i praca. Miałam mnóstwo wątpliwości. Niby latem między mną a Leszkiem zaiskrzyło, ale… nie znałam go. Bałam się. To była decyzja, która miała zaważyć na całym moim życiu.
– Tam, w Katowicach, będziesz panią – namawiała mnie mama. – A tu, pomyśl sama, jaka przyszłość cię czeka?
Leszek pisał, że jeśli zgodzę się zostać jego żoną, to dostaniemy od kopalni trzypokojowe mieszkanie dla rodziny, na Nikiszowcu – osiedlu górniczym. Ja jednak wciąż się wahałam – sama nie wiedziałam, czy to, co czuję, to miłość, czy może jednak tylko zauroczenie.
W końcu uległam zachętom Leszka i namowom mamy
Kiedy wyjeżdżałam z domu, tata nie potrafił powstrzymać łez, ale mama go zrugała.
– Daj spokój, dziewczyna do lepszego świata jedzie, a ty płaczesz, jakby na zmarnowanie szła!
Śląsk mnie zaskoczył. Nie tak go sobie wyobrażałam. W innych regionach mówiło się, że nie brakuje tam nawet ptasiego mleka, a Ślązakom dobrze się żyje ze względu na związki Gierka z tą częścią kraju. Rzeczywiście, było nieźle, ale raju to nie widziałam. Tylko górniczy znój i zmęczenie na twarzach kobiet. Na dodatek miałam wrażenie, że z każdej strony otacza mnie beton. Nie miałam czym oddychać. Śląsk wywarł na mnie ponure wrażenie.
Podjęłam decyzję dla innych kobiet niezrozumiałą
Wzięliśmy ślub, po którym szybko zaszłam w ciążę. Tych kilka miesięcy po ślubie wspominam najlepiej, ale idylla szybko się skończyła, a ja zrozumiałam, jakie są koszty życia na wysokim poziomie. Miałam męża, a tak jakby go nie było. Całe dnie (i noce!) spędzałam sama z małym dzieckiem, w obcym mieście. I coraz częściej zastanawiałam się, czy Leszek ożenił się ze mną, czy z kopalnią. Wspólny obiad, wizyta z dzieckiem u lekarza, spacer w parku – na nic nie było czasu. Liczyła się tylko ona. Kopalnia.
– A co ty myślałaś, że to mieszkanie, te wszystkie przywileje to za darmo? – zirytował się Leszek, kiedy po raz kolejny zwróciłam mu uwagę, że w domu jest tak rzadkim gościem. – Twoje koleżanki na wsi mogą tylko marzyć o pralce i zakupy na książeczkę „G”! Na wszystko cię stać!
Miał rację, ale… W tym dużym mieszkaniu zrozumiałam, że nie o to mi w życiu chodziło. Spełniłam marzenie mojej matki – miałam pieniądze i byłam „kimś”, ale nie byłam szczęśliwa. Może na początku kochałam Leszka, ale kopalnia skutecznie zabiła we mnie tę miłość. Chciałam być dla mojego męża najważniejsza, tymczasem on jeśli nie miał akurat szychty, to spał, a jak nie spał, to biegł do kopalni, bo coś się zawaliło, albo spotkać się z kolegami z kopalni przy kieliszku.
Nie potrafiłam cieszyć się z nowych, błyszczących mebli czy perfum, kiedy byłam sama w czterech ścianach. Mijały lata. W domu coraz częściej wybuchały kłótnie, których świadkiem był synek. W wieku siedmiu lat zaczął moczyć się w nocy, nie potrafił nawiązać kontaktów z rówieśnikami. Mąż nic sobie z tego nie robił, a wręcz się na niego z tego powodu denerwował, ale matczyne serce wiedziało: tak synek odreagowuje domowe awantury.
Decyzja, którą podjęłam, dojrzewała we mnie latami. Bałam się powrotu do domu, wiedziałam, jak mama zareaguje na mój widok, ale cierpiałam nie tylko ja, lecz i dziecko. Leszek nie robił mi większych problemów.
– I tak pożytku z ciebie żadnego nie było! – rzucił tylko w złości.
Rozwiodłam się w czasach, kiedy kobiety tkwiły u boku swoich mężów, nawet kiedy oni pili, bili i robili awantury, dlatego wszyscy patrzyli na mnie jak na trędowatą. Wróciłam do rodzinnej wsi, zaczepiłam się w sklepie i jakoś wiązałam koniec z końcem. Bywało ciężko, lecz wychowałam syna na dobrego człowieka, a sama mam teraz parę groszy emerytury. Pojechałam na Śląsk za chlebem i miłością. Tego pierwszego miałam w nadmiarze, ale bez miłości nie sposób żyć.
Czytaj także:
Babcia to nie darmowa agencja usługowa, nie prywatna niania i otwarta jadłodajnia
11-letni syn nie chce wyjechać z nami za granicę. Woli zostać z babcią
Teściowie zmuszają mnie do podpisania intercyzy. Zażądałam, żeby płacili mi za sprzątanie