„Koleżanki drwią, że się odmóżdżam, siedząc z dzieckiem w domu. Ich zdaniem powinnam robić karierę z niemowlakiem pod pachą”

Mama z dieckiem fot. Adobe Stock, Jacob Lund
„Koleżanki drwią, że się odmóżdżam siedząc z dzieckiem w domu. Powinny się zastanowić czy same są takie szczęśliwe i spełnione, jak ciągle latają z językiem na brodzie. A najlepiej niech nie wtykają nosa w nie swoje sprawy”.
/ 12.08.2023 20:15
Mama z dieckiem fot. Adobe Stock, Jacob Lund

Janeczka akurat zdążyła zasnąć, kiedy rozświetlił się ekran mojej komórki. Dobrze, że wyciszyłam dźwięk.

– Halo? – szepnęłam, uciekając do kuchni. – No, już mogę rozmawiać. Co tam?

To była Asia, koleżanka z firmy. Dzwoniła z najnowszymi plotkami i chciała wiedzieć, kiedy wreszcie wrócę do pracy.

– Iza i Monia też się nie mogą doczekać. Musisz wpaść do biura, zobaczysz nasze akwarium! Katarakta najpierw nie chciała się zgodzić, a teraz sama karmi rybki. Wiesz, że podobno oświadczył jej się ten gość, który po nią przyjeżdżał kabrioletem? Chyba on, no bo kto inny?

Nie wiedziałam, jak powiedzieć to Aśce

Katarakta to była ksywka naszej szefowej. Oczywiście nie miała o niej pojęcia. Nie wiedziała też, że pasjami roztrząsamy jej życie prywatne. Nic dziwnego, w końcu w biurze księgowym pracowały same dziewczyny, byłyśmy w podobnym wieku i szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Ploteczki i pikantne szczegóły z życia szefowej urozmaicały nam nudne godziny spędzane nad VAT-em, PIT-ami i podatkiem obrotowym.

– To kiedy wracasz? – zakończyła sesję najnowszych plotek Aśka.

Zawahałam się z odpowiedzią. W sumie to chciałam iść na urlop wychowawczy, póki Janka nie skończy trzech lat.

Jednak gdy powiedziałam to innej koleżance, zareagowała współczuciem, a potem zaczęła ze mnie kpić, że mam chyba pieluszkowe zapalenie mózgu, skoro z własnej woli chcę siedzieć w domu z dzieckiem przez kolejne dwa lata.

– Na razie nie wiem – powiedziałam więc ostrożnie. – Janka jest jeszcze mała, ciągle karmię ją piersią. Nie bardzo wyobrażam sobie, że zostawię ją z opiekunką…

– Dziewczyno, siedzisz w garach i pieluchach od roku!  – zgodnie z moimi obawami Aśka wyraziła dezaprobatę. – Musisz wrócić do ludzi! Zaraz, czekaj… Robert na ciebie naciska, żebyś dalej siedziała w domu, tak? Słuchaj, musisz mu powiedzieć, że w dzisiejszych czasach…

– Robert nic nie mówi w tej sprawie – przerwałam jej. – To moja decyzja. Na razie po prostu nie wyobrażam sobie, że będę zostawiać Jankę na cały dzień i zajmować się rozliczaniem cudzych PIT-ów.

Byłam absolutnie szczęśliwa

Jeszcze przez kilka minut koleżanka próbowała mnie przekonać, że to, co mówię, to głupota, bo przecież dzisiejsza kobieta powinna realizować się zawodowo i rozwijać na różnych płaszczyznach, a nie tylko być mamuśką. W końcu powiedziałam, że muszę kończyć, bo było mi przykro tego słuchać.
Janka obudziła się godzinę później. Wzięłam ją na ręce i wciągnęłam jej cudowny, dziecięcy zapach.

– Kto dzisiaj dostanie zupkę dyniową, hm? – zapytałam, całując ją w łapkę.

– Mama kupiła pyszną dynię, żeby Janeczka miała am-am.

Moja dzidzia uśmiechnęła się szeroko, a ja ucałowałam ją głośno. Teraz roześmiała się na dobre i ponowiłam cmoknięcie. Uwielbiałam takie chwile z nią. Byłam wtedy absolutnie szczęśliwa!

Kiedy Robert wrócił z pracy, czekałam już na niego z kotletem drobiowym, pieczonymi ziemniakami i sałatką z roszponki. Wszystko elegancko podane, łącznie ze sztućcami ułożonymi na kolorowej serwetce. Sama zajęłam miejsce po przeciwnej stronie stołu, a Jankę posadziłam w jej wysokim krzesełku. Ona także dostała ziemniaczki i trochę mięska.

– Pyszne! – rzucił mąż z pełnymi ustami. – Boże, cały dzień o tym marzę!

– To dobrze, bo mam coś jeszcze

– uśmiechnęłam się i wstałam, by wyciągnąć z lodówki sernik na zimno.

– Rany, naprawdę? – Robert wyglądał na wniebowziętego. – Sernik? Mhm… Chodź tu, moja królowo!

Dobrze, że zdążyłam odstawić sernik, bo złapał mnie i posadził sobie na kolanach. Wtulił się w moją szyję, a ja się roześmiałam, kiedy połaskotał mnie brodą. Janka zapiszczała radośnie.

Miałam nadzieję, że chociaż Robert mnie poprze

Lubiłam gotować dla męża i patrzeć, jak zjada wszystko ze smakiem. Uwielbiałam to, że zawsze był wdzięczny za obiad i głosił wszem wobec, że jestem najlepszą żoną na świecie. Czułam się szczęśliwa, kiedy mnie adorował, i miałam świadomość, że gdybym wróciła do pracy, nie miałabym czasu, by gotować, prasować mu ubrania i o niego dbać. Po pracy byłabym zmęczona i rozdrażniona, jedlibyśmy pewnie odgrzewane półprodukty, a Jankę wychowywałaby obca osoba…

– Chcę zostać na wychowawczym – poinformowałam go, a on zrobił minę w rodzaju „to twoja decyzja”. – Janka rośnie tak szybko… Nie chcę przegapić jej dzieciństwa. No i lubię zajmować się domem.

– Nie ma sprawy, jeśli tylko to ci odpowiada – odpowiedział. – W każdej chwili możesz zmienić zdanie, ale jeśli pasuje ci zostanie w domu, to wiesz, że ja spokojnie nas utrzymam.

To też był ważny argument. Robert miał dobrą pracę, a przecież gdybym wróciła do biura, musielibyśmy zapłacić niani.

Jako pierwszej powiedziałam o tym Katarakcie. Szefowa nie ukrywała dezaprobaty.

– Nie chodzi o firmę, bo mamy dziewczynę na czasowej umowie za ciebie – zaczęła – ale o twoją przyszłość. Naprawdę nie chcesz się rozwijać? Przepisy ciągle się zmieniają, musisz być na bieżąco. Za dwa lata poślesz dziecko do przedszkola, a co z tobą? Wiesz, jak ciężko ci będzie odnaleźć się w pracy?

Jeszcze gorzej poszło z dziewczynami z biura. Wszystkie wyraziły swoje potępienie. Ich zdaniem to mąż chciał mnie zatrzymać w domu.

– Każdy by tak chciał – prychnęła Aśka. – Codziennie obiadki, ciasta, posprzątane mieszkanie, wyprasowane koszule. Ale żona to nie służąca! Przecież ty masz własne życie, no nie? On nie może cię tak ograniczać!

W domu się odmóżdżam

Cóż, ja byłam zdania, że żyję jak najbardziej pełnią życia. Czułam, że jako żona i matka wartościowo spędzam czas. Starałam się to wytłumaczyć koleżankom, ale one wiedziały swoje. Ich zdaniem ktoś mną manipulował, bo przecież żadna „normalna kobieta” nie dałaby się zamknąć w domu na kolejne dwa lata.

– No to może nie jestem normalna! – zdenerwowałam się w końcu. – Dlaczego nikt nie rozumie, że ja CHCĘ zostać z Janką? Co to ma być? Jakiś przymus bycia kobietą pracującą? Dlaczego wszyscy uważają, że ja w domu głupieję?

To mnie denerwowało najbardziej. Nawet moja siostra – matka dwójki dzieci i jednocześnie pracownica na pełen etat – uważała, że skoro nie pracuję, to na pewno się „odmóżdżam”. Zdenerwowała mnie tym, więc zapytałam ją, kiedy ostatnio przeczytała książkę.

Bo ja czytałam codziennie w parku, kiedy Janka spała. Byłam na bieżąco z wiadomościami ze świata, chodziłam z mężem do kina. Nie czułam, że cokolwiek tracę przez to, że nie siedzę przez osiem godzin przed firmowym komputerem.

Widziałam też, że na mojej decyzji zyskuje nasze małżeństwo. W dzieciństwie napatrzyłam się na kłótnie rodziców o to, kto odbierze dzieci ze szkoły, kto pozmywa naczynia, albo na wymówki ojca, że czwarty dzień jemy odgrzewany bigos. Mama pracowała na pełen etat, czasami brała dodatkowe fuchy i nie miała dla nas czasu. Ojciec wiecznie chodził wkurzony, a ja z siostrą wychowywałyśmy się praktycznie same.

Mnie Robert uwielbiał. Często przynosił mi kwiaty albo drobne prezenty. Doceniał to, co robię dla niego i dla naszego dziecka. Mogłabym się obiema rękami podpisać pod powiedzeniem mojej babci, że „zadowolony mąż to szczęśliwa żona”.

Jestem szczęśliwa w roli mamy

Niestety, praktycznie nikt nie wyraził zrozumienia dla mojej decyzji. Reakcją na ogół było nieprzyjemne zdumienie, czasami otwarta dezaprobata, w kilku przypadkach współczucie, jakbym była zmuszana do niewolniczej pracy na rzecz męża i dziecka. Koleżanki i siostra przekonywały mnie, że się marnuję w domu, mama uważała, że Robert mnie wykorzystuje, wujek śmiał się ze mnie, że nigdy nie sądził, iż taka dziewczyna jak ja zamieni się w kurę domową.

– Jakie to okropne – powiedziałam do męża po rodzinnej imprezie, na której znowu usiłowano mnie przekonać, że „muszę zadbać o siebie i swoją karierę”.

Tyle osób i organizacji walczy o to, żeby kobiety mogły same o sobie decydować, ale jeśli jakaś decyzja nie podoba się otoczeniu, to wmawia takiej kobiecie, że jest głupia, leniwa albo że jej mąż to tyran… I gdzie tu tolerancja, do cholery?

Robert tylko mnie przytulił i powiedział, że on wspiera każdą moją decyzję. Uśmiechnęłam się, bo od jakieś czasu nosiłam się z zamiarem oznajmienia mu, że chciałabym mieć drugie dziecko. A najlepiej jeszcze przynajmniej dwoje lub troje. Jestem szczęśliwa w roli mamy i uważam, że to sprawa moja i mojego męża. A jeśli komuś się to nie podoba, to niech się zastanowi nad tym, czy on sam jest taki spełniony i szczęśliwy w życiu. Bo ja jestem, i to bardzo!

Powrót do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim raczej nie wzbudza niczyich komentarzy. Ale pozostanie z dzieckiem w domu dłużej już tak…

Czytaj także:
„Szukałam bogatego męża, żeby nie być już panienką do towarzystwa. To matka kazała mi zarabiać w ten sposób”
„Mąż zrobił dziecko mojej najlepszej przyjaciółce. Powinnam mu podziękować, bo dzięki temu spotkałam miłość życia”
„W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”
 

Redakcja poleca

REKLAMA