– Jeśli tylko będziesz w potrzebie, nie wahaj się tego sprzedać – powiedziała moja babcia i włożyła mi do ręki maleńkie bibułkowe zawiniątko.
– Co to jest? – spytałam zaskoczona.
– Sama zobacz.
Rozwinęłam papier.
Na pogniecionej bibułce leżał kolczyk
Piękny i bardzo oryginalny, długi, z mnóstwem połyskujących kamieni…
– Dlaczego jeden? Mam na myśli to, że przecież kolczyki zawsze są dwa – zapytałam, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam krewną noszącą takie cacka.
– Drugi dostała Alina – babcia niechętnie odpowiedziała na moje pytanie. – Moja mama, a twoja prababcia, rozdzieliła między nas dwie to, co miała najcenniejszego. Dla mnie to jak skarb, relikwia. Ale teraz chcę, żeby był w twoim posiadaniu.
– Babciu, a ciocia Alina nie odezwała się dotąd? – temat siostry bliźniaczki babci był kwestią drażliwą, ona sama natomiast nigdy nie była w tym temacie zbyt wylewna.
– Przecież wiesz, Alusiu… – noszę imię krewniaczki, której nigdy nie poznałam – że moja siostra wyjechała z domu w latach pięćdziesiątych. Od tej pory nie dała znaku życia.
– Nie próbowaliście jej szukać? – historia, choć stara, ciągle nie dawała mi spokoju. – Przecież nie znika się tak po prostu z powierzchni ziemi!
– Alina zawsze była charakterna. Coś ci pokażę… – babcia podniosła się z krzesła i wyciągnęła z szuflady duży album; przewróciła parę stron i wskazała palcem zdjęcie. – Zobacz. Mama zaprowadziła nas do fotografa. Mnie ubrała wtedy w nową, białą sukienkę, siostra dostała taką samą, ale w innym kolorze, niebieską. Tylko że Alina wolała moją, białą, więc się obraziła. Ani siłą, ani przekupstwem nie można było jej zmusić do zdjęcia.
Patrzyłam na czarno-białą fotografię. Babcia stała przodem do aparatu, ciotka – tyłem. Było nawet widać, że ma skrzyżowane ramiona. Miny mogłam się tylko domyślać.
– Taki był z niej nerwus. A wtedy… – oczy babci się zaszkliły. – Wtedy pokłóciłyśmy się bardzo mocno. Chodziło o twojego dziadka. Nasz ojciec próbował nas godzić, ale jeszcze dolał oliwy do ognia. Alina spakowała walizkę… Myśleliśmy, że żartuje, ale kiedy wyszła z domu, zrozumieliśmy, że to nie żarty. Pamiętam, jak mama rzuciła się do porcelanowego dzbanka, w którym przechowywała parę kosztowności. Wyszarpnęła bibułkę i wybiegła za Aliną. Przez okno widziałam, jak ciągnie ją za ramię, próbuje coś tłumaczyć, ale moja siostra nie tylko szybko podejmowała decyzję, lecz także nigdy jej nie zmieniała. Widziałam, że mama wsunęła jej do kieszeni tę bibułkę, i za odchodzącą nakreśliła znak krzyża. Wtedy widziałam swoją siostrę ostatni raz.
Dwie godziny później wracałam do domu, ciągle nie mogąc uwierzyć, że z powodu jednej kłótni ciotka zerwała kontakty z rodziną. I dlaczego poszło o mojego dziadka? Czyżby obie siostry się w nim zakochały?
Jak widać, wybrał Joannę
Babcia zmarła parę miesięcy po naszej rozmowie. Być może czuła, że nadchodzi koniec jej dni, i dlatego podarowała mi kolczyk. Nie miałam zamiaru go sprzedawać, nawet w najtrudniejszych chwilach. Schowałam pamiątkę do szkatułki z biżuterią i dopiero kilka lat później przyszło mi do głowy, jak zrobić z niej użytek. Postanowiłam, że przerobię kolczyk na pierścionek, żeby móc go nosić, a nie tylko oglądać przy okazji wspominków czy w przyszłości pokazywać dzieciom i wnukom. Wybrałam jubilera, który miał swój zakład przy naszej ulicy. Babcia często korzystała z jego usług, co było dla mnie swego rodzaju znakiem jakości. No i jeszcze ten szyld: „Krzysztof i synowie, 1929 rok” – który mówił sam za siebie. Będąc dzieckiem, lubiłam stawać przed wystawą, oglądać starodawne cacka i marzyć o tym, że kiedyś założę taki śliczny naszyjnik czy pierścionek. Mocno pchnęłam drzwi, zadźwięczał zawieszony nad nimi dzwonek. Zza zielonej kotary wyszedł starszy już mężczyzna i stanął za ladą.
– Dzień dobry, pani.
– Dzień dobry – odpowiedziałam, wyjmując z torebki zawiniątko.
– Wie pan, dostałam taką pamiątkę od kogoś i tak się zastanawiam, czy nie dałoby się jej przerobić na pierścionek? Oczywiście, zachowując jak najwięcej oryginalnych elementów?
Mężczyzna długo oglądał kolczyk, a potem spojrzał na mnie i zapytał:
– Czy pani była już kiedyś z tym kolczykiem u mnie?
– Nie, na pewno nie…
Jubiler potrząsnął głową i odparł:
– Niemożliwe. Mam fotograficzną pamięć do biżuterii, która przechodzi przez moje ręce.
– To nie mogłam być ja.
Jubiler nie wydawał się przekonany. Sięgnął po lupę, jeszcze raz uważnie obejrzał kolczyk.
– Proszę zerknąć na te sploty. Bardzo oryginalne. Powiedziałbym: niepowtarzalne. Tamta osoba też przyniosła tylko jeden kolczyk. Jeden. A takie szczegóły się zapamiętuje. Pomyślałam, że pewnie z powodu wieku pamięć płata mu figle. Mężczyzna patrzył na mnie z zastanowieniem, a potem powiedział:
– No, chyba że to nie była pani…
W tym momencie przypomniała mi się ciotka Alina
Miała drugi kolczyk od kompletu. No ale ona wyjechała! W dwóch słowach streściłam jubilerowi historię kolczyków. Nawet się nie zdziwił. Uśmiechnął się tylko łagodnie i rzekł:
– Widzi pani, losy ludzkie są często poplątane. Jak splot tego kolczyka. Powiem więcej. Wiele smutnych historii zaklętych jest właśnie w biżuterii. Mało kto o tym mówi. Ale to się czuje, gdy patrzy się na sposób, w jaki ludzie dotykają swoich pamiątek.
Mężczyzna zamilkł na chwilę, obracając w dłoni kolczyk i mrucząc pod nosem: „Taki oryginalny splot, taki oryginalny splot…” Potem spojrzał na mnie uważnie i rzekł:
– Wie pani, od jakiegoś czasu dokumentuję przerabianą przez siebie biżuterię. Wykonuję dwa zdjęcia: jedno przed i drugie po. Czasem wracam do utrwalonego na fotografii wzornictwa, a czasem sprawdzam, czy dana rzecz przewinęła się przez moje palce. Jeśli osoba z takim samym kolczykiem była tu stosunkowo niedawno, powinienem mieć to odnotowane – to mówiąc, zniknął na chwilę na zapleczu.
Wrócił stamtąd z laptopem, postawił go na ladzie i otworzył. Przez chwilę klikał myszką, a potem przybliżył twarz do ekranu, po czym przyjrzał się leżącemu na ladzie kolczykowi.
– Ten sam. Nie może być mowy o pomyłce – obrócił komputer tak, abym mogła spojrzeć na zdjęcie.
Miał rację. A to znaczyło, że ciotka Alina jest bliżej, niż można było przypuszczać! To niewiarygodne!
„Babciu – pomyślałam. – Że też nie dożyłaś tej chwili!”.
Patrzyłam na sfotografowany kolczyk, a potem przeniosłam wzrok na zdjęcie pierścionka, który został z niego zrobiony. Czyli ktoś wpadł na ten sam pomysł co ja!
– Pani… – jubiler zawiesił głos.
– Alina. Mam na imię Alina – podsunęłam szybko.
– A więc, pani Alino. Oprócz zdjęć biżuterii naturalnie mam też odnotowane numery telefonów zleceniodawców, jeśli zechcą taki podać. I mam tutaj numer do pani Joanny, która zleciła mi pracę. Nie mogę go pani podać, ale mogę tam zadzwonić i przekazać pani telefon.
Joanna? Byłam zawiedziona. Myślałam, że faktycznie natrafiłam na ślad krewnej, a tymczasem…
– Nie, nie wiem. Nie jestem pewna. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba – plotłam trzy po trzy, nie mogąc zebrać myśli. – Ja… pomyślę. Zastanowię się i jeszcze przyjdę. Do widzenia! – chwyciłam kolczyk i wyszłam z pracowni jubilera.
Tego dnia poszłam na cmentarz
Zapaliłam znicz na grobie babci i w myślach opowiedziałam jej, co mi się przytrafiło. Pytałam o radę. Dzwonić? Nie dzwonić?
– Oj, kochana, nie ułatwiasz – skarciłam babcię, która nie zamierzała dać mi żadnego znaku.
Widać sama musiałam podjąć decyzję, a że nie należę do osób impulsywnych, obiecałam sobie temat dobrze przemyśleć. Nagle przez głowę przeleciała mi myśl, żeby odwiedzić i prababcię. Jej grób leżał na końcu cmentarza, a ja… no cóż, muszę się przyznać, nie zachodziłam do niej zbyt często. Czym prędzej dokupiłam jeszcze jeden znicz i poszłam alejką w drugą stronę, cały czas myśląc o tajemniczej Joannie i jej kolczyku. Dotarłam do grobu prababki i, jak zwykle, ogarnęłam wzrokiem sąsiednie groby. Trzy rzędy dalej przykuł moją uwagę nowy nagrobek. Wcześniej był tam chyba tylko ziemny kopczyk i przechylający się krzyż. Podeszłam bliżej, bo chciałam zerknąć na zdjęcie osoby, która tam leżała. Nogi się pode mną ugięły na widok zdjęcia… mojej babci? Szybko przeczytałam napis i w szoku przysiadłam na płycie nagrobnej, powtarzając w kółko:
– Ciociu Alino, a więc wróciłaś. Wróciłaś do swoich!
To musiała być ona! Zdjęcie i to imię: Alina! Bo nazwisko było oczywiście jakieś obce, pewnie po mężu. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć! Patrzyłam na tabliczkę i w szoku, przez dłuższą chwilę, nie byłam w stanie odcyfrować daty śmierci. Gdy trochę ochłonęłam, zdałam sobie sprawę, że ciotka zmarła tydzień po mojej babci. Pewnie inaczej zauważyłaby nie tak odległy, nowy nagrobek… Przecież odwiedzała grób swojej matki co najmniej raz w miesiącu. Spędziłam na cmentarzu kilka godzin, krążąc od jednego grobu do drugiego. Mój Boże! Ciotka uciekła nie wiadomo gdzie, by po śmierci wrócić na stare śmieci. Ależ ten los dziwnie, dziwnie się plecie!
Do domu wróciłam późno
Felcio z oburzonym miauczeniem dopominał się o jedzenie. Machinalnie głaskałam koci grzbiet i nakładałam do miseczki karmę. Głowę miałam zajętą myślami i postanowieniem, że jutro, skoro tylko wybije dziewiąta, wrócę do jubilera. Najwyższa pora zakopać ten rodzinny topór wojenny Nocy nie przespałam. Myślałam o tych dwóch poróżnionych siostrach i w kółko oglądałam album ze starymi zdjęciami. Bliźniaczki były niesamowicie do siebie podobne. Moja babcia miała może trochę więcej uroku, który u Aliny gubił się w jakimś ostrym grymasie ust. Punkt dziewiąta następnego dnia znów otworzyłam drzwi do pracowni starego jubilera.
– A, to pani! – wychylił się z zaplecza. – W czym mogę dziś pomóc?
– Proszę wybrać numer tej pani Joanny i przekazać mi telefon – podałam mężczyźnie swoją komórkę.
Przez chwilę czekałam, aż odnajdzie numer, wybierze go i po kilku wypowiedzianych do słuchawki słowach przekaże mi telefon. Próbowałam wytłumaczyć wszystko kobiecie po drugiej stronie, aż w końcu zwyczajnie zapytałam:
– Czy jakaś kobieta w pani rodzinie miała na imię Alina?
W słuchawce na chwilę zapadła cisza, a potem usłyszałam ostrożne: „tak”. Potem rozmowa potoczyła się już łatwiej, a pani Joanna zaproponowała spotkanie.
– Chyba czas już zakopać topory wojenne naszych babek – oznajmiła.
Parę dni później czekałam na nią w kawiarence, która znajdowała się niedaleko jubilera. Na stole położyłam kolczyk i spoglądałam na drzwi. Kiedy weszła, nie miałam nawet cienia wątpliwości, że widzę kogoś z rodziny. Mało tego, uświadomiłam sobie, że znam tę dziewczynę z autobusu, ale nigdy, mimo podobnych rysów twarzy, bym nie przypuszczała, że to wnuczka Aliny. Podniosłam się na jej widok i uśmiechnęłam. Podeszła z wyciągniętą ręką:
– Joanna jestem.
– Jak moja babcia. A ja mam na imię Alina, jak twoja – odpowiedziałam. – Czyli że one, pomimo kłótni i wieloletniej rozłąki, nie potrafiły o sobie nawzajem zapomnieć?
Pokiwała głową, cały czas mi się przypatrując. Potem wzięła do ręki kolczyk i przyłożyła go to swojego pierścionka. To musiał być komplet, o pomyłce nie mogło być mowy. Zaproponowałam kuzynce, żeby zajrzała do karty i coś sobie zamówiła. Wybrała białą kawę jak ja… Przez chwilę, czekając na napój, siedziałyśmy w milczeniu.
– Skąd grób ciotki tutaj? – nie wytrzymałam wreszcie. – Zawsze słyszałam, że mieszkała daleko stąd!
Aśka uśmiechnęła się.
– Nie aż tak daleko. Tęskniła za tym miastem tak bardzo, że często tu przyjeżdżała. Na co dzień mieszkała jakieś sto kilometrów stąd – wyjaśniała kuzynka. – Moja mama urodziła się tam, ale tutaj studiowała i założyła rodzinę. A ja mieszkam tu od zawsze, od urodzenia.
– Wiem, to znaczy, przypuszczam. Kojarzę cię z autobusu – przyznałam się. – Ale dlaczego nigdy nie szukałyście kontaktu z rodziną?
– Babcia wspominała, że ma siostrę, ale jej wypowiedzi na temat rodziny były niejasne. Mama próbowała dopytywać, jednak zawsze stykała się z murem niezłomności babci.
– Myślałam, że chociaż wiesz, co takiego je poróżniło.
Joanna zawahała się
– Nie jestem pewna – powiedziała po chwili. – Ale kiedyś babcia powiedziała coś o odbitym narzeczonym.
„A więc miałam rację” – pomyślałam, głośno dodając:
– Babcia też sugerowała, że poszło o dziadka, ale bliżej nie wiem nic. I w sumie trudno się dziwić reakcji Aliny. Rzeczywiście była tak charakterna, jak twierdziła jej siostra?
– O tak, babcia to był czołg, taran, jeśli chodziło o przeforsowanie jakiejś decyzji. Nie znosiła kompromisów – potwierdziła Aśka. – Ale była też fajną, taką babciowatą babcią. Zawsze wróżyła mi z kart i częstowała ciastkami cytrynowymi.
– Wiesz, że zmarła tydzień po mojej babci? – zapytałam cicho.
– Coś ty! Poważnie?! – Aśka kręciła głową z niedowierzaniem. – Siostra przyszła po siostrę? Pokażesz mi zdjęcie mojej ciotki?
Skinęłam głową i podałam jej wyciągnięte z portfela zdjęcie. Kuzynka patrzyła na nie przez długą chwilę, a potem powiedziała:
– Rany, moja babcia na starość wyglądała dokładnie tak samo.
Zamilkłyśmy. Ja zastanawiałam się nawet nie nad tym, co poróżniło siostry. Trudno było mi uwierzyć w to, że ciotka Alina przez niemal całe życie ukrywała prawdę o swojej rodzinie. No i ten brak zgody na „zakopanie topora”. Niczego nie zmieniła tu nawet groźba śmierci, która w końcu połączyła siostry.
– Alu, zaprowadziłabyś mnie na grób ciotki? – Aśka przerwała milczenie.
– Jasne, leżą na jednym cmentarzu.
– To niewiarygodne! – szepnęła.
– Aśka, ale dlaczego ciotka nie jest pochowana w mieście, w którym mieszkała? Obok twojego dziadka, przypuszczam? – ciekawiła mnie jeszcze jedna kwestia.
– Dziadek zmarł dawno temu. Babcia, jak to babcia, radziła sobie dziarsko i wyśmiewała każdą chęć pomocy. Ale potem, kiedy choroba nie pozwoliła jej już samej funkcjonować, matka po prostu spakowała ją i przeprowadziła do nas. Była zła jak osa i dopóki jeszcze jakoś kontaktowała, nie chciała nawet słyszeć o spacerze czy nawet wyjściu do sklepu.
Zapatrzyłam się w okno. Żałowałam, że nigdy nie poznałam ciotki, ale czułam, że z siedzącą naprzeciw dziewczyną łączyła mnie już sympatia niezależna od więzów krwi. Aśka chyba myślała podobnie, bo na kolejną sobotę zaprosiła mnie do swojego mieszkania. Dobrze, że niesnaski babek nie zaważyły na naszej, kuzynowskiej relacji i tylko identyczne pierścionki przypominały o zawiłych losach naszej rodziny.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”